sobota, 23 listopada 2013

Rozdział drugi: Przyjaciółki

„Możemy dotknąć jutra dziś, żeby stworzyć trochę wspomnień, które nigdy nie wyblakną. [2]”
15 luty 2006 r.
            - Podrzucić cię? – spytał Richie gdy wychodziliśmy z Triple M Music.
- Nie, dzięki. Jestem samochodem – odpowiedziałam i zamachałam kluczykami.
- Zmotoryzowana – skomentował Mikel ze śmiechem.
- A jak. Widzimy się za tydzień – powiedziałam i wsiadłam do srebrnego BMW E 90. Zamykając drzwi usłyszałam tylko głos Izzy’ego:
- Czemu ona ma taki samochód, a ja nie?
            Zaśmiałam się głośno, czego nie było słychać na zewnątrz i odjechałam z piskiem opon. Czułam się dziwnie. Wszystko zaczynało mieć nagle swój realny kształt. Przemierzając zatłoczony Berlin uśmiechałam się sama do siebie. Samochód dostałam od rodziców po tym gdy dostałam się na studia medyczne. Byli szczęśliwi, że poszłam w ślady mamy, więc postanowili mi to jakoś wynagrodzić, że wytrzymałam ich presję. Cóż, długo się nie nacieszyli, bo po roku zawiesiłam swoją naukę i wylądowałam w studiu muzycznym by nagrywać swój pierwszy, debiutancki album. Wszystko było w zasadzie dopięte na ostatni guzik. Album był gotowy i czekał tylko na datę premiery czyli na połowę kwietnia. Singiel grany w radiach a teledysk był gotowy  do ujrzenia światła dziennego. Wszystko miało ruszyć za równy tydzień. Cieszyłam się, że zaczynam przygodę życia, ale jednocześnie czułam niepokój, że coś może pójść nie tak. Na dodatek wciągnęłam w to wszystko moją przyjaciółkę Patricię, która również rzuciła z tego powodu studia z tym, że farmaceutyczne. Byłam odpowiedzialna nie tylko za siebie, ale i za zwariowaną blondynkę, która postanowiła być moją charakteryzatorką. Zawsze jej powtarzałam, że powinna wybrać inny kierunek studiów, bo na farmacji będzie się marnowała. Miała prawdziwy talent do tworzenia makijaży oraz fryzur. Zawsze wyglądała nienagannie. Gdy byłyśmy jeszcze w liceum uczęszczała na kilka kursów dzięki, którym była jeszcze lepsza. Wszystko zależało od tego jak sprzeda się mój singiel. Wszystko zależało od jednej piosenki. Jeśli coś by się nie udało, wiedziałam, że nie tylko ja pójdę na dno… za mną również pójdzie Patricia. To była duża odpowiedzialność, o której zaczęłam myśleć dopiero wtedy gdy było za późno na wycofanie się. Wtedy już tylko publiczność mogła mnie pogrzebać.
            W końcu dotarłam pod blok, w którym mieszkałam z Patricią. A w zasadzie od tego dnia miałam mieszkać. Mieszkanie dostałam w spadku po babci. Rodzice zgodzili się, żebym w końcu w jakiś sposób się usamodzielniła. Zastanawiałam się jak dogadam się z tą długonogą blondynką. Była istną wariatką. Wszędzie jej było pełno. Potrafiła robić milion rzeczy na raz. W jednej chwili się śmiać, by w następnej zacząć płakać. Istna woda i ogień w jednym, ale właśnie za to ją kochałam. Uzupełniałyśmy się. Ja byłam bardziej poważna i stonowana, z kolei ona miała w sobie energii za nas dwie.
Przyjaciele - jedna dusza w dwóch ciałach. [1]
            Zaparkowałam samochód i ruszyłam w stronę swojego bloku. Towarzyszył mi tylko głos obcasów. Była mroźna zima. Marzyłam już o wiośnie i lecie, kiedy będzie można zdjąć już ciężki płaszcze i kurtki by ubrać coś lżejszego i bardziej zwiewnego. Mieszkanie znajdowało się na piętrze. Składało się z salonu, dwóch sypialni, z których jedna kiedyś należała do mojego dziadka od strony mamy  i jego brata, oraz łazienki, toalety i kuchni. Ledwo weszłam do przedpokoju i o mały włos, a już leżałabym jak długa. Potknęłam się o coś, tylko klamka, której się złapałam uchroniła mnie od upadku. Spojrzałam w dół, a sprawcą mojego niedoszłego zderzenia z panelami był but. I oczywiście ten but nie należał do mnie. Był to czarny botek na dziesięciocentymetrowym obcasie. Jego właścicielką była moja najlepsza przyjaciółka Patricia, która tego dnia miała się do mnie wprowadzić. Mogłam się spodziewać, że od wejścia zastanę bałagan. Blondynka nie należała do osób, które uwielbiały porządek i ten wcale się ich nie trzymał. Wszędzie walały się jej ubrania, rzeczy i kosmetyki. Włosy stanęły mi dęba mimo, że były związane w ciasny kucyk. Już zaczynałam żałować swojej propozycji. Mimo to dzielnie brnęłam w głąb swojego mieszkania tym razem już patrzyłam pod nogi by znowu o nic się nie potknąć. W salonie mojej przyjaciółki nie było. Na całe szczęście jej ubrania walały się wszędzie z wyjątkiem fortepianu, który stał pod ścianą. Nie znosiłabym jakiś ubrań na tym instrumencie. Gdy skończyłam osiem lat poszłam pierwszy raz do szkoły muzycznej i to był pierwszy instrument, na którym uczyłam się grać. Darzyłam go wielkim uczuciem. To on zapoczątkował moją pasję do muzyki. Wiele wyrzeczeń kosztowało moich rodziców kupienie mi fortepianu. Jednak cztery lata temu w końcu udało im się spełnić moje marzenie i w tym mieszkaniu stanęło moje cudo. Patricia doskonale wiedziała jaki jest on dla mnie cenny. Odłożyłam swoją niebieską torebkę z nadrukiem i skierowałam się do pokoju, który od teraz miał należeć do Pati. Idąc w dobrej chwili zrobiłam unik, bo udało mi się nie dostać po głowie czerwonym materiałem, który jak się mogłam domyślić był sukienką lub spódnicą blondynki.
- Długo masz zamiar robić z mojego mieszkania pobojowisko? – spytałam starając się stąpać po panelach tak, żeby nie nadepnąć na żadne z ubrań. Przechodzenie po polu minowym było łatwiejsze.
- O cześć. Nawet nie usłyszałam jak weszłaś – powiedziała i odwróciła się do mnie z uśmiechem. – Ja to zaraz posprzątam. Po prostu szukam moich zielonych spodni. Są mi natychmiast potrzebne.
- Wychodzisz gdzieś? – spytałam i odsunęłam z kanapy ubrania by móc chociaż na kawałku usiąść.
- Tak. Z ludźmi z roku na imprezę, wiesz moja ostatnia z nimi. Chcesz iść z nami? – spytała i dalej rzucała ubraniami.
- Wiesz, że nie mogę. Mam kompletny zakaz pokazywania się w miejscach publicznych o nie do końca dobrej reputacji do czasu wyjścia singla i teledysku – odpowiedziałam. – Swoją drogą, zupełnie nie wiem czy będzie sens, żebyś układała to znowu do szafy – dodałam, składając jakieś bluzki obok mnie.
- Dlaczego?
- Za tydzień ruszamy w trasę. Zaczynamy od Berlina, ale potem już całe Niemcy, Austria i Szwajcaria – powiedziałam.
- Aaaaaaaaaaa! – to był jeden wielki krzyk. Cud, że bębenki uszne mi nie popękały. – Mówisz serio? – Patricia natychmiast znalazła się przy mnie.
- Serio, serio. Dziś Mark i Mike mi powiedzieli. Przedstawili mi zespół przed, którym będę występować.
- I kto to jest? – Patricia umierała z ciekawości.
- Wiesz co? Oni niedawno zdobyli sławę. Jest piątka chłopaków każdy inny, no z wyjątkiem dwóch blondynków, którzy na upartego mogliby uchodzić za bliźniaków.
- Boysband? – przyjaciółka dla pewności spytała.
- Yhym – przytaknęłam.
- Gosh… Nienawidzę boysbandów – usłyszałam.
- To tylko przejściowe. Mark i Mike są pewni, że mój singiel odniesie sukces, a co za tym idzie i płyta. Gdy tylko tak się stanie przestanę być ich suportem i zacznę samodzielną trasę.
- Uffff. To dobrze, myślałam, że to ma być już tak na stałe. Mam was! – krzyknęła radośnie, gdy w końcu z jednej z wielu walizek wyciągnęła swoje zielone spodnie.
- Moje mieszkanie jest uratowane. Pójdę sobie pograć trochę na gitarze – powiedziałam. – Możesz to wszystko ogarnąć nim wyjdziesz? – spytałam.
- Jasne. Mieszkanie będzie lśniło czystością jak nigdy – zapewniła mnie.
- Powątpiewam – szepnęłam tak żeby mnie nie usłyszała i poszłam do swojego pokoju.
            Usiadłam na łóżku. Z futerału, który stał przy nogach wyjęłam gitarę. Przejechałam delikatnie po jej strunach, a one wydały z siebie najwspanialszy i najdelikatniejszy dźwięki. Z szafki przy łóżku wyjęłam zeszyt z nutami. Miałam tam zapisaną jedną melodię. Chodziła mi ona po głowie dość długo, ale niestety nie mogłam napisać do niej żadnego tekstu. Zaczęłam grać. W myślach słyszałam jeszcze do tego akompaniament fortepianu. Wszystko było zapisane na dwóch kratkach papieru, ale ja nie miałam do tego słów. Ta niemoc doprowadzała mnie do szału. Jednak dalej uparcie grałam z nut i próbowałam coś to tego dopasować. Dźwięki strun to było coś co mnie odprężało, a byłam zestresowana. Coraz mocniej zaczęło do mnie docierać to, że moje życie zaczyna się zmieniać. Nie wiedziałam czy tego chce. Wiedziałam, że chce spróbować. Zobaczyć jak to jest, ale nie wiedziałam czy chce mieć to na stałe. Nie wiedziałam czy chce wszędobylskich dziennikarzy, którzy będą tropić każdy mój ruch i zadawać przedziwne pytania. Nie wiedziałam czy jestem gotowa na krytykę tylu osób. Jednak to była moja szansa, mój czas. Możliwe, że wszystko pójdzie inaczej i poza jedną płytą nic więcej nie wydam i może nie pojadę w żadną samodzielną trasę koncertową. To było możliwe, ale chciałam mieć pewność, że podjęłam ryzyko, że zaryzykowałam i nie będę żałowała straconej szansy.
Przyszłość nadchodzi
Złap ją jeśli potrafisz
Magia jest wszędzie
Kiedy trzymasz to w swoim ręku
Możemy dotknąć jutra dziś,
Żeby stworzyć trochę wspomnień, które nigdy nie wyblakną. [2]
            Uderzałam w struny gitary i grałam cały czas tą samą melodię i liczyłam na to, że słowa same przyjdą, że nagle coś mnie oświeci. Jednak jak na złość w głowie była totalna pustka. Wiedziałam jednak, że słowa w końcu przyjdą. Kołatały mi się gdzieś w głowie tylko nie mogłam ubrać tego w pasujące do siebie zdania. Po dwóch godzinach wygrywania jednej melodii odłożyłam zrezygnowana gitarę. Spojrzałam na szafę, która zajmowała całą długość ściany. Były tam tylko ubrania. Od kilku lat nie wyrzuciłam z nich nic. Wszystko mogło mi się przydać. W przedpokoju stało około pięciu moich walizek i kilka pokrowców na sukienki. Musiałam zabrać część swoich rzeczy, bo w czymś trzeba występować. Nie chciałam nawet żeby wytwórnia kupowała mi nowe ubrania. Miałam swoje, które jeśli dobrze się połączyło mogły wyglądać bardzo dobrze. Postanowiłam zacząć już się pakować. Z przedpokoju wzięłam jedną walizkę i ułożyłam ją na łóżku. Zaczęłam wyjmować spodnie i przeglądać, które wezmę, a które zostawię. Początkowo trasa miała być kilkutygodniowa, ale ostatecznie podpisano umowę, że będę suportem do końca występów US5 w tym sezonie. Układałam je dokładnie na dnie walizki. W trasie będziemy z Patricią wszystko planować. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Proszę – powiedziałam.
- Wychodzę – usłyszałam głos blondynki, która zajrzała do środka.
- Już? – spytałam zdziwiona i spojrzałam na zegarek.
- No troszkę sobie pobrzdąkałaś na tej gitarze – usłyszałam.
- Straciłam poczucie czasu.
- Na pewno nie możesz iść ze mną?
- Nie mogę. Kontrakt. Baw się dobrze. Ja się trochę popakuję. Zupełnie nie wiem jak ja się zmieszczę w te pięć walizek.
- Dasz radę. Lecę. Nie czekaj na mnie – usłyszałam.
- Nie zamierzam – powiedziałam ze śmiechem.
            Blondynka wyszła z mieszkania, a ja wróciłam do swojej czynności, czyli próby upchania wszystkich swoich rzeczy w walizce.
________________________________________________________________
[1 ] Arystoteles
[2] Christina Aguilera - Celebrate the future
________________________________________________________________
Powiedzmy sobie szczerze, że ten rozdział wyszedł mi już lepiej. Nie jest taki przegadany. Jest w nim więcej przemyśleń. To, że Ade spotkała już US5 na swojej drodze nie znaczy, że od razu będzie ich tu nie wiadomo ile. Na samym początku będzie ich trochę mniej. Najbardziej chce pokazać jej życie jako wschodzącej gwiazdy. Wiadomo, że będzie to trochę podkoloryzowane, ale przecież to tylko opowiadanie.
Dziękuję za wszystkie cudowne komenatrze pod pierwszym rozdziałem. Dodaliście mi skrzydeł.
Kocham Was!

Wasza Lady Spark