poniedziałek, 30 czerwca 2014

Rozdział piętnasty – Miłość zwycięża

„Nie mogę uwierzyć, że tak normalnie wyglądam na zewnątrz, choć w środku mam kompletne pobojowisko. [1]
20 kwietnia 2006 r.
Od pocałunku w hotelu minęło kilka dni, a zachowania Jay'a nie uległo zmianie. Był miły, sympatyczny, ale zdystansowany do mnie. Ja z kolei udawałam, że nic się nie stało i gdy trzeba było obdarzałam mężczyznę delikatnym uśmiechem. Sama nie wiedziałam gdzie nauczyłam się być tak dobrą aktorką. Na zewnątrz udawałam, że wszystko jest w porządku i między mną a brunetem do niczego nie doszło.
Nie mogę uwierzyć, że tak normalnie wyglądam na zewnątrz, choć w środku mam kompletne pobojowisko. [1]
W busie, którym jeździli zazwyczaj zajmowałam miejsce z przodu, by nie słyszeć wesołych żartów zespołu i dziewczyn. Ursula od kilkunastu dnia cały czas jeździła z nami. Zauważyłam, że doskonale dogaduje się z największymi wariatami w zespole czyli z Izzym i Richiem. Już kilka razy doprowadzili do szału Chrisa, któremu non stop robili niewybredne żarty. Wytaszczyłam z hotelu podręczną walizkę, w której miałam swoje najpotrzebniejsze rzeczy. Ubrania sceniczne i nie tylko były w pozostałych, które już dawno zostały zapakowane do autobusu tancerzy. Kierowca Tom wziął ode mnie walizkę i włożył ją do bagażnika. Ja z kolei wsiadłam do pojazdu. Miejsca z przodu były zajęta - jak na złość, więc musiałam usiąść po środku bliżej wariatów, których kochałam całym swoim sercem. Usiadłam przy oknie, a na siedzeniu obok położyłam swoją torebkę, w której miałam książkę oraz notes, sprzęt grający i jakaś całą masę innych pierdół, które w zasadzie nie były mi potrzebne, ale leżały w torebce dla zasady. Wyjęłam swoją mp4 i założyłam słuchawki. Nawet nie skupiałam się na lecącej muzyce. Po prostu chciałam odciąć się od świata. Pomału do busu zaczęli przychodzić inni. W końcu wyjęłam książkę "Anioły i Demony" Dana Browna i zagłębiłam się w lekturze. Straciłam poczucie czasu, dopiero gdy ktoś dotknął mnie w ramię podskoczyłam jak oparzona. Tym kimś był Jay.
Pamiętam, jakby to było wczoraj
Pierwszy pocałunek i wiedziałam, że zmienisz grę [2]
- Mogę usiąść obok? - spytał, gdy zdjęłam słuchawki.
- Jasne - odpowiedziałam i schowała torebkę pod siedzenie i wróciłam do przerwanej mi czynności.
Nie zastanawiałam się nawet czy faktycznie nie ma gdzie usiąść czy po prostu postanowił się nade mną pastwić czy też po prostu chciał naprawić nasze stosunki. Było mi to wszystko jedno. To znaczy nie było, ale nie zamierzałam dawać po sobie tego poznać. To on uznał, że lepiej udawać, iż nic nie miało miejsca w Wiedniu. W sumie częste zmiany miejsca miały swoją jedną zaletę. Z wyjątkiem długich podróży nie miałam kiedy o tym myśleć. Po prostu odcinałam się od tego, gdy trzeba było udać się na wywiad czy na sesje zdjęciową. W pewnym momencie kierowca ruszył co znaczyło tylko tyle, że wszyscy już zameldowali się w samochodzie. Nie zwracałam uwagi na śmiejącego się z resztą Jay'a. Grupa zauważyła, że po prostu nie mam ochoty na głupie rozmowy i dała mi spokój. A przynajmniej tak sądziłam, dopóki nie dostałam wiadomości. Z kieszeni spodni wyjęłam swój telefon. Wyświetlacz głosił, że nadawcą jest Izzy. Kliknęłam 'przeczytaj'.
'Mała uśmiechnij się:-)'
Zachichotałam jak szalona i odpisałam tylko: ;-).
Wróciłam do czytania. Siedziałam przytulona do okna, tak, że między mną a Jay'em spokojnie zmieściłaby się jeszcze Patricia lub Ursula. Kompletnie nie wiedziałam w co on pogrywa, bo w pewnym momencie przestał się śmiać jak szalony i się uspokoił. Nie patrzyłam na niego. Moje zdolności aktorskie mnie zaskakiwały. Prawą rękę trzymałam na swoim udzie. Udało mi się znaleźć wygodną pozycje do czytania. Jednak w pewnej chwili, ktoś mnie za nią złapał i nie chciał puścić. Spojrzałam zdziwiona i zauważyłam, że tym kimś był Jay. Wolną ręką zdjęłam słuchawki i zastanawiałam się co mam zrobić. Nie bardzo miałam jak wyrwać dłoń z jego uścisku, bo Brytyjczyk trzymał ją bardzo mocno. Jak tak to udawał, że nie istnieje, a teraz nagle mu się wszystko odmieniło. Odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął. Przyłożył moją dłoń do swoich ust i pocałował.
Motylki w brzuchu za każdym razem gdy jest niedaleko
sprawiasz, ze wariuję
nie chcę być kiedykolwiek z kimkolwiek innym
jesteś jedynym, który sprawił, że byłam jak obłąkana
jesteś wyjątkowy, to jest Twój, Twój styl [2]
- Jay...
- Przepraszam. Nie powinienem się tak zachowywać. Głupio mi strasznie z tego powodu.
- Jay...
- Trochę czasu mi zajęło nim zorientowałem się, że jesteś dla mnie ważna - usłyszałam słowa, po których mnie wmurowało.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Zupełnie się tego nie spodziewałam. Moje serce biło jak szalone. Przecież tego chciałam, żeby odwzajemnił moje uczucia. Marzyłam o tym.
- Lepiej późno niż wcale - powiedziałam z uśmiechem i przytuliłam się do niego.
Brunet pocałował mnie w czoło. Usiadłam wygodnie, czyli oparłam się swoimi plecami o jego tors i z uśmiechem na ustach obserwowałam zmieniający się krajobraz. Jay chyba postanowił się przespać, bo nie zwracał uwagi na resztę, tylko cały czas mnie obejmował, a jego klatka piersiowa unosiła się miarowo. Najpiękniejszym odgłosem jaki wtedy słyszałam był jego spokojny oddech, z kolei ramiona były najlepszym azylem o jakim mogłam marzyć. Sama nie wiem kiedy zasnęłam. Przebudziłam się po trzech godzinach, gdy dojeżdżaliśmy pod hotel, w którym mieliśmy spędzić najbliższe dwie noce. Zrobił się taki gwar, że Jay również się obudził. Uśmiechnął się do mnie i pocałował szybko w policzek. Wstaliśmy i zaczęliśmy wychodzić. Pod hotelem znowu był tłum fanek. Razem z chłopakami podeszłam i rozdałam trochę autografów. Uśmiechałam się do zdjęć. Robiłam wszystko czego wymagali ode mnie fani. Mark i Mikie powiedzieli mi w Kiel, że powinnam częściej zostawać i rozdawać autografy. Nie lubiłam tego. W zasadzie nienawidziłam, ale to była część mojej pracy. Dzięki fanom istniałam i musiałam im dać coś od siebie. W końcu weszliśmy do hotelu. Menagerowie już załatwili nam klucze do pokoi, więc nie pozostało nic innego jak tylko udać się na chwilowy odpoczynek. Mnie jeszcze czekała dziś wieczorem sesja zdjęciowa do jednego z magazynów. Wzięłam swój klucz od Marka i poszłam razem z Patricią do naszego pokoju.
- Miłość rośnie wokół nas… - zanuciła blondynka, gdy zamknęła za sobą drzwi.
- Odbiło ci? – spytałam.
- Nie. Jesteś okropną przyjaciółką – zarzuciła mi.
- Ja?
- Nie powiedziałaś mi nic, że podoba ci się Jay.
- Nie było o czym mówić. Nie chciałam żeby ktokolwiek o tym wiedział. Zwłaszcza gdy sądziłam, że on nic do mnie nie czuje.
- Kupię ci okulary na urodziny.
- Nie rozumiem – powiedziałam. – Co mają okulary do mojego uczucia do Jay’a.
- Wszyscy widzieliśmy, że was do siebie ciągnie. Wszyscy. Nawet menagerowie, tylko wy nic. Matko jacy ludzie są ślepi.
- Przeczytaj lepiej to – powiedziałam i podałam jej tekst piosenki, którą razem z Jay’em napisałam.
- Wow… Siostra – Patricia często tak się do mnie zwracała. – Świetny tekst. Będzie hit. – Blondynka nie często popadała w zachwyt nad moimi utworami. Nawet z mojej najnowszej płyty podobało jej się może kilka.
- Napisałam go z Jay’em – wyjaśniłam i schowałam kartkę papieru do teczki, gdzie miała przeleżeć odpowiedni czas. – Matko zaraz mam sesję zdjęciową – powiedziałam, patrząc na zegarek.
- Ja na szczęście mam wolne – powiedziała Patricia i wygodnie rozłożyła się na swoim łóżku.
- Nienawidzę cię – rzuciłam do niej i usiadłam na krześle.
            Nie chciałam już zaczynać rozmowy o Watrinie. Doskonale widziałam jak zaczęła na niego patrzeć. Było w jej wzroku coś z tęsknoty i jednocześnie z niepewności. Pamiętałam jak jeszcze kilka tygodni temu mimo, że ich nie znała strasznie na nich narzekała. Jednak z czasem zaczęli ją do siebie przekonywać, co mnie strasznie cieszyło. Najbardziej jednak zbliżyła się do zielonookiego blondyna, który był od niej dwa lata młodszy. Zawsze powtarzała, że nigdy nie będzie z kimś kto jest od niej młodszy chociaż o dzień. Los chyba spłatał jej niezłego figla. Wpatrywała się właśnie w okno, a słońce padało na jej włosy, czyniąc je złotymi jak kłosy zboża. Zupełnie zapomniała o moim istnieniu, co jej się nigdy wcześniej nie zdarzało. Pokręciłam tylko głową. Cieszyłam się, że Smith w końcu się kimś zainteresowała, bo już za długo była sama. Od zdrady Thomasa minęły cztery lata, a ona dalej to rozpamiętywała. Strasznie bała się, że ponownie zostanie zraniona. Nie wiedziałam co to znaczy być zdradzoną i nie chciałam nawet poznać smaku tego uczucia. Sama gdy z kimś się już wiązałam i nawet jeśli tego kogoś do końca nie kochałam tak jak powinnam to nawet przez głowę mi nie przechodziłaby sama myśl o skoku w boku. Tak. Najbardziej ceniłam wierność i zaufanie. Na początku to nie było takie trudne, bo przecież zaczyna się wtedy z czystą kartą, ale każdy kolejny dzień jest nowym zdaniem na papierze i życie wszystko weryfikuje.
            Jeszcze raz zerknęłam na złotowłosą. Nie byłam do końca pewna, czy Chris jest odpowiednim kandydatem dla niej. Był taki spokojny, taki cichy. Za cichy i spokojny jak dla niej. Patricia nie umiała usiedzieć w jednym miejscu dłużej niż pięć minut. Wszędzie było jej pełno. To jej śmiech najczęściej rozbrzmiewał w autokarze. To jej głupie docinki najczęściej wchodziły chłopakom w buty. To ona najchętniej imprezowała z nasz wszystkim i straszną karą był dla niej fakt, że nie mogła z nami uczestniczyć w bankietach. Jednak zasady były zasadami. Miała to wszystko oglądać z za kulis lub słuchać moich relacji.
            W chwilę później natknęła mnie jednak myśl, że to może nie Chris jest dla niej złym mężczyzną, ale ona nieodpowiednią kobietą dla niego? Przecież to on najczęściej chciał odpuszczać imprezy, bankiety, spotkania? To on najbardziej się na tym męczył. Dla niej to byłaby czysta przyjemność pławić się w blasku jego chwały i widzieć zazdrosne spojrzenie innych kobiet o niego. Ona świetnie by się w tym odnalazła. Byli jak ogień i woda. Dwa żywioły, które walczyły o przetrwanie. On chciał spokoju i ciszy jaką miał przed zespołem. Ona chciała żyć pełnią piersią. Korzystać z chwili. Walczyć o to by każda minuta była warta zapamiętana. Walczyć o to by w przyszłości mieć co wspominać. Trochę niepokoiła mnie jej pasja do życia, bo dając jej się całkowicie porwać zapominała o tym, że przypadkiem może zranić bliskich jej ludzi. Próbowałam ją jakoś uspokoić, gdy widziałam, że zaczyna przekraczać bezpieczne granice, ale skutkowało to na kilka dni, a ja też nie miałam zamiaru jej matkować. Obserwowałam tylko. Mogłam tylko obserwować. To wszystko co mogłam jej dać od siebie. Jednak widząc uśmiech na jej twarzy częściej niż łzy, nie wtrącałam się. Wiedziałam, że właśnie tak chciałaby przeżyć swoje życie, by potem móc spojrzeć w lustro i powiedzieć sobie prosto w twarz, że niczego nie żałuje.
Trzeba tak żyć, żeby można było mieć szacunek dla samego siebie. [3]
            Bałam się. Strasznie bałam się o dalsze losy ich znajomości. Tak różni, a tacy sami. Potrzebowali się wzajemnie. Uzupełniali się. Jednak nie byłam do końca przekonana czułam czy to będzie związek na całe życie. A co jeśli nie? Jeśli któreś z nich nagle powie: stop? Chrisa to bardzo by zraniło. Z kolei Patrici była jak pies, który wpadł do wody. Wychodziła z opresji otrzepywała się z niej i szła dalej, wesoło się śmiejąc i nawet nie wyciągając błędów z nauczki. Nawet nie wiedziałam za co ją lubię, a co dopiero dlaczego jest moją przyjaciółką. Po prostu pojawiła się pewnego dnia, w stołówce szkolnej i już została. Była wspaniałym oparciem w złych chwilach, ale czasami czułam się zmęczona jej towarzystwem. Czasami potrzebowałyśmy od siebie odpocząć by za chwilę móc wspólnie zdobywać świata szczyt. Dla wielu blondynka była tylko silna z pozoru, a w środku bardzo wrażliwa, lecz to była największa bujda jaką kiedykolwiek ktokolwiek mi powiedział. Ona i wrażliwość? Ona i zamartwianie się tym, że nie zdała ważnego sprawdzianu z biologii? Może i w miłości było inaczej, bo strasznie przeżyła zdradę Thomasa i nie wiązała się z nikim na stałe. Przelotne romanse, związki na kilka nocy, ale nic więcej. Tylko tyle i aż nic.
            Wyszłam po cichu z pokoju. Zbliżała się pora wyjścia. Nie mogłam zabrać Smith ze sobą. Mogła mnie przygotowywać na koncerty, bankiety, spotkania z fanami czy wywiady w telewizji, ale nie do magazynów, które miały swoje wizażystki i bardzo niechętnie widziały kogoś obcego. Z Markiem i Mikiem spotkałam się przy wyjściu z hotelu. Tego dnia żaden z chłopaków mi nie towarzyszył. Zawsze, któryś był, żeby podtrzymać mnie na duchu, jednak kiedyś musiałam zacząć radzić sobie sama. Zwłaszcza, że nie mogłam być wiecznie ich suportem. Jeszcze tylko kilkanaście długich tygodni razem i potem nasze drogi muzyczne rozejdą się w różne strony. Pomyślałam o tym jak niewiele związków jest w stanie przetrwać taką próbę. Czy mój i Jay’a, który miał zaledwie kilka godzin miał jakiekolwiek szanse? Nie wiedziałam tego. Chciałam wierzyć, że tak. Bardzo chciałam. Siedząc między producentami milczałam. Ostatnio często mi się to zdarzało, ale przecież nikomu to nie przeszkadzało. Po dłuższej chwili dojechaliśmy przed duży szary budynek, gdzie miała odbyć się sesja i wywiad. Wszystko musiało się odbyć tego samego dnia, bo nie mieliśmy czasu, żeby spędzić kolejną dobę w Hamburgu. Chłopaki też mieli swoje zobowiązania i Dortmundzie też mieli zaplanowaną jakąś sesję. Musieliśmy trzymać się ściśle opracowanego harmonogramu. Weszliśmy do środka i od razu zostaliśmy zabrani w odpowiednie miejsce.
- Lena Groost – przedstawiła mi się kobieta w średnim wzroście i obdarzyła uśmiechem, przy okazji pokazując rząd czysto białych zębów.
- Ade Silver – odpowiedziałam i rozejrzałam się po pomieszczeniu.
            Było szare. Po prostu, ale to dlatego żeby zdjęcia w nich wychodziły jak najlepiej. Takie miało być. Widziałam już przygotowaną specjalnie na tą sesje atrapę mieszkania. Trochę się denerwowałam, bo to miała być moja pierwsza profesjonalna sesja zdjęciowa. Niepewnie uśmiechnęłam się do całej ekipy i nagle zapragnęłam znaleźć się w swoim bezpiecznym mieszkaniu w Berlinie. Nagle kolejny raz zaczęło mnie to przerastać. Mark uśmiechnął się do mnie i pocieszająco objął ramieniem. Doskonale wiedział, że zdarzają mi się jeszcze takie napady stresu. Zwłaszcza gdy jakaś rzecz zdarzała się mi po raz pierwszy.
- To co, może najpierw wywiad? – zaproponowała Lena, gdy już skończyła się śmiać z jakiegoś żartu Mikie.
- Jasne. Może być – odpowiedziałam słabym głosem. – Mogę dostać szklankę zimnej wody? – spytałam.
            Zostałam zaprowadzona w miejsce obok atrapy i zaraz obskoczona przez całą masę ludzi, którzy nie chcąc tracić czasu zaczęli przygotowywać mnie do sesji.
- Spokojnie. Oni będą robić swoje, a my sobie porozmawiamy. Wywiad gdy tylko będzie gotowy do wydruku dostaniesz na maila, by go zaakceptować – poinformowała mnie Lena. Pokiwałam głową, że rozumiem. – Czy kiedykolwiek w życiu wyobrażałaś sobie, że będziesz w tym miejscu, gdzie jesteś? Światowa sława stoi otworem. Wielkie sale koncertowe i możliwość wpisania się w historię muzyki.
- Nie, nigdy o tym nie myślałam. – Początkowo głos mi drżał, ale z czasem wywiad zaczął przypominać zwykłą rozmowę z nową znajomą i stres opadał. – Zawsze śpiew traktowałam jako dodatek do życia. Występowałam na szkolnych przedstawieniach, trochę chodziłam na lekcje śpiewu, ale nigdy nie wiązałam z tym swojej przyszłości. Jeszcze na tydzień przed rozpoczęciem trasy koncertowej zaliczałam egzaminy na studiach.
- Sama piszesz piosenki, czy są one jakby odzwierciedleniem twojego życia?
- Tak. W dużej mierze tak jest. Może dlatego na koncertach tak dobrze wiem jak wykonać dany utwór, bo sama go pisałam i wiem co chciałam w nim przekazać. Każdy tekst jest mniej lub bardziej osobisty. W każdym jest jakaś cząstka mnie i dzięki temu mam nadzieje, że ludzie, którzy będą słuchali mojej płyty poczują, że chociaż w lekkim procencie mnie znają.
- Na portalu społecznościowym codziennie dodajesz wpis z tego gdzie jesteś i jak spędziłaś dzień…
- … nie do końca jak. – Przerwałam jej. – Chcę żeby moi fani poznali też moje życie. Ja doskonale wiem jak wygląda ich dzień. Sama przecież nie tak dawno prowadziłam podobny styl. Teraz ja im daję okazję żeby zobaczyli, że całe dnie w trasie, ciągła zmiana miejsc, nowi ludzie, nowe otoczenie. Nie opowiadam oczywiście co robiłam, z kim byłam na randce czy gdzie imprezowałam. Daje im tylko namiastkę tego gdzie jestem, co robię. Jak wrócę do pokoju hotelowego to wrzucę wpis, że właśnie udzieliłam wywiadu dla takiej i takiej gazety i za miesiąc będzie można ją kupić.
- Właśnie ostatnio media rozpisują się o twoim rzekomym związku z jednym z członków US5. Ciągle jednak zaprzeczasz. Tak bardzo boisz się reakcji fanek?
            Spojrzałam niepewnie na Marka, który rozmawiał właśnie z fotografem. No, nie mogłam powiedzieć, że nie jestem z Izzym, ale za to dzisiejszego poranka zaczęłam związek z jego najlepszym przyjacielem. To wcale nie miało sensu. Musiałam jednak z tego jakoś zgrabnie wybrnąć.
- Zaprzeczam, bo to po prostu nie prawda. Ja i Izzy jesteśmy parą przyjaciół. Od początku jest między nami nić porozumienia. Możemy rozmawiać o wszystkim. Jednak to nie jest typ faceta, z którym poszłabym na randkę. On jest zbyt szalony, ja potrzebuje kogoś, kto będzie umiał usiąść ze mną na kanapie i poczytać książkę czy obejrzeć najbanalniejszą komedię romantyczną – powiedziałam. – Izzy, bardzo mi pomógł wejść w ten świat. To on towarzyszył mi podczas pierwszego wywiadu w telewizji. Bardzo mnie wspiera w tym wszystkim.
            Wywiad trwał dobrą godzinę, jak nie dłużej. Pytania były różne, ale już nie dotyczyły tak bardzo mojego życia prywatnego. W końcu nadszedł czas na zdjęcia. Zaprowadzono mnie do niewielkiej garderoby, gdzie dano pierwszy strój. Była to czerwona koronkowa bielizna. Zdziwiłam się mocno, bo producenci i menagerowie nie wspomnieli nawet słowem, że sesja ma być tak odważna. Bez słowa sprzeciwu ubrałam się w to co mi podano i narzuciłam na to czarny, satynowy szlafrok. Na nogi dano mi buty na wysokim obcasie. Sesja była wyjątkowo intymna. Nie sądziłam, że stać mnie na coś takiego. Pozowałam w różnych strojach, jednak komplet bielizny kasował wszystkie pozostałe kreacje. Magię miała w sobie jeszcze długa, biała, letnia sukienka, która powiewała jak sztandar na wietrze. Nie zastanawiałam się wtedy czy Jay będzie miał mi za złe tak intymne zdjęcia. W sumie nie byłam naga. Zawsze miałam na sobie jakieś ubranie. Nie sprzedawałam całego swojego ciała. Kreacje pochodziły od najlepszych projektantów. Czułam dreszcz podniecenia, gdy wychodziłam w coraz to różniejszych częściach garderoby. Fotograf uparł się by przede wszystkim eksponować moje długie nogi oraz duży biust. Nie wiedziałam ile w tym wszystkim jest profesjonalizmu zawodowego, a ile po prostu chęci patrzenia na młodą kobietę. Przecież od patrzenia jeszcze nikt nie umarł. Miałam dobrze zadbane ciało, którego nie musiałam się wstydzić.
            W końcu i zdjęcia dobiegły końca. Mogłam spokojnie ubrać się i wrócić razem z Markiem i Mikiem do hotelu, by przygotowywać się do jutrzejszego koncertu. Wychodząc z budynku od razu zapomniałam o zdjęciach i zapragnęłam znaleźć się w łóżku. Nie wiedziałam jeszcze, że będę miała przez nie całkiem sporo problemów.
________________________________________________________________
[1] Susane Collins
[2] Nicole Scherzinger – „Baby love”
[3] Maksim Gorki
________________________________________________________________
I jak Wam się podoba? Możliwe, że zepsułam zejście Ade i Jay’a, bo jest takie banalne, ale nie od początku takie było w mojej głowie. Dokładnie z tym cytatem, który robi za podtytuł. Pomysł z sesją wpadł mi do głowy zupełnie przypadkiem i postanowiłam go wykorzystać. Przyśpieszę trochę teraz akcję, bo jeszcze około dziesięciu rozdziałów i zakończymy pierwszą część, ale nie martwcie się będzie druga!
Muszę znowu zacząć coś tu pisać sobie do przodu, bo rozdziały mi topnieją, a to wszystko przez to, że od około dwóch miesięcy nie mam kiedy otworzyć Worda. 

Lady Spark 

niedziela, 8 czerwca 2014

Rozdział czternasty – Mętlik

„Będę przy tobie, aż gwiazdy przestaną świecić, aż niebiosa się rozstąpią i słowa przestaną się rymować. [1]
18 kwietnia 2006 r.
            Patrzył na smukłą dziewczynę o ciemnych włosach i oczach jasny jak dzień. Jej duże szare oczy podobały mu się w niej najbardziej. Zawsze uśmiechnięta, ale od dwóch dni wyraźnie go unikała. Gdy musiała rozmawiała z nim. Jednak większość czasu spędzała w towarzystwie Izzy’ego. Wiedział dlaczego. Wiedział, że to wszystko spowodował ich pocałunek. Nie powinien tego robić. Jednak coś go do niej przyciągało. Była taka inna od wszystkich kobiet, które znał. Nawet jej najlepsza przyjaciółka, była jej kompletnym przeciwieństwem. Ade, była kobietą o której marzą mężczyźni. Miła, piękna i przede wszystkim inteligenta. Różniła się od wszystkich napotkanych przez niego do tej pory kobiet. Była delikatna jak kwiat róży.
            Stała przy autobusie i rozmawiała w najlepsze z Mikelem. Musiał to być bardzo poważny temat, bo gdy dyskutowała z kimś na temat błahostek rozglądała by się na boki i próbowała w rozmowę wciągnąć innych. Przypatrywała się uważnie mulatowi i czasami wtrącała coś z poważną miną. Wiedział jakie gesty często powtarza. Odgarnianie włosów za ucho, by za chwilę pozwolić im ponownie wrócić na stara miejsce. To był jej stały gest. Ciągłe zerkanie na zegarek i nie wcale by sprawdzić godzinę, tylko po prostu tak miała. Kawę słodziła dwiema łyżeczkami cukru, a herbatę jedną. Nienawidziła miodu i cytryny. Uwielbiała żywe kolory, które współgrały z jej urodą. Nienawidziła horrorów i uwielbiała komedie romantyczne. Dużo czytała. Jay miał nawet wrażenie, że w jednej walizce ma same książki, bo co chwila wyciągała jakąś nową.
            Przypomniał sobie wczorajszy pocałunek, który nie miał prawa się zdarzyć. Nawet nie wiedział co go podkusiło by odwrócić głowę. Jej usta były takie miękki i niewinne. Nie opierała się pocałunkom. Wino szumiało im w głowie i gdyby nie hałas na korytarzu najprawdopodobniej posunęliby się o kilka kroków dalej. Nie mógł na to pozwolić. Za bardzo szanował kobiety. Na samo wspomnienie wczorajszego wieczoru poczuł jak jego serce szybciej bije. Miał ochotę ją przytulić i powiedzieć, że jest dla niego dziwnie ważna. Miał ochotę obić twarz każdemu mężczyźnie, który źle się na nią spojrzał. Czy ją kochał? Nie wiedział tego. Brał to pod uwagę, ale był od niej sporo starszy. Cztery lat to nie było wiele, jednak więcej niż by sobie życzyli ludzie.
W końcu mieli wsiąść do autobusu i jechać do kolejnego miasta. Jay nawet nie wiedział gdzie i mało go to interesowało. Ade zajęła jak zawsze miejsce w przedostatnim rzędzie po lewej razem z Izzym, a po drugiej stronie usiadła Patricia i Chris. Khan z kolei usiadł przed Smith i Watrinem. Miał idealny widok na Ade, która nie siedziała przy oknie. Oparta o tors Izzy’ego dalej prowadziła rozmowę z Mikelem. Brytyjczyk nie wiedział czy Gallegos i Silver są razem. Wszystkie gazety się o tym rozpisywały, a on dostawał szału na samo wspomnienie o takiej możliwości. Zacisnął dłonie w pięści. Nie zniósłby gdyby jego najlepszy kumpel był z kobietą, która jemu też się podoba. Co prawda i on i ona zaprzeczali gdzie tylko się dało, że są razem. Jednak trzymali się dziwnie blisko razem.
Kiedy on cię obejmuje i przyciąga do siebie
Kiedy mówi słowa, które chciałaś usłyszeć [1]
Zauważyła, że jej się przygląda. Spłonęła delikatnym rumieńcem i uśmiechnęła się do niego, po czym wróciła do rozmowy. On spojrzał w okno. W życiu tak się nie czuł. To było dość dziwne uczucie. Potrzebował jej widoku codziennie. Od samego poznania wywarła na nim dziwne wrażenie. Jej oczy od razu zapadały w pamięć. Nie były ani zielone ani niebieskie. One były po prostu szare. Tak bardzo wyróżniała się wśród tłumu ludzi. Jay zamknął oczy, ale nawet gdy to zrobił widział ją. Zaklął w duchu. Nie mógł uwierzyć, że jakakolwiek kobieta jest w stanie coś takiego zrobić z mężczyzną takim jak on. Przecież to było coś niedorzecznego. Nie pojmował tego. W końcu zasnął. Obudził się kilka godzin później gdy mieli jakiś postój. Wyjrzał przez okno i zobaczył ją. Stała z boku i popijała wodę. Wiatr rozwiewał jej włosy. Patrzyła gdzieś w dal rozmarzonym wzrokiem. Jay wstał szybko ze swojego miejsca i wyszedł z auta. Podszedł do niej, ale go nie zauważyła. Dopiero po chwili wróciła do świata żywych. Gdy go ujrzała ponownie spłonęła rumieńcem, ale nie uciekła. Patrzyła w jego brązowe oczy. Miał wrażenie, że widzi w nich coś więcej niż tylko przyjaźń. Odnosił wrażenie, że wyczytuje z nich miłość. Uśmiechnęła się do niego. Zastanawiał się czy ona też wspomina ich pocałunek. Jej usta kusiły. Musiał całą siłą woli powstrzymać się przed tym by nie porwać jej w ramiona i nie całować jak szalony. Nagle dołączył do nich Izzy i wyjątkowy nastrój prysnął.
Co oddałbym, żeby móc dotknąć twoich włosów
Dotknąć twoich ust, objąć cię [1]
- Co tak milczycie? – spytał Amerykanin przyglądając się im uważnie.
- Zamyśliłam się – powiedziała Ade. – I nie zauważyłam Jay’a – tu skłamała i on dobrze o tym wiedział.
- A ja przed chwilą wstałem – stwierdził Khan. – Pójdę sobie po herbatę. Chcecie? – pokręcili przecząco głowami i odszedł.
            Zastanawiał się czemu skłamała. Przecież zauważyła go. Czyżby bała się zazdrości Izzy’ego, ale to by znaczyło, że są razem, a tego Jay nie mógł znieść. Pierwszy raz czuł w sobie taką zazdrość o kobietę. Wybierając w barze jakąkolwiek herbatę dostał jaśminową, a jej akurat nienawidził. Jednak ten zapach przypominał mu ich pocałunek. Ona sama używała perfum z nutką jaśminu. Jęknął załamany. Zakochał się. Po prostu. Tak normalnie w świecie zakochał się. Gdyby ktoś mu powiedział, że jego życie ulegnie zmianie przez Brytyjkę, która zacznie stawiać kroki w muzycznym świecie to wyśmiałby go. Jednak to była prawda. Wrócił do autokaru gdzie wszyscy już tylko na niego czekali. Zauważył, że Ade i Izzy zamienili się miejscami i teraz ona siedziała od okna. Zajęta notowaniem czegoś w notesie nawet nie rozejrzała się dookoła gdy autokar ruszył. Khan upił herbatę i wzdrygnął się. Nienawidził jaśminowej. Wiedział, że Ade też za nią nie przepada. To zadziwiające jak wiele rzeczy się o niej dowiedział tylko ją obserwując. Sam był zaskoczony. Dopił do końca herbatę i postanowił pójść w ślady towarzyszy i przespać się trochę. Czekała ich dziesięciogodzinna podróż do Kiel w Niemczech gdzie mieli zaplanowany kolejny koncert. Nie wiedział, że Ade nie spała i pisała właśnie jedną z najbardziej osobistych piosenek.
            Ade z kolei nie wiedziała, że nie jest jedyną osobą, która nie śpi. Izzy również nie spał. Wyczuwał, że z jego najlepszą przyjaciółką coś się dzieje od kilku dni. Zamilkła nie chciała z nimi tak żartować, a przy Jay’u udawała, że Brytyjczyk nie istnieje. Nie chciała też o tym z nim rozmawiać. Amerykanin doskonale wyczuł przyjaciela. Dużo wcześniej niż sam Khan doszedł do wniosku, że po prostu Jay zakochał się w Ade i bał się sam przed sobą do tego przyznać. Nie chciał również porozmawiać o tym z dredziarzem, który widział jak wybiegał z pokoju hotelowego Ade. Czuł, że coś między tą dwójką musiało się stać. Udając, że śpi, słyszał skrobanie długopisu Silver. Kobieta pisała jakąś piosenkę, bo co jakiś czas wystukiwała ten sam rytm. Miał ochotę pokręcić głową z niedowierzaniem jak dwoje ludzi potrafi sobie utrudniać życie. On sam czuł, że Ade jest mu bliska, ale jako przyjaciółka, a nie kobieta, z którą mógłby spędzić życie. Była wrażliwa i rozumiała jego rozterki o życiu, ale za spokojna. On potrzebował kogoś w stylu Patrici czy Ursuli, które po prostu tętniły życiem. Z kolei Adrianna potrzebowała kogoś w stylu Jay’a, kogoś kto rozumiałby jej potrzebę spokoju. Spod przymkniętych powiek spojrzał na przyjaciółkę, która właśnie uparcie wpatrywała się w szybę i szukała jakieś słowa w głowie. Na jej twarzy od razu dało się wyczytać zawód miłosny. Była czasami jak otwarta księga.
Potrafiła być łagodna, czuła i uległa, przekonał się, że ta sama kobieta potrafi być dla dwu różnych mężczyzn kimś innym. Zakochała się i jak gdyby schowała pazury, a utraciwszy dawny swój egoizm była teraz wzruszająco bezbronna, jak wszyscy, którzy kochają bardziej, niż są kochani. [2]
            Zastanawiał się czy do tej dwójki dotrze w końcu to co inni już widzieli. Te ukradkowe spojrzenia. Lekkie uśmiechy i marzenia na jawie. Wszystko wskazywało na jedno. Zakochali się w sobie. Byli jak dzieci we mgle. Nawet przyjaciółka Ade, uśmiechała się czasem pod nosem i z czułością gładziła śpiącego koło niej Chrisa. U tej dwójki też szło opornie. Izzy miał wrażenie, że wszędzie otacza go miłość, bo i Richie robił maślane oczy do rudowłosej tancerki. Jednak najbardziej martwił się o Ade. Patricia i Chris w końcu do siebie dojdą, bo ona jest dla niego idealna. Wyrwie go z bezpiecznej skorupy nieśmiałości. Ursula i Richie to były dwa chochliki, które były skore do robienia wszystkim żartów i prędzej niż później padną sobie w ramiona. Jednak Ade i Jay to już była inna półka. Doskonale zdawał sobie sprawę, że dość wielką przeszkodą była dla nich różnica wieku. To były rozterki dwóch takich samych dusz. Chciał im pomóc ale wiedział, że nie może się w to wtrącać. Muszą sami do tego dojrzeć. Izzy w duchu śmiał się z tego jak Khan wyładowały na nim swoją zazdrość o Ade. Potem była mu już tylko żal samej dziewczyny, której zachowanie Brytyjczyka sprawiało ból. Już sam wolał walczyć z kumplem w tej nierównej walce niż widzieć jak Ade ma ochotę się rozpłakać. Na całe szczęście doszli do jakiegoś porozumienia. Miał tylko nadzieję, że to już prosta droga do ich wspólnego szczęścia.
            Późnym wieczorem zajechali do hoteli w Kiel. Mieli tu zostać dwa dni i potem pojechać do Hamburga. Powoli wychodzili z autokaru. Przed hotelem już stała cała grupa fanek. Khan westchnął. Czekała ich jeszcze chwila z autografami i zdjęciami. Nasunął na głowę czapkę i podszedł do tłumu fanek. Jako ostatnia wychodziła Ade. Zauważył ją kątem oka. W potarganych włosach i bez makijażu wyglądała tak bezbronnie. Nim weszła do hotelu rozmawiała o czymś z Chrisem i Richiem, po czym pokiwała tylko głową i coś jeszcze powiedziała i zniknęła w budynku.
- Za godzinę mamy być na basenie – powiedział Richie do Khana.
- Po co? – spytał Jay.
- Dziewczyny zaproponowały, że można by się trochę odprężyć nad basenem – odpowiedział i uśmiechnął się do jednej z fanek.
- Mają jeszcze siłę? – spytał zdziwiony Jay.
- Najwidoczniej – odpowiedział Richie ze śmiechem.
Ten Romeo krwawi
Ale nie widzisz jego krwi [1]
            W końcu weszli do hotelu. Dziewczyny akurat wychodziły z restauracji po zjedzonej kolacji. Śmiały się z czegoś głośno. Jay poczuł ciepło na sercu widząc roześmianą kobietę. Sądził, że to jest niemożliwe a jednak było. Ten śmiech był jak śpiew ptaków. Pobudzał do życia. Szybko jednak zmyły się do swoich pokoi, a ponowie poszli coś zjeść. Jay jakoś stracił ochotę na jedzenie, ale wmusił w siebie jakąś ciepłą zupę. Zgodnie z umową godzinę później wszyscy spotkali się na zamkniętym basenie. Mieli dwie godziny by zrelaksować się. Khan zaczął od przepłynięcia kilku długości basenu. To go relaksowało. Dzięki temu nie myślał o Ade i o tym, że powinien z nią porozmawiać o tym co się stało dwa dni temu. Powinien. Wiedział to, ale bał się, że ona powie iż dla niej to nic nie znaczyło. Nie chciał tego, dla niego to coś znaczyło tylko bał się to przed sobą przyznać. Postanowił chwilę odpocząć i zauważył Ade, która siedziała na leżaku i śmiała się z czegoś. Jako jedyna nie weszła do wody. Nawet nie podeszła do krawędzi basenu. Nie wiedział czemu. Był przekonana, że to ona zaproponowała te wygłupy w wodzie, ale w sumie podczas rozmowy ze Stringinim nie padło jej imię czy nazwisko, więc nie miał też pewności. Po chwili jednak zauważył, że dziewczyna owija się ręcznikiem i żegna z pozostałymi i wraca do pokoju.
- Boi się wody – nie wiadomo kiedy obok Jay’a pojawiła się blondynka.
- Patricia, wystraszyłaś mnie – powiedział ze śmiechem. – Boi się wody? – spytał dla pewności.
- Tak. Jak była młodsza to fala ją przykryła i od tego momentu unika basenów, jezior, mórz czy oceanów – wyjaśniła blondynka.
- To dlaczego tu przyszła?
- Chciała się dobrze bawić. I nie poszła od razu tylko po godzinie – nagle zostali ochlapani przez kogoś kto wskoczył jak szalony do wody. – Izzy niech ja cię dorwę! – krzyknęła Smith i zaczęła gonić Amerykanina w wodzie.
________________________________________________________________
[1] Bon Jovi – „Always”
[2] Pierre La Mure
________________________________________________________________
Coraz krótsze rozdziały mi się piszą. Postaram o poprawę, ale nie obiecuje. Muszę rozłożyć pomysły, żeby za trzy posty nie było, że w zasadzie pora kończyć pierwszy tom. 
Wyjątkowo z dedykacją dla Marty :*
Jeszcze z Włoch, 
Lady Spark 

PS Nienawidzę egzaminów, a facetów w obecnej chwili może pochłonąć piekło!