„Doceniam dzień kiedy przyszłaś i
zostałaś. [3]”
10 marca 2006 r.
Śmiałam się jak szalona. Izzy był maksymalnie zwariowany.
Oczywiście był zwariowany w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Gdy się przy nim
było zawsze człowiek się śmiał. Ja w zasadzie płakałam już ze śmiechu.
Spacerowaliśmy właśnie po Krefeld. Było południe, a my spędzaliśmy czas poza murami
hotelu, w którym byliśmy zakwaterowani. Za kilka godzin mieliśmy mieć występ na
imprezie muzycznej zwanej The Dome. Miałam tego wieczora zaprezentować swój
nowy singiel ‘Belive In me’ [1]. Wszystko do tej pory szło
sprawnie. Sama nawet nie wiedziałam kiedy minął ten cały czas. Codzienna zmiana
miejsc, codziennie koncert w innym miejscu. Czasami musiałam się dwa razy
zastanowić gdzie jestem. Zwłaszcza przed koncertem, gdy chciałam przywitać
salę. Z biegiem czasu coraz bardziej przekonywałam sama siebie, że decyzja,
którą podjęłam była słuszna. To co robiłam dawało mi takiego kopa i moc, że
brak snu i zmęczenie odchodziły na drugi plan.
Szliśmy
właśnie starym miastem, gdy Amerykanin opowiedział mi jakąś historię ze swojego
życia. Przysiadłam na pobliskiej ławce i zaczęłam się śmiać jak małe dziecko. Izzy
przysiadł obok mnie i również się śmiał. Musieliśmy uważać na to co robimy, bo
każde z nas w ręce trzymało z nas kubek z kawą na wynos. Łzy spływały mi po
policzkach. Nie mogłam uwierzyć, że ktoś taki jak Izzy w ogóle chodzi po ziemi.
Ten mężczyzna miał w ogóle szczęście, że żył. Gdy był młodszy to co chwila
pakował się w jakieś tarapaty lub cudem unikał śmierci. Potem miał z tego
piękne wspomnienia, którymi mnie raczył, a ja nie mogłam powstrzymać śmiechu. Otarłam
łzy z policzków i widząc minę mężczyzny, który patrzył się na nas dość dziwnie
ponownie wybuchłam niepohamowanym śmiechem. Ludzie, którzy nas mijali musieli
nas brać za parę mało rozwiniętych. My jednak bawiliśmy się w najlepsze.
Poprawiłam mój beżowy żakiet z opadającymi połami. Marzec zaczął się wyjątkowo
ciepło, więc mogłam puchową kurtkę wymienić na żakiet z rękawami ¾. Do tego
dobrałam beżową bluzkę z koronkowymi, krótkimi rękawami i dekoltem, szare
spodnie – rurki oraz beżowe buty na platformie do połowy łydki, wiązane z
przodu dopełniały całego mojego stroju. Dzięki wysokim obcasom byłam prawie
równego wzrostu co mężczyzna. Dredziarz objął mnie ramieniem i oparł się
wygodnie o ławkę. Słońce świeciło nam prosto w twarz, ale nam to nie przeszkadzało.
Czuliśmy się wybornie. Menagerowie dali nam wolne do próby, którą mieliśmy
zaplanowaną na siedemnastą. Ja i Izzy postanowiliśmy pospacerować trochę po
mieście. Proponowaliśmy reszcie wspólne wyjście, ale woleli zostać w hotelu i
odpoczywać przed występem. My z kolei woleliśmy spędzić trochę czasu na świeżym
powietrzu. W zasadzie każdego dnia byliśmy w hotelu albo w autokarze. Całkiem
przyjemnie było spacerować po innym mieście i nie musieć myśleć o niczym innym.
Tak właśnie czułam się z Izzym. Zabierał ode mnie wszystkie złe myśli.
- Nawet nie wiesz jak dobrze, że jesteś z
nami – usłyszałam i spojrzałam się zdziwiona na mojego towarzysza. – No wiesz,
dobrze, że jest jeszcze ktoś do kogo mogę się odezwać z wyjątkiem tej piątki
wariatów – wyjaśnił, gdy zauważył jak na niego patrzę.
- Tylko wariaci są coś warci –
zacytowałam słowa ojca Alicji z Krainy Czarów.
- Mądre słowa. A powiem ci coś w sekrecie
– rzekł konspiracyjnym szeptem.
- Co takiego? – spytałam zaciekawiona.
- Wczoraj powiedziałaś mi, że Mikel
wygląda na takiego twardziela co się niczego nie boi. – Na zgodę, przytaknęłam.
– Ale prawda jest zupełnie inna – stwierdził Izzy ze zbolałą miną. – Nasz
malutki Mikelek boi się jak ognia myszy.
Zaczęłam
się śmiać jak szalona. Brzuch zaczął mnie boleć ponownie. Izzy co jakiś czas
raczył mnie takimi sekrecikami z życia ich zespołu. O połowie z nich nie
powinnam wiedzieć. Lubiłam tych wariatów. Z każdym minionym dniem byli mi coraz
bliżsi. Nawet Patricia starała się złapać z nimi w miarę dobry kontakt. Nie
traktowała już ich z góry, ale też nie pałała do nich wielką przyjaźnią czy
miłością. Widocznie nie można mieć wszystkiego. Wierzyłam jednak, że z czasem
przekona się do nich podobnie jak ja. To była piątka zgranych ludzi, którzy po
prostu robili to co kochali.
- Nie mówisz serio – wykrztusiłam
pomiędzy jedną, a drugą salwą śmiechu.
- Mówię zupełnie poważnie – powiedział ze
śmiechem.
Kolejna,
radosna salwa mojego śmiechu wypełniła stare miasto. Nie mogłam przestać. Bolał
mnie nie tylko brzuch, ale również policzki. Izzy był świetny towarzyszem. Jego
zdolność opowiadania śmiesznych historii była jego największą zaletą.
Śmiech
jest dla duszy tym samym, czym tlen dla płuc. [2]
- Już mam dość – powiedziałam, gdy w
końcu udało mi się upić łyk – już zimnej – kawy.
- Poważnie? A ja dopiero się rozkręcam –
usłyszałam w odpowiedzi i spojrzałam na Amerykanina. Widząc jego minę znowu
zaczęłam się śmiać jak głupia.
Nic
nie mogło mnie powstrzymać. Za każdym razem gdy próbowałam się uspokoić Izzy
robił coś takiego co powodowało, że moje starania spełzały na niczym.
- Dziękuję za te kilka godzin. Pozwoliłeś
oderwać mi się od tego całego świata – stwierdziłam po kolejnych piętnastu
minutach głupawki.
- Polecam się. Powiedz mi Ade, co myślisz
o US5?
- Czy to pytanie z serii tych
podchwytliwych? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Nie. Jestem z natury ciekawskim
człowiekiem. To co powiesz zostanie między nami.
- Jesteście zwariowani – skomentowałam.
- I tylko tyle?!
- Zastanawiam się czemu Mikel jest w
zespole. Wiesz on jest z was wszystkich największą indywidualnością. Nie dla
niego praca w grupie. Odcina się od was gdy to tylko jest możliwe. Może i na
scenie tworzy z wami jedność, ale poza nią jest w swoim świecie. Richie. Moja
ulubiona blondynka – powiedziałam ze śmiechem. – Uwielbiam tego człowieka. To w
jaki sposób podchodzi do świata i tego co robi jest godny podziwu. Może i
czasami jest z was wszystkich najsłabszy psychicznie, ale prawda jest taka, że
on może osiągnąć najwięcej. Jest bardzo silny. Najbardziej boję się o Chrisa –
zakończyłam.
- Dlaczego? – spytał Izzy.
- On jest taki zamknięty w sobie.
Bardziej was obserwuje – jakby się was bał. Nie wiem nawet jak to określić, ale
on może nie wytrzymać kiedyś tej całej presji związanej z wielkim światem.
Wszedł w to, tak jak ja – zupełnie nieprzygotowany. Musiał zrezygnować z życia,
które znał. A to nie takie proste. Wiem, że wy wszyscy musieliście to zrobić,
ale on chyba najbardziej to przeżył.
- A Jay?
- On? Starszy brat. Próbuje was zebrać do
kupy, ale nigdy mu się to nie uda. Ze względu na to, że jesteście zbyt różni.
Słyszałam singiel, który napisał kilka lat temu. Jest naprawdę dobry. On,
podobnie jak Richie, ma wielki potencjał.
- A o mnie to zapominałaś?
- Nie. Ty jesteś zawsze taki żywy.
Jeszcze w życiu nie widziałam cię zamyślonego. Zawsze milion pomysłów na
minutę. Dzięki tobie przetrwałam pierwsze dni w tym szalonym świecie gwiazd i
ich fanów. Zżyłam się z tobą. Wiem, a w zasadzie czuję, że pozostała czwórka
nie wyobraża sobie US5 bez ciebie. Scalasz ich w jedno – zakończyłam.
- Pięknie to ujęłaś. Już wiem skąd płyną
twoje teksty.
- Skąd? – spytałam.
- Z serca. Masz je wszystkie w swoim
sercu. Pewnego dnia nagrasz wielką płytę i staniesz w alei samych sław, a ja
będę mógł cię podziwiać i mówić: Znam ją. To moja przyjaciółka.
Jesteś
tak wierną przyjaciółką
i
teraz wiem, że nigdy nie znajdę
kogoś
takiego jak Ty
Doceniam
dzień
kiedy
przyszłaś i zostałaś [3]
Oparłam głowę o jego ramię, a on
pocałował mnie w czoło. I siedzieliśmy tak zastanawiając się nad przyszłością,
nad którą zbierały się powoli czarne chmury.
Po
piętnastu minutach siedzenia na ławeczce zorientowaliśmy się, że najwyższa pora
wracać, a w zasadzie to udać do hali, w której miał odbyć się wielki koncert.
Szliśmy tak objęci ulicami Krefeld. Nie mówiliśmy już więcej nic. Chyba nasze
pokłady energii zupełnie się wyczerpały. Dobrze było mieć kogoś takiego jak
Izzy obok siebie. Dodawał mi więcej otuchy niż ktokolwiek inny. Nawet bliskość
przyjaciółki nie pomagała tak bardzo jak Amerykanin i jego poczucie humoru.
Okazując specjalne identyfikatory weszliśmy do hali. Było tam pełno
ochroniarzy, ludzi z ekipy technicznej. Na scenie próbę miał właśnie zespół
Tokio Hotel. Zignorowałam ich zupełnie. Nie interesowali mnie. Wzrokiem
szukałam blondwłosej przyjaciółki. Nigdzie jej nie widziałam. Miałam nadzieję,
że się nie spóźni, bo miała z hotelu zabrać moją sukienkę i dodatki do niej.
Spojrzałam na zegarek. Miałam jeszcze pięć minut do próby. Denerwowałam się
wydaniem kolejnego singla. Od poprzedniego nie minął dobry miesiąc, ale
producenci uważali, że to dobry czas na kolejny. Nie sprzeciwiałam się. To oni
wiedzieli co najlepiej się sprzeda. Ja chciałam tylko śpiewać. Popatrzyłam na
Izzy’ego, który dalej mnie obejmował, ale on wzruszył tylko ramionami i
rozglądał się po wnętrzu. W środku już było kilku dziennikarzy, którzy
ukradkiem robili zdjęcia z prób. Miałam wrażenie, że pewna ich część zrobiła je
również naszej dwójce, ale nie miałam na to żadnych dowodów. Pod sceną nagle
pojawił się Mark i Mikie. Pokazałam ich Izzy’emu i podeszliśmy do nich. Sami
rozglądali się za nami, gdy nas zauważyli Mark chciał dać nam burę za
spóźnienie, ale pokazałam mu zegarek, który wskazywał, że jesteśmy minutę przed
czasem. Niezadowolony spuścił z tonu. Pokiwałam tylko głową. Nienawidziłam gdy ktoś wyżywał się na mnie, bo miał zły
humor. Gdy Tokio Hotel, zeszli ze sceny, ja weszłam po schodach. Chwilę
potrwało nim mój zespół się rozłoży. Na próbę nie podpinano odsłuchu, bo było
to bez sensu. Była wtedy cisza i spokój, więc doskonale się słyszałam. Piosenka
była zdecydowanie wolniejsza od pierwszego singla. Napisałam ją dwa lata temu,
gdy miałam problemy w szkole. Mimo, że mieszkałam już wtedy od kilku lat w
Berlinie, dalej pojawiały się problem z akceptacją przez otoczenie. Po
napisaniu tego utworu poczułam się lepiej i przestałam na wszystko patrzeć. To
była moja spowiedź.
- Jest dobrze! – usłyszałam głos Marka,
gdy skończyłam śpiewać.
- Widział, ktoś Patricię? – spytałam, gdy
po skończonej próbie nie widziała nigdzie blondynki z moimi rzeczami.
- Jeszcze jej nie ma? – spytał Mikie.
- Jakby była to bym się o nią nie pytała
– odpowiedziałam i zeszłam ze sceny by następny wokalista mógł odbyć krótką
próbę.
Patrici
nigdzie nie było. Całe US5 zgromadziło się właśnie pod sceną. Była też Ursula,
która miała tańczyć podczas mojego występu. Pozostałą trójkę tancerzy odesłałam
do Berlina, do domów. I tak mieliśmy wracać tam jutro, a mnie potrzebna była
tylko jedna dziewczyna. Ursula, która nie miała nagłych i pilnych spraw do
załatwienia zgodziła się zostać. Spojrzałam na zegarek. Cała impreza miała
zacząć się za niecałe trzy godziny. Ja śpiewałam w środku, jednak i tak
musiałyśmy się przygotować, a blondynka odpowiadała również za wygląd Ursuli.
- Chłopaki, a wy wiecie co z Patricią? –
spytała Mikela.
- Nie. Powiedziała, że dojedzie do nas
później – usłyszałam w odpowiedzi.
- Świetnie – mruknęłam i wyciągnęłam
telefon.
Wystukałam
numer do przyjaciółki. Jednak miała wyłączoną komórkę. Zaklęłam soczyście po
niemiecku. Mimo, że częściej używałam
angielskiego to, gdy bluźniłam to tylko po niemiecku.
- Nie odbiera – powiedziałam do
producentów.
Nie
wiedziałam co jej odbiło. Przecież zawsze była punktualna. Natychmiast po mojej
głowie zaczęły chodzić jakieś czarne scenariusze. Przysiadłam na wolnym
krzesełku i czekałam. Z hali wyjść już nie mogłam, bo z każdą chwilą przejazd
przez miasto miał być coraz gorszy. Ludzie mieli zjeżdżać się w okolice hali. W
samej hali miał być zaraz tłok nie z tej ziemi. Chłopaki z US5 wskoczyli na
scenę, gdzie mieli przećwiczyć wykonanie swojego nowego singla ‘Come Back To Me
Baby’. Ja co jakiś czas zerkałam na zegarek, a po Patrici nie było nawet śladu.
- Chodźcie do garderoby – usłyszałam głos
Marka.
US5
dalej śpiewało, a ja ruszyłam za producentem. Za mną szła Ursula. Byłam coraz
bardziej zdenerwowana. Weszłam do pomieszczenia, w którym siedziały już inne
piosenkarki. Usiadłam na kanapie z boku i czekałam, bo nie miałam nic innego do
roboty. Po pół godzinie czekania i nerwowego zerkania na zegarek, w drzwiach
pojawiła się Patricia. Gdyby mój wzrok zabijał, ona padłaby jak długa w progu.
Ursula zabrała od niej rzeczy. Blondynka najpierw przygotowała mnie. Włosy
ułożyła w delikatne loki. Z pokrowca wyjęła czarną, dopasowaną minisukienkę, na
grube ramiączka. Górę stanowił panel z koronki, który schodził po boku do linii
bioder i kontrastował on z jeansową całością. Na nogi założyłam złote platformy.
Jedyną biżuterią jaką miałam była złota bransoletka z małymi diamencikami. Oczy
podkreśliła czarną kredką do oczu i dobrze wytuszowała rzęsy. Miałam na sobie
też sporą ilość pudru, żebym nie świeciła się w świetle wszystkich lamp i
innych rzeczy. Usta pociągnęła bezbarwnym błyszczykiem. Rudowłosa tancerka
miała na sobie długą, białą i luźną tunikę, która miała nie przeszkadzać jej w
tańczeniu. Jeśli mam być szczera to blondynka ledwo wyrobiła się na czas. Żeby
zdążyć na występ musiano mi w biegu zakładać odsłuch. Za kulisami stało już
US5. Poklepałam każdego z nich po ramieniu i weszłam po schodach na scenę.
Zespół
zaczął grać a ja wyłoniłam się z białej mgły. Podeszłam do stojącego na samym
środku mikrofonu.
- I’m losing myself… Trying to compete with
everyone else instead of just being me…
[4] –
zaczęłam śpiewać.
Główne
światła skierowane było na mnie. Czułam w sobie moc. Nerwy spowodowane,
spóźnieniem się przyjaciółki zaczęły schodzić. Liczyłam się tylko ja i moja
muzyka oraz ci ludzie, którzy mnie słuchali. Gdy wykonywałam ten utwór
przypominałam sobie wszystkie złe chwile, które zainspirowały mnie do napisania
tej piosenki. Wtedy przywoływałam odpowiednie emocje do jej wykonania. Zdjęłam
mikrofon ze stojaka i zaczęłam przemierzać scenę. Ten utwór był zupełnie inny
niż pierwszy singiel. Był wolniejszy i spokojniejszy. Czułam, że dzięki niemu
uwalniam prawdziwą siebie. Powędrowałam w lewą stronę sceny. Za kulisami stał
Jay. Brunet patrzył na mnie takim wzrokiem jakbym na scenie była tylko ja.
Jakbym była zupełnie naga. Patrzyłam się na niego. Nie mogłam oderwać wzroku. Hipnotyzował
mnie i onieśmielał. Widownia myślała, że patrzę na ludzi, którzy zgromadzeni
byli dalej. Ja widziałam jednak tylko Jay’a.
- I
don’t wanna be afraid. I
wanna wake up feeling beautiful today. [4]
W
końcu udało mi się oderwać wzrok od mężczyzny. Uśmiechnęłam się szeroko i
śpiewałam dalej chociaż zupełnie nie wiedziałam co robię. Czułam na sobie jego
wzrok. Czułam, że patrzy na mnie tak jak jeszcze nikt inny. Bałam się tego.
Starałam się wrócić myślami na scenę. Starałam się wyrzucić z głowy spojrzenie
Khana. Nie umiałam. Było w nim coś magicznego. Nie umiałam tego nazwać.
- I guess I always knew that I had all the
strenght to make it through. [4]
Cały występ potrwał jeszcze
kilkadziesiąt sekund. Zaśpiewałam ostatni raz refren, a wraz z upływem piosenki
światła na scenie. Gdy zgasły, wszystkie z wyjątkiem jednego, które oświetlało
mnie, ukłoniłam się nisko i zeszłam ze sceny. Policzki mnie piekły. Uśmiechnięta
wyminęłam zespół US5 i stanęłam z boku. Patricia podała mi butelkę z wodą,
którą natychmiast odkręciłam i upiłam spory łyk. Dalej byłam na nią wściekła.
To nie był zwykły występ w szkole czy na festynie, który można było zawalić. To
był prawdziwy świat muzyczny i tu nie było miejsca na jakiekolwiek wpadki czy
spóźnienia. A ona zachowywała się tak, jakby zupełnie nic się nie stało i
wesoło rozmawiała z Ursulą. Spojrzałam na nią i pokiwałam z dezaprobatą głową.
Za kilka minut mieliśmy wszyscy udać się na małe after party po imprezie. Nie
miałam na nie zupełnie ochoty, ale producenci uważali, że powinnam się na nim
zjawić chociaż na kilka minut. Chłopaki z kolei zapewniali mnie, że będę
świetnie się bawiła. Z reguły unikałam imprez. To blondynka chodziła po klubach
za nas dwie. Ja wolałam usiąść gdzieś w pubie i porozmawiać ze znajomymi. Nie
przepadałam za zbyt głośnymi miejscami. Ze sceny dobiegły mnie delikatne nuty.
To chłopaki przygotowywali się do występu. Mikel miał idealny głos do tej
piosenki. Jak dla mnie mógł ją całą sam zaśpiewać. Tym razem postawili na
balladę. To miał być ich kolejny singiel, a za kilka dni mieli kręcić do niego
teledysk. Stałam gdzieś dalej i wsłuchiwałam się w słowa. Nie zamierzałam ich
obserwować z ukrycia, tak jak to zrobił Jay. Na samą myśl o tym po moich
plecach przeszedł dreszcz. Upiłam kolejny łyk wody. Pisk fanek zespołu
doprowadzał mnie do bólu głowy. Nawet będąc dobre kilka metrów za sceną
doskonale je słyszałam. Z jednej strony je rozumiałam, ale z drugiej wydawało
mi się to całkiem śmieszne. Cóż ale tak już był ten świat zbudowany. Bez tych
dziewczyn oni by nie istnieli, nie istniałby świat muzyki. Wszyscy byliśmy od
siebie wzajemnie zależni.
W
końcu skończyli i piosenkę ‘Come back to
me baby’ oraz utwór śpiewany przez samego Richie’go jako podziękowanie dla
swoich fanów i przyjaciół za wsparcie. Od razu po zejściu ze sceny zostali
złapani przez jakąś dziennikarkę RTL. Mnie również tam zaciągnięto. Stanęłam
pomiędzy Jay’em a Izzym. Pytania głównie dotyczyły tego, jak oni sobie radzą z
tym wszystkim. Było też kilka kwestii o piosenkę blondyna.
- Od pewnego czasu podróżuje z wami pewna
młoda dziewczyna, o której już się mówi, że będzie kimś wielkim – usłyszałam
głos reporterki i zerknęłam na nią z ukosa.
- Faktycznie. Ade, jest z nami od kilku
tygodni. Jest wspaniałą osobą i ma niesamowity głos, co wszyscy dziś mogli to
usłyszeć. Z pewnością będzie o niej jeszcze głośniej niż jest – powiedział
Chris, a ja o mały włos nie zeszłam na zawał. To było najdłuższa wypowiedź jaką Watrin wygłosił w mojej obecności.
- Zdecydowanie, zgadzam się z Chrisem.
Ade, czyli nasz rodzynek – powiedział ze śmiechem Mikel. – Wprowadziła u nas
dużo zawirowań, ale przede wszystkim to były pozytywne zmiany.
- Wow. Nie spodziewałam się takich opinii
ze strony chłopaków – stwierdziłam, gdy mulat podał mi mikrofon. – Ja sama
wiele się jeszcze muszę nauczyć. Czasami jestem jak dziecko we mgle i nie wiem
co mam robić, ale zawsze mogę liczyć na pomoc chłopaków. Są naprawdę świetnymi
przyjaciółmi.
Kilka
minut później, udaliśmy się do dużego pomieszczenia, które mieściło się w
obrębie hali, by odhaczyć swoją obecność na after party. Izzy, obejmował mnie w
pasie i słuchał mojego tłumaczenia wywiadu, który odbywał się głównie po
niemiecku. Blondynka szła gdzieś z przodu razem z Ursulą. Podobnie jak ja na
nią, tak ona była zła na mnie, że zrobiłam jej awanturę. Nie interesowało mnie
to. Chciałam po prostu odbębnić to co muszę i wrócić do hotelu. Głowa zaczynała
mnie boleć.
11
marca 2006 r.
Następnego
dnia rano musieliśmy wstać dość wcześnie, żeby w spokoju dojechać do Berlina.
Po siódmej zeszłam na dół do restauracji na śniadanie. Siedzieli już tam
producenci i o dziwo Izzy, który sączył powoli kawę. Przywitałam się z nimi i
zajęłam miejsce obok Amerykanina. Zaczęłam przygotowywać sobie jakieś kanapki i
nalałam sobie do szklanki herbaty. Czułam na sobie baczny wzrok producentów,
ale nie wiedziałam o co im chodzi. Wczorajszego wieczora zachowywałam się bez
zarzutu. Na przyjęciu po imprezie byłam nawet dłużej niż pół godziny i bawiłam
się całkiem dobrze – głównie za sprawą Gallegosa, który nie odstępował mnie na
krok i tłumaczył wszystko to co się działo.
- Więc to prawda – usłyszałam stanowczy
głos Marka i spojrzałam na niego zdziwiona.
Nie
wiedziałam o czym mówi. Ton miał taki jakbym zabiła co najmniej człowieka.
- O co chodzi? – spytał Izzy, który
również wyczuwał nerwową atmosferę między producentami.
- No, że wy jesteście razem – usłyszałam
i prawie spadłam z krzesła.
- Słucham?! – spytał Izzy.
Mikie
położył nam przed nosami, kilka gazet dla młodzieży i tych plotkarskich. Z
każdej okładki biło nasze wspólne zdjęcie na starym mieście, kiedy Amerykanin
całuje mnie w czoło. Nie czytałam tytułów, tylko zaczęłam się głośno śmiać.
Tego się nie spodziewałam. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że coś takiego
może mieć miejsce. Byliśmy przecież przyjaciółmi, którzy wybrali się na wspólny
spacer, który w jednej z gazet został przyrównany do ranki, a w drugiej do
schadzki kochanków. Nie obyło się również bez zgryźliwych komentarzy, że
próbuję się wybić na sławie chłopaka. Nie wiedziałam, co mnie bardziej
przerażało. Czy te wszystkie bzdurne nagłówki, czy też miny producentów na moją
reakcję.
- Tylko nie mówcie mi, że w to
uwierzyliście – powiedziałam, krztusząc się własną śliną.
- A może prawda jest inna? – spytał
poważnym tonem Mark.
- Oczywiście, że tak – od razu przybrałam
poważny wyraz twarzy. – Izzy i ja jesteśmy tylko przyjaciółmi i to wszystko.
Romans? Miłość? Bez obrazy Izzy, ale nie jesteś w moim typie – powiedziałam.
- Wiesz to zaszczyt, że nas o coś takiego
podejrzewają, ale popieram Ade. Nic do niej nie czuje. Świetnie mi się z nią
gada, a ktoś tu dopisuje jakieś durne historie, wyssane z palca.
- Lepiej by było, żebyście to
potwierdzili – usłyszałam Marka.
- Że jesteśmy przyjaciółmi? Nie ma
problemu. Przy najbliższej okazji to zrobię – zgodziłam się.
- Nie, że jesteście parą – powiedział.
- Co?! – spytaliśmy razem z Izzym.
Plotka
- to plotka, ale dwie plotki - to już legenda. [5]
________________________________________________________________
[1] Demi Lovato – „Belive In me”
[2] Louis de Funes
[3] Richie Stringini – Best Friend
[4]
Tłumaczenie: Gubię siebie… Próbując konkurować z każdym
zamiast po prostu być sobą…
Nie
chcę się bać. Chcę się dziś obudzić czując się piękna.
Myślę,
że zawsze wiedziałam, że miałam tę całą siłę by dokonać tego
Oryginalne wykonanie: Demi Lovato
[5]
Władysław Grzeszczyk
______________________________________________________________
Jak Wy to przetrwaliście?! Jestem w
szoku. Znowu pół rozdziału ględziłam o niczym, by potem zakończyć je tak głupią
sceną. Jednak takie było założenie od początku. Jeszcze długo ten wątek
‘plotki’ pozostanie z nami i z jego powodu będzie również wiele nie do końca przyjemnych
sytuacji. W połowie jestem zadowolona z tego rozdziału.
I wiecie co? Moje sny mnie przerażają…
Chyba muszę sprawdzić, kto mi dosypuje czegoś do herbaty.
Całuję, Lady Spark