sobota, 8 marca 2014

Rozdział ósmy – Męskie PMS

„Czuję, że dzieli nas więcej niż tylko odległość. [2]”
12 marca 2006 r.
            Całe US5 spędzało ten dzień w studio i nagrywało materiał na nową płytę. W pomieszczeniu właśnie był Izzy i śpiewał swoje partie, które później miały być połączone z całą resztą. Richie i Chris grali w jakieś  gry na swoich telefon, Mikel czytał gazetę, a Jay, Mark i Mikie słuchali Izzy’ego. Brunet od kilku dni chodził zły. Był tykającą bombą zegarową z opóźnionym zapłonem. Blondyni, wiedzieli, że nie należy z nim wtedy zadzierać i wymijali go szerokim łukiem. Najbardziej za wszystko obrywał drugi z Amerykanów. Za wszystko. Dosłownie za wszystko. Dredziarz przestał przebywać w towarzystwie chłopaków z zespołu. Częściej można było go spotkać w swoim pokoju lub w mieszkaniu Ade. W ciągu dwóch dni najstarszy z kolegów zaszedł mu za skórę jak jeszcze nigdy. Kompletnie nie wiedział o co mu chodziło. Próbował z nim w jakikolwiek sposób porozmawiać, ale zazwyczaj kończyło się to trzaśnięciem drzwiami jak w starym dobrym małżeństwie.
- Izzy, skup się! – przerwał nagranie zezłoszczony Jay.   
            Twarz dredziarza przybrała czerwony kolor. Wściekły, zdjął słuchawki i wyszedł z pomieszczenia. Miał ochotę rzucić się na kumpla. To wcale nie była prawda, że teraz ponownie źle szła mu piosenka. W zasadzie zaczął ją dobrze tylko Khan mu ją przerwał. Miał tego serdecznie dość. Przez ostatnie dwa dni robił wszystko byle tylko nie spędzać z Brytyjczykiem, więcej czasu niż to było wskazane w jednym pomieszczeniu. Robił wszystko, żeby mu zejść z oczu, a i tak zawsze za coś mu się obrywało. To było nie do zniesienia.
- O co ci do jasnej cholery chodzi? – spytał, wściekły Izzy.
- Mnie? O nic. To ty nie umiesz się skupić na swojej robocie – odpowiedział Jay.
- Skończ pieprzyć. Całkiem dobrze mi szło. Tylko tobie cały czas coś nie pasuje. Masz męskie PMS?
- Chłopaki, dość! – całą kłótnię, a w zasadzie jej początek przerwał Mark. – Idźcie do mieszkania, odpocznijcie i przygotujcie się do wieczornego bankietu. Najpierw zabierzemy Ade, a potem przyjedziemy po was – zakończył Mark.
            Zły Izzy, zabrał swoją kurtkę i wyszedł ze studia. Pozostała czwórka ruszyła za nim. W Amerykaninie wszystko się gotowało. W jego kumpla coś wstąpiło, a on nie miał zupełnie pojęcia co. Najszybciej z nich wszystkich znalazł się na świeżym powietrzu. Wziął głęboki wdech i uspokoił się. Jednak to nie pomogło. Miał dość traktowania go jak jakieś zło konieczne.
- Izzy, wsiadaj do auta – usłyszał głos Jay’a.
- Pieprz się – odpowiedział i ruszył w stronę chodnika.
            Jay, wsiadł do busa, który miał ich zawieźć do mieszkania. Sam nie wiedział o co mu chodziło. Zachowywał się tak jakby Izzy zrobił mu coś złego. A przecież mężczyzna był jego najlepszym przyjacielem. To z nim dogadywał się najlepiej z całego zespołu. Byli najstarsi. Myśleli trochę inaczej niż blondyni czy Mikel. Mieli poważniejsze plany na życie. Co prawda Izzy częściej ostatnio przebywał w towarzystwie Ade niż członków zespołu i wcale to nie powodowało, że plotki o ich rzekomym związku znikały. W zasadzie to urosły do niebotycznych rozmiarów. Para przyjaciół nic sobie z tego nie robiła. Zachowywali się po prostu tak jakby to wszystko nie miało miejsca. Po krótkiej jeździe ze studia do mieszkania mężczyźni wysiedli z auta. Nikt nic nie mówił. Mikel, Chris oraz Richie postanowili po prostu nie wchodzić w drogę wściekłemu Jay’owi. Nie zamierzali zbierać awantur tylko dlatego, że oddychają.
            Brytyjczyk zaszył się w swoim pokoju. Z szafy wyjął czarny garnitur i śnieżno białą koszulę. Musieli wyglądać w miarę elegancko. W trakcie bankietu mieli również wykonać jeden utwór ze swojej obecnej płyty. Sprawdził godzinę. Miał dobre pięć godzin do wyjścia. Postanowił się zdrzemnąć. W ubraniach położył się na łóżku i zasnął. Nie wiedział ile czasu spał. Obudziło go szarpanie za ramię.
- Wstawaj Jay – to Mikel próbował go obudzić.
- Co się dzieje? – spytał zaspanym głosem i usiadł na łóżku.
- Za godzinę mamy wychodzić, a Izzy’ego nie ma w domu – wyjaśnił mulat.
- Jak to nie ma? – spytał Jay, przecierając oczy.
- Normalnie. Byłem w pokoju i go nie ma. Ostro go musiałeś zdenerwować.
- Nic mu nie zrobiłem – zaprzeczył Brytyjczyk.
- Troszkę za mocno się go czepiałeś – stwierdził Mikel i wyszedł z pokoju bruneta.
            Jay, wstał również opuścił pomieszczenie. W salonie nie było nikogo z wyjątkiem Mikela, który próbował dodzwonić się do dredziarza. Blondyni byli w swoich pokojach i szykowali się do wyjścia. Khan wyjął telefon z kieszeni i ze spisu połączeń wybrał kontakt zatytułowany ‘Ade’.
- Do Ade, dzwoniłeś? – spytał Mikela i nacisnął zieloną słuchawkę
- Nie. Sądzisz, że będzie u niej?
- Nie wiem, ale co szko… - nie skończył, bo drzwi do mieszkania otworzyły się i stanął w nich Izzy. – Gdzieś ty był? – naskoczył na niego od razu Jay.
- Ja za tobą nie tęskniłem – powiedział Izzy i wyminął bruneta.
- Co ty sobie myślisz, że możesz sobie tak znikać i pojawiać? Mamy zobowiązania. Nie jesteś pępkiem świata – stwierdził Jay.
- Do jasnej cholery powiedz wreszcie o co ci chodzi!
- A dajcie mi już wszyscy święty spokój – powiedział Jay, gdy zorientował się, że nie wie co odpowiedzieć przyjacielowi.
- Mam dość bycia obwinianym za coś czego nie zrobiłem, albo nie mam pojęcia, że zrobiłem. Zachowujesz się jak kobieta przed okresem! – krzyknął za odchodzącym brunetem Amerykanin.
- Pieprz się – skomentował to Jay.
- Wy jesteście psychiczni – stwierdził Mikel i poszedł do swojego pokoju, wcześniej zderzając się z Jay’em, który wyszedł ze swojego lokum, aby wziąć prysznic.
            Khan nie zamierzał już tego wieczora się odzywać. Sam nie wiedział co w niego wstąpiło. Najgorsza była świadomość, że Izzy miał racę. Obwiniał go za nic. Wszystko zaczęło się gdy nagle cały kraj obiegła plotka jakoby Ade i Izzy byli parą. To go strasznie rozwścieczyło. Przestał nad sobą panować. Oparł głowę o zimne kafelki. Stróżki wody spływały po jego nagim ciele. Nie wiedział co robić. Z zamyśleń wyrwało go walenie do drzwi.
- Jeśli planujesz się utopić, to możesz zrobić to później – usłyszał głos Izzy’ego.
            Nie odpowiedział. Po prostu wyszedł spod prysznic, owinął ręcznik w biodrach i wyszedł z łazienki, a następnie swoje kroki skierował do pokoju. Ubrał czarny garnitur i białą koszulę. Nie zakładał krawatu, bo mieli wyglądać elegancko, ale z odrobiną luzu. Wtarł w włosy trochę żelu i wyszedł z pokoju. W salonie czekała już reszta chłopaków.
- Mark, Mike i Ade już są na dole – powiedział Mikel i schował telefon do kieszeni.
            Zgodnie wyszli z mieszkania i wsiedli do czarnej limuzyny. W środku była już Ade. Miała na sobie turkusową sukienkę tzw. bombkę, której góra była bogato haftowana. Smukłą szyję podkreślała fryzura. Luźno upięte włosy, a kilka pasemek opadało po bokach i z tyłu głowy. Biżuterię ograniczyła do srebrnej, cienkiej bransoletki na lewej dłoni. Na nogach miała czarne czółenkach z odkrytym palcem oraz suwakiem po zewnętrznym boku. Całość przełamała czerwoną kopertówką. Oczy miała podkreślone ciemnymi kolorami, a na ustach jasny błyszczyk. Khan zapomniał języka w buzi, gdy ujrzał kobietę. Wyglądała pięknie. Delikatnie i drapieżnie zarazem. Uśmiechnęła się nieśmiało do wszystkich i przywitała z Izzym, który zaraz zaczął jej coś szybko opowiadać. Dziewczyna spojrzała zaniepokojona na Jay’a. Szybko jednak odwróciła wzrok i zaczęła mówić równie szybko co jej towarzysz. Khan westchnął cicho.
Dziewczyno, nigdy wcześniej nie czułem czegoś takiego
Wtedy kiedy weszłaś przez te drzwi
Sprawiłaś, ze oszalałem na twoim punkcie. [1]
            Po piętnastu minutach stanęli w korku powoli posuwających się czarnych i białych limuzyn. W samochodzie rozmawiali tylko Mikel oraz Chris na temat jakiegoś nowego modelu samochodu. W końcu jednak nadszedł czas żeby wyszli i przeszli wśród tłumu fanów.
- Najpierw chłopaki, a potem Ade – powiedział Mark.
            Powoli z samochodu wysiadali mężczyźni. Najpierw Richie, Chirs, Mikel, Izzy i na końcu Jay. Ten ostatni uśmiechnął się do krzyczących fanów, poprawił marynarkę i odwrócił się w stronę wysiadającej kobiety. W tej samej chwili gdy on podawał jej dłoń, aby pomóc, zrobił to samo Izzy. Zdezorientowana Ade, nie wiedziała co zrobić. W końcu jednak zgrabnie i z gracją wysiadła z limuzyny, a następnie ujęła obu mężczyzn pod ramię i z uśmiechem na ustach powędrowała do wejścia hotelu, w którym miał odbyć się wielki bankiet. W drodze stanęli, żeby fotoreporterzy mogli zrobić im kilka zdjęć. Ade odeszła kilka kroków dalej i pozwoliła US5 pozować samym. Ona uśmiechała się i machała. Widać było, że z każdą minutą zaczyna czuć się coraz lepiej w tym wielkim świecie. Jay nie mógł oderwać od niej wzroku. Chłoną jej widok jak gąbka. Nie wiedział dlaczego. Wokół niego było tyle pięknych kobiet, ale on widział tylko ją. Obdarowywała uśmiechem każdego, którego spotykała. Była najbardziej naturalną osobą na całym przyjęciu. W końcu weszli do hotelu. Ade pod rękę z Izzym i uśmiechem na ustach, a za nimi reszta zespołu US5.
- No to teraz jesteś jedną z nas. Szóstym członkiem zespołu – powiedział Izzy.
- Jak to? – spytała zdziwiona Ade.
- Pierwszy bankiet za tobą. Wielki świat wita – powiedział Izzy i przytulił ją do siebie.
            Po kilku innych występach w końcu przyszedł czas na piosenkę świeżej gwiazdy. Ade podała torebkę dredziarzowi i ruszyła w kierunku sceny.
- Dziś, nie wykonam jednego z dwóch singli, które wyszły na rynek. Dziś, coś nowego ‘California King Bed’.
            Poczekała, aż polecą pierwsze takty utworu. Była to spokojna ballada, która idealnie pasowała do bankietu, na którym się znajdowali. Wszystkie oczy zwrócone były tylko na nią. Każdy chłoną ją wzrokiem. Turkusowa sukienka podkreślała jej idealne wcięcie w talii. Głos powoli rozpływał się po całej sali, w której byli zgromadzeni.
- Lips that felt just like the inside of a rose… So how come when I reach out my finger… It feels like more than distance between us…[2].
            Operowała potężnym głosem. Z każdym kolejnym wersem to pokazywała. Wzmacniała swój utwór. Jay, nie wierzył w to, że w tak małym ciele, ukrył się tak wielki głos. Ukradła swoim występem publiczność. Ludzie słuchali jej jak zahipnotyzowani.
- So confused, want to ask you if you love me… But I don't want seem so weak… Maybe I've been California dreaming…[2].
            Wtedy jeszcze nikt nie wiedział jak potoczy się cała ta historia. Ci ludzie jeszcze jej nie znali…
______________________________________________________________
[1] US5 - Let Me Know
[2] Tłumaczenie: Usta które czuły się jak w pąku róży… Jak więc to możliwe, że teraz gdy wyciągam rękę… Czuję, że dzieli nas więcej niż tylko odległość…
Tak zagubiona, chcę zapytać cię czy mnie kochasz… Ale nie chcę wyjść na słabą… Może byłam kalifornijską marzycielką…
Oryginalne wykonanie: Rihanna
______________________________________________________________
Ode mnie dla Was na Dzień Kobiet, Moje Drogie Panie :)
O matko! Jak mi się długo ten rozdział pisało. Myślałam, że w życiu go nie skończę. Chciałam żeby w rozdziale w końcu zaczęło się coś dziać, a wyszło jak zwykle.
A i wypadałoby w końcu zacząć pisać dalej, bo mi się rozdziały na zapas zaczynają kończyć, a tu pusto wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie? 

Całuję, Lady Spark.