sobota, 22 marca 2014

Rozdział dziewiąty – Show – biznes, po prostu, show – biznes

„ I wszystkie moje samotne przyjaciółki są zazdrosne. [2]”
12 marca 2006 r.
            Czułam się oszołomiona. Ten cały wielki świat, w który weszłam cały czas mnie zaskakiwał. Mogłam jednak liczyć cały czas na chłopaków, co dodawało mi otuchy. Brakowało mi Patrici, ale nie mogłam jej ze sobą wziąć. Ona była tylko zaściankową postacią mojej kariery. Tak naprawdę to wszyscy o niej wiedzieli, ale tak na serio to nikt nie znał jej imienia. Była po prostu moim sztabem i miała swoje określone zadania. Panowie co chwila ze mną rozmawiali i nie zostawiali mnie nawet na chwilę samą. Nawet Chris, który zazwyczaj zachowywał się przy mnie tak jakby połknął własny język dawał mi jakieś rady. Blondyn był uroczy, gdy nieśmiało i dość nieudolnie próbował mi dać wskazówkę. Odwdzięczałam się jednak uśmiechem. Starałam się go nie odstraszyć swoją otwartością. Chris był jak jajko. Trzeba było uważać na każdy gest i ruch, bo bardzo łatwo było go zranić. Dziwiłam się czemu to właśnie Stringini był uważany za tego słabszego psychicznie. Richie był odporniejszy. Potrafił to wszystko znieść lepiej niż Watrin. Zaczęłam się zastanawiać czy to przypadkiem nie był chwyt marketingowy producentów i menagerów.
            Sączyłam delikatnie szampana. Nigdy nie przepadałam za alkoholem. Zazwyczaj unikałam go jak ognia. Tego dnia jednak pomógł mi trochę pozbyć się nerwów. Nie byłam pijana, co najwyżej lekko wstawiona. Czułam przyjemny szum w głowie, ale poprawnie artykułowałam każde słowo. No może śmiałam się odrobinę za głośno, ale nikt nie zwrócił na to uwagi. Gwar był cały czas, więc jeden wybuch śmiechu więcej czy mniej nikomu nie robił różnicy. Byłam przedstawiana różnym osobom, których znałam tylko z ekranów telewizora. Czułam się dziwnie. Wszyscy mnie chwalili, podziwiali i dawali dobre rady, które wpadały jednym uchem, a wylatywały drugim, bo natłoku informacji było stanowczo za dużo. W takich sytuacjach właśnie brakowało mi Patrici. Blondynka umiała oderwać moją uwagę od stresujących myśli. Najprawdopodobniej po prostu odciągnęłaby mnie od Marka i Mikie w drugi koniec sali i dała im zakaz zbliżania się do mnie przez resztę nocy. Czasami była niezastąpiona, a czasami wręcz nadawała się tylko do wysłania w kosmos.
Przyjaciel widzi lepiej niż lustro. [1]
            Spojrzałam na wiszący na ścianie zegarek. Dochodziła dopiero dwudziesta druga, a ja padałam ze zmęczenia. Spałam po kilka godzin na dobę, co nie bardzo podobało się mojemu organizmowi. Nie wiedziałam jak długo jeszcze tak pociągnę. Liczyłam, że w najbliższym czasie znajdzie się jakiś wolny weekend, który będę mogła spędzić w łóżku. Odmachałam Izzy’emu i upiłam kolejny łyk szampana. Akurat miałam wolne od tańców, albo pomyślałam to w złą godzinę, bo jak na złość pojawił się obok mnie Jay.
- Czemu stoisz tu taka sama? – spytał i upił łyk szampana.
- Odpoczywam – odpowiedziałam z uśmiechem.
- Zmęczona?
- Od wieków tak się nie czułam, zmęczona. Mam wrażenie, że każda część mojego ciała woła tylko o sen – powiedziałam i zerknęłam na niego.
            Był przystojny i to bez wątpienia. Wysoki, dobrze zbudowany. Ciemne włosy idealnie współgrały z karnacją oraz czekoladowymi oczami. Jednodniowy zarost dodawał mu tylko męskości. Z tak bliskiej odległości widziałam dokładnie delikatną bliznę na lewym policzku. Widziałam wszystko i byłam nim całkowicie oszołomiona. Był trochę jak starszy brat, ale starszego brata się tak nie podziwia. Na starszego brata patrzy się bardziej jak na kogoś, kto traktuje nas jak wnerwiającą małolatę. W nim widziałam mężczyznę, który mógł mieć każdą. Sama siebie wtedy nie rozumiałam. W jakiś sposób mi imponował. Znał ten świat. Wiedział o nim więcej niż ja. Znał jego pułapki, które na mnie czyhały. Jednocześnie zawsze służył radą. Jednak od pewnego momentu w naszych stosunkach zaczął panować pewien chłód. Nie wiedziałam czym to było spowodowane. Zastanawiałam się czy zrobiłam mu coś złego, czy nie uraziłam go jakimś żartem. Analizowałam swoje zachowanie, bo w dziwny sposób zależało mi na tej znajomości, zależało mi żeby ten facet –  który stał obok mnie, którego perfumy docierały do moich nozdrzy i doprowadzały mnie do zawrotów głowy – po prostu nie tylko miał świadomość, że istnieje, żeby to wiedział.
            Milczeliśmy tak jakbyśmy nigdy wcześniej się nie znali. Jakbyśmy byli tymi ludźmi, którzy przed chwilą zostali sobie przedstawieni i wymienili grzecznościowo kilka zdań, a potem czekali, aż nadejdzie odpowiedni moment żeby wrócić do swoich towarzyszy. To było krępujące. Czułam, że on nie chce tu stać. Czułam ten chłód emanujący z jego postaci. Wolną rękę trzymał w kieszeniach i ze skupieniem obserwował tańczące pary. Jeśli do tej pory bankiet był dla mnie tylko i wyłącznie przykrym obowiązkiem to widząc jego zbolałą minę stał się udręką, którą ledwo znosiłam. Upiłam spory łyk szampana. Sama siebie nie poznawałam. Nigdy nie zachowywałam się tak w obecności jakiegokolwiek chłopaka. Przy Izzym najważniejsze było to, żeby jak najwięcej się śmiać i robić żarty. Przy moich braciach byłam po prostu wredną, młodszą siostrą, którą kochali nad życie i tylko dlatego nie wysłali jeszcze w kosmos. A kim byłam przy tym Brytyjczyku? Byłam Ade Silver. Dziewczyną, która dopiero stawiała kroki w show-biznesie.
Jest wrażliwy i cudowny
I wszystkie moje samotne przyjaciółki są zazdrosne
Mówi wszystko, co chcę usłyszeć
Nie mogłabym prosić o nic lepszego. [2]
- Zatańczysz? – usłyszałam pytanie.
- Słucham? – spytałam zaskoczona. Kompletnie się tego nie spodziewałam.
- Powiedziałem, coś nie tak?
- Nie. Zaskoczyłeś mnie – powiedziałam.
- W końcu stojąc tak wyglądamy dość głupio, nie sądzisz?
            Pokiwałam głową na znak zgody. Nie bardzo wiedziałam co zrobić z moją czerwoną kopertówką, ale jak na życzenie pojawił się Mikel, któremu ją wręczyłam, prosząc aby przytrzymał ją krótką chwilę. Podałam rękę brunetowi i poszłam za nim na parkiet. Akurat jakaś wokalistka zaczęła śpiewać balladę. Położyłam lewą dłoń na jego ramieniu, a on swoją prawą umieścił na mojej talii. Uśmiechnęłam się nieśmiało do niego i pozwoliłam się prowadzić. Otaczała mnie mgła jego perfum, które uwielbiałam. Był ode mnie sporo wyższy, mimo tego, że byłam w szpilkach. Milczeliśmy. Po mojej głowie chodziła myśl, że poprosił mnie do tańca tylko dlatego żebyśmy głupio nie wyglądali. Nie wiedziałam czemu tak bardzo zależało mi na tym, by Jay widział i wiedział, że jestem. Podobał mi się i tego nie wypierałam się nawet przed samą sobą, ale przecież był mężczyzną takim jak każdy inny. Zdecydowanie potrzebowałam snu. Po mojej głowie chodziły tak różne myśli, że nawet ja ich zaczynałam się bać.
- Uśmiechnij się – usłyszałam jego szept, a po moim ciele przeszedł dreszcz.
            Wykonałam polecenie, ale na nie wiele to się zdało. Musiał chyba wyczytać z mojej twarzy, że jedyne o czym marzę to po prostu znaleźć się w mieszkaniu.
- Zmęczona? – spytał.
- Bardzo. Mój organizm domaga się znacznie więcej niż tylko pięciu godzin snu na dobę – odpowiedziałam.
- Znam to. Chyba teraz nie pomoże ci stwierdzenie, że przyzwyczai się?
- Raczej nie sądzę, ale doceniam starania – powiedziałam z uśmiechem.
- Wiesz, co? Pogadam z Markiem i powiem mu, że pora się zmywać.
- Nie. Przestań. Daj spokój. Wytrzymam jeszcze – protestowałam. 
- Porozmawiam z nimi. My z chłopakami też musimy kiedyś się wyspać – powiedział i ucałował wierzch mojej dłoni, bo piosenka się skończyła.
            Wróciłam na miejsce, w którym stałam nim poszliśmy na parkiet. Mikel oddał mi moją kopertówkę, a ja wyjęłam telefon. Miałam z dziesięć wiadomości od Patrici, która uparcie próbowała się dowiedzieć jak się czuję, bawię, czy wszystko w porządku. Wariatka. Odpisałam, że wszystko ok., i zaraz powinnam być w domu. Od przechodzącego kelnera wzięłam kolejny kieliszek szampana. Jay próbował coś wyjaśnić producentom. Westchnęłam cicho. Nie sądziłam, żeby zgodzili się na opuszczenie przez nas bankietu w jego połowie. Po dłuższej rozmowie Jay wrócił do nas z uśmiechem na ustach.
- Możemy się zmywać – powiedział.
- Serio? – spytał Mikel. – Marzę tylko o tym, żeby się w końcu położyć nie w dniu, w którym muszę wstać – dodał.
- Nie tylko ty – zaśmiałam się i odstawiłam kieliszek.
- Odwaliliśmy co swoje, więc możemy iść. Po drodze zbierzemy chłopaków. Panie przodem – powiedział Jay.
- Nie bądź taki cwany. Nie wiem gdzie iść – odpowiedziałam z uśmiechem.
- Chodź.
            Objął mnie ramieniem i skierował do podziemnego wyjścia na parking. Tak jak mówił po drodze zebraliśmy pozostałą trójkę zespołu. Izzy był już lekko wstawiony, więc od razu objął mnie ramieniem odpychając Jay’a i zaczął coś do mnie mówić. Nie bardzo wiedziałam, co bo troszkę mu się sepleniło, a moje myśli były daleko od miejsca, w którym znajdowało się ciało. Jay szedł przed nami. W końcu wsiedliśmy do limuzyny, która nas przywiozła. Ja najbliżej drzwi, bo najpierw mnie miano odstawić pod dom. Nikt z nas się nie odzywał z wyjątkiem dredziarza, ale na niego przestaliśmy zwracać uwagę. Czułam coraz większe zmęczenie. Dopiero gdy docierało do mnie, że za chwilę wrócę do domu i pójdę spać nasiliło się wszystko jeszcze bardziej. Miałam wrażenie, że mózg mi eksploduje z bólu oraz nogi spuchną do granic możliwości w szpilkach. W końcu jednak udało mi się dotrzeć pod blok. Pożegnałam się z chłopakami i wysiadłam z limuzyny. Od razu poczułam chłód nocy. Czym prędzej dobiegłam do klatki schodowej i schowałam się w zimnych blokach, które nasiliły tylko uczucie zimna. Wbiegłam po schodach na swoje piętro i kluczem schowanym w kopertówce otworzyłam drzwi. W mieszkaniu panowały egipskie ciemności, więc po cichu weszłam do swojego pokoju, gdzie zapaliłam nocną lampkę stojącą przy łóżku. Zdjęłam sukienkę, buty na obcasie oraz rozczesałam włosy. Następnie wzięłam swój puchaty, fioletowy ręcznik i poszłam do łazienki gdzie zmyłam z siebie trudy całego wieczora. Poczułam się zdecydowanie lepiej. A przede wszystkim lżej. Po kąpieli od razu położyłam się do łóżka i zasnęłam gdy tylko moja głowa dotknęła poduszki.
13 marca 2006
            Rano obudził mnie straszny hałas dobiegający z kuchni. Spojrzałam na wiszący na ścianie kwadratowy zegar. Wskazywał dopiero godzinę ósmą. Zabluźniłam pod nosem i usiadłam na łóżku. Nie bolała mnie głowa. Nie przesadziłam z alkoholem, więc nie było mowy o jakimkolwiek kacu gigancie czy nawet czymś podobnym. Z fotela stojącego pod ścianą wzięłam satynowy szlafrok do połowy uda i narzuciłam go na siebie. Włosy zebrałam w luźny i bezwładny koński ogon, poczym wyszłam z pokoju. Z kuchni dochodziły mnie odgłosy rozmów. Zdziwiłam się, bo nie słyszałam, żeby ktoś dzwonił do drzwi. Gdy weszłam do pomieszczenia przy stole siedziała rudowłosa dziewczyna, a moja przyjaciółka robiła właśnie herbatę. Musiałam mieć bardzo dziwną minę, ponieważ gdy Patricia odwróciła się do lodówki by wyjąć cytrynę od razu zaczęła się śmiać.
- Jest i nasza najlepiej ubrana gwiazda bankietu – powiedziała Ursula i uśmiechnęła się do mnie.
 - Mogę wiedzieć czemu Patricia budzi mnie rozwalając moją kuchnię? – spytałam i usiadłam na parapecie, jak to miałam w zwyczaju.
- Od razu rozwalam. Ulepszam! – powiedziałam ze śmiechem. – Upadła mi pokrywka jak szukałam garnka do gotowania jajek. Nie chciałam cię obudzić. Może potrzebujesz wody? – spytała z łobuzerskim uśmiechem.
- Piłam tylko szampana i w żaden sposób nie czuje się źle, więc wolę herbatę z miodem – stwierdziłam, a gdy zauważyłam jej rozczarowaną minę zaczęłam się śmiać.
- Och, nie dałaś się ponieść nastrojowi imprezy?! Jak zwykle! Ursula uwierzysz, że ona nigdy się jeszcze nie spiła tak by następnego dnia błagać chociaż o kroplę wody?
- Według mojej przyjaciółki jestem straszną, ale to straszną nudziarą – stwierdziłam ze śmiechem.
            Tak z naszej dwójki to Patricia uwielbiała imprezy. Ja wolałam zostać w domu i obejrzeć dobry film lub poczytać książkę. Zupełnie nie kręciło mnie to co kręciło Patricię. Ale w jakiś sposób się uzupełniałyśmy. Byłyśmy ze sobą bardzo szczere i to chyba trzymało naszą przyjaźń na powierzchni. Wiele naszych znajomych potraciło ze sobą kontakt po zakończeniu liceum, ale nie my. Zawsze trzymałyśmy się razem, ale jednocześnie byłyśmy osobno. Nasza przyjaźń była z pewnością dziwna, ale była trwała. Wiele osób próbowało nas już rozdzielać, ale nie udało im się to. Zawsze robiłyśmy wszystko żeby nasza przyjaźń przetrwała wbrew wszystkiemu i wszystkim.
- Nie może być tak źle – powiedziała Ursula.
            Dopiero tego dnia zauważyłam, że ma piękne szare oczy otoczone kurtyną rzęs. Hipnotyzowała spojrzeniem od razu. Nie musiała robić jakiś flirciarskich gestów żeby człowiek bez słowa patrzył w jej oczy. Z pewnością właśnie dzięki tym oczom miała wielkie powodzenie u mężczyzn. Jednak w jej spojrzeniu był też strach. Czegoś się bała. Miała swoją małą tajemnicę, której nie chciała nikomu zdradzić i tylko ona mogła wiedzieć co to jest. To była część duszy, której nie zdradziła nikomu. To była ta część jej duszy do której nikt nie miał wstępu. Musiała zostać bardzo mocno skrzywdzona, bo takiego spojrzenia nie spotyka się u wszystkich. Tak pięknego i przyciągającego, a jednocześnie tak smutnego i proszącego o prywatność. Nie do końca wiedziałam, czy możemy zostać przyjaciółkami. Wiedziałam, że może być z tym ciężko, bo gdy ktoś ma jakiś zakamarek duszy tylko dla siebie to coś w pewnym momencie nie wychodzi. Jednak chciałam spróbować się z nią zaprzyjaźnić. Wierzyłam, że w pewnym momencie wszystko jakoś się ułoży. Musiało się ułożyć. Gdybym nie wierzyła, w to, że jakoś to będzie to już po tygodniu zrezygnowałabym z bycia piosenkarką.
Zrozumcie, że język może ukryć prawdę, ale oczy - nigdy! Ktoś wam zadaje niespodziewane pytanie, nie zdradzacie się nawet drgnieniem, błyskawicznie bierzecie się w garść i wiecie, co należy powiedzieć, żeby ukryć prawdę, i wygłaszacie to niezmiernie przekonywająco, i nie drgnie na waszej twarzy żaden muskuł, ale - niestety - spłoszona pytaniem prawda na okamgnienie skacze z dna duszy w oczy i już wszystko stracone. [3]
- Jest gorzej niż źle. Jakby było dobrze to właśnie by umierała na kaca. A tak w ogóle to ja już muszę się zbierać – powiedziała blondynka i poprawiła czarną bluzkę, którą miała na sobie.
- A gdzie się wybierasz? – spytałam i upiłam łyk herbaty, którą chwilę wcześniej podała mi przyjaciółka.
- Mam szkolenie – odpowiedziała.
- Jakie szkolenie? – spytałam kolejny raz zdziwiona.
- Kosmetyczne – dodała Ursula.
            Patricia widząc moją zdezorientowaną minę postanowiła mi wszystko wyjaśnić.
- Twoi kochanie producenci czy jak ty ich tam nazywasz, załatwili mi dwudniowy kurs kosmetyczno – wizażowy  w Berlinie, na którym mam się stawić. No nie patrz się taka zdziwiona.
- Nie wiedziałam nic o tym – powiedziałam szczerze, bo taka była prawda.
            Nie miałam pojęcia, że Mark i Mikie zrobili coś takiego za moimi plecami. Nie sądziłam, że będą w jakikolwiek sposób negować umiejętności Patrici. Blondynka była świetna w tym co robi. Zawsze idealnie dopasowywała wszystko do siebie i do tej pory nie miałam na swoim koncie żadnej wpadki ubraniowej. Upiłam kolejny łyk herbaty i pomachałam wychodzącej przyjaciółce. Wiedziałam, że jest zła z powodu tego kursu, bo podobnie jak ja chciałaby się w końcu wyspać, ale nie było nam to dane. Jej, bo musiała wyszykować się na cały idiotyczny kurs, a mnie bo postanowiła narobić rumoru w mojej kuchni. No nie ma lekko w tym życiu. Rudowłosa w ciszy jadła śniadanie i popijała je ciepłym mlekiem, a ja oparłam się o ścianę i zaczęłam wyglądać przez okno. Od razu zaczęłam sobie przypominać wczorajszy wieczór. Cały stres, który mi towarzyszył, piosenka, tańce z chłopakami. Ciepłą rękę Jay’a, która spoczywała na mojej talii. Na samo wspomnienie moje serce zabiło trochę szybciej. Byłam mu wdzięczna, że wyciągnął mnie wcześniej z tego całego bankietu. Jednak odnosiłam wrażenie, że nie chciał spędzać ze mną jak najmniej czasu w jednym pomieszczeniu. Był taki oschły i przyjazny zarazem, jakby dwie natury w jego wnętrzu o coś się sprzeczały. Nie wiedziałam o co chodzi. Próbowałam go rozgryźć gdy siedziałam na tym parapecie, ale nic sensownego nie przychodziło mi do głowy. Pamiętałam jego wymuszony uśmiech, podczas naszego tańca. Pamiętałam to wszystko i trochę mnie to bolało. Już wolałabym, żeby kompletnie nie zwracał na mnie uwagi. Nie wiedzieć czemu chciałam, żeby mnie zauważał i nie brał mnie za jakąś mało dojrzałą małolatę. Nie rozumiałam tego wszystkiego co się działo we mnie samej. Pamiętałam zapach jego perfum, których użył wczorajszego wieczora. Moja pamięć zachowała wiele szczegółów, ale wszystkie wydawały mi się tak bardzo ciężkie i trudno do pogodzenia się. Oparłam głowę o ścianę i zamknęłam oczy. Próbowałam oczyścić umysł tak jak zawsze to robiłam po niepowodzeniach w szkole, ale  tym razem nie przychodziło mi to tak łatwo. Nienawidziłam stanu, w którym właśnie się znajdywałam. Czułam, że to jest bezsensu. Nawet gdy byłam w jakimkolwiek związku wcześniej to moje zachowanie bardzo różniło się od tego co prezentowałam od kilku dni. W przypadkach poprzednich po prostu byłam sobą. Zwykłą i normalną Adrianną Silver, która próbowała zaaklimatyzować w kraju mamy, a panowie traktowali mnie z przymrużeniem oka. Byłam trochę nieśmiała i to ich oczarowywało. Wydawało im się wtedy, że dzięki temu będę na każde skinienie ich palca. Mylili się. Nie pozwalałam sobą rządzić. Jeśli komuś to nie pasowało to po prostu rozstawaliśmy się. Sprawy od początku stawiałam jasno. Zero dominacji w związku i zasada pełnego zaufania. Nie zawsze to działało. Mój najdłuższy związek trwał dwa lata i rozpadł się tuż po zakończeniu liceum. Po nim też powstało wiele piosenek, które zalegały mi w specjalnym segregatorze i czekały na swoją kolej. Kochałam Gergora. Jednak zabiła nas odległość. On wybrał Monachium jako miejsce do studiowania, ja postanowiłam zostać  w Berlinie.
            Po chwili dłuższego rozmyślania postanowiłam wrócić do mieszkania, w którym byłam ciałem. Cały czas w kuchni była jedna z moich tancerek, którą bądź co bądź musiałam się zająć.
- Przepraszam Ursula, ale zamyśliłam się – powiedziałam i przerwałam dziwną ciszę, która panowała.
- Nic się nie stało. Ja w ogóle przepraszam, że tak spałam w twoim mieszkaniu, ale Patricia zaprosiła cały zespół na oglądanie relacji na żywo z początku bankietu. Wszyscy tu byliśmy. Reszta potem się zmyła, a ja i Pati po prostu za dużo wypiłyśmy – przyznała się rudowłosa.
- Nic się nie stało – powiedziałam z uśmiechem. – Co byś powiedziała na małe zakupy? – spytałam, gdy odstawiałam kubek do zlewu.
- Świetny pomysł, ale tak od razu?
- No dochodzi dziewiąta. Nim ja się ogarnę to trochę minie, a ty pewnie też chcesz wrócić do domu po swoje rzeczy, prawda?
- No przydałoby się – zgodziła się ze mną Ursula.
- W takim układzie może umówmy się za dwie godziny w galerii przy wejściu, co? – zaproponowałam.
- Zgoda – przytaknęła mi tancerka.
            Ula wyszła z mojego mieszkania ja zaczęłam się pomału szykować. Oczywiście nim to zrobiłam to, zaczęłam sprzątać kuchnię. Szybko się z tym uwinęłam, bo na szczęście dziewczyny nie zrobiły wielkiego bałaganu. Następnie stanęłam przed swoją wielką szafą i zaczęłam przeglądać ubrania. Za oknem było szaro, buro i ponuro, więc postanowiłam ubrać się trochę cieplej, nie chcąc ryzykować przeziębienia. Postawiłam na szarą tunikę z długim rękawem i golfem, na pierwszy rzut oka wyglądała jak bluza dresowa, do tego dobrałam jak zazwyczaj spodnie rurki, jasnozielone zamszowe kozaki na płaskim obcasie. Spodnie oczywiście mi spadały, wiec musiałam poratować się czarnym skórzanym paskiem. Jako biżuterię wybrałam srebrne kolczyki, które przedstawiały bliżej trudny do zidentyfikowania wzór. Doszłam do wniosku, że moja osobista stylistka byłaby zadowolona z tego zestawienia. Gdy dobrałam sobie już strój, to poszłam do łazienki zrobić porządek z włosami i twarzą. W lustrze zauważyłam, że moje włosy przez to, że położyłam się spać, gdy były jeszcze mokre ułożyły się w dość dobrze wyglądające loki. Nie chcąc burzyć tego efektu po prostu wtarłam w nie trochę pianki do włosów, potargałam, a następnie spryskałam lakierem. Z kolei twarz potraktowałam nawilżającym kremem do twarzy i delikatnym podkładem i tuszem do rzęs. W końcu miałam dzień wolny i nie zamierzałam nakładać całej tony tapety. Moja twarz też musiała kiedyś odpocząć. Gdy już wyszłam z łazienki okazało się, że przed wyjściem zdarzę wypić jeszcze mocną kawę i tak też zrobiłam. Gdy napój dotarł do mojej krwi wyszłam z mieszkania i wsiadłam w swój samochód, poczym ruszyłam w stronę centrum handlowego, w którym umówiłam się z tancerką.
            Zaparkowałam w podziemnym parkingu, a następnie przeszłam szybko całą galerię, by dojść do wyjścia. Mogłam od razu umówić się przy wyjściu z parkingu, ale nie pomyślałam. W końcu jak można wymagać rozsądnych decyzji od osoby, która sypia po kilka godzin na dobę, a na dodatek ma wrażenie, że podoba jej się sporo starszy od niej facet. Oczywiście, że nie można. Zrugałam się za to w myślach i zdyszana stanęłam przed galerią. Ula już na mnie czekałam.
- Przepraszam, ale musiałam przejść całą galerię, bo przecież musiałam gdzieś samochód zaparkować – usprawiedliwiłam się.
- Wiesz, inne sławne gwiazdy po prostu parkują na miejscu dla inwalidów – zauważyła z żartobliwym błyskiem w oku.
- Ja nie jestem jak inne gwiazdy. A tak swoją drogą to lepiej wejdźmy do środka. Hieny cmentarne mnie odnalazły – powiedziałam do tancerki i szybko weszłyśmy do galerii.
- Już? Tak szybko? 
- Show – biznes, kochana. Show – biznes – odparłam ze śmiechem.
- Fajnie do tego podchodzisz – usłyszałam.
- Co masz na myśli? – spytałam gdy weszłyśmy do pierwszego sklepu.
- Żartujesz sobie z tego wszystkiego. Śmiejesz się jak szalona i oczywiście zawsze wyglądasz wystrzałowo. Od rana brukowce piszą, że na wczorajszym bankiecie rozwaliłaś konkurencję i po prostu ciężko będzie cię przebić – powiedziała rudowłosa.
- Przesadzają. Po prostu Patricia ma dobre oko i tyle. Zresztą było tam wiele artystek, które wyglądały znacznie lepiej niż ja. Mną się zachwycają, bo jestem nowa i tyle. To wszystko.
- No i jesteś dziewczyną Izzy’ego – powiedziała.
- Kim jestem?! – wydarłam się prawie na cały sklep. – Coś ty powiedziała?
- No dziewczyną Izzy’ego – powtórzyła to takim tonem jakby to była oczywista oczywistość.
            Ręce mi opadły. Nie sądziłam, że najbliższe mi otoczenie będzie też tak uważało. Tyle razy powtarzałam, że Gallegos to wcale nie jest mój facet i nigdy nim nie będzie. Wystarczyła mi zwariowana przyjaciółka, którą musiałam od czasu do czasu niańczyć. Nie potrzebowałam do kompletu faceta, który był wiecznie dużym dzieckiem. Za takie coś serdecznie dziękowałam. Sądziłam, że tancerze również to dobrze wiedzą. Jednak od ich strony patrząc nasze zachowanie musiało wskazywać na coś zupełnie innego.
- Pasujecie do siebie – Ursula swoją wypowiedzią przerwała ciężką pracę mojego mózgu.
- Ale my nie jesteśmy razem i nigdy nie będziemy – powiedziałam spokojnie, chociaż miałam ochotę wykrzyczeć to całemu światu.
- Nie?
- Nie. Po prostu bardzo się lubimy i dlatego często się przytulamy. Czy zauważyłaś abyśmy się kiedyś całowali przy was?
- No nie – odpowiedziała mi Ursula, gdy zmieniałyśmy sklepy. – Sądziłam, że po prostu nie chcecie się afiszować ze swoim uczuciem.
- Po prostu nie jesteśmy razem. Lubimy się i tyle. Mam zwariowaną przyjaciółkę, ale za zwariowanego lubego to ja serdecznie podziękuję. To nie na moje nerwy.
- Spokojnie. Nie unoś się tak, bo jutro zobaczymy nagłówek, że jesteś niestabilna emocjonalnie lub co gorsza, że jesteś w ciąży – powiedziała ze śmiechem rudowłosa.
- Uważaj, bo kiedyś użyję tego argumentu o niestabilności emocjonalnej w sądzie gdy będą mnie posądzać o morderstwo tancerki – rzekłam i wyjęłam telefon z torebki.
            Na wyświetlaczu widniała jedna nowa wiadomość. Nacisnęłam przycisk odbierz i wyskoczył mi tekst.
Wyspana? Mam nadzieję, że Cię nie obudziłem. Jay.
            Nobel dla kogoś, kto zrozumie facetów, pomyślałam wtedy i szybko wystukałam odpowiedź.
______________________________________________________________
[1] Piotr Szreniawski
[2] Taylor Swift – „The Way I Loved You”
[3] Michaił Bułhakow
________________________________________________________________
O matko, jak mi się ciężko ten rozdział pisało. Poważnie. Kompletnie nie mogłam się skupić na początkowej części, a druga poszła jak po maśle. Zwłaszcza rozmowa z dziewczynami.
Jak widzicie Ade, zaczyna czuć coś do Jay’a. Może trochę wcześnie, ale pierwsza część opowiadania mieć od 20 do 25 rozdziałów, więc trzeba to jakoś rozłożyć w czasie.
Ode mnie dla Was wcześniej, bo mam dobry nastrój po rozmowie z Martą :D. Więc dziękujcie jej. A no i oczywiście co sądzicie o nowym szablonie? Ja jestem oczarowana ;). I została zmieniona postać główna. Miała być ona od początku, ale niestety nie mogłam znaleźć dobrych jej zdjęć. 

Całuję Lady Spark 

sobota, 8 marca 2014

Rozdział ósmy – Męskie PMS

„Czuję, że dzieli nas więcej niż tylko odległość. [2]”
12 marca 2006 r.
            Całe US5 spędzało ten dzień w studio i nagrywało materiał na nową płytę. W pomieszczeniu właśnie był Izzy i śpiewał swoje partie, które później miały być połączone z całą resztą. Richie i Chris grali w jakieś  gry na swoich telefon, Mikel czytał gazetę, a Jay, Mark i Mikie słuchali Izzy’ego. Brunet od kilku dni chodził zły. Był tykającą bombą zegarową z opóźnionym zapłonem. Blondyni, wiedzieli, że nie należy z nim wtedy zadzierać i wymijali go szerokim łukiem. Najbardziej za wszystko obrywał drugi z Amerykanów. Za wszystko. Dosłownie za wszystko. Dredziarz przestał przebywać w towarzystwie chłopaków z zespołu. Częściej można było go spotkać w swoim pokoju lub w mieszkaniu Ade. W ciągu dwóch dni najstarszy z kolegów zaszedł mu za skórę jak jeszcze nigdy. Kompletnie nie wiedział o co mu chodziło. Próbował z nim w jakikolwiek sposób porozmawiać, ale zazwyczaj kończyło się to trzaśnięciem drzwiami jak w starym dobrym małżeństwie.
- Izzy, skup się! – przerwał nagranie zezłoszczony Jay.   
            Twarz dredziarza przybrała czerwony kolor. Wściekły, zdjął słuchawki i wyszedł z pomieszczenia. Miał ochotę rzucić się na kumpla. To wcale nie była prawda, że teraz ponownie źle szła mu piosenka. W zasadzie zaczął ją dobrze tylko Khan mu ją przerwał. Miał tego serdecznie dość. Przez ostatnie dwa dni robił wszystko byle tylko nie spędzać z Brytyjczykiem, więcej czasu niż to było wskazane w jednym pomieszczeniu. Robił wszystko, żeby mu zejść z oczu, a i tak zawsze za coś mu się obrywało. To było nie do zniesienia.
- O co ci do jasnej cholery chodzi? – spytał, wściekły Izzy.
- Mnie? O nic. To ty nie umiesz się skupić na swojej robocie – odpowiedział Jay.
- Skończ pieprzyć. Całkiem dobrze mi szło. Tylko tobie cały czas coś nie pasuje. Masz męskie PMS?
- Chłopaki, dość! – całą kłótnię, a w zasadzie jej początek przerwał Mark. – Idźcie do mieszkania, odpocznijcie i przygotujcie się do wieczornego bankietu. Najpierw zabierzemy Ade, a potem przyjedziemy po was – zakończył Mark.
            Zły Izzy, zabrał swoją kurtkę i wyszedł ze studia. Pozostała czwórka ruszyła za nim. W Amerykaninie wszystko się gotowało. W jego kumpla coś wstąpiło, a on nie miał zupełnie pojęcia co. Najszybciej z nich wszystkich znalazł się na świeżym powietrzu. Wziął głęboki wdech i uspokoił się. Jednak to nie pomogło. Miał dość traktowania go jak jakieś zło konieczne.
- Izzy, wsiadaj do auta – usłyszał głos Jay’a.
- Pieprz się – odpowiedział i ruszył w stronę chodnika.
            Jay, wsiadł do busa, który miał ich zawieźć do mieszkania. Sam nie wiedział o co mu chodziło. Zachowywał się tak jakby Izzy zrobił mu coś złego. A przecież mężczyzna był jego najlepszym przyjacielem. To z nim dogadywał się najlepiej z całego zespołu. Byli najstarsi. Myśleli trochę inaczej niż blondyni czy Mikel. Mieli poważniejsze plany na życie. Co prawda Izzy częściej ostatnio przebywał w towarzystwie Ade niż członków zespołu i wcale to nie powodowało, że plotki o ich rzekomym związku znikały. W zasadzie to urosły do niebotycznych rozmiarów. Para przyjaciół nic sobie z tego nie robiła. Zachowywali się po prostu tak jakby to wszystko nie miało miejsca. Po krótkiej jeździe ze studia do mieszkania mężczyźni wysiedli z auta. Nikt nic nie mówił. Mikel, Chris oraz Richie postanowili po prostu nie wchodzić w drogę wściekłemu Jay’owi. Nie zamierzali zbierać awantur tylko dlatego, że oddychają.
            Brytyjczyk zaszył się w swoim pokoju. Z szafy wyjął czarny garnitur i śnieżno białą koszulę. Musieli wyglądać w miarę elegancko. W trakcie bankietu mieli również wykonać jeden utwór ze swojej obecnej płyty. Sprawdził godzinę. Miał dobre pięć godzin do wyjścia. Postanowił się zdrzemnąć. W ubraniach położył się na łóżku i zasnął. Nie wiedział ile czasu spał. Obudziło go szarpanie za ramię.
- Wstawaj Jay – to Mikel próbował go obudzić.
- Co się dzieje? – spytał zaspanym głosem i usiadł na łóżku.
- Za godzinę mamy wychodzić, a Izzy’ego nie ma w domu – wyjaśnił mulat.
- Jak to nie ma? – spytał Jay, przecierając oczy.
- Normalnie. Byłem w pokoju i go nie ma. Ostro go musiałeś zdenerwować.
- Nic mu nie zrobiłem – zaprzeczył Brytyjczyk.
- Troszkę za mocno się go czepiałeś – stwierdził Mikel i wyszedł z pokoju bruneta.
            Jay, wstał również opuścił pomieszczenie. W salonie nie było nikogo z wyjątkiem Mikela, który próbował dodzwonić się do dredziarza. Blondyni byli w swoich pokojach i szykowali się do wyjścia. Khan wyjął telefon z kieszeni i ze spisu połączeń wybrał kontakt zatytułowany ‘Ade’.
- Do Ade, dzwoniłeś? – spytał Mikela i nacisnął zieloną słuchawkę
- Nie. Sądzisz, że będzie u niej?
- Nie wiem, ale co szko… - nie skończył, bo drzwi do mieszkania otworzyły się i stanął w nich Izzy. – Gdzieś ty był? – naskoczył na niego od razu Jay.
- Ja za tobą nie tęskniłem – powiedział Izzy i wyminął bruneta.
- Co ty sobie myślisz, że możesz sobie tak znikać i pojawiać? Mamy zobowiązania. Nie jesteś pępkiem świata – stwierdził Jay.
- Do jasnej cholery powiedz wreszcie o co ci chodzi!
- A dajcie mi już wszyscy święty spokój – powiedział Jay, gdy zorientował się, że nie wie co odpowiedzieć przyjacielowi.
- Mam dość bycia obwinianym za coś czego nie zrobiłem, albo nie mam pojęcia, że zrobiłem. Zachowujesz się jak kobieta przed okresem! – krzyknął za odchodzącym brunetem Amerykanin.
- Pieprz się – skomentował to Jay.
- Wy jesteście psychiczni – stwierdził Mikel i poszedł do swojego pokoju, wcześniej zderzając się z Jay’em, który wyszedł ze swojego lokum, aby wziąć prysznic.
            Khan nie zamierzał już tego wieczora się odzywać. Sam nie wiedział co w niego wstąpiło. Najgorsza była świadomość, że Izzy miał racę. Obwiniał go za nic. Wszystko zaczęło się gdy nagle cały kraj obiegła plotka jakoby Ade i Izzy byli parą. To go strasznie rozwścieczyło. Przestał nad sobą panować. Oparł głowę o zimne kafelki. Stróżki wody spływały po jego nagim ciele. Nie wiedział co robić. Z zamyśleń wyrwało go walenie do drzwi.
- Jeśli planujesz się utopić, to możesz zrobić to później – usłyszał głos Izzy’ego.
            Nie odpowiedział. Po prostu wyszedł spod prysznic, owinął ręcznik w biodrach i wyszedł z łazienki, a następnie swoje kroki skierował do pokoju. Ubrał czarny garnitur i białą koszulę. Nie zakładał krawatu, bo mieli wyglądać elegancko, ale z odrobiną luzu. Wtarł w włosy trochę żelu i wyszedł z pokoju. W salonie czekała już reszta chłopaków.
- Mark, Mike i Ade już są na dole – powiedział Mikel i schował telefon do kieszeni.
            Zgodnie wyszli z mieszkania i wsiedli do czarnej limuzyny. W środku była już Ade. Miała na sobie turkusową sukienkę tzw. bombkę, której góra była bogato haftowana. Smukłą szyję podkreślała fryzura. Luźno upięte włosy, a kilka pasemek opadało po bokach i z tyłu głowy. Biżuterię ograniczyła do srebrnej, cienkiej bransoletki na lewej dłoni. Na nogach miała czarne czółenkach z odkrytym palcem oraz suwakiem po zewnętrznym boku. Całość przełamała czerwoną kopertówką. Oczy miała podkreślone ciemnymi kolorami, a na ustach jasny błyszczyk. Khan zapomniał języka w buzi, gdy ujrzał kobietę. Wyglądała pięknie. Delikatnie i drapieżnie zarazem. Uśmiechnęła się nieśmiało do wszystkich i przywitała z Izzym, który zaraz zaczął jej coś szybko opowiadać. Dziewczyna spojrzała zaniepokojona na Jay’a. Szybko jednak odwróciła wzrok i zaczęła mówić równie szybko co jej towarzysz. Khan westchnął cicho.
Dziewczyno, nigdy wcześniej nie czułem czegoś takiego
Wtedy kiedy weszłaś przez te drzwi
Sprawiłaś, ze oszalałem na twoim punkcie. [1]
            Po piętnastu minutach stanęli w korku powoli posuwających się czarnych i białych limuzyn. W samochodzie rozmawiali tylko Mikel oraz Chris na temat jakiegoś nowego modelu samochodu. W końcu jednak nadszedł czas żeby wyszli i przeszli wśród tłumu fanów.
- Najpierw chłopaki, a potem Ade – powiedział Mark.
            Powoli z samochodu wysiadali mężczyźni. Najpierw Richie, Chirs, Mikel, Izzy i na końcu Jay. Ten ostatni uśmiechnął się do krzyczących fanów, poprawił marynarkę i odwrócił się w stronę wysiadającej kobiety. W tej samej chwili gdy on podawał jej dłoń, aby pomóc, zrobił to samo Izzy. Zdezorientowana Ade, nie wiedziała co zrobić. W końcu jednak zgrabnie i z gracją wysiadła z limuzyny, a następnie ujęła obu mężczyzn pod ramię i z uśmiechem na ustach powędrowała do wejścia hotelu, w którym miał odbyć się wielki bankiet. W drodze stanęli, żeby fotoreporterzy mogli zrobić im kilka zdjęć. Ade odeszła kilka kroków dalej i pozwoliła US5 pozować samym. Ona uśmiechała się i machała. Widać było, że z każdą minutą zaczyna czuć się coraz lepiej w tym wielkim świecie. Jay nie mógł oderwać od niej wzroku. Chłoną jej widok jak gąbka. Nie wiedział dlaczego. Wokół niego było tyle pięknych kobiet, ale on widział tylko ją. Obdarowywała uśmiechem każdego, którego spotykała. Była najbardziej naturalną osobą na całym przyjęciu. W końcu weszli do hotelu. Ade pod rękę z Izzym i uśmiechem na ustach, a za nimi reszta zespołu US5.
- No to teraz jesteś jedną z nas. Szóstym członkiem zespołu – powiedział Izzy.
- Jak to? – spytała zdziwiona Ade.
- Pierwszy bankiet za tobą. Wielki świat wita – powiedział Izzy i przytulił ją do siebie.
            Po kilku innych występach w końcu przyszedł czas na piosenkę świeżej gwiazdy. Ade podała torebkę dredziarzowi i ruszyła w kierunku sceny.
- Dziś, nie wykonam jednego z dwóch singli, które wyszły na rynek. Dziś, coś nowego ‘California King Bed’.
            Poczekała, aż polecą pierwsze takty utworu. Była to spokojna ballada, która idealnie pasowała do bankietu, na którym się znajdowali. Wszystkie oczy zwrócone były tylko na nią. Każdy chłoną ją wzrokiem. Turkusowa sukienka podkreślała jej idealne wcięcie w talii. Głos powoli rozpływał się po całej sali, w której byli zgromadzeni.
- Lips that felt just like the inside of a rose… So how come when I reach out my finger… It feels like more than distance between us…[2].
            Operowała potężnym głosem. Z każdym kolejnym wersem to pokazywała. Wzmacniała swój utwór. Jay, nie wierzył w to, że w tak małym ciele, ukrył się tak wielki głos. Ukradła swoim występem publiczność. Ludzie słuchali jej jak zahipnotyzowani.
- So confused, want to ask you if you love me… But I don't want seem so weak… Maybe I've been California dreaming…[2].
            Wtedy jeszcze nikt nie wiedział jak potoczy się cała ta historia. Ci ludzie jeszcze jej nie znali…
______________________________________________________________
[1] US5 - Let Me Know
[2] Tłumaczenie: Usta które czuły się jak w pąku róży… Jak więc to możliwe, że teraz gdy wyciągam rękę… Czuję, że dzieli nas więcej niż tylko odległość…
Tak zagubiona, chcę zapytać cię czy mnie kochasz… Ale nie chcę wyjść na słabą… Może byłam kalifornijską marzycielką…
Oryginalne wykonanie: Rihanna
______________________________________________________________
Ode mnie dla Was na Dzień Kobiet, Moje Drogie Panie :)
O matko! Jak mi się długo ten rozdział pisało. Myślałam, że w życiu go nie skończę. Chciałam żeby w rozdziale w końcu zaczęło się coś dziać, a wyszło jak zwykle.
A i wypadałoby w końcu zacząć pisać dalej, bo mi się rozdziały na zapas zaczynają kończyć, a tu pusto wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie? 

Całuję, Lady Spark.