„Uprzedzenia są trwałe jak plamy
atramentu i trudno je usunąć. [1]”
22
luty 2006 r.
Była godzina szósta rano, a ja z Patricia
stałyśmy pod naszym blokiem w otoczeniu chyba tuzina walizek i czekałyśmy na
producentów. Tego dnia miałam ruszyć w trasę. W zasadzie to ledwo patrzyłam na
oczy. Do mieszkania wróciłyśmy około północy, a wstać musiałyśmy o czwartej,
żeby się wyrobić na szóstą. Jak na złość panowie spóźniali się już piętnaście
minut. Było zimno i ciemno. Czułam coraz większą irytację. Nienawidziłam gdy
ktoś się spóźniał. W końcu jednak zza rogu wyłonił się nie duży bus. Widziałam,
że Patricia po prostu zaklęła pod nosem na chwilę przed tym nim zauważyłyśmy
pojazd. Mark i Mikie wysiedli ze środka.
- Wybaczcie za spóźnienie, ale oni jak
zwykle nie mogli się zebrać – powiedział Mark.
- Powiedz po prostu, że to blondynki
zapomniały połowy rzeczy spakować – dorzucił Izzy i wysiadł z auta. – Cześć
piękności moje – przywitał się ze mną.
- Cześć – powiedziała chłodno blondynka.
Pokiwałam
tylko głową. Patricia nawet nie starała się ich polubić. Ostentacyjnie udawała,
że ich nie zauważa. Nie wiedziałam co z nią zrobić. Była uparta jak osioł i
jeśli coś sobie ubzdurała to ciężko było ją przekonać, że coś wygląda inaczej.
Tak właśnie było w przypadku boysbandów. Uparła się, że jest to twór sztuczny –
i tu w zasadzie przyznawałam jej rację – i jego członkowie są po prostu
zaparzeni w siebie i nie umieją nic. Próbowałam ją przekonać, że US5 jest inne
i ci mężczyźni są sympatyczni. Ja polubiłam ich od pierwszego spotkania w
wytwórni. Zwłaszcza szalonego dredziarza, którego już traktowałam jak starszego
brata. Uśmiechnęłam się do niego i pozwoliłam objąć ramieniem. Reszta zespołu
pomachała mi z busa. Za busem, którym miałam podróżować stał drugi. Nieco
mniejszy, ale widziałam w nim kilka postaci. To do niego kierowcy wkładali moje
bagaże, a te które już się nie zmieściły przenieśli do pierwszego.
Zorientowałam się, że w drugim samochodzie mieli jeździć tancerze. Pomachałam
do nich, a oni odwzajemnili mój gest. Gdy walizki były już w bagażnikach,
wsiadłyśmy do pierwszego busa.
- Cześć! – krzyknęłam.
- Idź do przedostatniego rzędu, po
prawej. Siedzisz ze mną – powiedział mi do ucha Izzy.
- Ale Patricia…
- Blondynka usiądzie po drugiej stronie w
tym samym rzędzie – uspokoił mnie.
Pozwoliłam
Amerykaninowi usiąść od strony okna, a sama zajęłam miejsce obok. Patricia
usiadła tam gdzie powiedział mi Izzy.
- Jak chcesz to mogę usiąść obok –
odezwałam się do blondynki.
- Nie. Zamierzam iść spać – powiedziała i
ułożyła się wygodnie.
Nie
wiedziałam czy jest na mnie zła. Zupełnie jej nie rozumiałam. Ta dziewczyna
zawsze była otwarta na nowe znajomości. Jednak wtedy zupełnie jej nie
rozumiałam. Nigdy nie oceniała po poglądach, kolorze skóry czy wyznaniu. Zawsze
dawała szansę. Wtedy jednak nie zamierzała zmienić swojego zdania.
Uprzedzenia
są trwałe jak plamy atramentu i trudno je usunąć. [1]
Izzy
objął mnie ramieniem i uśmiechnął się. Cieszyłam się, że to ich suportem byłam.
Gdybym miała występować przed jakąś nadętą artystką to pewnie zaczęłabym
płakać. Oni mieli ogromny dystans do siebie. Mieli świadomość drogi jaką
przeszli, żeby być w tym miejscu, w którym byli. Chłopaki żywo rozmawiali i
starali się wpleść mnie w tę rozmowę. Opowiadali różne śmieszne sytuacje.
Głównie dotyczyły one okresu, gdy wszyscy byli w Ameryce i walczyli o miejsce w
zespole.
- Żebyś widziała minę Izzy’ego gdy szedł
do Lou na rozmowę. No myślałem, że zejdzie na zawał – powiedział ze śmiechem
Richie.
- No ciekawe jak ty byś blondyneczko
zareagował jakby ci groziło wywalenie z zespołu. Zresztą nie byłeś lepszy. Też
byłeś w tej kwestii na dywaniku. I wiesz co Ade?
- Nie – odpowiedziałam.
- Nasza blondyneczka o mały włos nie
zemdlała i nie popłakała się.
- Oj, już nie kłam. Wcale nie miałem
takiej miny – zaprzeczył ostro Richie.
Śmiałam
się jak szalona, a producenci tylko mi się przyglądali. Chyba byli w szoku, że
znalazłam tak szybko kontakt z chłopakami. Najmniej z całej piątki mówił Chris.
Zastanawiałam się czy nie peszę go razem z Patricią. Chłopak był bardzo
zamknięty w sobie. Często jednak denerwował się gdy Izzy go przezywał lub mu
dokuczał, obiecałam sobie, że opanuje pod tym względem dredziarza. W końcu
musiał się trochę ogarnąć i wziąć pod uwagę uczucia innych. W końcu sama
postanowiłam się przez chwilę zdrzemnąć, bo cztery godziny snu po takim stresie
to dla mnie było stanowczo za mało. Kolejny występ mieliśmy dopiero następnego
dnia w Monachium, mieliśmy przed sobą dobre sześć godzin jazdy. Izzy pozwolił
mi się o siebie oprzeć. Okryłam się kurtką i nim pomyślałam jedno, dłuższe zadanie zasnęłam.
Obudziłam
się, gdy bus zatrzymał się na postój. Przeciągnęłam się i uderzyłam kogoś w
nos.
- Przepraszam! – powiedziałam i
odwróciłam się.
Poszkodowanym
był Jay. Trzymał się za nos.
- Nic ci nie jest? – spytałam przerażona.
- Nie, spokojnie. Masz silny cios –
powiedział.
- W końcu wychowywałam się z dwójką
starszych braci – stwierdziłam i ubrałam kurtkę. – Idę wyprostować nogi.
- Idę z tobą – usłyszałam.
Wyskoczyłam
z busa zadowolona, że mogę zaczerpnąć świeżego powietrza. Wzięłam głęboki
oddech i uśmiechnęłam się do producentów, którzy stali na parkingu i popijali
kawę. Zapach życiodajnego napoju uświadomił mi, że sama chętnie bym się go
napiła. Odwróciłam się, żeby wrócić się do środka po torebkę z portfelem w
środku, gdy wpadłam na Jay’a.
- Matko, nie stawaj za mną – powiedziałam
ze śmiechem. – Zabije cię kiedyś.
- Spokojnie, twardy jestem. W końcu życie
z młodszym rodzeństwem do czegoś zobowiązuje – zaśmiał się ze mną. – Chcesz
kawy? – spytał.
- Właśnie wracałam się po portfel, kiedy
próbowałeś mnie stratować – odpowiedziałam.
- Przyniosę ci – rzekł i poszedł na
stację, na której się zatrzymaliśmy po kawę.
Zapięłam
kurkę i ręce włożyłam do kieszeni. Świeże i zimne powietrze od razu mnie
orzeźwiło. Uśmiechnęłam się do Marka i Mikie’a. Przysłuchiwałam się ich
rozmowie, ale jednocześnie nie docierały do mnie ich słowa. Starałam się w
końcu wyrzucić nieprzyjemne myśli z głowy. Nie zastanawiałam się w ilu miejscach
będę przez najbliższe pół roku. Nie zastanawiałam się również nad tym ile dni
wolnego będę miała przez ten cały czas. Skoro zdecydowałam się na to, to
musiałam być gotowa na każde poświęcenie. Wierzyłam, że dzięki wsparciu tych
wszystkich ludzi uda mi się nie ze świrować. Czekając na Jay’a napisałam mamie
smsa, że mam właśnie postój. Obiecałam rodzicielce, że będę odzywała się tak
często jak tylko będę mogła. Już tęskniłam za moją zwariowaną rodziną, a
najbardziej za braćmi. Mimo, że często działaliśmy sobie na nerwy, to byliśmy
od siebie uzależnieni. Brunet przyniósł mi kawę, podziękowałam skinieniem głowy
i upiłam łyk gorącego napoju. Poczułam jak przyjemne ciepło rozchodzi się po
moim cieple. Zapach kawy od razu pobudził mój mózg do pracy. Uśmiechnęłam się
do wszystkich i delektowałam się napojem. Z busu wyszli prawie wszyscy
członkowie US5 z wyjątkiem Izzy’ego, który najprawdopodobniej spokojnie sobie
spał. W pewnym momencie w drzwiach samochodu pojawiła się również blondynka, z
zaspanymi oczami. Źle postawiła nogę i bardzo prawdopodobny upadek na twarz,
nie doszedł do skutku dzięki refleksowi Chrisa. W ostatniej chwili złapał
Patricię za rękę. Uśmiechnęłam się pod nosem. Moja przyjaciółka miała wielkie
szczęście, że powiedziała ‘dziękuje’ do blondyna, bo gdyby tego nie zrobiła to
ja zostałabym bez stylistki, którą sama bym zabiła. Ignorując mój wzrok
skierowała swoje kroki do budynku. Szła kupić kawę. Podobnie jak ja słabo
funkcjonowała po czterech godzinach snu. Byliśmy jakieś dobre trzy godziny
drogi od Berlina, czyli w połowie. Krajobraz niewiele się zmienił. Pola, łąki,
niewielkie gospodarstwa. Wszystko wyglądało tak samo. Gdyby ktoś spytał mnie
wtedy, czego się spodziewałam, odpowiedziałabym, że nie wiem. Taka była właśnie
prawda. Sama nie wiem czego oczekiwałam. Kawa podziałała na mnie bardzo dobrze.
Czułam, że powracają mi wszystkie czynności życiowe. Rano działała jeszcze
adrenalina, które pomału opuszczała mój organizm. Wracałam do normalności.
Blondynka wróciła do nas z kubkiem kawy. Stuknęłyśmy się plastykowymi
kubeczkami i obdarowałyśmy się uśmiechem. Znaczyło to dla nas tyle, że wcale
nie jesteśmy na siebie obrażone i wszystko wraca do normy. Nie miałyśmy ochotę
na rozmowę, po prostu stałyśmy ramię w ramię i zastanawiałyśmy jak bardzo zmieni
się jeszcze nasze życie, bo wystarczyło pół roku bym rzuciła studia, potem
potrzebne były tylko dwa tygodnie by Patricia podjęła decyzję o tym, że
dokończy edukację w innym terminie. Byłyśmy – same nie wiedziałyśmy dokładnie
gdzie – byłyśmy w obcym miejscu, z obcymi ludźmi i w zasadzie cieszyłyśmy się z
tego co mamy.
Zastanawiałam się czemu
postój trwa tak długo. Przecież kawę spokojnie mogliśmy dopić w środku. Nie
zadawałam jednak zbędnych pytań. Nie miałam najmniejszej ochoty wracać do
dusznego busa, który podczas naszej nieobecności wietrzył się. W końcu z jego
środka wyszedł zaspany Izzy. Od razu skierował swoje kroki w moją stronę i bez
pytania zabrał z mojej ręki kubek z życiodajnym napojem. Spojrzałam na niego
oburzona.
- Oddawaj to moje! – powiedziałam głośno
i próbowałam mu zabrać swoją własność.
- Oj, nie bądź taka. Podziel się z
potrzebującym – rzekł i upił kolejny łyk kawy. – No dobra, masz już, masz –
powiedział, gdy go nadepnęłam.
- Dziękuję.
- Za pięć minut odjeżdżamy –
zakomunikował jeden z kierowców.
- To ja pójdę jeszcze do toalety –
powiedziałam do producentów, żeby przypadkiem nie odjechali beze mnie.
- Potrzymać ci kawę? – spytał Izzy z
nadzieją w głosie.
- A wypij ją nawet – powiedziałam do
niego.
- Mark, Mikie zakontraktowaliście
prawdziwego anioła – rzekł Izzy, a cała reszta zaczęła się śmiać.
To
nowy świat - to nowy początek
Żyje
wraz z biciem młodych serc
To
nowy dzień - to nowy plan
Czekałem
na Ciebie
Oto
jestem [2]
________________________________________________________________
[1] Stefan Garczyński
[2] Bryan Adams – „Here I Am”
_______________________________________________________________
Dooooobra… Lałam wodę cały rozdział i
nawet nie patrzyłam, czy nie wylałam jej za dużo. Przepraszam za to. Ale musi
być taki rozdział, gdzie po prostu nic się nie dzieje. Musi być. Nie do końca
wiedziałam co chcę dać w tym rozdziale i to chyba dlatego. W następnym też nie
wiem co dam, ale pomyślę kilka dni i coś wymyślę. Jestem tego pewna.
Kocham Was, Lady
Spark