poniedziałek, 6 stycznia 2014

Rozdział piąty – Pierwszy koncert

„To początek nowy, nowa Ciebie część. [2]
22 luty 2006 r.
            Pierwsze co zrobiłam po wyjściu z budynku to był głęboki wdech świeżego powietrza. Było kilka minut po godzinie dwunastej. Za sześć godzin miałam dać swój pierwszy koncert. Nie bardzo wiedziałam, co teraz będzie się działo. Nie zrobiłam dobrze jednego kroku, a zostałam otoczona przez grupę młodych ludzi. Podstawiali mi pod nos kartki, robili zdjęcia. Czułam się  totalnie zdezorientowana. Poszukałam wzrokiem Marka, który pokazał mi żebym podpisała kilka kartek. Wzięłam długopis, który o mało nie wydłubałby mi oka i zaczęłam składać swój podpis na różnych kartkach. Uśmiechałam się delikatnie cały czas. Nie bardzo wiedziałam co to wszystko znaczy. Teledysk miał dopiero co swoją premierę. Na stronie internetowej była tylko wzmianka, że dziś udzielę pierwszego wywiadu. W końcu udało mi się dać autografy większości, gdy odezwał się Mike.
- Przepraszam, ale Ade musi już iść.
            Uśmiechnęłam się przepraszająco i starałam się przedostać przez grupkę ludzi. W końcu udało się mi wsiąść do auta.
- Co to było? – spytałam.
- To byli twoi pierwsi fani. Teraz pojedziemy zawieźć Patricię po twoje ubranie na koncert. Ona spakuje rzeczy i dotrze do nas taksówką. Następnie jedziemy pod halę. Zrobimy małą próbę, poznasz zespół taneczny i zaczniesz się szykować do występu – powiedział Mark i podał Pati wejściówkę. – Pokażesz to ochroniarzom to cię wpuszczą bez problemu. Lepiej zawieść to sobie na szyi – dodał.
- Nie ma problemu – odpowiedziała blondynka.
- A co ze mną? – spytał Izzy.
- Jedziesz z nami. Reszta zespołu powinna już być na miejscu. W końcu macie nie wiele więcej czasu niż Ade – rzekł Mike.
            Przysłuchiwałam się temu wszystkiemu w milczeniu. Już nie było odwrotu. Kropka nad ‘i’ została postawiona. Koło ruszyło. Cała maszyna rozpoczęła swój proces. Nawet nie wiedziałam kiedy ten cały czas przygotowań minął. Dopiero zaczynało do mnie to docierać. Jednak nie wierzyłam, że to wszystko będzie miało tak radosne kolory. Wiedziałam, że muszę przygotować się również na falę krytyki, która lada dzień mogła nadejść. Ze zdenerwowania zaczęłam skubać skórki. Teraz zaczynało się moje być albo nie być. Jeszcze wczoraj byłam przekonana, że jeśli to wszystko okaże się jedną wielką klapą to wrócę do swojego poprzedniego życia. Dziś jednak nie byłam do końca pewna, czy uda mi się wrócić do normalności tak od razu i bez żadnego bólu. To zadziwiające jak człowiek szybko przyzwyczaja się do ego co nagle zaczęło go otaczać.  W głębi duszy liczyłam, że wszystko potoczy się dokładnie tak jak szło teraz, czyli, że pierwszy singiel odniesie sukces, a wraz z nim cała płyta. Chciałam tego. Nagle przestało liczyć się wszystko inne. Wiedziałam, że raz przeczę sobie, a za drugim razem zgadzam się sama ze sobą. To nie było normalne. Byłam niezdecydowana.
Zawsze trzeba działać. Źle czy dobrze, okaże się później. Żałuje się wyłącznie bezczynności, niezdecydowania, wahania. Czynów i decyzji, choć niekiedy przynoszą smutek i żal, nie żałuje się. [1]
            Po odwiezieniu blondynki musieliśmy dotrzeć pod halę. Zajęło nam to dobrą godzinę. Izzy cały czas gadał jakieś głupoty, na których nawet się nie skupiałam. Myślami byłam gdzieś daleko. Wspominałam całe swoje dotychczasowe życie. Szczęśliwe dzieciństwo, strach przed przeprowadzką i brakiem akceptacji w nowej szkole. Strach, że nie opanowałam na tyle języka, żeby zrozumieć nauczycieli lub innych uczniów. Pamiętałam doskonale to uczucie. Zaczęło towarzyszyć mi również teraz. Czułam strach przed odrzuceniem przez słuchaczy. Czułam strach przed pierwszym występem na żywo. Chociaż nie był pierwszy. Tyle razy występowałam na różnych festynach czy przedstawieniach i wtedy nie czułam nic. Po prostu robiłam to co lubię. Im byliśmy bliżej hali tym bardziej czułam, że za chwilę zwrócę trzy łyki herbaty, które wypiłam rano. Czułam, że zrobiłam się strasznie blada, jeśli nie zielona na twarzy. Jednak nim podróż zakończyła się katastrofą dojechaliśmy na miejsce. Szybko wysiadłam z samochodu i zaczęłam głęboko oddychać. Cała się trzęsłam. Patrzyłam przerażonym wzrokiem nam budynek, do którego miałam za chwile wejść i czułam, że nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Oddychałam głęboko, bo mdłości nie odchodziły. Spojrzałam przerażona na Marka i Mikie’a oraz na Izzy’ego. Stali kilka kroków od auta i czekali na mnie. Pokiwałam przecząco głową i zaczęłam płakać. Ze strachu i bezsilności. Bałam się, że nie podobałam, a emocje, które gromadziły się we mnie od dwóch tygodni, kiedy koło powoli się ruszało, musiały w końcu znaleźć ujście. Łapałam spazmatycznie powietrze i za nic w świecie nie byłam w stanie zrobić kroku. Nigdy wcześniej nic takiego mi się nie przydarzyło. Wszystko co mnie ostatnio spotykało działo się pierwszy raz w życiu, a ja już miałam dość. Gdyby tylko nogi nie odmówiły mi posłuszeństwa to najprawdopodobniej uciekłabym do domu rodziców i rzuciła kontraktem muzycznym o ścianę. Jednak nogi miałam jak z ołowiu.
- Pogadam z nią. Wejdźcie do środka – powiedział do producentów.
- Jesteś pewny, że dasz sobie radę? – spytał Mark.
- A kto wie, co ona czuje? Doskonale znam to uczucie – odpowiedział Izzy i podszedł do mnie. – No już spokojnie. Nie płacz – zaczął mówić delikatnym  głosem.
            Sama nie wiedziałam co się dzieje. To wszystko było takie obce i niemiłe. Chciałam jak najszybciej pozbyć się tego uczucia.
- Będzie dobrze.
- Nie będzie – zaprzeczyłam słabym głosem.
- Jak nie będzie, jak będzie. Wiem co mówię. Sam to przeżywałem, gdy miałem dać swój pierwszy występ z tymi wariatami – powiedział.
- I co zrobiłeś? – spytałam.
- Miałem ochotę uciec gdzie pieprz rośnie, ale spojrzałem na kolegów z zespołów i zauważyłem, że oni mieli spokojne twarze i szepnąłem sobie pod nosem: dasz radę. Tylko wiesz, co? – spytał.
- Nie.
- Oni wszyscy mieli podobne myśli, tylko udawali, że są tacy pewni siebie. Robili to dlatego, bo gdy patrzyli na resztę to widzieli tylko zdecydowanych ludzi, więc nie chcieli być gorsi.
- Ale ja nie mam nikogo, kto mógłby mnie zmobilizować do tego – wyjaśniłam.
- Jak nie masz jak masz. Masz mnie, masz swoją blondwłosą koleżankę, która mnie ewidentnie nie lubi, bo kilka razy na nagraniu mnie nadepnęła – powiedział ze śmiechem. – Więc głowa do góry i pokaż, że umiesz dać wielki występ.
- Nie umiem – zaprzeczyłam od razu.
Na początek, głowa w słońce
Jedno słowo dobre słowo, na początek
Na początek, krok za krokiem. [2]
            Nagle przestałam w siebie wierzyć. Nagle wszystko wydało mi się za duże i za bardzo przesadzone. Nagle poczułam, że to nie jest moje miejsce. Spojrzałam na twarz Amerykanina i widziałam w jego oczach oczekiwanie oraz wsparcie. Objął mnie ramieniem i spokojnym krokiem zaprowadził do wejścia. Ochroniarze widząc, że to on wpuścili go bez słowa sprzeciwu. Powoli odzyskiwałam równowagę i wszystko wracało do normy, w tym i moja pewność siebie. Ta chwila słabości uświadomiła mi, że jestem tylko człowiekiem i mam prawo do lęków i strachów – nawet wtedy gdy jest się dorosłym. Dredziarz zaprowadził mnie pod scenę, gdzie próbę już rozpoczęło US5. Chłopaki wykonywali właśnie swój pierwszy singiel. Widziałam, że wkładali w to całe swoje serce. Byli jednością, ale każdy z nich był inny. Każdy z nich miał inną osobowość. Byli tak różni jak tylko mogli być. Nie znałam ich z charakterów, ale po ruchach ich ciał dało się zauważyć, że są różni. Zastanawiałam się jak nauczyli się żyć razem i współpracować. Nie miałam pojęcia ile pracy w to włożyli. Jednego byłam jednak pewna, że ja nigdy nie umiałabym dostosować się do innych osób tak jak to zrobili oni.
- Już wszystko w porządku? – to Mark zauważył, że w końcu weszliśmy do środka.
- Tak. Przepraszam. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Chyba za bardzo uwierzyłam, że dam sobie radę z tym wszystkim – powiedziałam.
- Dasz sobie ze wszystkim świetnie radę. Właśnie to pokazałaś, że umiesz pokonać swój strach. W sumie to cieszę się, że tak zareagowałaś. Przez ostatnie dwa tygodnie byłaś tak wyzuta z emocji, że bałem się o ciebie – powiedział mężczyzna.
- Serio? – spytałam zdziwiona.
- Tak. Przyjmowałaś wszystko z kamienną twarzą, jakby ci nie zależało. Dobrze, że w końcu pokazałaś swoją bardziej ludzką twarz.
- Wszystko przeżywałam w środku. Nie chciałam wyjść na mięczaka – wyjaśniłam.
- Och znam gorszych mięczaków niż ty – wtrącił swoje zdanie Izzy.
- Spadaj.
- Właśnie. Spadaj na scenę – poparł moje zdanie Mark.
            Zaśmiałam się. Po tej rozmowie poczułam się sto razy lepiej. Okazało się, że ci ludzie  to nie maszyny do robienia pieniędzy i rozumieją. Cieszyłam się, że to właśnie Mark i Mikie mnie zauważyli na jednym z festynów. Możliwe, że gdyby był to ktoś inny to nie miałabym szans na pokazanie swoich tekstów i być może wszystko wyglądałoby inaczej. Jednak los postawił na mojej drodze ludzi z wytwórni Triple M Music. Ludzi, którzy wierzyli we mnie i w moje słowa i muzykę. Uśmiechnęłam się pod nosem i obserwowałam próbę US5. Gdy dołączył do nich Izzy to od razu dało się wyczuć różnicę. Mieli jakby więcej energii. Niby to był tylko jeden człowiek, ale bez niego nie byli tym samym zespołem. Byli jakby puści. Teraz dopiero było to US5, które zostało pokochane przez miliony fanek w całej Europie. Nie wątpiłam, że tak jest, a nawet jeśli tak nie było to wierzyłam, że w końcu się tak stanie. Mieli w sobie magię, którą ma każdy boysband na samym początku. Z pewnością nie zastanawiali się co zrobią ze sobą gdy US5 się rozpadnie, ale mieli na to jeszcze sporo czasu. Mark obserwował ich z uwagą i skupieniem, a Mikie rozmawiał gdzieś w jakimś końcu przez telefon. Wszyscy zajęci swoimi myślami, ale jedno było pewne: wszyscy byliśmy odpowiedzialni za ewentualny sukces tej trasy jak i za ewentualną porażkę.
Ceną wielkości jest odpowiedzialność. [3]
            Po półtorej godziny nadeszła moja kolej. Wstałam z krzesełka, które zajmowałam i weszłam na scenę. Poczułam się onieśmielona. Scena była ogromna. Nie wiedziałam jak się na niej odnaleźć.
- Ade, poczekaj chwilę. Poznaj swój zespół taneczny – powiedział Mikie, który wbiegał na scenę.
            Odwróciłam się, a za mną ustawiała się już czwórka tancerzy. Dwie dziewczyny i dwóch chłopaków. Byłam zdziwiona pomysłem producentów, którzy już teraz chcieli zatrudnić tancerzy. Ja uważałam, że to za wcześnie, ale oni uparli się przy swoim.
- Ade poznaj Ursulę, Toma, Erykę oraz Brunona – przedstawił mi wszystkich po kolei.
- Hej – powiedziałam i podałam każdemu rękę.
- Za choreografię odpowiada Ursula, więc wszelkie uwagi kieruj do niej.
            Ursula była dość wysoką  dziewczyną o ciemno rudych włosach i pięknych błękitnych oczach. Wydawała się być lekko przestraszona, ale po chwili zorientowałam się, że nie jest wystraszona tym, że stoi na tak wielkiej scenie. Strach czaił się gdzieś głęboko w jej oczach, jakby przeszłość nie dawała jej spokoju. Uśmiechnęłam się do niej pocieszająco.
- Tu masz kolejność wykonywania piosenek. Tak jak chciałaś zaczniemy od Girlfriend – powiedział Mikie.
- To zacznijmy próbę. Ile mamy czasu? – spytałam.
- Godzinę! – krzyknął Mark.
            Wzięłam głęboki w dech i poczekałam, aż muzycy zaczną grać. Zaczęłam śpiewać. Czułam się dość dziwnie śpiewając dla pustej hali, ale potem przypomniałam sobie, że są moi producenci oraz cała piątka chłopaków. W to co robiłam, wkładałam całe swoje serce. W pewnym momencie zapomniałam, że to tylko próba. W głowie miałam pełno rad producentów, którzy mówili mi jak mam zachowywać się na scenie. To było dość dziwne, ale starałam się do wszystkich zastosować. Próbę podobnie jak i koncert miała zakończyć piosenka Candyman
- He's a sweet-talkin', sugar coated candyman [4] – wyszeptałam do mikrofonu tak jak miało być.
            Usłyszałam brawa i gwizdy. Zaśmiałam się. To US5 w towarzystwie Patrici zgotowało mi te owacje. Mark pokazał mi gestem ręki, że pora zacząć się przygotowywać do występu. Faktycznie do osiemnastej zostało bardzo mało czasu, a trzeba było jeszcze wiele zrobić. Przybiłam piątki z grupą taneczną i poszłam za blondynką, która już wiedziała gdzie jest moja garderoba. Denerwowałam się trochę mniej, ale dalej nie wiedziałam jak przyjmie mnie publiczność. Najgorszym scenariuszem były gwizdy. Panicznie się tego bałam. Szłam długim korytarzem, którego końca nie było widać. Mijałam różnych ludzi, którzy byli odpowiedzialni za to by koncert przebiegał bez zakłóceń. Biegali, krzyczeli coś do telefonów. Trochę mnie to przerażało. W końcu dotarłyśmy do odpowiednich drzwi. Patricia pchnęła je i weszłyśmy do środka. Pomieszczenie było duże Na jednej ze ścian był wieszak, na którym wisiał mój dzisiejszy strój, czyli klasyczny, beżowy top w czarne kropki, który był dopasowany do sylwetki, z przodu przy dekolcie była ozdobna, czarna kokarda. Do tego miałam ciemne, lekko wytarte jeansy, krótki żakiet również dopasowany do mojej figury, zapinany na jeden guzik – przypuszczałam, że gdy zrobi mi się już cieplej na koncercie to po prostu go zdejmę. Na nogi miałam włożyć czarne, długie kozaki na obcasie. Prawie jak dziewczyna z sąsiedztwa. Zazwyczaj do tego kompletu była jeszcze brązowa torebka, jednak na ten wieczór zupełnie ona nie pasowała.
            Przyjaciółka rzuciła mi ręcznik i szlafrok. Pokazała, że drzwi naprzeciwko tych przez, które weszłyśmy to łazienka. Kiwnęłam głową i poszłam się opłukać. Patricia już zaniosła tam moją kosmetyczkę. Czasami zadziwiało mnie jak ta dziewczyna wie czego potrzebuje oraz jakie miała obowiązki od kiedy zgodziła się ruszyć ze mną w trasę. Nie wymagałam od niej tego wszystkiego. Nie byłam jakąś mega gwiazdą. Chciałam, żeby obok mnie była po prostu bliska mi osoba, żebym mogła w każdej chwili z nią porozmawiać, żeby mogła potrząsnąć mnie w najważniejszym momencie, żebym po prostu nie zaczęła gwiazdorzyć. Po piętnastu minutach wróciłam do garderoby.
- Mamy dwie i pół godziny na wyszykowanie cię. Czas idealny – zakomunikowała Patricia i uśmiechnęła się do mnie.
            Tego uśmiechu potrzebowałam. To był uśmiech jaki przyjaciel może podarować przyjacielowi na początku jego nowej drogi.
W każdej chwili swej legendy - masz początek.
Przyjmij ją, weź - wiwat na cześć.
Gdzie się kończy rozdział choćby dał już owoc,
To początek nowy, nowa Ciebie część. [2]
- Pomyślałam sobie, że może włosy uczeszemy w wysokiego kucyka. Będziesz czuła się swobodnie – zaproponowała Patricia.
- Zdaje się na ciebie. Wiesz, że ufam ci całkowicie – powiedziałam z uśmiechem.
- Nie masz innego wyjścia – zaśmiała się. – Zrelaksuj się.
- Nawet nie wiesz jaki cyrk odstawiłam przed wejście do hali – powiedziałam.
- Słyszałam. To całkowicie normalne. Ale jestem pewna, że publiczność cię pokocha tak jak ja – rzekła.
            Uśmiechnęłam się i oddałam się w sprawne ręce Patrici. Zawsze zastanawiałam się gdzie ta dziewczyna nauczyła się tego wszystkie. Od kiedy zaczęłyśmy się przyjaźnić w zasadzie byłyśmy nierozłączne, więc na żadne kursy nie chodziła. Dopiero w liceum zaczęła, ale i tak umiała o wiele więcej niż powinna po nich wiedzieć. Zawsze wiedziała kto jakiego sposobu malowania się użył. Podziwiałam ją w tej kwestii. Sama nie byłam zła w te klocki, ale do umiejętności blondynki było mi daleko. Włosy wysuszyła mi suszarką, bo nie było nawet szans, że same by mi wyschły, następnie zebrała wysoko z tyłu głowy i mocno przewiązała czarną gumką. Jak zawsze musiała spryskać mnie kilkoma litrami lakieru do włosów. Co do makijażu to postawiła na nieco mocniejszy niż ten, który miałam podczas wywiadu. Powieki pokryła beżowym cieniem do powiek, jednak zewnętrzne kąciki oka potraktowała ciemnym, brązowym cieniem. Usta miała mi pomalować przed samym wejściem na scenę. Gdy już skończyła ze swoją pracą mogłam się ubrać. Zapinałam właśnie prawy but, gdy ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę – powiedziałam. Do pokoju wszedł Izzy i reszta zespołu. – Co was sprowadza? – spytałam.
- Chcemy życzyć powodzenia – stwierdził najstarszy z nich i usiadł ciężko obok mnie.
            Od razu poczułam zapach jego perfum, od którego zakręciło mi się w głowie. Jay był dobrze zbudowanym mężczyzną. Domyślałam się, że sporo czasu musi spędzać na siłowni lub uprawiając jakieś inne sporty. Miał krótkie brązowe włosy oraz oczy w kolorze kory drzewa. Był z nich wszystkich najstarszy i od razu dało się zauważyć, że chce ich wprowadzić w ten cały świat. Chciał być ich mentorem, starszym bratem do którego mogą przyjść z każdym problemem. Uśmiechnęłam się do niego, a on odwzajemnił ten gest. Izzy uśmiechał się głupkowato i słuchał tego co Chris mówił. Ja sama niewiele z tego zrozumiałam. Byłam w swoim własnym świecie, do czasu kiedy drzwi się otworzyły i zobaczyłam w nich postać Marka.
- Ade, już czas – powiedział.
            Wstałam z kanapy i zachwiałam się. W ostatniej chwili udało mi się złapać równowagę. To wszystko było ze stresu. Panowie ustawili się w rzędzie i uścisnęłam każdego z nich. W zasadzie nie znałam ich. Najbliższy kontakt mimo wszystko miałam z Izzym. Z resztą nie zamieniłam nawet zdania. Jednak cieszyłam się, że są, że przyszli i przekazali mi swoje wsparcie. Pati wzięła z kosmetyczki błyszczyk i ruszyła za mną i Markiem. Ty przed stopniami na scenę podszedł do mnie mężczyzna odpowiedzialny za sprzęt techniczny i podpiął i urządzenie, które było odpowiedzialne za to bym słyszała dokładnie to co będą grali ludzie na instrumentach. Przyjaciółka, przejechała dwa razy po moich ustach brzoskwiniowym błyszczykiem i kopnęła mnie w tyłek na szczęście. Uśmiechnęłam się niepewnie, a Mark dał mi znać, że mogę wejść na scenę.
- Hey Hey You You. I don't like your girlfriend. No way! No way! I think you need a new one. Hey Hey You You. I could be your girlfriend. [5] Witaj Berlin! – krzyknęłam przed powtórką refrenu.
            Przedarłam się przez zespół taneczny, który zaczął mnie otaczać. Z wyjątkiem próby przed koncertem nie miałam z nimi styczności, więc w tej kwestii musiałam zupełnie improwizować. Przez pierwsze pół piosenki, czułam, że za kilka minut zemdleję. Jednak z każdym następnym dźwiękiem, stres opadał i dałam się porwać szałowi. Hala była pewna. Wszystkie te dziewczyny, dla których wtedy śpiewałam, przyszły tu z zupełnie innego powodu. Część z nich dała się porwać mojej muzyce i to było dla mnie najważniejsze. Nie od razu można mieć wszystko. Ta część, która pod koniec pierwszego utworu śpiewała ze mną refren dała mi jeszcze większego kopa. Resztę swojego pierwszego koncertu pamiętam jak przez mgłę. Najważniejsze było jednak to, że dałam radę, że udało mi się wytrwać. Szybko zaaklimatyzowałam się na tak dużej scenie i czułam się jak ryba w wodzie. Każda kolejna piosenka dawała mi więcej siły. Na dużych ekranach, które były rozwieszone na całej hali było widać czasem tekst piosenki, a czasami to jak śpiewam. Naprawdę nie wiele pamiętałam ze swojego pierwszego występu. Wszystko działo się tak szybko. Czasami zastanawiałam się jakim cudem, znałam teksty utworów, bo w głowie miałam jedna wielką dziurę. Nie pamiętałam nawet choreografii tancerzy. Wszystko zlewało mi się w jedną, wielką całość. Jednego byłam pewna, że przez cały czas się uśmiechałam. Mark i Mikie mieli rację, że gdy już zacznę śpiewać to reszta pójdzie już bardzo gładko. Dobrali mi nie tylko wspaniałych tancerzy, ale również muzyków, którzy mieli ze mną występować. Te dwie sprawy zostawiałam w ich rękach i nie żałowałam swojej decyzji. Ludzie byli wspaniali. Pod koniec załapałam z nimi niesamowity kontakt. Piosenka Candyman była napisana po jakieś ostrej imprezie. Pamiętam, że byłam całkowicie pijana gdy ją tworzyłam. Siedziałyśmy wtedy z Amerykanką u mnie w pokoju i śmiałyśmy się jak głupie. Następnego dnia rano byłam gotowa spalić tekst w kominku na dole, ale doszłam do wniosku, że to będzie dobra przestroga przed pisaniem czegokolwiek po pijaku. Podczas mojego któregoś z kolei spotkania z producentami wyciągnęłam ten tekst i pokazałam im. W sumie nie był taki zły, ale był bardziej nieodpowiedni. Wytwórnia stwierdziła, że powinien znaleźć się na płycie, bo pokaże, że nie jestem do końca grzeczną dziewczyną na jaką mogę wyglądać. Przy tej piosence dałam z siebie wszystko. Końcówka koncertu to była kolejna rzecz jaką pamiętałam z tego wieczora. Cały środek mojego występu to była jedna, wielka, czarna dziura. Z uśmiechem na ustach schodziłam ze sceny.
            Pierwsze na kogo wpadłam to była Patricia, która ściskała mnie z całych sił i krzyczała do ucha, że dałam radę. Następnie dobre słowa usłyszałam od Marka i Mikie’a. Czułam, że płoną mi policzki.
- Byłaś niesamowita – usłyszałam głos z tyłu. To był Jay.
- Dzięki – wychrypiałam ze śmiechem. – Powodzenia – dodałam i uśmiechnęłam się.
- Napij się lepiej trochę wody – zalecił i przybił ze mną piątkę.
- Ursula, byliście świetni! – krzyknęłam do grupki tancerzy, a rudowłosa podeszła do mnie.
- Byłaś genialna. Porwałaś ich.
- Przepraszam jak coś wam zepsułam w choreografii…
- Spoko. Nic się nie stało. Za kilka występów, będzie perfekcyjnie.
- Masz rację – rzekłam i wzięłam butelkę wody, którą podał mi Mikie.
            Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że wszystko zmieni się całkowicie.
_______________________________________________________________
[1] Andrzej Sapkowski
[2] Seweryn Krajewski – „Na początek”
[3] Winston Churchill
[4] Tłumaczenie: On jest czarującym oblanym lukrem cukiereczkiem
Oryginalne wykonanie: Christina Aguilera
[5] Tłumaczenie: Hej! Hej! Ty! Ty!. Nie lubię twojej dziewczyny. Nie ma mowy! Nie ma mowy! Myślę, że potrzebujesz nowej. Hej! Hej! Ty! Ty!. Ja mogę być twoją dziewczyną.
Oryginalne wykonanie: Avril Lavigne
_______________________________________________________
Żyjecie? Dotrwaliście do końca? Jestem z Was dumna. Pewnie przesadziłam z długością rozdziału, ale jeśli znowu podzieliłabym go na dwie części to jeden dzień opisywałabym w trzech, a potem chcę z kolei z lekka przyśpieszyć z akcją. Mam nadzieję, że nie zanudzam Was ani zbyt częstymi dialogami, ani zbyt długimi opisami. Staram się to wypośrodkować.
Wiecie, że od kiedy zaczęłam to pisać mam dużo, spokojniejsze sumienie?

Lady Spark. 

PS Ciocia Lady właśnie zauważyła, że kończą jej się rozdziały napisane do przodu. Łops! 
PS 2 Ciocia Lady w przypływie dobrego serca, daje po prawej stronie małe fragmenty kolejnych rozdziałów. 
Podrawiam LS.