„Życie to brutalna, zapierająca dech w
piersiach zabawa – jak skakanie ze spadochronem albo niebezpieczna górska
wspinaczka. [1]”
18
luty 2006 r.
Jay
wychodził właśnie ze swojego pokoju. Poprawił zielony t-shirt, który miał na
sobie i skierował się do salonu, gdzie miał już czekać cały zespół.
Dzisiejszego wieczora mieli zaprezentować się na otwarciu prestiżowego klubu,
gdzie zwykli ludzie mogliby bawić się u boku największych gwiazd. Problemem był
tylko wiek części zespołu, ale ostatecznie stwierdzono, że Chris, Richie oraz
Mikel mają zakaz tykania jakiegokolwiek innego napoju z wyjątkiem wody, a
pozostała dwójka ma uważać, by złe zdjęcia nie dostały się do prasy. Gdy brunet
wszedł do salonu siedzieli już tam producenci czyli Mike i Mark i czekali na
nich. Mężczyzna przywitał się z nimi.
- Gdzie reszta? – usłyszał pytanie.
- Pewnie jeszcze się szykują.
- Już jestem! – krzyknął Izzy i wskoczył
Khan’owi na plecy.
- Złaź ze mnie dredowana małpo! – zawołał
Jay ze śmiechem.
Izzy
był największym wariatem w zespole. To on najczęściej wpadał na szalone i nie
zawsze mądre pomysły. Już podczas trwania programu w Ameryce jedną nogą był
poza zespołem. Przemycił do domu pełnego nieletnich chłopaków alkohol co było
surowo zabronione przez producentów. Nigdy wcześniej się tak nie denerwował.
Nigdy wcześniej nie sądził, że może być dla niego coś ważniejszego niż zespół.
Wtedy właśnie przekonał się, że to co chce robić to śpiewać i tańczyć dla
ludzi, dawać im radość. Producenci okazali się łaskawi i zakończyło się na
ostrzeżeniu, ale mimo to dalej był tym szalonym, zwariowanym i dla większości
fanek ‘niegrzecznym’ mężczyzną. W zasadzie to była cała prawda o nim. Lubił
dobrą zabawę, w dobrym towarzystwie. Nie ze wszystkimi od razu w grupie od razu
się dogadywał. Miał problem ze złapaniem wspólnego języka z Chrisem, ale starał
się. Niemiec był po prostu bardzo zamknięty w sobie i ciężko było przedrzeć się
przez obronny pancerz, którym się osłonił. Z kolei najlepiej dogadywał się z
Richiem. Razem wymyślali śmieszne kawały, które razem wykonywali. Nie zamierzał
tracić życia na bycie poważnym. Chciał rozrywki. Chciał, żeby w jego żyłach
ciągle krążyła adrenalina. To dawało mu kopa do pracy, do walki o siebie i o
lepsze jutro.
Życie
to brutalna, zapierająca dech w piersiach zabawa – jak skakanie ze spadochronem
albo niebezpieczna górska wspinaczka.
[1]
Izzy,
zeskoczył na podłogę. Usiadł koło Marka i czekał na resztę zespołu. Sława jaką
zdobyli była oszałamiająca. Wystarczyło kilka miesięcy. Dwa single by ich płyta
rozeszła się jak świeże bułeczki. O to chodziło w tym biznesie. Wiedział o tym.
Za kilka tygodni mieli wypuścić kolejny singiel, nagrać teledysk. Co
najważniejsze za kilka dni mieli ruszyć w trasę koncertową. Spotkania z fanami
i dzielenie się swoją radością to było coś co go nakręcało. Nie mógł już się
doczekać.
- A mam takie pytanie. Czy nowo poznana
koleżanka również dziś z nami będzie się bawiła? – spytał producentów.
- Nie – odpowiedział Mike, nerwowo
zerkając na zegarek.
- Dlaczego? Czy nie powinniśmy się lepiej
poznać? – doczekiwał Izzy.
- Świat ujrzy ją dopiero w dniu premiery
teledysku. Do tego momentu ma być anonimowa dla świata – wyjaśnił Mark. – No
gdzie reszta?
- Blondyneczki pewnie nie mogą się
zdecydować, którą bluzkę ubrać, a Mikel jak to Mikel pewnie zgubił się we
własnym pokoju – powiedział Izzy, a Jay wybuchnął śmiechem.
- Kogo nazwałeś blondynką? – spytał
Richie, gdy wszedł do salonu.
- Ciebie i Chrisa.
- Ta zniewaga krwi wymaga! – zawołał
Stringini i zaczął uderzać Izzy’ego w ramię.
Mężczyźni
lub też chłopcy (jak kto woli) zaczęli udawać, że się biją. Towarzystwo
zgromadzone w salonie zaczęło się śmiać. W końcu Richie krzyknął:
- Matko! Złamałeś mi paznokieć!
- Dramat! – wtórował mu Izzy.
- Mamo! – blondyn, podbiegł do Jaya i
zaczął udawać, że płacze.
- A co tu tak wesoło? – spytał Mikel,
który w końcu postanowił zejść na dół.
On był z kolei największym
indywidualistą w zespole. Zawsze wszystko robił sam i gdy nie miał na coś
ochoty to po prostu tego nie wykonywał. Był najcięższą jednostką w grupie –
jeśli chodzi o charakter. Nie wdawał się w awantury bez powodu, ale też nie
pozwolił sobie wejść na głowę. Doskonale zdawał sobie sprawę, że by żyć w
dobrej komitywie z pozostałymi członkami zespołu musi starać się do nich
dostosować. Musi starać się dostosować, ale jednocześnie nie tracić swojej
indywidualności. To było najtrudniejsze w tym wszystkim. Nie wiedział jak da
sobie z tym radę. Nie mógł pozwolić żeby jego humory dominowały zespół, ale też
nie mógł zatracić tego co czuje. Obawiał się, że nie podoła temu. Właśnie teraz
gdy zyskali sławę zaczynało się życie pod presją Chciał tego. Chciał, żeby
ludzie kupowali jego muzykę. Potrzebował tego. Potrzebował tego jak tlenu by
oddychać. Bez tego umierał. Doskonale wiedział, że muzyka jest całym jego
światem. Nie wyobrażał sobie bez niej życia. Bez niej i bez tańca jego życie
byłoby nudne.
Lepiej
zaliczać się do niektórych, niż do wszystkich. [2]
Gdy
czekali już na ostatniego członka zespołu Chrisa, wymieniali jakieś swoje
zdania. Jednak Jay, który był najstarszy w całym zespole nie do końca wiedział
czy młodzi panowie tacy jak Chris czy Richie są w stanie wygrać z ciążącą na
nich presją. On wiedział czym jest show biznes. Nim trafił do zespołu pomagał
Markowi i Mike’owi pisać teksty piosenek. Miał za sobą nawet nie mały sukces.
Napisał utwór dla zespołu Overground. Piosenka ‘Schick mir’nen Engel’ była
wielkim hitem, strzałem w dziesiątkę. Była numerem 1 na Mediacontrol – Single
Charts [3]. Był z nich wszystkich
najstarszy i starał się wprowadzić ich w ten wielki świat, ale byli tak różnymi
osobowościami, że dogadanie się z każdym z nich było wielkim wyczynem. Jednak
nie zrażał się od razu, wiedział, że ktoś musi okiełznać tę hałastrę prawie
dorosłych mężczyzn. Na dodatek Mike i Mark postanowili dołączyć do nich młodą
dziewczynę, która ze światem gwiazd nie miała wcześniej styczności. To co ją
czekało mogło ją sprowadzić na złą drogę jeśli była słaba psychicznie. Jednak
Jay znał osoby o silnej psychice, które nie podołały presji innych ludzi i
stoczyli się z samej góry na sam dół. Nie było jednej wyznaczonej recepty na to
by tego uniknąć. Trzeba było niezwykłej siły woli żeby to wszystko przeskoczyć
i nie dać się zwariować.
- To co idziemy? – spytał Chris, który w
końcu dołączył do reszty.
- No łaskawie jesteś – dociął mu Izzy.
- A oni znowu zaczynają – wymamrotał Jay
i założył bluzę, którą rano zostawił w salonie.
Na
zewnątrz czekała już na nich czarna limuzyna, do której wszyscy wsiedli. Drogę
do klubu spędzili w kompletnej ciszy jeśli do kompletnej ciszy można zaliczyć
paplaninę Izzy’ego. Jay pokiwał tylko dezaprobatą głową. Czasami zastanawiał
się jak on wytrzymał prawie rok z tym człowiekiem pod jednym dachem. Nie do
końca to rozumiał, ale chyba jego anielska cierpliwość w końcu na coś mu była
dana. Pół godziny później wysiadali w błysku fleszy i pisku fanek z limuzyny.
Na ich twarze wypełzł uśmiech zarezerwowany tylko dla dziennikarzy i tych
wszystkich dziewczyn. Byli zdecydowaną gwiazdą wieczoru. To dla nich przyszła
część tych ludzi. Doskonale wiedzieli, że ¾ nie zostanie wpuszczone ze względu
na swój wiek. Klub miał być prestiżowy i nie było mowy o wejściu na podrobiony
dowód osobisty czy też na dowód koleżanki. Mieli pracować tu najlepsi
ochroniarze jakich tylko Berlin znał. Wszystko miało być zawsze dopięte na
ostatni guzik.
- Pamiętajcie, żeby najmłodsi nie pili
alkoholu, a wy dwaj nie przesadźcie z nim – powiedział Mark, gdy pozował
do zdjęć z całym zespołem i stał obok Jay’a.
- Spoko. Damy radę.
- I pamiętajcie, że za dwie godziny
dajecie występ, więc serio uważajcie – zaznaczył Mike.
- Oki, Oki. Możemy iść już potańczyć? –
spytał Izzy, gdy znaleźli się wewnątrz klubu.
- Idź i nie grzesz więcej – powiedział
Richie i zginął w tłumie wyginających się ciał.
- Dzieciaki – szepnął do siebie Jay.
Wnętrze
klubu utrzymane były w kolorach granatowych z jasnymi dodatkami. Dało się
zauważyć sporą ilość stolików przy których można było usiąść i napić się
drinka. Tego dnia z wyjątkiem zwykłych gości pełno było gwiazd z całych
Niemiec. Zaczynało się robić bardzo tłoczno, więc Jay razem z Chrisem i Mikelem
poszli szukać stolika, który był dla nich przeznaczony. W końcu znaleźli. Nawet
dobrze nie usiedli, gdy zostali osaczeni przez grupkę fanek, które domagały się
autografów i zdjęć. Cierpliwie znosili wszystkie swoje zadania, a Mark i Mike
pokazali uniesione kciuki do góry, że tak mają trzymać. Izzy i Richie tańczyli
gdzieś na parkiecie. Brunet poszedł do baru i zamówił sobie samą cole.
Obserwował całe towarzystwo, które bawiło się świetnie. Pokręcił tylko głową
gdy do dwóch Amerykanów dołączyła reszta zespołu. Oparty o bar obserwował
wszystkich i popijał napój. W końcu odstawił szklankę i dołączył do reszty.
Takie
okazje zespół miał rzadko. Nie mieli za wiele czasu na chodzenie po klubach.
Większość czasu spędzali w trasie koncertowej lub w sali treningowej. Wszystko
poświęcili dla tego sukcesu. Całe swoje życie prywatne, na które tak naprawdę
nie mieli czasu. Rodziny widywali tylko od święta. Musiały wystarczyć im tylko
rozmowy telefoniczne. Jay odganiał się od fanek jak od much. Nie chciał być nie
miły, ale te dziewczyny były wręcz natrętne i za dużo sobie pozwalały. W końcu
postanowił udać się do stolika zespołu i tam przeczekać do występu. Na
szczęście ich stolik został już ogrodzony specjalną taśmą i pilnowany był przez
ochroniarzy. Zastanawiał go plan Marka i Mike’a odnośnie tej młodej dziewczyny,
którą im przedstawili kilka dni temu. Nawet nie pamiętał jak się nazywała. To,
że nie chcieli jej pokazywać nikomu przed pierwszym oficjalnym wywiadem było
dość dziwne. Słuchacze nawet nie wiedzieli jak ona wygląda. Sam pseudonim jaki
znali było to za mało. Mogło to jednak pójść w dwie strony w dobrą i złą. Mark
i Mike nigdy nie zrobili złego kroku w wytwórni, więc najprawdopodobniej
wiedzieli co robią.
- Mam dość – powiedział Izzy i usiadł
naprzeciwko Jay’a.
- No nie mów – zaśmiał się Brytyjczyk.
- Poważnie ci mówię. Te wszystkie
dziewczyny są jakieś napalone. Jakby nie miały swojej godności.
- O tu się z tobą zgodzę. Są bardzo
nachalne – rzekł Jay.
- Nie mógłbym być z taką kobietą. Serio.
Jak można być z kimś kto dla ciebie zrobiłby wszystko?
- Wiesz, one mają o nas inne wyobrażenie.
One kompletnie nie znają ani ciebie ani mnie. Wszystko to co o nas wiedzą to
jest tylko powłoka. Gdyby poznały nas naprawdę to najprawdopodobniej nie
chciałyby zamienić z tobą ani jednego słowa – powiedział Jay.
- A może z tobą by chciały? – rzucił
Izzy.
- Pewnie i nie. Zresztą w większości
jestem od nich starszy o jakieś pięć lub sześć lat – jeśli nie więcej – więc to
nie moja kategoria wiekowa.
- Moja też nie.
- Serio? Patrząc na twoje zachowanie to
odnoszę inne wrażenie – zaśmiał się Khan.
- Wiesz co? Nie zdziw się, jak któregoś
razu skopię ci tyłek – stwierdził Gallegos.
- Ooooo już się boję…
- Chłopaki za chwilę zaczynamy występ –
powiedział Mikel, który pojawił się niewiadomo kiedy.
______________________________________________________________
[1]
Paulo Coelho
[2] Andrzej Sapkowski
[3] Kontrolowanie Mediów – Najlepsze Single
_______________________________________________________________
Początkowo ten rozdział miał wyglądać
inaczej, jednak w końcu mnie oświeciło jak ma to wyglądać, żeby uwzględnić
propozycję Tea. Cóż mam nadzieję, że to wszystko ma jakiś sens. Ja pisząc to
odczuwam wewnętrzny spokój. Chyba tego potrzebowałam. Takiego powrotu za czymś
za czym tęskniłam.
Wiem miało nie być dużo US5, ale taki
rozdział pisany bardziej z ich perspektywy powinien być, bo przybliży Wam
jednocześnie ich postaci.
Wesołych Mikołajek :*
Pozdrawiam, Lady Spark.