„To początek nowy, nowa Ciebie część. [2]”
22
luty 2006 r.
Pierwsze co zrobiłam po wyjściu z budynku
to był głęboki wdech świeżego powietrza. Było kilka minut po godzinie
dwunastej. Za sześć godzin miałam dać swój pierwszy koncert. Nie bardzo
wiedziałam, co teraz będzie się działo. Nie zrobiłam dobrze jednego kroku, a
zostałam otoczona przez grupę młodych ludzi. Podstawiali mi pod nos kartki,
robili zdjęcia. Czułam się totalnie
zdezorientowana. Poszukałam wzrokiem Marka, który pokazał mi żebym podpisała
kilka kartek. Wzięłam długopis, który o mało nie wydłubałby mi oka i zaczęłam
składać swój podpis na różnych kartkach. Uśmiechałam się delikatnie cały czas.
Nie bardzo wiedziałam co to wszystko znaczy. Teledysk miał dopiero co swoją
premierę. Na stronie internetowej była tylko wzmianka, że dziś udzielę
pierwszego wywiadu. W końcu udało mi się dać autografy większości, gdy odezwał
się Mike.
- Przepraszam, ale Ade musi już iść.
Uśmiechnęłam
się przepraszająco i starałam się przedostać przez grupkę ludzi. W końcu udało
się mi wsiąść do auta.
- Co to było? – spytałam.
- To byli twoi pierwsi fani. Teraz
pojedziemy zawieźć Patricię po twoje ubranie na koncert. Ona spakuje rzeczy i
dotrze do nas taksówką. Następnie jedziemy pod halę. Zrobimy małą próbę,
poznasz zespół taneczny i zaczniesz się szykować do występu – powiedział Mark i
podał Pati wejściówkę. – Pokażesz to ochroniarzom to cię wpuszczą bez problemu.
Lepiej zawieść to sobie na szyi – dodał.
- Nie ma problemu – odpowiedziała
blondynka.
- A co ze mną? – spytał Izzy.
- Jedziesz z nami. Reszta zespołu powinna
już być na miejscu. W końcu macie nie wiele więcej czasu niż Ade – rzekł Mike.
Przysłuchiwałam
się temu wszystkiemu w milczeniu. Już nie było odwrotu. Kropka nad ‘i’ została
postawiona. Koło ruszyło. Cała maszyna rozpoczęła swój proces. Nawet nie
wiedziałam kiedy ten cały czas przygotowań minął. Dopiero zaczynało do mnie to
docierać. Jednak nie wierzyłam, że to wszystko będzie miało tak radosne kolory.
Wiedziałam, że muszę przygotować się również na falę krytyki, która lada dzień
mogła nadejść. Ze zdenerwowania zaczęłam skubać skórki. Teraz zaczynało się
moje być albo nie być. Jeszcze wczoraj byłam przekonana, że jeśli to wszystko
okaże się jedną wielką klapą to wrócę do swojego poprzedniego życia. Dziś
jednak nie byłam do końca pewna, czy uda mi się wrócić do normalności tak od
razu i bez żadnego bólu. To zadziwiające jak człowiek szybko przyzwyczaja się
do ego co nagle zaczęło go otaczać. W
głębi duszy liczyłam, że wszystko potoczy się dokładnie tak jak szło teraz, czyli,
że pierwszy singiel odniesie sukces, a wraz z nim cała płyta. Chciałam tego.
Nagle przestało liczyć się wszystko inne. Wiedziałam, że raz przeczę sobie, a
za drugim razem zgadzam się sama ze sobą. To nie było normalne. Byłam
niezdecydowana.
Zawsze
trzeba działać. Źle czy dobrze, okaże się później. Żałuje się wyłącznie
bezczynności, niezdecydowania, wahania. Czynów i decyzji, choć niekiedy
przynoszą smutek i żal, nie żałuje się. [1]
Po odwiezieniu blondynki musieliśmy
dotrzeć pod halę. Zajęło nam to dobrą godzinę. Izzy cały czas gadał jakieś
głupoty, na których nawet się nie skupiałam. Myślami byłam gdzieś daleko.
Wspominałam całe swoje dotychczasowe życie. Szczęśliwe dzieciństwo, strach
przed przeprowadzką i brakiem akceptacji w nowej szkole. Strach, że nie
opanowałam na tyle języka, żeby zrozumieć nauczycieli lub innych uczniów.
Pamiętałam doskonale to uczucie. Zaczęło towarzyszyć mi również teraz. Czułam
strach przed odrzuceniem przez słuchaczy. Czułam strach przed pierwszym
występem na żywo. Chociaż nie był pierwszy. Tyle razy występowałam na różnych festynach
czy przedstawieniach i wtedy nie czułam nic. Po prostu robiłam to co lubię. Im
byliśmy bliżej hali tym bardziej czułam, że za chwilę zwrócę trzy łyki herbaty,
które wypiłam rano. Czułam, że zrobiłam się strasznie blada, jeśli nie zielona
na twarzy. Jednak nim podróż zakończyła się katastrofą dojechaliśmy na miejsce.
Szybko wysiadłam z samochodu i zaczęłam głęboko oddychać. Cała się trzęsłam.
Patrzyłam przerażonym wzrokiem nam budynek, do którego miałam za chwile wejść i
czułam, że nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Oddychałam głęboko, bo mdłości nie
odchodziły. Spojrzałam przerażona na Marka i Mikie’a oraz na Izzy’ego. Stali
kilka kroków od auta i czekali na mnie. Pokiwałam przecząco głową i zaczęłam
płakać. Ze strachu i bezsilności. Bałam się, że nie podobałam, a emocje, które
gromadziły się we mnie od dwóch tygodni, kiedy koło powoli się ruszało, musiały
w końcu znaleźć ujście. Łapałam spazmatycznie powietrze i za nic w świecie nie
byłam w stanie zrobić kroku. Nigdy wcześniej nic takiego mi się nie
przydarzyło. Wszystko co mnie ostatnio spotykało działo się pierwszy raz w
życiu, a ja już miałam dość. Gdyby tylko nogi nie odmówiły mi posłuszeństwa to
najprawdopodobniej uciekłabym do domu rodziców i rzuciła kontraktem muzycznym o
ścianę. Jednak nogi miałam jak z ołowiu.
- Pogadam z nią. Wejdźcie do środka –
powiedział do producentów.
- Jesteś pewny, że dasz sobie radę? –
spytał Mark.
- A kto wie, co ona czuje? Doskonale znam
to uczucie – odpowiedział Izzy i podszedł do mnie. – No już spokojnie. Nie
płacz – zaczął mówić delikatnym głosem.
Sama nie wiedziałam co się dzieje. To
wszystko było takie obce i niemiłe. Chciałam jak najszybciej pozbyć się tego
uczucia.
- Będzie dobrze.
- Nie będzie – zaprzeczyłam słabym
głosem.
- Jak nie będzie, jak będzie. Wiem co
mówię. Sam to przeżywałem, gdy miałem dać swój pierwszy występ z tymi wariatami
– powiedział.
- I co zrobiłeś? – spytałam.
- Miałem ochotę uciec gdzie pieprz
rośnie, ale spojrzałem na kolegów z zespołów i zauważyłem, że oni mieli
spokojne twarze i szepnąłem sobie pod nosem: dasz radę. Tylko wiesz, co? –
spytał.
- Nie.
- Oni wszyscy mieli podobne myśli, tylko
udawali, że są tacy pewni siebie. Robili to dlatego, bo gdy patrzyli na resztę
to widzieli tylko zdecydowanych ludzi, więc nie chcieli być gorsi.
- Ale ja nie mam nikogo, kto mógłby mnie
zmobilizować do tego – wyjaśniłam.
- Jak nie masz jak masz. Masz mnie, masz
swoją blondwłosą koleżankę, która mnie ewidentnie nie lubi, bo kilka razy na
nagraniu mnie nadepnęła – powiedział ze śmiechem. – Więc głowa do góry i pokaż,
że umiesz dać wielki występ.
- Nie umiem – zaprzeczyłam od razu.
Na
początek, głowa w słońce
Jedno
słowo dobre słowo, na początek
Na
początek, krok za krokiem. [2]
Nagle przestałam w siebie wierzyć.
Nagle wszystko wydało mi się za duże i za bardzo przesadzone. Nagle poczułam,
że to nie jest moje miejsce. Spojrzałam na twarz Amerykanina i widziałam w jego
oczach oczekiwanie oraz wsparcie. Objął mnie ramieniem i spokojnym krokiem
zaprowadził do wejścia. Ochroniarze widząc, że to on wpuścili go bez słowa
sprzeciwu. Powoli odzyskiwałam równowagę i wszystko wracało do normy, w tym i
moja pewność siebie. Ta chwila słabości uświadomiła mi, że jestem tylko
człowiekiem i mam prawo do lęków i strachów – nawet wtedy gdy jest się
dorosłym. Dredziarz zaprowadził mnie pod scenę, gdzie próbę już rozpoczęło US5.
Chłopaki wykonywali właśnie swój pierwszy singiel. Widziałam, że wkładali w to
całe swoje serce. Byli jednością, ale każdy z nich był inny. Każdy z nich miał
inną osobowość. Byli tak różni jak tylko mogli być. Nie znałam ich z
charakterów, ale po ruchach ich ciał dało się zauważyć, że są różni.
Zastanawiałam się jak nauczyli się żyć razem i współpracować. Nie miałam
pojęcia ile pracy w to włożyli. Jednego byłam jednak pewna, że ja nigdy nie
umiałabym dostosować się do innych osób tak jak to zrobili oni.
- Już wszystko w porządku? – to Mark
zauważył, że w końcu weszliśmy do środka.
- Tak. Przepraszam. Nie wiem co we mnie
wstąpiło. Chyba za bardzo uwierzyłam, że dam sobie radę z tym wszystkim –
powiedziałam.
- Dasz sobie ze wszystkim świetnie radę.
Właśnie to pokazałaś, że umiesz pokonać swój strach. W sumie to cieszę się, że
tak zareagowałaś. Przez ostatnie dwa tygodnie byłaś tak wyzuta z emocji, że
bałem się o ciebie – powiedział mężczyzna.
- Serio? – spytałam zdziwiona.
- Tak. Przyjmowałaś wszystko z kamienną
twarzą, jakby ci nie zależało. Dobrze, że w końcu pokazałaś swoją bardziej
ludzką twarz.
- Wszystko przeżywałam w środku. Nie
chciałam wyjść na mięczaka – wyjaśniłam.
- Och znam gorszych mięczaków niż ty –
wtrącił swoje zdanie Izzy.
- Spadaj.
- Właśnie. Spadaj na scenę – poparł moje
zdanie Mark.
Zaśmiałam
się. Po tej rozmowie poczułam się sto razy lepiej. Okazało się, że ci
ludzie to nie maszyny do robienia
pieniędzy i rozumieją. Cieszyłam się, że to właśnie Mark i Mikie mnie zauważyli
na jednym z festynów. Możliwe, że gdyby był to ktoś inny to nie miałabym szans
na pokazanie swoich tekstów i być może wszystko wyglądałoby inaczej. Jednak los
postawił na mojej drodze ludzi z wytwórni Triple M Music. Ludzi, którzy
wierzyli we mnie i w moje słowa i muzykę. Uśmiechnęłam się pod nosem i
obserwowałam próbę US5. Gdy dołączył do nich Izzy to od razu dało się wyczuć
różnicę. Mieli jakby więcej energii. Niby to był tylko jeden człowiek, ale bez
niego nie byli tym samym zespołem. Byli jakby puści. Teraz dopiero było to US5,
które zostało pokochane przez miliony fanek w całej Europie. Nie wątpiłam, że tak
jest, a nawet jeśli tak nie było to wierzyłam, że w końcu się tak stanie. Mieli
w sobie magię, którą ma każdy boysband na samym początku. Z pewnością nie
zastanawiali się co zrobią ze sobą gdy US5 się rozpadnie, ale mieli na to
jeszcze sporo czasu. Mark obserwował ich z uwagą i skupieniem, a Mikie
rozmawiał gdzieś w jakimś końcu przez telefon. Wszyscy zajęci swoimi myślami,
ale jedno było pewne: wszyscy byliśmy odpowiedzialni za ewentualny sukces tej
trasy jak i za ewentualną porażkę.
Ceną
wielkości jest odpowiedzialność. [3]
Po
półtorej godziny nadeszła moja kolej. Wstałam z krzesełka, które zajmowałam i
weszłam na scenę. Poczułam się onieśmielona. Scena była ogromna. Nie wiedziałam
jak się na niej odnaleźć.
- Ade, poczekaj chwilę. Poznaj swój
zespół taneczny – powiedział Mikie, który wbiegał na scenę.
Odwróciłam
się, a za mną ustawiała się już czwórka tancerzy. Dwie dziewczyny i dwóch
chłopaków. Byłam zdziwiona pomysłem producentów, którzy już teraz chcieli
zatrudnić tancerzy. Ja uważałam, że to za wcześnie, ale oni uparli się przy
swoim.
- Ade poznaj Ursulę, Toma, Erykę oraz
Brunona – przedstawił mi wszystkich po kolei.
- Hej – powiedziałam i podałam każdemu
rękę.
- Za choreografię odpowiada Ursula, więc
wszelkie uwagi kieruj do niej.
Ursula
była dość wysoką dziewczyną o ciemno
rudych włosach i pięknych błękitnych oczach. Wydawała się być lekko
przestraszona, ale po chwili zorientowałam się, że nie jest wystraszona tym, że
stoi na tak wielkiej scenie. Strach czaił się gdzieś głęboko w jej oczach,
jakby przeszłość nie dawała jej spokoju. Uśmiechnęłam się do niej pocieszająco.
- Tu masz kolejność wykonywania piosenek.
Tak jak chciałaś zaczniemy od Girlfriend
– powiedział Mikie.
- To zacznijmy próbę. Ile mamy czasu? –
spytałam.
- Godzinę! – krzyknął Mark.
Wzięłam
głęboki w dech i poczekałam, aż muzycy zaczną grać. Zaczęłam śpiewać. Czułam
się dość dziwnie śpiewając dla pustej hali, ale potem przypomniałam sobie, że
są moi producenci oraz cała piątka chłopaków. W to co robiłam, wkładałam całe
swoje serce. W pewnym momencie zapomniałam, że to tylko próba. W głowie miałam
pełno rad producentów, którzy mówili mi jak mam zachowywać się na scenie. To
było dość dziwne, ale starałam się do wszystkich zastosować. Próbę podobnie jak
i koncert miała zakończyć piosenka Candyman
- He's
a sweet-talkin', sugar coated candyman [4]
– wyszeptałam do mikrofonu tak jak miało być.
Usłyszałam
brawa i gwizdy. Zaśmiałam się. To US5 w towarzystwie Patrici zgotowało mi te
owacje. Mark pokazał mi gestem ręki, że pora zacząć się przygotowywać do
występu. Faktycznie do osiemnastej zostało bardzo mało czasu, a trzeba było
jeszcze wiele zrobić. Przybiłam piątki z grupą taneczną i poszłam za blondynką,
która już wiedziała gdzie jest moja garderoba. Denerwowałam się trochę mniej,
ale dalej nie wiedziałam jak przyjmie mnie publiczność. Najgorszym scenariuszem
były gwizdy. Panicznie się tego bałam. Szłam długim korytarzem, którego końca
nie było widać. Mijałam różnych ludzi, którzy byli odpowiedzialni za to by
koncert przebiegał bez zakłóceń. Biegali, krzyczeli coś do telefonów. Trochę
mnie to przerażało. W końcu dotarłyśmy do odpowiednich drzwi. Patricia pchnęła
je i weszłyśmy do środka. Pomieszczenie było duże Na jednej ze ścian był
wieszak, na którym wisiał mój dzisiejszy strój, czyli klasyczny, beżowy top w
czarne kropki, który był dopasowany do sylwetki, z przodu przy dekolcie była
ozdobna, czarna kokarda. Do tego miałam ciemne, lekko wytarte jeansy, krótki
żakiet również dopasowany do mojej figury, zapinany na jeden guzik – przypuszczałam,
że gdy zrobi mi się już cieplej na koncercie to po prostu go zdejmę. Na nogi
miałam włożyć czarne, długie kozaki na obcasie. Prawie jak dziewczyna z
sąsiedztwa. Zazwyczaj do tego kompletu była jeszcze brązowa torebka, jednak na
ten wieczór zupełnie ona nie pasowała.
Przyjaciółka
rzuciła mi ręcznik i szlafrok. Pokazała, że drzwi naprzeciwko tych przez, które
weszłyśmy to łazienka. Kiwnęłam głową i poszłam się opłukać. Patricia już
zaniosła tam moją kosmetyczkę. Czasami zadziwiało mnie jak ta dziewczyna wie
czego potrzebuje oraz jakie miała obowiązki od kiedy zgodziła się ruszyć ze mną
w trasę. Nie wymagałam od niej tego wszystkiego. Nie byłam jakąś mega gwiazdą.
Chciałam, żeby obok mnie była po prostu bliska mi osoba, żebym mogła w każdej chwili
z nią porozmawiać, żeby mogła potrząsnąć mnie w najważniejszym momencie, żebym
po prostu nie zaczęła gwiazdorzyć. Po piętnastu minutach wróciłam do garderoby.
- Mamy dwie i pół godziny na wyszykowanie
cię. Czas idealny – zakomunikowała Patricia i uśmiechnęła się do mnie.
Tego
uśmiechu potrzebowałam. To był uśmiech jaki przyjaciel może podarować
przyjacielowi na początku jego nowej drogi.
W
każdej chwili swej legendy - masz początek.
Przyjmij
ją, weź - wiwat na cześć.
Gdzie
się kończy rozdział choćby dał już owoc,
To
początek nowy, nowa Ciebie część. [2]
- Pomyślałam sobie, że może włosy
uczeszemy w wysokiego kucyka. Będziesz czuła się swobodnie – zaproponowała
Patricia.
- Zdaje się na ciebie. Wiesz, że ufam ci
całkowicie – powiedziałam z uśmiechem.
- Nie masz innego wyjścia – zaśmiała się.
– Zrelaksuj się.
- Nawet nie wiesz jaki cyrk odstawiłam
przed wejście do hali – powiedziałam.
- Słyszałam. To całkowicie normalne. Ale
jestem pewna, że publiczność cię pokocha tak jak ja – rzekła.
Uśmiechnęłam
się i oddałam się w sprawne ręce Patrici. Zawsze zastanawiałam się gdzie ta
dziewczyna nauczyła się tego wszystkie. Od kiedy zaczęłyśmy się przyjaźnić w
zasadzie byłyśmy nierozłączne, więc na żadne kursy nie chodziła. Dopiero w
liceum zaczęła, ale i tak umiała o wiele więcej niż powinna po nich wiedzieć.
Zawsze wiedziała kto jakiego sposobu malowania się użył. Podziwiałam ją w tej
kwestii. Sama nie byłam zła w te klocki, ale do umiejętności blondynki było mi
daleko. Włosy wysuszyła mi suszarką, bo nie było nawet szans, że same by mi
wyschły, następnie zebrała wysoko z tyłu głowy i mocno przewiązała czarną
gumką. Jak zawsze musiała spryskać mnie kilkoma litrami lakieru do włosów. Co
do makijażu to postawiła na nieco mocniejszy niż ten, który miałam podczas wywiadu.
Powieki pokryła beżowym cieniem do powiek, jednak zewnętrzne kąciki oka
potraktowała ciemnym, brązowym cieniem. Usta miała mi pomalować przed samym
wejściem na scenę. Gdy już skończyła ze swoją pracą mogłam się ubrać. Zapinałam
właśnie prawy but, gdy ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę – powiedziałam. Do pokoju wszedł
Izzy i reszta zespołu. – Co was sprowadza? – spytałam.
- Chcemy życzyć powodzenia – stwierdził
najstarszy z nich i usiadł ciężko obok mnie.
Od
razu poczułam zapach jego perfum, od którego zakręciło mi się w głowie. Jay był
dobrze zbudowanym mężczyzną. Domyślałam się, że sporo czasu musi spędzać na
siłowni lub uprawiając jakieś inne sporty. Miał krótkie brązowe włosy oraz oczy
w kolorze kory drzewa. Był z nich wszystkich najstarszy i od razu dało się
zauważyć, że chce ich wprowadzić w ten cały świat. Chciał być ich mentorem,
starszym bratem do którego mogą przyjść z każdym problemem. Uśmiechnęłam się do
niego, a on odwzajemnił ten gest. Izzy uśmiechał się głupkowato i słuchał tego
co Chris mówił. Ja sama niewiele z tego zrozumiałam. Byłam w swoim własnym
świecie, do czasu kiedy drzwi się otworzyły i zobaczyłam w nich postać Marka.
- Ade, już czas – powiedział.
Wstałam
z kanapy i zachwiałam się. W ostatniej chwili udało mi się złapać równowagę. To
wszystko było ze stresu. Panowie ustawili się w rzędzie i uścisnęłam każdego z
nich. W zasadzie nie znałam ich. Najbliższy kontakt mimo wszystko miałam z
Izzym. Z resztą nie zamieniłam nawet zdania. Jednak cieszyłam się, że są, że
przyszli i przekazali mi swoje wsparcie. Pati wzięła z kosmetyczki błyszczyk i
ruszyła za mną i Markiem. Ty przed stopniami na scenę podszedł do mnie
mężczyzna odpowiedzialny za sprzęt techniczny i podpiął i urządzenie, które
było odpowiedzialne za to bym słyszała dokładnie to co będą grali ludzie na
instrumentach. Przyjaciółka, przejechała dwa razy po moich ustach
brzoskwiniowym błyszczykiem i kopnęła mnie w tyłek na szczęście. Uśmiechnęłam
się niepewnie, a Mark dał mi znać, że mogę wejść na scenę.
- Hey Hey You You. I don't like your
girlfriend. No way! No way! I think you need a new one. Hey Hey You You. I
could be your girlfriend. [5] Witaj Berlin! – krzyknęłam przed
powtórką refrenu.
Przedarłam się przez zespół taneczny, który zaczął mnie
otaczać. Z wyjątkiem próby przed koncertem nie miałam z nimi styczności, więc w
tej kwestii musiałam zupełnie improwizować. Przez pierwsze pół piosenki,
czułam, że za kilka minut zemdleję. Jednak z każdym następnym dźwiękiem, stres
opadał i dałam się porwać szałowi. Hala była pewna. Wszystkie te dziewczyny,
dla których wtedy śpiewałam, przyszły tu z zupełnie innego powodu. Część z nich
dała się porwać mojej muzyce i to było dla mnie najważniejsze. Nie od razu
można mieć wszystko. Ta część, która pod koniec pierwszego utworu śpiewała ze
mną refren dała mi jeszcze większego kopa. Resztę swojego pierwszego koncertu
pamiętam jak przez mgłę. Najważniejsze było jednak to, że dałam radę, że udało
mi się wytrwać. Szybko zaaklimatyzowałam się na tak dużej scenie i czułam się
jak ryba w wodzie. Każda kolejna piosenka dawała mi więcej siły. Na dużych
ekranach, które były rozwieszone na całej hali było widać czasem tekst
piosenki, a czasami to jak śpiewam. Naprawdę nie wiele pamiętałam ze swojego
pierwszego występu. Wszystko działo się tak szybko. Czasami zastanawiałam się
jakim cudem, znałam teksty utworów, bo w głowie miałam jedna wielką dziurę. Nie
pamiętałam nawet choreografii tancerzy. Wszystko zlewało mi się w jedną, wielką
całość. Jednego byłam pewna, że przez cały czas się uśmiechałam. Mark i Mikie
mieli rację, że gdy już zacznę śpiewać to reszta pójdzie już bardzo gładko.
Dobrali mi nie tylko wspaniałych tancerzy, ale również muzyków, którzy mieli ze
mną występować. Te dwie sprawy zostawiałam w ich rękach i nie żałowałam swojej
decyzji. Ludzie byli wspaniali. Pod koniec załapałam z nimi niesamowity
kontakt. Piosenka Candyman była
napisana po jakieś ostrej imprezie. Pamiętam, że byłam całkowicie pijana gdy ją
tworzyłam. Siedziałyśmy wtedy z Amerykanką u mnie w pokoju i śmiałyśmy się jak
głupie. Następnego dnia rano byłam gotowa spalić tekst w kominku na dole, ale
doszłam do wniosku, że to będzie dobra przestroga przed pisaniem czegokolwiek
po pijaku. Podczas mojego któregoś z kolei spotkania z producentami wyciągnęłam
ten tekst i pokazałam im. W sumie nie był taki zły, ale był bardziej
nieodpowiedni. Wytwórnia stwierdziła, że powinien znaleźć się na płycie, bo
pokaże, że nie jestem do końca grzeczną dziewczyną na jaką mogę wyglądać. Przy
tej piosence dałam z siebie wszystko. Końcówka koncertu to była kolejna rzecz
jaką pamiętałam z tego wieczora. Cały środek mojego występu to była jedna,
wielka, czarna dziura. Z uśmiechem na ustach schodziłam ze sceny.
Pierwsze
na kogo wpadłam to była Patricia, która ściskała mnie z całych sił i krzyczała
do ucha, że dałam radę. Następnie dobre słowa usłyszałam od Marka i Mikie’a.
Czułam, że płoną mi policzki.
- Byłaś niesamowita – usłyszałam głos z
tyłu. To był Jay.
- Dzięki – wychrypiałam ze śmiechem. –
Powodzenia – dodałam i uśmiechnęłam się.
- Napij się lepiej trochę wody – zalecił
i przybił ze mną piątkę.
- Ursula, byliście świetni! – krzyknęłam
do grupki tancerzy, a rudowłosa podeszła do mnie.
- Byłaś genialna. Porwałaś ich.
- Przepraszam jak coś wam zepsułam w
choreografii…
- Spoko. Nic się nie stało. Za kilka
występów, będzie perfekcyjnie.
- Masz rację – rzekłam i wzięłam butelkę
wody, którą podał mi Mikie.
Wtedy
jeszcze nie wiedziałam, że wszystko zmieni się całkowicie.
_______________________________________________________________
[1]
Andrzej Sapkowski
[2] Seweryn Krajewski – „Na początek”
[3] Winston Churchill
[4]
Tłumaczenie: On jest czarującym oblanym lukrem
cukiereczkiem
Oryginalne wykonanie: Christina Aguilera
[5]
Tłumaczenie: Hej! Hej! Ty! Ty!. Nie lubię twojej dziewczyny.
Nie ma mowy! Nie ma mowy! Myślę, że potrzebujesz nowej. Hej! Hej! Ty! Ty!. Ja mogę
być twoją dziewczyną.
Oryginalne wykonanie: Avril Lavigne
_______________________________________________________
Żyjecie? Dotrwaliście do końca? Jestem z
Was dumna. Pewnie przesadziłam z długością rozdziału, ale jeśli znowu
podzieliłabym go na dwie części to jeden dzień opisywałabym w trzech, a potem
chcę z kolei z lekka przyśpieszyć z akcją. Mam nadzieję, że nie zanudzam Was
ani zbyt częstymi dialogami, ani zbyt długimi opisami. Staram się to
wypośrodkować.
Wiecie, że od kiedy zaczęłam to pisać mam
dużo, spokojniejsze sumienie?
Lady Spark.
PS Ciocia Lady właśnie zauważyła, że kończą jej się rozdziały napisane do przodu. Łops!
PS 2 Ciocia Lady w przypływie dobrego serca, daje po prawej stronie małe fragmenty kolejnych rozdziałów.
Podrawiam LS.
PS 2 Ciocia Lady w przypływie dobrego serca, daje po prawej stronie małe fragmenty kolejnych rozdziałów.
Podrawiam LS.