niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział siódmy – Nerwy

„Doceniam dzień kiedy przyszłaś i zostałaś. [3]
10 marca 2006 r.
            Śmiałam się jak szalona. Izzy był maksymalnie zwariowany. Oczywiście był zwariowany w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Gdy się przy nim było zawsze człowiek się śmiał. Ja w zasadzie płakałam już ze śmiechu. Spacerowaliśmy właśnie po Krefeld. Było południe, a my spędzaliśmy czas poza murami hotelu, w którym byliśmy zakwaterowani. Za kilka godzin mieliśmy mieć występ na imprezie muzycznej zwanej The Dome. Miałam tego wieczora zaprezentować swój nowy singiel ‘Belive In me[1]. Wszystko do tej pory szło sprawnie. Sama nawet nie wiedziałam kiedy minął ten cały czas. Codzienna zmiana miejsc, codziennie koncert w innym miejscu. Czasami musiałam się dwa razy zastanowić gdzie jestem. Zwłaszcza przed koncertem, gdy chciałam przywitać salę. Z biegiem czasu coraz bardziej przekonywałam sama siebie, że decyzja, którą podjęłam była słuszna. To co robiłam dawało mi takiego kopa i moc, że brak snu i zmęczenie odchodziły na drugi plan.
            Szliśmy właśnie starym miastem, gdy Amerykanin opowiedział mi jakąś historię ze swojego życia. Przysiadłam na pobliskiej ławce i zaczęłam się śmiać jak małe dziecko. Izzy przysiadł obok mnie i również się śmiał. Musieliśmy uważać na to co robimy, bo każde z nas w ręce trzymało z nas kubek z kawą na wynos. Łzy spływały mi po policzkach. Nie mogłam uwierzyć, że ktoś taki jak Izzy w ogóle chodzi po ziemi. Ten mężczyzna miał w ogóle szczęście, że żył. Gdy był młodszy to co chwila pakował się w jakieś tarapaty lub cudem unikał śmierci. Potem miał z tego piękne wspomnienia, którymi mnie raczył, a ja nie mogłam powstrzymać śmiechu. Otarłam łzy z policzków i widząc minę mężczyzny, który patrzył się na nas dość dziwnie ponownie wybuchłam niepohamowanym śmiechem. Ludzie, którzy nas mijali musieli nas brać za parę mało rozwiniętych. My jednak bawiliśmy się w najlepsze. Poprawiłam mój beżowy żakiet z opadającymi połami. Marzec zaczął się wyjątkowo ciepło, więc mogłam puchową kurtkę wymienić na żakiet z rękawami ¾. Do tego dobrałam beżową bluzkę z koronkowymi, krótkimi rękawami i dekoltem, szare spodnie – rurki oraz beżowe buty na platformie do połowy łydki, wiązane z przodu dopełniały całego mojego stroju. Dzięki wysokim obcasom byłam prawie równego wzrostu co mężczyzna. Dredziarz objął mnie ramieniem i oparł się wygodnie o ławkę. Słońce świeciło nam prosto w twarz, ale nam to nie przeszkadzało. Czuliśmy się wybornie. Menagerowie dali nam wolne do próby, którą mieliśmy zaplanowaną na siedemnastą. Ja i Izzy postanowiliśmy pospacerować trochę po mieście. Proponowaliśmy reszcie wspólne wyjście, ale woleli zostać w hotelu i odpoczywać przed występem. My z kolei woleliśmy spędzić trochę czasu na świeżym powietrzu. W zasadzie każdego dnia byliśmy w hotelu albo w autokarze. Całkiem przyjemnie było spacerować po innym mieście i nie musieć myśleć o niczym innym. Tak właśnie czułam się z Izzym. Zabierał ode mnie wszystkie złe myśli.
- Nawet nie wiesz jak dobrze, że jesteś z nami – usłyszałam i spojrzałam się zdziwiona na mojego towarzysza. – No wiesz, dobrze, że jest jeszcze ktoś do kogo mogę się odezwać z wyjątkiem tej piątki wariatów – wyjaśnił, gdy zauważył jak na niego patrzę.
- Tylko wariaci są coś warci – zacytowałam słowa ojca Alicji z Krainy Czarów.
- Mądre słowa. A powiem ci coś w sekrecie – rzekł konspiracyjnym szeptem.
- Co takiego? – spytałam zaciekawiona.
- Wczoraj powiedziałaś mi, że Mikel wygląda na takiego twardziela co się niczego nie boi. – Na zgodę, przytaknęłam. – Ale prawda jest zupełnie inna – stwierdził Izzy ze zbolałą miną. – Nasz malutki Mikelek boi się jak ognia myszy.
            Zaczęłam się śmiać jak szalona. Brzuch zaczął mnie boleć ponownie. Izzy co jakiś czas raczył mnie takimi sekrecikami z życia ich zespołu. O połowie z nich nie powinnam wiedzieć. Lubiłam tych wariatów. Z każdym minionym dniem byli mi coraz bliżsi. Nawet Patricia starała się złapać z nimi w miarę dobry kontakt. Nie traktowała już ich z góry, ale też nie pałała do nich wielką przyjaźnią czy miłością. Widocznie nie można mieć wszystkiego. Wierzyłam jednak, że z czasem przekona się do nich podobnie jak ja. To była piątka zgranych ludzi, którzy po prostu robili to co kochali.
- Nie mówisz serio – wykrztusiłam pomiędzy jedną, a drugą salwą śmiechu.
- Mówię zupełnie poważnie – powiedział ze śmiechem.
            Kolejna, radosna salwa mojego śmiechu wypełniła stare miasto. Nie mogłam przestać. Bolał mnie nie tylko brzuch, ale również policzki. Izzy był świetny towarzyszem. Jego zdolność opowiadania śmiesznych historii była jego największą zaletą.
Śmiech jest dla duszy tym samym, czym tlen dla płuc. [2]
- Już mam dość – powiedziałam, gdy w końcu udało mi się upić łyk – już zimnej – kawy.
- Poważnie? A ja dopiero się rozkręcam – usłyszałam w odpowiedzi i spojrzałam na Amerykanina. Widząc jego minę znowu zaczęłam się śmiać jak głupia.
            Nic nie mogło mnie powstrzymać. Za każdym razem gdy próbowałam się uspokoić Izzy robił coś takiego co powodowało, że moje starania spełzały na niczym.
- Dziękuję za te kilka godzin. Pozwoliłeś oderwać mi się od tego całego świata – stwierdziłam po kolejnych piętnastu minutach głupawki.
- Polecam się. Powiedz mi Ade, co myślisz o US5?
- Czy to pytanie z serii tych podchwytliwych? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Nie. Jestem z natury ciekawskim człowiekiem. To co powiesz zostanie między nami.
- Jesteście zwariowani – skomentowałam.
- I tylko tyle?!
- Zastanawiam się czemu Mikel jest w zespole. Wiesz on jest z was wszystkich największą indywidualnością. Nie dla niego praca w grupie. Odcina się od was gdy to tylko jest możliwe. Może i na scenie tworzy z wami jedność, ale poza nią jest w swoim świecie. Richie. Moja ulubiona blondynka – powiedziałam ze śmiechem. – Uwielbiam tego człowieka. To w jaki sposób podchodzi do świata i tego co robi jest godny podziwu. Może i czasami jest z was wszystkich najsłabszy psychicznie, ale prawda jest taka, że on może osiągnąć najwięcej. Jest bardzo silny. Najbardziej boję się o Chrisa – zakończyłam.
- Dlaczego? – spytał Izzy.
- On jest taki zamknięty w sobie. Bardziej was obserwuje – jakby się was bał. Nie wiem nawet jak to określić, ale on może nie wytrzymać kiedyś tej całej presji związanej z wielkim światem. Wszedł w to, tak jak ja – zupełnie nieprzygotowany. Musiał zrezygnować z życia, które znał. A to nie takie proste. Wiem, że wy wszyscy musieliście to zrobić, ale on chyba najbardziej to przeżył.
- A Jay?
- On? Starszy brat. Próbuje was zebrać do kupy, ale nigdy mu się to nie uda. Ze względu na to, że jesteście zbyt różni. Słyszałam singiel, który napisał kilka lat temu. Jest naprawdę dobry. On, podobnie jak Richie, ma wielki potencjał.
- A o mnie to zapominałaś?
- Nie. Ty jesteś zawsze taki żywy. Jeszcze w życiu nie widziałam cię zamyślonego. Zawsze milion pomysłów na minutę. Dzięki tobie przetrwałam pierwsze dni w tym szalonym świecie gwiazd i ich fanów. Zżyłam się z tobą. Wiem, a w zasadzie czuję, że pozostała czwórka nie wyobraża sobie US5 bez ciebie. Scalasz ich w jedno – zakończyłam.
- Pięknie to ujęłaś. Już wiem skąd płyną twoje teksty.
- Skąd? – spytałam.
- Z serca. Masz je wszystkie w swoim sercu. Pewnego dnia nagrasz wielką płytę i staniesz w alei samych sław, a ja będę mógł cię podziwiać i mówić: Znam ją. To moja przyjaciółka.
Jesteś tak wierną przyjaciółką
i teraz wiem, że nigdy nie znajdę
kogoś takiego jak Ty
Doceniam dzień
kiedy przyszłaś i zostałaś [3]
            Oparłam głowę o jego ramię, a on pocałował mnie w czoło. I siedzieliśmy tak zastanawiając się nad przyszłością, nad którą zbierały się powoli czarne chmury.
            Po piętnastu minutach siedzenia na ławeczce zorientowaliśmy się, że najwyższa pora wracać, a w zasadzie to udać do hali, w której miał odbyć się wielki koncert. Szliśmy tak objęci ulicami Krefeld. Nie mówiliśmy już więcej nic. Chyba nasze pokłady energii zupełnie się wyczerpały. Dobrze było mieć kogoś takiego jak Izzy obok siebie. Dodawał mi więcej otuchy niż ktokolwiek inny. Nawet bliskość przyjaciółki nie pomagała tak bardzo jak Amerykanin i jego poczucie humoru. Okazując specjalne identyfikatory weszliśmy do hali. Było tam pełno ochroniarzy, ludzi z ekipy technicznej. Na scenie próbę miał właśnie zespół Tokio Hotel. Zignorowałam ich zupełnie. Nie interesowali mnie. Wzrokiem szukałam blondwłosej przyjaciółki. Nigdzie jej nie widziałam. Miałam nadzieję, że się nie spóźni, bo miała z hotelu zabrać moją sukienkę i dodatki do niej. Spojrzałam na zegarek. Miałam jeszcze pięć minut do próby. Denerwowałam się wydaniem kolejnego singla. Od poprzedniego nie minął dobry miesiąc, ale producenci uważali, że to dobry czas na kolejny. Nie sprzeciwiałam się. To oni wiedzieli co najlepiej się sprzeda. Ja chciałam tylko śpiewać. Popatrzyłam na Izzy’ego, który dalej mnie obejmował, ale on wzruszył tylko ramionami i rozglądał się po wnętrzu. W środku już było kilku dziennikarzy, którzy ukradkiem robili zdjęcia z prób. Miałam wrażenie, że pewna ich część zrobiła je również naszej dwójce, ale nie miałam na to żadnych dowodów. Pod sceną nagle pojawił się Mark i Mikie. Pokazałam ich Izzy’emu i podeszliśmy do nich. Sami rozglądali się za nami, gdy nas zauważyli Mark chciał dać nam burę za spóźnienie, ale pokazałam mu zegarek, który wskazywał, że jesteśmy minutę przed czasem. Niezadowolony spuścił z tonu. Pokiwałam tylko głową. Nienawidziłam  gdy ktoś wyżywał się na mnie, bo miał zły humor. Gdy Tokio Hotel, zeszli ze sceny, ja weszłam po schodach. Chwilę potrwało nim mój zespół się rozłoży. Na próbę nie podpinano odsłuchu, bo było to bez sensu. Była wtedy cisza i spokój, więc doskonale się słyszałam. Piosenka była zdecydowanie wolniejsza od pierwszego singla. Napisałam ją dwa lata temu, gdy miałam problemy w szkole. Mimo, że mieszkałam już wtedy od kilku lat w Berlinie, dalej pojawiały się problem z akceptacją przez otoczenie. Po napisaniu tego utworu poczułam się lepiej i przestałam na wszystko patrzeć. To była moja spowiedź.
- Jest dobrze! – usłyszałam głos Marka, gdy skończyłam śpiewać.
- Widział, ktoś Patricię? – spytałam, gdy po skończonej próbie nie widziała nigdzie blondynki z moimi rzeczami.
- Jeszcze jej nie ma? – spytał Mikie.
- Jakby była to bym się o nią nie pytała – odpowiedziałam i zeszłam ze sceny by następny wokalista mógł odbyć krótką próbę.
            Patrici nigdzie nie było. Całe US5 zgromadziło się właśnie pod sceną. Była też Ursula, która miała tańczyć podczas mojego występu. Pozostałą trójkę tancerzy odesłałam do Berlina, do domów. I tak mieliśmy wracać tam jutro, a mnie potrzebna była tylko jedna dziewczyna. Ursula, która nie miała nagłych i pilnych spraw do załatwienia zgodziła się zostać. Spojrzałam na zegarek. Cała impreza miała zacząć się za niecałe trzy godziny. Ja śpiewałam w środku, jednak i tak musiałyśmy się przygotować, a blondynka odpowiadała również za wygląd Ursuli.
- Chłopaki, a wy wiecie co z Patricią? – spytała Mikela.
- Nie. Powiedziała, że dojedzie do nas później – usłyszałam w odpowiedzi.
- Świetnie – mruknęłam i wyciągnęłam telefon.
            Wystukałam numer do przyjaciółki. Jednak miała wyłączoną komórkę. Zaklęłam soczyście po niemiecku.  Mimo, że częściej używałam angielskiego to, gdy bluźniłam to tylko po niemiecku.
- Nie odbiera – powiedziałam do producentów.
            Nie wiedziałam co jej odbiło. Przecież zawsze była punktualna. Natychmiast po mojej głowie zaczęły chodzić jakieś czarne scenariusze. Przysiadłam na wolnym krzesełku i czekałam. Z hali wyjść już nie mogłam, bo z każdą chwilą przejazd przez miasto miał być coraz gorszy. Ludzie mieli zjeżdżać się w okolice hali. W samej hali miał być zaraz tłok nie z tej ziemi. Chłopaki z US5 wskoczyli na scenę, gdzie mieli przećwiczyć wykonanie swojego nowego singla ‘Come Back To Me Baby’. Ja co jakiś czas zerkałam na zegarek, a po Patrici nie było nawet śladu.
- Chodźcie do garderoby – usłyszałam głos Marka.
            US5 dalej śpiewało, a ja ruszyłam za producentem. Za mną szła Ursula. Byłam coraz bardziej zdenerwowana. Weszłam do pomieszczenia, w którym siedziały już inne piosenkarki. Usiadłam na kanapie z boku i czekałam, bo nie miałam nic innego do roboty. Po pół godzinie czekania i nerwowego zerkania na zegarek, w drzwiach pojawiła się Patricia. Gdyby mój wzrok zabijał, ona padłaby jak długa w progu. Ursula zabrała od niej rzeczy. Blondynka najpierw przygotowała mnie. Włosy ułożyła w delikatne loki. Z pokrowca wyjęła czarną, dopasowaną minisukienkę, na grube ramiączka. Górę stanowił panel z koronki, który schodził po boku do linii bioder i kontrastował on z jeansową całością. Na nogi założyłam złote platformy. Jedyną biżuterią jaką miałam była złota bransoletka z małymi diamencikami. Oczy podkreśliła czarną kredką do oczu i dobrze wytuszowała rzęsy. Miałam na sobie też sporą ilość pudru, żebym nie świeciła się w świetle wszystkich lamp i innych rzeczy. Usta pociągnęła bezbarwnym błyszczykiem. Rudowłosa tancerka miała na sobie długą, białą i luźną tunikę, która miała nie przeszkadzać jej w tańczeniu. Jeśli mam być szczera to blondynka ledwo wyrobiła się na czas. Żeby zdążyć na występ musiano mi w biegu zakładać odsłuch. Za kulisami stało już US5. Poklepałam każdego z nich po ramieniu i weszłam po schodach na scenę.
            Zespół zaczął grać a ja wyłoniłam się z białej mgły. Podeszłam do stojącego na samym środku mikrofonu.
- I’m losing myself… Trying to compete with everyone else instead of just being me… [4] – zaczęłam śpiewać.  
            Główne światła skierowane było na mnie. Czułam w sobie moc. Nerwy spowodowane, spóźnieniem się przyjaciółki zaczęły schodzić. Liczyłam się tylko ja i moja muzyka oraz ci ludzie, którzy mnie słuchali. Gdy wykonywałam ten utwór przypominałam sobie wszystkie złe chwile, które zainspirowały mnie do napisania tej piosenki. Wtedy przywoływałam odpowiednie emocje do jej wykonania. Zdjęłam mikrofon ze stojaka i zaczęłam przemierzać scenę. Ten utwór był zupełnie inny niż pierwszy singiel. Był wolniejszy i spokojniejszy. Czułam, że dzięki niemu uwalniam prawdziwą siebie. Powędrowałam w lewą stronę sceny. Za kulisami stał Jay. Brunet patrzył na mnie takim wzrokiem jakbym na scenie była tylko ja. Jakbym była zupełnie naga. Patrzyłam się na niego. Nie mogłam oderwać wzroku. Hipnotyzował mnie i onieśmielał. Widownia myślała, że patrzę na ludzi, którzy zgromadzeni byli dalej. Ja widziałam jednak tylko Jay’a.
- I don’t wanna be afraid. I wanna wake up feeling beautiful today. [4]
            W końcu udało mi się oderwać wzrok od mężczyzny. Uśmiechnęłam się szeroko i śpiewałam dalej chociaż zupełnie nie wiedziałam co robię. Czułam na sobie jego wzrok. Czułam, że patrzy na mnie tak jak jeszcze nikt inny. Bałam się tego. Starałam się wrócić myślami na scenę. Starałam się wyrzucić z głowy spojrzenie Khana. Nie umiałam. Było w nim coś magicznego. Nie umiałam tego nazwać.
- I guess I always knew that I had all the strenght to make it through. [4]
            Cały występ potrwał jeszcze kilkadziesiąt sekund. Zaśpiewałam ostatni raz refren, a wraz z upływem piosenki światła na scenie. Gdy zgasły, wszystkie z wyjątkiem jednego, które oświetlało mnie, ukłoniłam się nisko i zeszłam ze sceny. Policzki mnie piekły. Uśmiechnięta wyminęłam zespół US5 i stanęłam z boku. Patricia podała mi butelkę z wodą, którą natychmiast odkręciłam i upiłam spory łyk. Dalej byłam na nią wściekła. To nie był zwykły występ w szkole czy na festynie, który można było zawalić. To był prawdziwy świat muzyczny i tu nie było miejsca na jakiekolwiek wpadki czy spóźnienia. A ona zachowywała się tak, jakby zupełnie nic się nie stało i wesoło rozmawiała z Ursulą. Spojrzałam na nią i pokiwałam z dezaprobatą głową. Za kilka minut mieliśmy wszyscy udać się na małe after party po imprezie. Nie miałam na nie zupełnie ochoty, ale producenci uważali, że powinnam się na nim zjawić chociaż na kilka minut. Chłopaki z kolei zapewniali mnie, że będę świetnie się bawiła. Z reguły unikałam imprez. To blondynka chodziła po klubach za nas dwie. Ja wolałam usiąść gdzieś w pubie i porozmawiać ze znajomymi. Nie przepadałam za zbyt głośnymi miejscami. Ze sceny dobiegły mnie delikatne nuty. To chłopaki przygotowywali się do występu. Mikel miał idealny głos do tej piosenki. Jak dla mnie mógł ją całą sam zaśpiewać. Tym razem postawili na balladę. To miał być ich kolejny singiel, a za kilka dni mieli kręcić do niego teledysk. Stałam gdzieś dalej i wsłuchiwałam się w słowa. Nie zamierzałam ich obserwować z ukrycia, tak jak to zrobił Jay. Na samą myśl o tym po moich plecach przeszedł dreszcz. Upiłam kolejny łyk wody. Pisk fanek zespołu doprowadzał mnie do bólu głowy. Nawet będąc dobre kilka metrów za sceną doskonale je słyszałam. Z jednej strony je rozumiałam, ale z drugiej wydawało mi się to całkiem śmieszne. Cóż ale tak już był ten świat zbudowany. Bez tych dziewczyn oni by nie istnieli, nie istniałby świat muzyki. Wszyscy byliśmy od siebie wzajemnie zależni.
            W końcu skończyli i piosenkę ‘Come back to me baby’ oraz utwór śpiewany przez samego Richie’go jako podziękowanie dla swoich fanów i przyjaciół za wsparcie. Od razu po zejściu ze sceny zostali złapani przez jakąś dziennikarkę RTL. Mnie również tam zaciągnięto. Stanęłam pomiędzy Jay’em a Izzym. Pytania głównie dotyczyły tego, jak oni sobie radzą z tym wszystkim. Było też kilka kwestii o piosenkę blondyna.
- Od pewnego czasu podróżuje z wami pewna młoda dziewczyna, o której już się mówi, że będzie kimś wielkim – usłyszałam głos reporterki i zerknęłam na nią z ukosa.
- Faktycznie. Ade, jest z nami od kilku tygodni. Jest wspaniałą osobą i ma niesamowity głos, co wszyscy dziś mogli to usłyszeć. Z pewnością będzie o niej jeszcze głośniej niż jest – powiedział Chris, a ja o mały włos nie zeszłam na zawał. To było najdłuższa wypowiedź jaką  Watrin wygłosił w mojej obecności.
- Zdecydowanie, zgadzam się z Chrisem. Ade, czyli nasz rodzynek – powiedział ze śmiechem Mikel. – Wprowadziła u nas dużo zawirowań, ale przede wszystkim to były pozytywne zmiany.
- Wow. Nie spodziewałam się takich opinii ze strony chłopaków – stwierdziłam, gdy mulat podał mi mikrofon. – Ja sama wiele się jeszcze muszę nauczyć. Czasami jestem jak dziecko we mgle i nie wiem co mam robić, ale zawsze mogę liczyć na pomoc chłopaków. Są naprawdę świetnymi przyjaciółmi.
            Kilka minut później, udaliśmy się do dużego pomieszczenia, które mieściło się w obrębie hali, by odhaczyć swoją obecność na after party. Izzy, obejmował mnie w pasie i słuchał mojego tłumaczenia wywiadu, który odbywał się głównie po niemiecku. Blondynka szła gdzieś z przodu razem z Ursulą. Podobnie jak ja na nią, tak ona była zła na mnie, że zrobiłam jej awanturę. Nie interesowało mnie to. Chciałam po prostu odbębnić to co muszę i wrócić do hotelu. Głowa zaczynała mnie boleć.
11 marca 2006 r.
            Następnego dnia rano musieliśmy wstać dość wcześnie, żeby w spokoju dojechać do Berlina. Po siódmej zeszłam na dół do restauracji na śniadanie. Siedzieli już tam producenci i o dziwo Izzy, który sączył powoli kawę. Przywitałam się z nimi i zajęłam miejsce obok Amerykanina. Zaczęłam przygotowywać sobie jakieś kanapki i nalałam sobie do szklanki herbaty. Czułam na sobie baczny wzrok producentów, ale nie wiedziałam o co im chodzi. Wczorajszego wieczora zachowywałam się bez zarzutu. Na przyjęciu po imprezie byłam nawet dłużej niż pół godziny i bawiłam się całkiem dobrze – głównie za sprawą Gallegosa, który nie odstępował mnie na krok i tłumaczył wszystko to co się działo.
- Więc to prawda – usłyszałam stanowczy głos Marka i spojrzałam na niego zdziwiona.
            Nie wiedziałam o czym mówi. Ton miał taki jakbym zabiła co najmniej człowieka.
- O co chodzi? – spytał Izzy, który również wyczuwał nerwową atmosferę między producentami.
- No, że wy jesteście razem – usłyszałam i prawie spadłam z krzesła.
- Słucham?! – spytał Izzy.
            Mikie położył nam przed nosami, kilka gazet dla młodzieży i tych plotkarskich. Z każdej okładki biło nasze wspólne zdjęcie na starym mieście, kiedy Amerykanin całuje mnie w czoło. Nie czytałam tytułów, tylko zaczęłam się głośno śmiać. Tego się nie spodziewałam. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że coś takiego może mieć miejsce. Byliśmy przecież przyjaciółmi, którzy wybrali się na wspólny spacer, który w jednej z gazet został przyrównany do ranki, a w drugiej do schadzki kochanków. Nie obyło się również bez zgryźliwych komentarzy, że próbuję się wybić na sławie chłopaka. Nie wiedziałam, co mnie bardziej przerażało. Czy te wszystkie bzdurne nagłówki, czy też miny producentów na moją reakcję.
- Tylko nie mówcie mi, że w to uwierzyliście – powiedziałam, krztusząc się własną śliną.
- A może prawda jest inna? – spytał poważnym tonem Mark.
- Oczywiście, że tak – od razu przybrałam poważny wyraz twarzy. – Izzy i ja jesteśmy tylko przyjaciółmi i to wszystko. Romans? Miłość? Bez obrazy Izzy, ale nie jesteś w moim typie – powiedziałam.
- Wiesz to zaszczyt, że nas o coś takiego podejrzewają, ale popieram Ade. Nic do niej nie czuje. Świetnie mi się z nią gada, a ktoś tu dopisuje jakieś durne historie, wyssane z palca.
- Lepiej by było, żebyście to potwierdzili – usłyszałam Marka.
- Że jesteśmy przyjaciółmi? Nie ma problemu. Przy najbliższej okazji to zrobię – zgodziłam się.
- Nie, że jesteście parą – powiedział.
- Co?! – spytaliśmy razem z Izzym.
Plotka - to plotka, ale dwie plotki - to już legenda. [5]
________________________________________________________________
[1] Demi Lovato – „Belive In me”
[2] Louis de Funes
[3] Richie Stringini – Best Friend
[4] Tłumaczenie: Gubię siebie… Próbując konkurować z każdym zamiast po prostu być sobą…
Nie chcę się bać. Chcę się dziś obudzić czując się piękna.
Myślę, że zawsze wiedziałam, że miałam tę całą siłę by dokonać tego
Oryginalne wykonanie: Demi Lovato
[5] Władysław Grzeszczyk
______________________________________________________________
Jak Wy to przetrwaliście?! Jestem w szoku. Znowu pół rozdziału ględziłam o niczym, by potem zakończyć je tak głupią sceną. Jednak takie było założenie od początku. Jeszcze długo ten wątek ‘plotki’ pozostanie z nami i z jego powodu będzie również wiele nie do końca przyjemnych sytuacji. W połowie jestem zadowolona z tego rozdziału.
I wiecie co? Moje sny mnie przerażają… Chyba muszę sprawdzić, kto mi dosypuje czegoś do herbaty.
Całuję, Lady Spark 

sobota, 1 lutego 2014

Rozdział szósty - Początek trasy

„Uprzedzenia są trwałe jak plamy atramentu i trudno je usunąć. [1]
22 luty 2006 r.
            Była godzina szósta rano, a ja z Patricia stałyśmy pod naszym blokiem w otoczeniu chyba tuzina walizek i czekałyśmy na producentów. Tego dnia miałam ruszyć w trasę. W zasadzie to ledwo patrzyłam na oczy. Do mieszkania wróciłyśmy około północy, a wstać musiałyśmy o czwartej, żeby się wyrobić na szóstą. Jak na złość panowie spóźniali się już piętnaście minut. Było zimno i ciemno. Czułam coraz większą irytację. Nienawidziłam gdy ktoś się spóźniał. W końcu jednak zza rogu wyłonił się nie duży bus. Widziałam, że Patricia po prostu zaklęła pod nosem na chwilę przed tym nim zauważyłyśmy pojazd. Mark i Mikie wysiedli ze środka.
- Wybaczcie za spóźnienie, ale oni jak zwykle nie mogli się zebrać – powiedział Mark.
- Powiedz po prostu, że to blondynki zapomniały połowy rzeczy spakować – dorzucił Izzy i wysiadł z auta. – Cześć piękności moje – przywitał się ze mną.
- Cześć – powiedziała chłodno blondynka.
            Pokiwałam tylko głową. Patricia nawet nie starała się ich polubić. Ostentacyjnie udawała, że ich nie zauważa. Nie wiedziałam co z nią zrobić. Była uparta jak osioł i jeśli coś sobie ubzdurała to ciężko było ją przekonać, że coś wygląda inaczej. Tak właśnie było w przypadku boysbandów. Uparła się, że jest to twór sztuczny – i tu w zasadzie przyznawałam jej rację – i jego członkowie są po prostu zaparzeni w siebie i nie umieją nic. Próbowałam ją przekonać, że US5 jest inne i ci mężczyźni są sympatyczni. Ja polubiłam ich od pierwszego spotkania w wytwórni. Zwłaszcza szalonego dredziarza, którego już traktowałam jak starszego brata. Uśmiechnęłam się do niego i pozwoliłam objąć ramieniem. Reszta zespołu pomachała mi z busa. Za busem, którym miałam podróżować stał drugi. Nieco mniejszy, ale widziałam w nim kilka postaci. To do niego kierowcy wkładali moje bagaże, a te które już się nie zmieściły przenieśli do pierwszego. Zorientowałam się, że w drugim samochodzie mieli jeździć tancerze. Pomachałam do nich, a oni odwzajemnili mój gest. Gdy walizki były już w bagażnikach, wsiadłyśmy do pierwszego busa.
- Cześć! – krzyknęłam.
- Idź do przedostatniego rzędu, po prawej. Siedzisz ze mną – powiedział mi do ucha Izzy.
- Ale Patricia…
- Blondynka usiądzie po drugiej stronie w tym samym rzędzie – uspokoił mnie.
            Pozwoliłam Amerykaninowi usiąść od strony okna, a sama zajęłam miejsce obok. Patricia usiadła tam gdzie powiedział mi Izzy.
- Jak chcesz to mogę usiąść obok – odezwałam się do blondynki.
- Nie. Zamierzam iść spać – powiedziała i ułożyła się wygodnie.
            Nie wiedziałam czy jest na mnie zła. Zupełnie jej nie rozumiałam. Ta dziewczyna zawsze była otwarta na nowe znajomości. Jednak wtedy zupełnie jej nie rozumiałam. Nigdy nie oceniała po poglądach, kolorze skóry czy wyznaniu. Zawsze dawała szansę. Wtedy jednak nie zamierzała zmienić swojego zdania.
Uprzedzenia są trwałe jak plamy atramentu i trudno je usunąć. [1]
            Izzy objął mnie ramieniem i uśmiechnął się. Cieszyłam się, że to ich suportem byłam. Gdybym miała występować przed jakąś nadętą artystką to pewnie zaczęłabym płakać. Oni mieli ogromny dystans do siebie. Mieli świadomość drogi jaką przeszli, żeby być w tym miejscu, w którym byli. Chłopaki żywo rozmawiali i starali się wpleść mnie w tę rozmowę. Opowiadali różne śmieszne sytuacje. Głównie dotyczyły one okresu, gdy wszyscy byli w Ameryce i walczyli o miejsce w zespole.
- Żebyś widziała minę Izzy’ego gdy szedł do Lou na rozmowę. No myślałem, że zejdzie na zawał – powiedział ze śmiechem Richie.
- No ciekawe jak ty byś blondyneczko zareagował jakby ci groziło wywalenie z zespołu. Zresztą nie byłeś lepszy. Też byłeś w tej kwestii na dywaniku. I wiesz co Ade?
- Nie – odpowiedziałam.
- Nasza blondyneczka o mały włos nie zemdlała i nie popłakała się.
- Oj, już nie kłam. Wcale nie miałem takiej miny – zaprzeczył ostro Richie.
            Śmiałam się jak szalona, a producenci tylko mi się przyglądali. Chyba byli w szoku, że znalazłam tak szybko kontakt z chłopakami. Najmniej z całej piątki mówił Chris. Zastanawiałam się czy nie peszę go razem z Patricią. Chłopak był bardzo zamknięty w sobie. Często jednak denerwował się gdy Izzy go przezywał lub mu dokuczał, obiecałam sobie, że opanuje pod tym względem dredziarza. W końcu musiał się trochę ogarnąć i wziąć pod uwagę uczucia innych. W końcu sama postanowiłam się przez chwilę zdrzemnąć, bo cztery godziny snu po takim stresie to dla mnie było stanowczo za mało. Kolejny występ mieliśmy dopiero następnego dnia w Monachium, mieliśmy przed sobą dobre sześć godzin jazdy. Izzy pozwolił mi się o siebie oprzeć. Okryłam się kurtką i nim pomyślałam  jedno, dłuższe zadanie zasnęłam.
            Obudziłam się, gdy bus zatrzymał się na postój. Przeciągnęłam się i uderzyłam kogoś w nos.
- Przepraszam! – powiedziałam i odwróciłam się.
            Poszkodowanym był Jay. Trzymał się za nos.
- Nic ci nie jest? – spytałam przerażona.
- Nie, spokojnie. Masz silny cios – powiedział.
- W końcu wychowywałam się z dwójką starszych braci – stwierdziłam i ubrałam kurtkę. – Idę wyprostować nogi.
- Idę z tobą – usłyszałam.
            Wyskoczyłam z busa zadowolona, że mogę zaczerpnąć świeżego powietrza. Wzięłam głęboki oddech i uśmiechnęłam się do producentów, którzy stali na parkingu i popijali kawę. Zapach życiodajnego napoju uświadomił mi, że sama chętnie bym się go napiła. Odwróciłam się, żeby wrócić się do środka po torebkę z portfelem w środku, gdy wpadłam na Jay’a.
- Matko, nie stawaj za mną – powiedziałam ze śmiechem. – Zabije cię kiedyś.
- Spokojnie, twardy jestem. W końcu życie z młodszym rodzeństwem do czegoś zobowiązuje – zaśmiał się ze mną. – Chcesz kawy? – spytał.
- Właśnie wracałam się po portfel, kiedy próbowałeś mnie stratować – odpowiedziałam.
- Przyniosę ci – rzekł i poszedł na stację, na której się zatrzymaliśmy po kawę.
            Zapięłam kurkę i ręce włożyłam do kieszeni. Świeże i zimne powietrze od razu mnie orzeźwiło. Uśmiechnęłam się do Marka i Mikie’a. Przysłuchiwałam się ich rozmowie, ale jednocześnie nie docierały do mnie ich słowa. Starałam się w końcu wyrzucić nieprzyjemne myśli z głowy. Nie zastanawiałam się w ilu miejscach będę przez najbliższe pół roku. Nie zastanawiałam się również nad tym ile dni wolnego będę miała przez ten cały czas. Skoro zdecydowałam się na to, to musiałam być gotowa na każde poświęcenie. Wierzyłam, że dzięki wsparciu tych wszystkich ludzi uda mi się nie ze świrować. Czekając na Jay’a napisałam mamie smsa, że mam właśnie postój. Obiecałam rodzicielce, że będę odzywała się tak często jak tylko będę mogła. Już tęskniłam za moją zwariowaną rodziną, a najbardziej za braćmi. Mimo, że często działaliśmy sobie na nerwy, to byliśmy od siebie uzależnieni. Brunet przyniósł mi kawę, podziękowałam skinieniem głowy i upiłam łyk gorącego napoju. Poczułam jak przyjemne ciepło rozchodzi się po moim cieple. Zapach kawy od razu pobudził mój mózg do pracy. Uśmiechnęłam się do wszystkich i delektowałam się napojem. Z busu wyszli prawie wszyscy członkowie US5 z wyjątkiem Izzy’ego, który najprawdopodobniej spokojnie sobie spał. W pewnym momencie w drzwiach samochodu pojawiła się również blondynka, z zaspanymi oczami. Źle postawiła nogę i bardzo prawdopodobny upadek na twarz, nie doszedł do skutku dzięki refleksowi Chrisa. W ostatniej chwili złapał Patricię za rękę. Uśmiechnęłam się pod nosem. Moja przyjaciółka miała wielkie szczęście, że powiedziała ‘dziękuje’ do blondyna, bo gdyby tego nie zrobiła to ja zostałabym bez stylistki, którą sama bym zabiła. Ignorując mój wzrok skierowała swoje kroki do budynku. Szła kupić kawę. Podobnie jak ja słabo funkcjonowała po czterech godzinach snu. Byliśmy jakieś dobre trzy godziny drogi od Berlina, czyli w połowie. Krajobraz niewiele się zmienił. Pola, łąki, niewielkie gospodarstwa. Wszystko wyglądało tak samo. Gdyby ktoś spytał mnie wtedy, czego się spodziewałam, odpowiedziałabym, że nie wiem. Taka była właśnie prawda. Sama nie wiem czego oczekiwałam. Kawa podziałała na mnie bardzo dobrze. Czułam, że powracają mi wszystkie czynności życiowe. Rano działała jeszcze adrenalina, które pomału opuszczała mój organizm. Wracałam do normalności. Blondynka wróciła do nas z kubkiem kawy. Stuknęłyśmy się plastykowymi kubeczkami i obdarowałyśmy się uśmiechem. Znaczyło to dla nas tyle, że wcale nie jesteśmy na siebie obrażone i wszystko wraca do normy. Nie miałyśmy ochotę na rozmowę, po prostu stałyśmy ramię w ramię i zastanawiałyśmy jak bardzo zmieni się jeszcze nasze życie, bo wystarczyło pół roku bym rzuciła studia, potem potrzebne były tylko dwa tygodnie by Patricia podjęła decyzję o tym, że dokończy edukację w innym terminie. Byłyśmy – same nie wiedziałyśmy dokładnie gdzie – byłyśmy w obcym miejscu, z obcymi ludźmi i w zasadzie cieszyłyśmy się z tego co mamy.
Zastanawiałam się czemu postój trwa tak długo. Przecież kawę spokojnie mogliśmy dopić w środku. Nie zadawałam jednak zbędnych pytań. Nie miałam najmniejszej ochoty wracać do dusznego busa, który podczas naszej nieobecności wietrzył się. W końcu z jego środka wyszedł zaspany Izzy. Od razu skierował swoje kroki w moją stronę i bez pytania zabrał z mojej ręki kubek z życiodajnym napojem. Spojrzałam na niego oburzona.
- Oddawaj to moje! – powiedziałam głośno i próbowałam mu zabrać swoją własność.
- Oj, nie bądź taka. Podziel się z potrzebującym – rzekł i upił kolejny łyk kawy. – No dobra, masz już, masz – powiedział, gdy go nadepnęłam.
- Dziękuję.
- Za pięć minut odjeżdżamy – zakomunikował jeden z kierowców.
- To ja pójdę jeszcze do toalety – powiedziałam do producentów, żeby przypadkiem nie odjechali beze mnie.
- Potrzymać ci kawę? – spytał Izzy z nadzieją w głosie.
- A wypij ją nawet – powiedziałam do niego.
- Mark, Mikie zakontraktowaliście prawdziwego anioła – rzekł Izzy, a cała reszta zaczęła się śmiać.
To nowy świat - to nowy początek
Żyje wraz z biciem młodych serc
To nowy dzień - to nowy plan
Czekałem na Ciebie
Oto jestem [2]
________________________________________________________________
[1] Stefan Garczyński
[2] Bryan Adams – „Here I Am”
_______________________________________________________________
Dooooobra… Lałam wodę cały rozdział i nawet nie patrzyłam, czy nie wylałam jej za dużo. Przepraszam za to. Ale musi być taki rozdział, gdzie po prostu nic się nie dzieje. Musi być. Nie do końca wiedziałam co chcę dać w tym rozdziale i to chyba dlatego. W następnym też nie wiem co dam, ale pomyślę kilka dni i coś wymyślę. Jestem tego pewna.

Kocham Was, Lady Spark