„Ból, który odczuwasz, to
ból braku, nie ból utraty. [3]”
31
marca 2006 r.
Po wczorajszej awanturze z Jay’em zupełnie
nie miałam ochoty schodzić na śniadanie. Jednak musiałam pokazać się na dole.
Zupełnie nie wiedziałam czemu on mnie tak traktował. Nic mu nie zrobiłam, a w
ciągu niecałych dwudziestu czterech godzin zdążyliśmy się pokłócić dwa razy.
Statystykę mieliśmy imponującą. Ostatecznie postanowiłam zejść na dół i zjeść
jak każdy normalny członek ekipy śniadanie, które mi przysługiwało. Ubrałam się
w luźniejsze ubrania i spokojnie zeszłam na dół. Nie korzystałam z windy tylko
schodziłam po schodach. Nucąc sobie tylko znaną melodię przemierzałam kolejne
korytarze. Była godzina dziewiąta. Już dawno nie miałam okazji pospać do tak
późnej godziny. Zazwyczaj gdy zjawialiśmy się w nowym mieście to czekała mnie
cała masa wywiadów i sesji zdjęciowych dla lokalnych gazet. Tym razem było
trochę inaczej, co przyjęłam z ulgą.
Nucąc
jakąś wesołą melodię przemierzałam hotelowe korytarze zmierzając do
restauracji. Mijałam obsługę hotelową i gości. Każdego obdarowywałam uśmiechem.
Już dawno nie miałam tak dobrego nastroju z samego rana. Jednak nic nie może
trwać wiecznie. Przy samym wejściu do restauracji stał Jay i rozmawiał z kimś
przez telefon. Wzięłam głęboki wdech i z podniesioną głową wyminęłam mężczyznę.
W pomieszczeniu usiadłam między blondynkami i każdego z chłopaków obdarowałam
buziakiem w policzek.
- Co to za okazja? – spytał Mikel
smarując bułkę masłem.
- Wstałam dziś prawą nogą –
odpowiedziałam i nalałam sobie soku pomarańczowego do wysokiej szklanki.
Wdałam
się w ożywioną rozmowę z Richiem o psach i innych zwierzakach. Nawet nie wiem
czemu naszedł nas ten temat. Jednak byłam tak zaabsorbowana rozmową, że nie
zauważyłam nawet, iż naprzeciwko nas usiadł Jay i uważnie mi się przyglądał.
Pochłonięta rozmową nie zwracałam uwagi na nic poza rozmówcą i co chwila
wybuchałam śmiechem. Blondyn był fantastyczny, przy nim nie dało się nudzić.
Byłam od niego dwa lata starsza, ale doskonale czułam się w jego towarzystwie.
Był chodzącą energią, którą zarażał wszystkich po kolei. Podobnie jak ja był
bardzo zżyty ze swoją rodziną, ale różnica między nami polegała, że on od
początku chciał działać w show-biznesie, a ja nie do końca. Mimo to uwielbiałam
jego poczucie humoru i to, że zawsze można było na niego liczyć.
Wszyscy udawaliśmy, że
zupełnie zapomnieliśmy o urodzinach bruneta. Ja miałam doskonałą okazję do
tego, bo przecież darliśmy ze sobą koty o byle co, ale z kolei jego przyjaciele
i spółka nie mieli już tak dobrego argumentu. Zerknęłam na bruneta i
zauważyłam, że jest lekko zdezorientowany tym co się dzieje, ale starał się nie
dawać tego po sobie poznać i w najlepsze rozmawiał z Ursulą i Patricią, których
zadaniem było zabawianie go podczas śniadania. Zastanawiałam się czy mężczyzna
w końcu odkryje naszą grę, ale nic tego nie zapowiadało. Nawet menagerowie
grali z nami w jednej drużynie.
Z trudem zmusiłam się do
oderwania wzroku od bruneta. Nie mogłam. Wiedziałam, że nie mogłam nic do niego
poczuć, ale równie dobrze mogłam walczyć z wiatrem. To się działo wbrew mojej
woli i mojemu rozumowi, który podpowiadał sercu, że to zupełnie bez sensu.
Starając się ponownie wrócić na tor rozmowy z Stringinim i wywnioskować o czym
mówił, gdy ja na krótką chwilę odpłynęłam. Jednak z opresji wyratował mnie
Mark, który postanowił zabrać głos pod śniadaniu.
Jest zbyt dużo ludzi, którzy cię kochają,
a mnie nie dostrzegasz.
Nie wyjdę cało
z tej miłości do ciebie.
Jest zbyt dużo ludzi, którzy cię kochają,
którzy kręcą się wokół ciebie.
Wszystkie słowa miłości, które sieję,
są dla ciebie niesłyszalne. [1]
- O siedemnastej wszyscy widzimy się na
dole. Zero spóźnień. O piętnastej na ręce Patrici złożycie ubrania na koncert i
ona jest odpowiedzialna za transport tego do hali na koncert. A tym czasem
miłego dnia – zakończył swoje przemówienie.
- Ade, idziemy wybrać strój? – spytała
mnie blondynka.
- Jasne – zgodziłam się.
Wyszłyśmy
razem zostawiając resztę przy stole. Patricia nic nie mówiłam. Miałam wrażenie,
że coś ją gryzie, ale skoro nie chciała o tym mówić to nie mogłam jej do tego
zmuszać. Wierzyłam, że za jakiś czas się przełamie. Nie uszłyśmy za daleko gdy
usłyszałyśmy za sobą głos Chrisa, który wołał moją przyjaciółkę.
- Patricia! Pati, zaczekaj! -
Przystanęłyśmy by mógł nas dogonić, a następnie z kieszeni bluzy wyjął telefon
komórkowy blondynki. – Zostawiłaś go przy stole – powiedział i podał
dziewczynie zgubę.
- Zapomniałam go – stwierdziła ze
śmiechem blondynka, a ja z niedowierzaniem pokiwałam głową. – Dzięki wielkie,
Chris. Przekaż chłopakom, że swoje ciuchy maja przynieść do pokoju 301 –
poprosiła go, a on przytaknął głową.
Miałam
ochotę zanucić ‘Miłość rośnie wokół nas…’, ale powstrzymałam się, nie chcą
narazić się na gniew Smith i nie onieśmielić Chrisa jeszcze bardziej niż to
było możliwe. Od czasu gdy do nich dołączyłam poczynił wyraźne postępy w swoim
zachowaniu, ale dalej gdzieś unikał kontaktu z nami dziewczynami. Wyjątek
stanowiła Patricia, ale to też nie za często ze sobą rozmawiali. Chris mnie
zastanawiał i martwił jednocześnie. Widziałam, że próbuje się wdrożyć w
środowisko, ale szło mu to opornie. Ciężko się aklimatyzował. Znałam ten
problem i chciałam mu pomóc, ale on nie chciał tego, więc postanowiłam się nie
narzucać.
Wróciłyśmy
do mojego pokoju, by w spokoju przeszukać całą moją szafę i wybrać odpowiedni
strój. Plan na dzisiejszy wieczór był bardzo prosty. Po moim koncercie miałam
zaprosić wszystkich chłopaków na scenę i mieliśmy poprosić wszystkich o
zaśpiewanie sto lat Jay’owi, a następnie chłopaki mieli mu wręczyć prezent,
który kupili jakiś czas temu. Zarówno ja jak i Patricia oraz tancerze oddaliśmy
im pieniądze, bo nawet nie mieliśmy pomysłu co można by mu kupić. Blondynka, od
razu otworzyła moją szafę, a ja ze spokojem usiadłam na łóżku i czekałam co
zaproponuje.
- Może ten zestaw? – spytała mnie
przyjaciółka.
Spojrzałam
na to co prezentowałam i pokręciłam głową. Jeansowe szorty, brzoskwiniowa bluzka
z krótkim rękawem i okrągłym dekoltem marszczona na ramiączkach i pół okrągłym,
krótszym przodem, a do tego miętowe czółenka, turkusowe kolczyki ‘piórka’,
pasek nabijany ćwiekami i jeszcze jakieś inne dodatki, kompletnie nie pasowały
na urodzinową niespodziankę.
- Odpada. Nie będę wyglądać poważnie –
odpowiedziałam i upiłam łyk wody.
- A może to?
Tym
razem pokazała mi czarną sukienkę, bez rękawów, która z przodu miała drapowaną
zakładkę i góra sukienki składała się z dwóch warstw materiału. W lewej ręce
trzymała czółenka w kolorze beżowym z czarnymi wykończeniami i paskiem idącym
przez środek stopy i kokardką na czubku oraz paskiem idącym pod kostką. Należy
dodać, że sukienka miała niczego sobie dekolt.
- Mam do tego biżuterie? – spytałam.
- Założysz swój złoty zegarek od rodziców
i nic więcej nie trzeba – stwierdziła Patricia. – Włosy zostawimy rozpuszczone,
ale lekko je pofalujemy. Nad makijażem nie wiem, ale postawiłabym tylko na
kreski na powiece i mocno czerwoną szminkę na ustach.
- Skoro tak twierdzisz – powiedziałam i
włączyłam telewizor.
- Zupełnie cię nie interesuje jak
będziesz wyglądać? – usłyszałam pytanie.
- Jasne, że mnie interesuje. Przecież
odrzuciłam jeden strój – odpowiedziałam.
- Co się z tobą dzieje?
- Nic – zakończyłam rozmowę.
Moim
problemem był Jay. Próbowałam go ignorować, ale to tak jakby człowiek miał nie
oddychać. Był częścią tego zespołu, więc musieliśmy się tolerować, a wychodziło
nam to coraz gorzej. Miałam nadzieje, że w końcu wszystko się ustabilizuje. Nawet
nie wiedziałam kiedy zasnęłam na kanapie i obudziła mnie Patricia, która
zakomunikowała mi, że musimy już wychodzić. Niechętnie opuściłam wygodną kanapę
i wyszłam razem z blondynką, przy okazji pomagając jej nieść stroje chłopaków.
Przed hotelem była cała masa dziennikarzy. Wzniosłam oczy ku niebu i próbowałam
dostać się do busa, którym mieliśmy jechać. Nigdy nie miałam dość siły, a tym
bardziej gdy ktoś próbował mi wsadzić aparat prosto w oczy. Na szczęście,
któryś z chłopaków odepchnął lekko mężczyznę i mogłam schować się w bezpiecznym
samochodzie.
Każdy z nas zajęty był swoimi
myślami. Ja próbowałam skupić się na dzisiejszym koncercie, który nadszedł
niewiadomo kiedy. Nim się zorientowałam śpiewałam z publicznością swoje
piosenki z pierwszej płyty. To było coś pięknego, gdy ludzie znali Twoje utwory
i dobrze się przy nich bawili nawet jeśli byłaś tylko suportem ich idoli.
Uśmiechnięta chodziłam po scenie i dawałam z siebie wszystko, a nawet dwa razy
więcej. W końcu zaśpiewałam wszystko co miałam do zaoferowania. Światła zgasły,
a wszyscy spodziewali się, że zaraz wyjdą chłopaki z piosenką ‘I Can’t Sleep’. Ja jednak dalej stałam
na scenie i uśmiechałam się do publiczności.
- Sądząc po waszych transparentach
doskonale wiecie co dzisiaj za dzień i kto obchodzi swoje święty. –
Powiedziałam ze śmiechem rozglądając się po hali, gdzie dało się zauważyć kilka
transparentów z życzeniami dla Jay’a. – Richie, Chris, Mikel, Izzy i Jay, czy
możecie tu przyjść? – spytałam zwracając się za kulisy. Na scenę wszedł zespół
na czele z zaskoczonym Jay’em, a ja się tylko uśmiechnęłam. – Happy Birthday to
you – zaintonowałam, a zaraz ze mną dołączyli się chłopaki oraz cała hala.
Spojrzałam
na bruneta i widziałam, że się tego nie spodziewał. Patrzył na nas wszystkich z
zaskoczeniem. Uśmiechnęłam się do niego, a on to odwzajemnił. Miałam wrażenie,
że serce wyskoczy mi zaraz z piersi.
- Happy Birthday to you! – zakończyłam. –
Wszystkiego co najlepsze Jay od nas wszystkich. No chłopaki wyskakiwać z
prezentu – powiedziałam ze śmiechem, a hala zaczęła bić brawa.
Chłopaki
wręczyli niewielki pakunek, a jubilat każdego z nas do siebie przytulił. Miło
było chociaż przez chwilę nie drzeć z nim kotów.
- Pogadamy później? – spytał mnie na
ucho.
- Tak. Nie ma problemu – odpowiedziałam z
uśmiechem i poklepałam go po ramieniu, aby zniknąć z kulisami.
Nie przebierałam się, bo w hotelu
czekała na nas uroczysta kolacja razem z tortem, a chciałam dobrze wyglądać.
Schowałam się garderobie i rozmawiałam ze swoimi tancerzami. To było dziwne, że
spędzaliśmy ze sobą tak mało czasu. Jedna próba przed każdym występem i to było
wszystko na co sobie pozwalaliśmy. Ja i tak mało uczestniczyłam w ich
choreografii. Ja śpiewałam, oni tańczyli i to było wszystko jakoś grało. Po
dobrych dziewięćdziesięciu minutach czekania, zgrzani panowie wturlali się do
mojej garderoby. Jeszcze raz złożyliśmy wszyscy Jay’owi życzenia. Miło było
widzieć uśmiech na jego twarzy. Tancerze postanowili pójść do pobliskiego
klubu, a my zdecydowaliśmy się, że idziemy na przepyszną kolację jaką
zamówiliśmy dla Khana. Stojąc pod ścianą i czekając, aż wszyscy się zbiorą,
obserwowałam Ursulę i Richiego. Blondyn ze wszystkich sił próbował do czegoś
przekonać rudowłosą, ale ona uparcie mu odmawiała. Przyglądałam im się dłuższą
chwilę. On obejmował ją ramieniem, a ona nie miała nic przeciwko temu.
Uśmiechała się do niego i patrzyła prosto w oczy. Zastanawiałam się czy z tego
coś będzie. Oboje byli bardzo zwariowani i szaleni, ale wiedzieli co jest
ważne. Gdyby tylko Ula nie miała żadnej tajemnicy to wszystko byłoby w
porządku. Dało się zauważyć, że coś ukrywa. Jej oczy to zdradzały. I gdy
dokładnie się jej przyjrzałam zauważyłam, że mimo tego, że pozwala się objąć
blondynowi to jednak trzyma go na dystans. Jakby bała się każdego jego ruchu.
To było dziwne. Byłam pewna, że coś ukrywa. Że ma sekret, którego nie chce
nikomu zdradzić. Jednak jak przekonać ją do tego aby otworzyła się przede mną
lub Patricią? Nie miałam pojęcia. Próbowałam zdobyć jej zaufanie i przyjaźń,
ale odbijałam się tylko o twardy mur, który ciężko było przebić.
Zrozumcie,
że język może ukryć prawdę, ale oczy - nigdy. [2]
- To idziemy? – spytał Izzy.
- Chyba jedziemy – poprawił go Mikel.
- Ja i Ade przejdziemy się – powiedział
Jay.
- Uuuuuuu… Czy jest coś o czym nie wiemy?
– spytał Izzy poruszając dwuznacznie brwiami.
- Debil – powiedziałam i pokazałam mu
język. – Ale nie mam żadnej kurtki ze sobą – rzekłam do Jay’a.
- Pożyczę ci moją bluzę – powiedział
brunet.
- To ja proponuje, abyśmy wszyscy się
przeszli – wychylił się Chris.
- Oooo i to jest bardzo dobry pomysł –
poparłam go z uśmiechem i przybiliśmy piątkę.
- No dobra. To dzwonię do Marka by
kierowca na nas nie czekał – powiedział Mikel.
Jay
podał mi swój sweter, abym nie zmarzła. Do hotelu mieliśmy dobry kawałek drogi.
Najpierw wyszli Izzy i Mikel, którzy nagle znaleźli jakiś super temat.
Następnie trzy blondynki: Patricia, Chris i Richie, a potem ja i Jay. Jego
sweter pachniał tak przyjemnie, że marzyłam o tym, by go sobie zostawić.
Szliśmy chwilę w milczeniu. Jednak to mi nie przeszkadzało. Było to lepsze od
naszych ciągłych kłótni. Lubiłam go i to trochę bardziej niż powinnam i
cieszyłam się jak dziecko gdy był blisko.
Czuję,
ze jestem tak daleko od ciebie w tych chwilach,
w
których nie chcę, żebyś wierzył, że czekam na ciebie.
Zmuszam
się do nadziei, jednak oszukuję tylko samą siebie...
Więc
patrzę na ciebie.... [1]
- Chciałeś o czymś porozmawiać –
powiedziałam, przerywając ciszę.
- Tak. Chciałem cię przeprosić za moje
ostatnie zachowanie. To przed hotelem i w autokarze…
- Nic się stało – przerwałam mu, chociaż
prawda była zupełnie inna. Bolało mnie jego zachowanie. Zupełnie nie wiedziałam
o co mu chodzi, a dziwnie zależało mi na tym, by mieć z nim poprawne stosunki.
– Naprawdę. Nic się nie stało – powtórzyłam.
- Źle się czułem, że naskoczyłem na
ciebie bez powodu. W autobusie sam cie zawołałem i naskoczyłem jak szalony.
- Jay, powiedziałam już, że nic się nie
stało.
- Ade, cieszę się, że tak mówisz. Jednak
bardzo mi głupio, bo sam ci to zaproponowałem, a potem nakrzyczałem jak
szalony. Ale ta piosenka, którą przeczytałaś… - Zawiesił na chwilę głos, by po
chwili mówić dalej. – Ona jest bardzo osobista…
- Jay nie musisz już nic mówić – kolejny
raz mu przerwałam.
Resztę
wiedziałam już sama. Skoro była osobista to znaczyło, że stała za tym kobieta.
Kochał kogoś, a mnie sprawiła ta wiadomość dziwny ból. Mogłam się przecież tego
spodziewać. Był sporo starszy od nas wszystkich i chciał w końcu ułożyć sobie
życie. Jednak to bolało. Gdzieś zakuło mnie w sercu, a do oczu napłynęły mi
łzy. Zamrugałam kilka razy powiekami, by tylko się nie rozpłakać. Zastanawiałam
się czy ta kobieta jest jego warta? Czy zna go tak dobrze, by dać mu szczęście?
Zastanawiałam się jak ona wygląda. Czy jest wysoką blondynką o niebieskich jak
niebo oczach? Czy może jest to gorąca brunetka o roziskrzonych oczach? Nie
umiałam sobie jej wyobrazić obok niego. Nie chciałam dopuścić do siebie myśli,
że mogę coś do niego czuć, ale chyba tak było. Nie był mi zupełnie obojętny.
Był ważny i z każdym dniem stawał się ważniejszy. Nie mogłam się z tym pogodzić
dlatego nie dopuszczałam nawet takiej możliwości. Mój świat powoli się zmieniał
i nabierał takich kształtów jakich nawet bym nie pomyślała. Bałam się tego, ale
wiedziałam, że musze stawić temu czoło.
Ból,
który odczuwasz, to ból braku, nie ból utraty. [3]
- Mam nadzieję, że ta piosenka będzie
hitem. Mnie się bardzo podobała – powiedziałam szczerze i uśmiechnęłam się.
- Chciałbym, żeby podobała się jednej
osobie. Tej, o której ona jest – rzekł patrząc w chodnik.
- Z pewnością tak będzie. Musi to być
ktoś wyjątkowy dla ciebie.
- Jest, ale ona jeszcze o tym nie wie.
- Musisz jej koniecznie powiedzieć. Ona
musi o tym wiedzieć. W końcu jesteś wyjątkowym facetem… - chciałam mówić dalej,
ale przerwał mi Izzy, który chciał abym do niego dołączyła, bo miał mi coś
ważnego do powiedzenia.
- Powiem… Kiedyś – wyszeptał sam do
siebie i spojrzał w jasno świecące gwiazdy.
_______________________________________________________________
[1] Helene Segara – “Il ya trop de gens qui t'aiment”
[2] Michaił Afanasjewicz Bułhakow
[2] John Maxwell Coetzee
________________________________________________________________
Rozdział wyjątkowo krótki. Ale jakoś tak
wyszło, że czasu na pisanie i weny mam jak na lekarstwo. Och, w końcu zaczyna
się coś dziać! No, nareszcie. W następnym rozdziale scena, którą mam
zaplanowaną od samego początku, obym jej tylko nie zepsuła.
PS Znacie może dobry sposób na poparzenia słoneczne?
Całuję, Lady Spark