poniedziałek, 30 czerwca 2014

Rozdział piętnasty – Miłość zwycięża

„Nie mogę uwierzyć, że tak normalnie wyglądam na zewnątrz, choć w środku mam kompletne pobojowisko. [1]
20 kwietnia 2006 r.
Od pocałunku w hotelu minęło kilka dni, a zachowania Jay'a nie uległo zmianie. Był miły, sympatyczny, ale zdystansowany do mnie. Ja z kolei udawałam, że nic się nie stało i gdy trzeba było obdarzałam mężczyznę delikatnym uśmiechem. Sama nie wiedziałam gdzie nauczyłam się być tak dobrą aktorką. Na zewnątrz udawałam, że wszystko jest w porządku i między mną a brunetem do niczego nie doszło.
Nie mogę uwierzyć, że tak normalnie wyglądam na zewnątrz, choć w środku mam kompletne pobojowisko. [1]
W busie, którym jeździli zazwyczaj zajmowałam miejsce z przodu, by nie słyszeć wesołych żartów zespołu i dziewczyn. Ursula od kilkunastu dnia cały czas jeździła z nami. Zauważyłam, że doskonale dogaduje się z największymi wariatami w zespole czyli z Izzym i Richiem. Już kilka razy doprowadzili do szału Chrisa, któremu non stop robili niewybredne żarty. Wytaszczyłam z hotelu podręczną walizkę, w której miałam swoje najpotrzebniejsze rzeczy. Ubrania sceniczne i nie tylko były w pozostałych, które już dawno zostały zapakowane do autobusu tancerzy. Kierowca Tom wziął ode mnie walizkę i włożył ją do bagażnika. Ja z kolei wsiadłam do pojazdu. Miejsca z przodu były zajęta - jak na złość, więc musiałam usiąść po środku bliżej wariatów, których kochałam całym swoim sercem. Usiadłam przy oknie, a na siedzeniu obok położyłam swoją torebkę, w której miałam książkę oraz notes, sprzęt grający i jakaś całą masę innych pierdół, które w zasadzie nie były mi potrzebne, ale leżały w torebce dla zasady. Wyjęłam swoją mp4 i założyłam słuchawki. Nawet nie skupiałam się na lecącej muzyce. Po prostu chciałam odciąć się od świata. Pomału do busu zaczęli przychodzić inni. W końcu wyjęłam książkę "Anioły i Demony" Dana Browna i zagłębiłam się w lekturze. Straciłam poczucie czasu, dopiero gdy ktoś dotknął mnie w ramię podskoczyłam jak oparzona. Tym kimś był Jay.
Pamiętam, jakby to było wczoraj
Pierwszy pocałunek i wiedziałam, że zmienisz grę [2]
- Mogę usiąść obok? - spytał, gdy zdjęłam słuchawki.
- Jasne - odpowiedziałam i schowała torebkę pod siedzenie i wróciłam do przerwanej mi czynności.
Nie zastanawiałam się nawet czy faktycznie nie ma gdzie usiąść czy po prostu postanowił się nade mną pastwić czy też po prostu chciał naprawić nasze stosunki. Było mi to wszystko jedno. To znaczy nie było, ale nie zamierzałam dawać po sobie tego poznać. To on uznał, że lepiej udawać, iż nic nie miało miejsca w Wiedniu. W sumie częste zmiany miejsca miały swoją jedną zaletę. Z wyjątkiem długich podróży nie miałam kiedy o tym myśleć. Po prostu odcinałam się od tego, gdy trzeba było udać się na wywiad czy na sesje zdjęciową. W pewnym momencie kierowca ruszył co znaczyło tylko tyle, że wszyscy już zameldowali się w samochodzie. Nie zwracałam uwagi na śmiejącego się z resztą Jay'a. Grupa zauważyła, że po prostu nie mam ochoty na głupie rozmowy i dała mi spokój. A przynajmniej tak sądziłam, dopóki nie dostałam wiadomości. Z kieszeni spodni wyjęłam swój telefon. Wyświetlacz głosił, że nadawcą jest Izzy. Kliknęłam 'przeczytaj'.
'Mała uśmiechnij się:-)'
Zachichotałam jak szalona i odpisałam tylko: ;-).
Wróciłam do czytania. Siedziałam przytulona do okna, tak, że między mną a Jay'em spokojnie zmieściłaby się jeszcze Patricia lub Ursula. Kompletnie nie wiedziałam w co on pogrywa, bo w pewnym momencie przestał się śmiać jak szalony i się uspokoił. Nie patrzyłam na niego. Moje zdolności aktorskie mnie zaskakiwały. Prawą rękę trzymałam na swoim udzie. Udało mi się znaleźć wygodną pozycje do czytania. Jednak w pewnej chwili, ktoś mnie za nią złapał i nie chciał puścić. Spojrzałam zdziwiona i zauważyłam, że tym kimś był Jay. Wolną ręką zdjęłam słuchawki i zastanawiałam się co mam zrobić. Nie bardzo miałam jak wyrwać dłoń z jego uścisku, bo Brytyjczyk trzymał ją bardzo mocno. Jak tak to udawał, że nie istnieje, a teraz nagle mu się wszystko odmieniło. Odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął. Przyłożył moją dłoń do swoich ust i pocałował.
Motylki w brzuchu za każdym razem gdy jest niedaleko
sprawiasz, ze wariuję
nie chcę być kiedykolwiek z kimkolwiek innym
jesteś jedynym, który sprawił, że byłam jak obłąkana
jesteś wyjątkowy, to jest Twój, Twój styl [2]
- Jay...
- Przepraszam. Nie powinienem się tak zachowywać. Głupio mi strasznie z tego powodu.
- Jay...
- Trochę czasu mi zajęło nim zorientowałem się, że jesteś dla mnie ważna - usłyszałam słowa, po których mnie wmurowało.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Zupełnie się tego nie spodziewałam. Moje serce biło jak szalone. Przecież tego chciałam, żeby odwzajemnił moje uczucia. Marzyłam o tym.
- Lepiej późno niż wcale - powiedziałam z uśmiechem i przytuliłam się do niego.
Brunet pocałował mnie w czoło. Usiadłam wygodnie, czyli oparłam się swoimi plecami o jego tors i z uśmiechem na ustach obserwowałam zmieniający się krajobraz. Jay chyba postanowił się przespać, bo nie zwracał uwagi na resztę, tylko cały czas mnie obejmował, a jego klatka piersiowa unosiła się miarowo. Najpiękniejszym odgłosem jaki wtedy słyszałam był jego spokojny oddech, z kolei ramiona były najlepszym azylem o jakim mogłam marzyć. Sama nie wiem kiedy zasnęłam. Przebudziłam się po trzech godzinach, gdy dojeżdżaliśmy pod hotel, w którym mieliśmy spędzić najbliższe dwie noce. Zrobił się taki gwar, że Jay również się obudził. Uśmiechnął się do mnie i pocałował szybko w policzek. Wstaliśmy i zaczęliśmy wychodzić. Pod hotelem znowu był tłum fanek. Razem z chłopakami podeszłam i rozdałam trochę autografów. Uśmiechałam się do zdjęć. Robiłam wszystko czego wymagali ode mnie fani. Mark i Mikie powiedzieli mi w Kiel, że powinnam częściej zostawać i rozdawać autografy. Nie lubiłam tego. W zasadzie nienawidziłam, ale to była część mojej pracy. Dzięki fanom istniałam i musiałam im dać coś od siebie. W końcu weszliśmy do hotelu. Menagerowie już załatwili nam klucze do pokoi, więc nie pozostało nic innego jak tylko udać się na chwilowy odpoczynek. Mnie jeszcze czekała dziś wieczorem sesja zdjęciowa do jednego z magazynów. Wzięłam swój klucz od Marka i poszłam razem z Patricią do naszego pokoju.
- Miłość rośnie wokół nas… - zanuciła blondynka, gdy zamknęła za sobą drzwi.
- Odbiło ci? – spytałam.
- Nie. Jesteś okropną przyjaciółką – zarzuciła mi.
- Ja?
- Nie powiedziałaś mi nic, że podoba ci się Jay.
- Nie było o czym mówić. Nie chciałam żeby ktokolwiek o tym wiedział. Zwłaszcza gdy sądziłam, że on nic do mnie nie czuje.
- Kupię ci okulary na urodziny.
- Nie rozumiem – powiedziałam. – Co mają okulary do mojego uczucia do Jay’a.
- Wszyscy widzieliśmy, że was do siebie ciągnie. Wszyscy. Nawet menagerowie, tylko wy nic. Matko jacy ludzie są ślepi.
- Przeczytaj lepiej to – powiedziałam i podałam jej tekst piosenki, którą razem z Jay’em napisałam.
- Wow… Siostra – Patricia często tak się do mnie zwracała. – Świetny tekst. Będzie hit. – Blondynka nie często popadała w zachwyt nad moimi utworami. Nawet z mojej najnowszej płyty podobało jej się może kilka.
- Napisałam go z Jay’em – wyjaśniłam i schowałam kartkę papieru do teczki, gdzie miała przeleżeć odpowiedni czas. – Matko zaraz mam sesję zdjęciową – powiedziałam, patrząc na zegarek.
- Ja na szczęście mam wolne – powiedziała Patricia i wygodnie rozłożyła się na swoim łóżku.
- Nienawidzę cię – rzuciłam do niej i usiadłam na krześle.
            Nie chciałam już zaczynać rozmowy o Watrinie. Doskonale widziałam jak zaczęła na niego patrzeć. Było w jej wzroku coś z tęsknoty i jednocześnie z niepewności. Pamiętałam jak jeszcze kilka tygodni temu mimo, że ich nie znała strasznie na nich narzekała. Jednak z czasem zaczęli ją do siebie przekonywać, co mnie strasznie cieszyło. Najbardziej jednak zbliżyła się do zielonookiego blondyna, który był od niej dwa lata młodszy. Zawsze powtarzała, że nigdy nie będzie z kimś kto jest od niej młodszy chociaż o dzień. Los chyba spłatał jej niezłego figla. Wpatrywała się właśnie w okno, a słońce padało na jej włosy, czyniąc je złotymi jak kłosy zboża. Zupełnie zapomniała o moim istnieniu, co jej się nigdy wcześniej nie zdarzało. Pokręciłam tylko głową. Cieszyłam się, że Smith w końcu się kimś zainteresowała, bo już za długo była sama. Od zdrady Thomasa minęły cztery lata, a ona dalej to rozpamiętywała. Strasznie bała się, że ponownie zostanie zraniona. Nie wiedziałam co to znaczy być zdradzoną i nie chciałam nawet poznać smaku tego uczucia. Sama gdy z kimś się już wiązałam i nawet jeśli tego kogoś do końca nie kochałam tak jak powinnam to nawet przez głowę mi nie przechodziłaby sama myśl o skoku w boku. Tak. Najbardziej ceniłam wierność i zaufanie. Na początku to nie było takie trudne, bo przecież zaczyna się wtedy z czystą kartą, ale każdy kolejny dzień jest nowym zdaniem na papierze i życie wszystko weryfikuje.
            Jeszcze raz zerknęłam na złotowłosą. Nie byłam do końca pewna, czy Chris jest odpowiednim kandydatem dla niej. Był taki spokojny, taki cichy. Za cichy i spokojny jak dla niej. Patricia nie umiała usiedzieć w jednym miejscu dłużej niż pięć minut. Wszędzie było jej pełno. To jej śmiech najczęściej rozbrzmiewał w autokarze. To jej głupie docinki najczęściej wchodziły chłopakom w buty. To ona najchętniej imprezowała z nasz wszystkim i straszną karą był dla niej fakt, że nie mogła z nami uczestniczyć w bankietach. Jednak zasady były zasadami. Miała to wszystko oglądać z za kulis lub słuchać moich relacji.
            W chwilę później natknęła mnie jednak myśl, że to może nie Chris jest dla niej złym mężczyzną, ale ona nieodpowiednią kobietą dla niego? Przecież to on najczęściej chciał odpuszczać imprezy, bankiety, spotkania? To on najbardziej się na tym męczył. Dla niej to byłaby czysta przyjemność pławić się w blasku jego chwały i widzieć zazdrosne spojrzenie innych kobiet o niego. Ona świetnie by się w tym odnalazła. Byli jak ogień i woda. Dwa żywioły, które walczyły o przetrwanie. On chciał spokoju i ciszy jaką miał przed zespołem. Ona chciała żyć pełnią piersią. Korzystać z chwili. Walczyć o to by każda minuta była warta zapamiętana. Walczyć o to by w przyszłości mieć co wspominać. Trochę niepokoiła mnie jej pasja do życia, bo dając jej się całkowicie porwać zapominała o tym, że przypadkiem może zranić bliskich jej ludzi. Próbowałam ją jakoś uspokoić, gdy widziałam, że zaczyna przekraczać bezpieczne granice, ale skutkowało to na kilka dni, a ja też nie miałam zamiaru jej matkować. Obserwowałam tylko. Mogłam tylko obserwować. To wszystko co mogłam jej dać od siebie. Jednak widząc uśmiech na jej twarzy częściej niż łzy, nie wtrącałam się. Wiedziałam, że właśnie tak chciałaby przeżyć swoje życie, by potem móc spojrzeć w lustro i powiedzieć sobie prosto w twarz, że niczego nie żałuje.
Trzeba tak żyć, żeby można było mieć szacunek dla samego siebie. [3]
            Bałam się. Strasznie bałam się o dalsze losy ich znajomości. Tak różni, a tacy sami. Potrzebowali się wzajemnie. Uzupełniali się. Jednak nie byłam do końca przekonana czułam czy to będzie związek na całe życie. A co jeśli nie? Jeśli któreś z nich nagle powie: stop? Chrisa to bardzo by zraniło. Z kolei Patrici była jak pies, który wpadł do wody. Wychodziła z opresji otrzepywała się z niej i szła dalej, wesoło się śmiejąc i nawet nie wyciągając błędów z nauczki. Nawet nie wiedziałam za co ją lubię, a co dopiero dlaczego jest moją przyjaciółką. Po prostu pojawiła się pewnego dnia, w stołówce szkolnej i już została. Była wspaniałym oparciem w złych chwilach, ale czasami czułam się zmęczona jej towarzystwem. Czasami potrzebowałyśmy od siebie odpocząć by za chwilę móc wspólnie zdobywać świata szczyt. Dla wielu blondynka była tylko silna z pozoru, a w środku bardzo wrażliwa, lecz to była największa bujda jaką kiedykolwiek ktokolwiek mi powiedział. Ona i wrażliwość? Ona i zamartwianie się tym, że nie zdała ważnego sprawdzianu z biologii? Może i w miłości było inaczej, bo strasznie przeżyła zdradę Thomasa i nie wiązała się z nikim na stałe. Przelotne romanse, związki na kilka nocy, ale nic więcej. Tylko tyle i aż nic.
            Wyszłam po cichu z pokoju. Zbliżała się pora wyjścia. Nie mogłam zabrać Smith ze sobą. Mogła mnie przygotowywać na koncerty, bankiety, spotkania z fanami czy wywiady w telewizji, ale nie do magazynów, które miały swoje wizażystki i bardzo niechętnie widziały kogoś obcego. Z Markiem i Mikiem spotkałam się przy wyjściu z hotelu. Tego dnia żaden z chłopaków mi nie towarzyszył. Zawsze, któryś był, żeby podtrzymać mnie na duchu, jednak kiedyś musiałam zacząć radzić sobie sama. Zwłaszcza, że nie mogłam być wiecznie ich suportem. Jeszcze tylko kilkanaście długich tygodni razem i potem nasze drogi muzyczne rozejdą się w różne strony. Pomyślałam o tym jak niewiele związków jest w stanie przetrwać taką próbę. Czy mój i Jay’a, który miał zaledwie kilka godzin miał jakiekolwiek szanse? Nie wiedziałam tego. Chciałam wierzyć, że tak. Bardzo chciałam. Siedząc między producentami milczałam. Ostatnio często mi się to zdarzało, ale przecież nikomu to nie przeszkadzało. Po dłuższej chwili dojechaliśmy przed duży szary budynek, gdzie miała odbyć się sesja i wywiad. Wszystko musiało się odbyć tego samego dnia, bo nie mieliśmy czasu, żeby spędzić kolejną dobę w Hamburgu. Chłopaki też mieli swoje zobowiązania i Dortmundzie też mieli zaplanowaną jakąś sesję. Musieliśmy trzymać się ściśle opracowanego harmonogramu. Weszliśmy do środka i od razu zostaliśmy zabrani w odpowiednie miejsce.
- Lena Groost – przedstawiła mi się kobieta w średnim wzroście i obdarzyła uśmiechem, przy okazji pokazując rząd czysto białych zębów.
- Ade Silver – odpowiedziałam i rozejrzałam się po pomieszczeniu.
            Było szare. Po prostu, ale to dlatego żeby zdjęcia w nich wychodziły jak najlepiej. Takie miało być. Widziałam już przygotowaną specjalnie na tą sesje atrapę mieszkania. Trochę się denerwowałam, bo to miała być moja pierwsza profesjonalna sesja zdjęciowa. Niepewnie uśmiechnęłam się do całej ekipy i nagle zapragnęłam znaleźć się w swoim bezpiecznym mieszkaniu w Berlinie. Nagle kolejny raz zaczęło mnie to przerastać. Mark uśmiechnął się do mnie i pocieszająco objął ramieniem. Doskonale wiedział, że zdarzają mi się jeszcze takie napady stresu. Zwłaszcza gdy jakaś rzecz zdarzała się mi po raz pierwszy.
- To co, może najpierw wywiad? – zaproponowała Lena, gdy już skończyła się śmiać z jakiegoś żartu Mikie.
- Jasne. Może być – odpowiedziałam słabym głosem. – Mogę dostać szklankę zimnej wody? – spytałam.
            Zostałam zaprowadzona w miejsce obok atrapy i zaraz obskoczona przez całą masę ludzi, którzy nie chcąc tracić czasu zaczęli przygotowywać mnie do sesji.
- Spokojnie. Oni będą robić swoje, a my sobie porozmawiamy. Wywiad gdy tylko będzie gotowy do wydruku dostaniesz na maila, by go zaakceptować – poinformowała mnie Lena. Pokiwałam głową, że rozumiem. – Czy kiedykolwiek w życiu wyobrażałaś sobie, że będziesz w tym miejscu, gdzie jesteś? Światowa sława stoi otworem. Wielkie sale koncertowe i możliwość wpisania się w historię muzyki.
- Nie, nigdy o tym nie myślałam. – Początkowo głos mi drżał, ale z czasem wywiad zaczął przypominać zwykłą rozmowę z nową znajomą i stres opadał. – Zawsze śpiew traktowałam jako dodatek do życia. Występowałam na szkolnych przedstawieniach, trochę chodziłam na lekcje śpiewu, ale nigdy nie wiązałam z tym swojej przyszłości. Jeszcze na tydzień przed rozpoczęciem trasy koncertowej zaliczałam egzaminy na studiach.
- Sama piszesz piosenki, czy są one jakby odzwierciedleniem twojego życia?
- Tak. W dużej mierze tak jest. Może dlatego na koncertach tak dobrze wiem jak wykonać dany utwór, bo sama go pisałam i wiem co chciałam w nim przekazać. Każdy tekst jest mniej lub bardziej osobisty. W każdym jest jakaś cząstka mnie i dzięki temu mam nadzieje, że ludzie, którzy będą słuchali mojej płyty poczują, że chociaż w lekkim procencie mnie znają.
- Na portalu społecznościowym codziennie dodajesz wpis z tego gdzie jesteś i jak spędziłaś dzień…
- … nie do końca jak. – Przerwałam jej. – Chcę żeby moi fani poznali też moje życie. Ja doskonale wiem jak wygląda ich dzień. Sama przecież nie tak dawno prowadziłam podobny styl. Teraz ja im daję okazję żeby zobaczyli, że całe dnie w trasie, ciągła zmiana miejsc, nowi ludzie, nowe otoczenie. Nie opowiadam oczywiście co robiłam, z kim byłam na randce czy gdzie imprezowałam. Daje im tylko namiastkę tego gdzie jestem, co robię. Jak wrócę do pokoju hotelowego to wrzucę wpis, że właśnie udzieliłam wywiadu dla takiej i takiej gazety i za miesiąc będzie można ją kupić.
- Właśnie ostatnio media rozpisują się o twoim rzekomym związku z jednym z członków US5. Ciągle jednak zaprzeczasz. Tak bardzo boisz się reakcji fanek?
            Spojrzałam niepewnie na Marka, który rozmawiał właśnie z fotografem. No, nie mogłam powiedzieć, że nie jestem z Izzym, ale za to dzisiejszego poranka zaczęłam związek z jego najlepszym przyjacielem. To wcale nie miało sensu. Musiałam jednak z tego jakoś zgrabnie wybrnąć.
- Zaprzeczam, bo to po prostu nie prawda. Ja i Izzy jesteśmy parą przyjaciół. Od początku jest między nami nić porozumienia. Możemy rozmawiać o wszystkim. Jednak to nie jest typ faceta, z którym poszłabym na randkę. On jest zbyt szalony, ja potrzebuje kogoś, kto będzie umiał usiąść ze mną na kanapie i poczytać książkę czy obejrzeć najbanalniejszą komedię romantyczną – powiedziałam. – Izzy, bardzo mi pomógł wejść w ten świat. To on towarzyszył mi podczas pierwszego wywiadu w telewizji. Bardzo mnie wspiera w tym wszystkim.
            Wywiad trwał dobrą godzinę, jak nie dłużej. Pytania były różne, ale już nie dotyczyły tak bardzo mojego życia prywatnego. W końcu nadszedł czas na zdjęcia. Zaprowadzono mnie do niewielkiej garderoby, gdzie dano pierwszy strój. Była to czerwona koronkowa bielizna. Zdziwiłam się mocno, bo producenci i menagerowie nie wspomnieli nawet słowem, że sesja ma być tak odważna. Bez słowa sprzeciwu ubrałam się w to co mi podano i narzuciłam na to czarny, satynowy szlafrok. Na nogi dano mi buty na wysokim obcasie. Sesja była wyjątkowo intymna. Nie sądziłam, że stać mnie na coś takiego. Pozowałam w różnych strojach, jednak komplet bielizny kasował wszystkie pozostałe kreacje. Magię miała w sobie jeszcze długa, biała, letnia sukienka, która powiewała jak sztandar na wietrze. Nie zastanawiałam się wtedy czy Jay będzie miał mi za złe tak intymne zdjęcia. W sumie nie byłam naga. Zawsze miałam na sobie jakieś ubranie. Nie sprzedawałam całego swojego ciała. Kreacje pochodziły od najlepszych projektantów. Czułam dreszcz podniecenia, gdy wychodziłam w coraz to różniejszych częściach garderoby. Fotograf uparł się by przede wszystkim eksponować moje długie nogi oraz duży biust. Nie wiedziałam ile w tym wszystkim jest profesjonalizmu zawodowego, a ile po prostu chęci patrzenia na młodą kobietę. Przecież od patrzenia jeszcze nikt nie umarł. Miałam dobrze zadbane ciało, którego nie musiałam się wstydzić.
            W końcu i zdjęcia dobiegły końca. Mogłam spokojnie ubrać się i wrócić razem z Markiem i Mikiem do hotelu, by przygotowywać się do jutrzejszego koncertu. Wychodząc z budynku od razu zapomniałam o zdjęciach i zapragnęłam znaleźć się w łóżku. Nie wiedziałam jeszcze, że będę miała przez nie całkiem sporo problemów.
________________________________________________________________
[1] Susane Collins
[2] Nicole Scherzinger – „Baby love”
[3] Maksim Gorki
________________________________________________________________
I jak Wam się podoba? Możliwe, że zepsułam zejście Ade i Jay’a, bo jest takie banalne, ale nie od początku takie było w mojej głowie. Dokładnie z tym cytatem, który robi za podtytuł. Pomysł z sesją wpadł mi do głowy zupełnie przypadkiem i postanowiłam go wykorzystać. Przyśpieszę trochę teraz akcję, bo jeszcze około dziesięciu rozdziałów i zakończymy pierwszą część, ale nie martwcie się będzie druga!
Muszę znowu zacząć coś tu pisać sobie do przodu, bo rozdziały mi topnieją, a to wszystko przez to, że od około dwóch miesięcy nie mam kiedy otworzyć Worda. 

Lady Spark