„Czuję, że dzieli nas więcej niż tylko
odległość. [2]”
12 marca 2006 r.
Całe US5 spędzało ten dzień w studio i
nagrywało materiał na nową płytę. W pomieszczeniu właśnie był Izzy i śpiewał
swoje partie, które później miały być połączone z całą resztą. Richie i Chris
grali w jakieś gry na swoich telefon,
Mikel czytał gazetę, a Jay, Mark i Mikie słuchali Izzy’ego. Brunet od kilku dni
chodził zły. Był tykającą bombą zegarową z opóźnionym zapłonem. Blondyni,
wiedzieli, że nie należy z nim wtedy zadzierać i wymijali go szerokim łukiem.
Najbardziej za wszystko obrywał drugi z Amerykanów. Za wszystko. Dosłownie za
wszystko. Dredziarz przestał przebywać w towarzystwie chłopaków z zespołu.
Częściej można było go spotkać w swoim pokoju lub w mieszkaniu Ade. W ciągu
dwóch dni najstarszy z kolegów zaszedł mu za skórę jak jeszcze nigdy.
Kompletnie nie wiedział o co mu chodziło. Próbował z nim w jakikolwiek sposób
porozmawiać, ale zazwyczaj kończyło się to trzaśnięciem drzwiami jak w starym
dobrym małżeństwie.
- Izzy, skup się! – przerwał nagranie
zezłoszczony Jay.
Twarz
dredziarza przybrała czerwony kolor. Wściekły, zdjął słuchawki i wyszedł z
pomieszczenia. Miał ochotę rzucić się na kumpla. To wcale nie była prawda, że
teraz ponownie źle szła mu piosenka. W zasadzie zaczął ją dobrze tylko Khan mu
ją przerwał. Miał tego serdecznie dość. Przez ostatnie dwa dni robił wszystko
byle tylko nie spędzać z Brytyjczykiem, więcej czasu niż to było wskazane w
jednym pomieszczeniu. Robił wszystko, żeby mu zejść z oczu, a i tak zawsze za
coś mu się obrywało. To było nie do zniesienia.
- O co ci do jasnej cholery chodzi? –
spytał, wściekły Izzy.
- Mnie? O nic. To ty nie umiesz się
skupić na swojej robocie – odpowiedział Jay.
- Skończ pieprzyć. Całkiem dobrze mi
szło. Tylko tobie cały czas coś nie pasuje. Masz męskie PMS?
- Chłopaki, dość! – całą kłótnię, a w
zasadzie jej początek przerwał Mark. – Idźcie do mieszkania, odpocznijcie i
przygotujcie się do wieczornego bankietu. Najpierw zabierzemy Ade, a potem
przyjedziemy po was – zakończył Mark.
Zły
Izzy, zabrał swoją kurtkę i wyszedł ze studia. Pozostała czwórka ruszyła za
nim. W Amerykaninie wszystko się gotowało. W jego kumpla coś wstąpiło, a on nie
miał zupełnie pojęcia co. Najszybciej z nich wszystkich znalazł się na świeżym
powietrzu. Wziął głęboki wdech i uspokoił się. Jednak to nie pomogło. Miał dość
traktowania go jak jakieś zło konieczne.
- Izzy, wsiadaj do auta – usłyszał głos
Jay’a.
- Pieprz się – odpowiedział i ruszył w
stronę chodnika.
Jay,
wsiadł do busa, który miał ich zawieźć do mieszkania. Sam nie wiedział o co mu
chodziło. Zachowywał się tak jakby Izzy zrobił mu coś złego. A przecież
mężczyzna był jego najlepszym przyjacielem. To z nim dogadywał się najlepiej z
całego zespołu. Byli najstarsi. Myśleli trochę inaczej niż blondyni czy Mikel.
Mieli poważniejsze plany na życie. Co prawda Izzy częściej ostatnio przebywał w
towarzystwie Ade niż członków zespołu i wcale to nie powodowało, że plotki o
ich rzekomym związku znikały. W zasadzie to urosły do niebotycznych rozmiarów.
Para przyjaciół nic sobie z tego nie robiła. Zachowywali się po prostu tak
jakby to wszystko nie miało miejsca. Po krótkiej jeździe ze studia do
mieszkania mężczyźni wysiedli z auta. Nikt nic nie mówił. Mikel, Chris oraz
Richie postanowili po prostu nie wchodzić w drogę wściekłemu Jay’owi. Nie
zamierzali zbierać awantur tylko dlatego, że oddychają.
Brytyjczyk
zaszył się w swoim pokoju. Z szafy wyjął czarny garnitur i śnieżno białą
koszulę. Musieli wyglądać w miarę elegancko. W trakcie bankietu mieli również
wykonać jeden utwór ze swojej obecnej płyty. Sprawdził godzinę. Miał dobre pięć
godzin do wyjścia. Postanowił się zdrzemnąć. W ubraniach położył się na łóżku i
zasnął. Nie wiedział ile czasu spał. Obudziło go szarpanie za ramię.
- Wstawaj Jay – to Mikel próbował go
obudzić.
- Co się dzieje? – spytał zaspanym głosem
i usiadł na łóżku.
- Za godzinę mamy wychodzić, a Izzy’ego
nie ma w domu – wyjaśnił mulat.
- Jak to nie ma? – spytał Jay,
przecierając oczy.
- Normalnie. Byłem w pokoju i go nie ma.
Ostro go musiałeś zdenerwować.
- Nic mu nie zrobiłem – zaprzeczył
Brytyjczyk.
- Troszkę za mocno się go czepiałeś –
stwierdził Mikel i wyszedł z pokoju bruneta.
Jay,
wstał również opuścił pomieszczenie. W salonie nie było nikogo z wyjątkiem
Mikela, który próbował dodzwonić się do dredziarza. Blondyni byli w swoich
pokojach i szykowali się do wyjścia. Khan wyjął telefon z kieszeni i ze spisu
połączeń wybrał kontakt zatytułowany ‘Ade’.
- Do Ade, dzwoniłeś? – spytał Mikela i
nacisnął zieloną słuchawkę
- Nie. Sądzisz, że będzie u niej?
- Nie wiem, ale co szko… - nie skończył,
bo drzwi do mieszkania otworzyły się i stanął w nich Izzy. – Gdzieś ty był? –
naskoczył na niego od razu Jay.
- Ja za tobą nie tęskniłem – powiedział
Izzy i wyminął bruneta.
- Co ty sobie myślisz, że możesz sobie
tak znikać i pojawiać? Mamy zobowiązania. Nie jesteś pępkiem świata –
stwierdził Jay.
- Do jasnej cholery powiedz wreszcie o co
ci chodzi!
- A dajcie mi już wszyscy święty spokój –
powiedział Jay, gdy zorientował się, że nie wie co odpowiedzieć przyjacielowi.
- Mam dość bycia obwinianym za coś czego
nie zrobiłem, albo nie mam pojęcia, że zrobiłem. Zachowujesz się jak kobieta
przed okresem! – krzyknął za odchodzącym brunetem Amerykanin.
- Pieprz się – skomentował to Jay.
- Wy jesteście psychiczni – stwierdził
Mikel i poszedł do swojego pokoju, wcześniej zderzając się z Jay’em, który
wyszedł ze swojego lokum, aby wziąć prysznic.
Khan
nie zamierzał już tego wieczora się odzywać. Sam nie wiedział co w niego
wstąpiło. Najgorsza była świadomość, że Izzy miał racę. Obwiniał go za nic. Wszystko
zaczęło się gdy nagle cały kraj obiegła plotka jakoby Ade i Izzy byli parą. To
go strasznie rozwścieczyło. Przestał nad sobą panować. Oparł głowę o zimne
kafelki. Stróżki wody spływały po jego nagim ciele. Nie wiedział co robić. Z
zamyśleń wyrwało go walenie do drzwi.
- Jeśli planujesz się utopić, to możesz
zrobić to później – usłyszał głos Izzy’ego.
Nie
odpowiedział. Po prostu wyszedł spod prysznic, owinął ręcznik w biodrach i
wyszedł z łazienki, a następnie swoje kroki skierował do pokoju. Ubrał czarny
garnitur i białą koszulę. Nie zakładał krawatu, bo mieli wyglądać elegancko,
ale z odrobiną luzu. Wtarł w włosy trochę żelu i wyszedł z pokoju. W salonie
czekała już reszta chłopaków.
- Mark, Mike i Ade już są na dole –
powiedział Mikel i schował telefon do kieszeni.
Zgodnie
wyszli z mieszkania i wsiedli do czarnej limuzyny. W środku była już Ade. Miała
na sobie turkusową sukienkę tzw. bombkę, której góra była bogato haftowana.
Smukłą szyję podkreślała fryzura. Luźno upięte włosy, a kilka pasemek opadało
po bokach i z tyłu głowy. Biżuterię ograniczyła do srebrnej, cienkiej
bransoletki na lewej dłoni. Na nogach miała czarne czółenkach z odkrytym palcem
oraz suwakiem po zewnętrznym boku. Całość przełamała czerwoną kopertówką. Oczy
miała podkreślone ciemnymi kolorami, a na ustach jasny błyszczyk. Khan
zapomniał języka w buzi, gdy ujrzał kobietę. Wyglądała pięknie. Delikatnie i
drapieżnie zarazem. Uśmiechnęła się nieśmiało do wszystkich i przywitała z
Izzym, który zaraz zaczął jej coś szybko opowiadać. Dziewczyna spojrzała
zaniepokojona na Jay’a. Szybko jednak odwróciła wzrok i zaczęła mówić równie
szybko co jej towarzysz. Khan westchnął cicho.
Dziewczyno,
nigdy wcześniej nie czułem czegoś takiego
Wtedy
kiedy weszłaś przez te drzwi
Sprawiłaś,
ze oszalałem na twoim punkcie. [1]
Po piętnastu minutach stanęli w korku
powoli posuwających się czarnych i białych limuzyn. W samochodzie rozmawiali
tylko Mikel oraz Chris na temat jakiegoś nowego modelu samochodu. W końcu
jednak nadszedł czas żeby wyszli i przeszli wśród tłumu fanów.
- Najpierw chłopaki, a potem Ade –
powiedział Mark.
Powoli
z samochodu wysiadali mężczyźni. Najpierw Richie, Chirs, Mikel, Izzy i na końcu
Jay. Ten ostatni uśmiechnął się do krzyczących fanów, poprawił marynarkę i
odwrócił się w stronę wysiadającej kobiety. W tej samej chwili gdy on podawał
jej dłoń, aby pomóc, zrobił to samo Izzy. Zdezorientowana Ade, nie wiedziała co
zrobić. W końcu jednak zgrabnie i z gracją wysiadła z limuzyny, a następnie
ujęła obu mężczyzn pod ramię i z uśmiechem na ustach powędrowała do wejścia
hotelu, w którym miał odbyć się wielki bankiet. W drodze stanęli, żeby
fotoreporterzy mogli zrobić im kilka zdjęć. Ade odeszła kilka kroków dalej i
pozwoliła US5 pozować samym. Ona uśmiechała się i machała. Widać było, że z
każdą minutą zaczyna czuć się coraz lepiej w tym wielkim świecie. Jay nie mógł
oderwać od niej wzroku. Chłoną jej widok jak gąbka. Nie wiedział dlaczego.
Wokół niego było tyle pięknych kobiet, ale on widział tylko ją. Obdarowywała
uśmiechem każdego, którego spotykała. Była najbardziej naturalną osobą na całym
przyjęciu. W końcu weszli do hotelu. Ade pod rękę z Izzym i uśmiechem na
ustach, a za nimi reszta zespołu US5.
- No to teraz jesteś jedną z nas. Szóstym
członkiem zespołu – powiedział Izzy.
- Jak to? – spytała zdziwiona Ade.
- Pierwszy bankiet za tobą. Wielki świat
wita – powiedział Izzy i przytulił ją do siebie.
Po
kilku innych występach w końcu przyszedł czas na piosenkę świeżej gwiazdy. Ade
podała torebkę dredziarzowi i ruszyła w kierunku sceny.
- Dziś, nie wykonam jednego z dwóch
singli, które wyszły na rynek. Dziś, coś nowego ‘California King Bed’.
Poczekała, aż polecą pierwsze takty
utworu. Była to spokojna ballada, która idealnie pasowała do bankietu, na
którym się znajdowali. Wszystkie oczy zwrócone były tylko na nią. Każdy chłoną
ją wzrokiem. Turkusowa sukienka podkreślała jej idealne wcięcie w talii. Głos
powoli rozpływał się po całej sali, w której byli zgromadzeni.
- Lips that felt just like the inside of a
rose… So how come when I reach out my finger… It feels like more than distance
between us…[2].
Operowała
potężnym głosem. Z każdym
kolejnym wersem to pokazywała. Wzmacniała swój utwór. Jay, nie wierzył w to, że
w tak małym ciele, ukrył się tak wielki głos. Ukradła swoim występem
publiczność. Ludzie słuchali jej jak zahipnotyzowani.
- So
confused, want to ask you if you love me… But I don't want seem so weak… Maybe I've been California
dreaming…[2].
Wtedy jeszcze nikt nie wiedział jak
potoczy się cała ta historia. Ci ludzie jeszcze jej nie znali…
______________________________________________________________
[1]
US5 - Let Me Know
[2]
Tłumaczenie: Usta
które czuły się jak w pąku róży… Jak więc to możliwe, że teraz gdy wyciągam
rękę… Czuję, że dzieli nas więcej niż tylko odległość…
Tak
zagubiona, chcę zapytać cię czy mnie kochasz… Ale nie chcę wyjść na słabą… Może
byłam kalifornijską marzycielką…
Oryginalne wykonanie: Rihanna
______________________________________________________________
Ode mnie dla Was na Dzień Kobiet, Moje Drogie Panie :)
O matko! Jak mi się długo ten rozdział
pisało. Myślałam, że w życiu go nie skończę. Chciałam żeby w rozdziale w końcu
zaczęło się coś dziać, a wyszło jak zwykle.
A i wypadałoby w końcu zacząć pisać dalej, bo mi się rozdziały na zapas zaczynają kończyć, a tu pusto wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie?
Całuję, Lady
Spark.