sobota, 10 maja 2014

Rozdział dwunasty – Urodziny Jay’a

Ból, który odczuwasz, to ból braku, nie ból utraty. [3]”
31 marca 2006 r.
            Po wczorajszej awanturze z Jay’em zupełnie nie miałam ochoty schodzić na śniadanie. Jednak musiałam pokazać się na dole. Zupełnie nie wiedziałam czemu on mnie tak traktował. Nic mu nie zrobiłam, a w ciągu niecałych dwudziestu czterech godzin zdążyliśmy się pokłócić dwa razy. Statystykę mieliśmy imponującą. Ostatecznie postanowiłam zejść na dół i zjeść jak każdy normalny członek ekipy śniadanie, które mi przysługiwało. Ubrałam się w luźniejsze ubrania i spokojnie zeszłam na dół. Nie korzystałam z windy tylko schodziłam po schodach. Nucąc sobie tylko znaną melodię przemierzałam kolejne korytarze. Była godzina dziewiąta. Już dawno nie miałam okazji pospać do tak późnej godziny. Zazwyczaj gdy zjawialiśmy się w nowym mieście to czekała mnie cała masa wywiadów i sesji zdjęciowych dla lokalnych gazet. Tym razem było trochę inaczej, co przyjęłam z ulgą.
            Nucąc jakąś wesołą melodię przemierzałam hotelowe korytarze zmierzając do restauracji. Mijałam obsługę hotelową i gości. Każdego obdarowywałam uśmiechem. Już dawno nie miałam tak dobrego nastroju z samego rana. Jednak nic nie może trwać wiecznie. Przy samym wejściu do restauracji stał Jay i rozmawiał z kimś przez telefon. Wzięłam głęboki wdech i z podniesioną głową wyminęłam mężczyznę. W pomieszczeniu usiadłam między blondynkami i każdego z chłopaków obdarowałam buziakiem w policzek.
- Co to za okazja? – spytał Mikel smarując bułkę masłem.
- Wstałam dziś prawą nogą – odpowiedziałam i nalałam sobie soku pomarańczowego do wysokiej szklanki.
            Wdałam się w ożywioną rozmowę z Richiem o psach i innych zwierzakach. Nawet nie wiem czemu naszedł nas ten temat. Jednak byłam tak zaabsorbowana rozmową, że nie zauważyłam nawet, iż naprzeciwko nas usiadł Jay i uważnie mi się przyglądał. Pochłonięta rozmową nie zwracałam uwagi na nic poza rozmówcą i co chwila wybuchałam śmiechem. Blondyn był fantastyczny, przy nim nie dało się nudzić. Byłam od niego dwa lata starsza, ale doskonale czułam się w jego towarzystwie. Był chodzącą energią, którą zarażał wszystkich po kolei. Podobnie jak ja był bardzo zżyty ze swoją rodziną, ale różnica między nami polegała, że on od początku chciał działać w show-biznesie, a ja nie do końca. Mimo to uwielbiałam jego poczucie humoru i to, że zawsze można było na niego liczyć.
Wszyscy udawaliśmy, że zupełnie zapomnieliśmy o urodzinach bruneta. Ja miałam doskonałą okazję do tego, bo przecież darliśmy ze sobą koty o byle co, ale z kolei jego przyjaciele i spółka nie mieli już tak dobrego argumentu. Zerknęłam na bruneta i zauważyłam, że jest lekko zdezorientowany tym co się dzieje, ale starał się nie dawać tego po sobie poznać i w najlepsze rozmawiał z Ursulą i Patricią, których zadaniem było zabawianie go podczas śniadania. Zastanawiałam się czy mężczyzna w końcu odkryje naszą grę, ale nic tego nie zapowiadało. Nawet menagerowie grali z nami w jednej drużynie.
Z trudem zmusiłam się do oderwania wzroku od bruneta. Nie mogłam. Wiedziałam, że nie mogłam nic do niego poczuć, ale równie dobrze mogłam walczyć z wiatrem. To się działo wbrew mojej woli i mojemu rozumowi, który podpowiadał sercu, że to zupełnie bez sensu. Starając się ponownie wrócić na tor rozmowy z Stringinim i wywnioskować o czym mówił, gdy ja na krótką chwilę odpłynęłam. Jednak z opresji wyratował mnie Mark, który postanowił zabrać głos pod śniadaniu.
Jest zbyt dużo ludzi, którzy cię kochają,
a mnie nie dostrzegasz.
Nie wyjdę cało
z tej miłości do ciebie.
Jest zbyt dużo ludzi, którzy cię kochają,
którzy kręcą się wokół ciebie.
Wszystkie słowa miłości, które sieję,
są dla ciebie niesłyszalne. [1]
- O siedemnastej wszyscy widzimy się na dole. Zero spóźnień. O piętnastej na ręce Patrici złożycie ubrania na koncert i ona jest odpowiedzialna za transport tego do hali na koncert. A tym czasem miłego dnia – zakończył swoje przemówienie.
- Ade, idziemy wybrać strój? – spytała mnie blondynka.
- Jasne – zgodziłam się.
            Wyszłyśmy razem zostawiając resztę przy stole. Patricia nic nie mówiłam. Miałam wrażenie, że coś ją gryzie, ale skoro nie chciała o tym mówić to nie mogłam jej do tego zmuszać. Wierzyłam, że za jakiś czas się przełamie. Nie uszłyśmy za daleko gdy usłyszałyśmy za sobą głos Chrisa, który wołał moją przyjaciółkę.
- Patricia! Pati, zaczekaj! - Przystanęłyśmy by mógł nas dogonić, a następnie z kieszeni bluzy wyjął telefon komórkowy blondynki. – Zostawiłaś go przy stole – powiedział i podał dziewczynie zgubę.
- Zapomniałam go – stwierdziła ze śmiechem blondynka, a ja z niedowierzaniem pokiwałam głową. – Dzięki wielkie, Chris. Przekaż chłopakom, że swoje ciuchy maja przynieść do pokoju 301 – poprosiła go, a on przytaknął głową.
            Miałam ochotę zanucić ‘Miłość rośnie wokół nas…’, ale powstrzymałam się, nie chcą narazić się na gniew Smith i nie onieśmielić Chrisa jeszcze bardziej niż to było możliwe. Od czasu gdy do nich dołączyłam poczynił wyraźne postępy w swoim zachowaniu, ale dalej gdzieś unikał kontaktu z nami dziewczynami. Wyjątek stanowiła Patricia, ale to też nie za często ze sobą rozmawiali. Chris mnie zastanawiał i martwił jednocześnie. Widziałam, że próbuje się wdrożyć w środowisko, ale szło mu to opornie. Ciężko się aklimatyzował. Znałam ten problem i chciałam mu pomóc, ale on nie chciał tego, więc postanowiłam się nie narzucać.
            Wróciłyśmy do mojego pokoju, by w spokoju przeszukać całą moją szafę i wybrać odpowiedni strój. Plan na dzisiejszy wieczór był bardzo prosty. Po moim koncercie miałam zaprosić wszystkich chłopaków na scenę i mieliśmy poprosić wszystkich o zaśpiewanie sto lat Jay’owi, a następnie chłopaki mieli mu wręczyć prezent, który kupili jakiś czas temu. Zarówno ja jak i Patricia oraz tancerze oddaliśmy im pieniądze, bo nawet nie mieliśmy pomysłu co można by mu kupić. Blondynka, od razu otworzyła moją szafę, a ja ze spokojem usiadłam na łóżku i czekałam co zaproponuje.
- Może ten zestaw? – spytała mnie przyjaciółka.
            Spojrzałam na to co prezentowałam i pokręciłam głową. Jeansowe szorty, brzoskwiniowa bluzka z krótkim rękawem i okrągłym dekoltem marszczona na ramiączkach i pół okrągłym, krótszym przodem, a do tego miętowe czółenka, turkusowe kolczyki ‘piórka’, pasek nabijany ćwiekami i jeszcze jakieś inne dodatki, kompletnie nie pasowały na urodzinową niespodziankę.
- Odpada. Nie będę wyglądać poważnie – odpowiedziałam i upiłam łyk wody.
- A może to?
            Tym razem pokazała mi czarną sukienkę, bez rękawów, która z przodu miała drapowaną zakładkę i góra sukienki składała się z dwóch warstw materiału. W lewej ręce trzymała czółenka w kolorze beżowym z czarnymi wykończeniami i paskiem idącym przez środek stopy i kokardką na czubku oraz paskiem idącym pod kostką. Należy dodać, że sukienka miała niczego sobie dekolt.
- Mam do tego biżuterie? – spytałam.
- Założysz swój złoty zegarek od rodziców i nic więcej nie trzeba – stwierdziła Patricia. – Włosy zostawimy rozpuszczone, ale lekko je pofalujemy. Nad makijażem nie wiem, ale postawiłabym tylko na kreski na powiece i mocno czerwoną szminkę na ustach.
- Skoro tak twierdzisz – powiedziałam i włączyłam telewizor.
- Zupełnie cię nie interesuje jak będziesz wyglądać? – usłyszałam pytanie.
- Jasne, że mnie interesuje. Przecież odrzuciłam jeden strój – odpowiedziałam.
- Co się z tobą dzieje?
- Nic – zakończyłam rozmowę.
            Moim problemem był Jay. Próbowałam go ignorować, ale to tak jakby człowiek miał nie oddychać. Był częścią tego zespołu, więc musieliśmy się tolerować, a wychodziło nam to coraz gorzej. Miałam nadzieje, że w końcu wszystko się ustabilizuje. Nawet nie wiedziałam kiedy zasnęłam na kanapie i obudziła mnie Patricia, która zakomunikowała mi, że musimy już wychodzić. Niechętnie opuściłam wygodną kanapę i wyszłam razem z blondynką, przy okazji pomagając jej nieść stroje chłopaków. Przed hotelem była cała masa dziennikarzy. Wzniosłam oczy ku niebu i próbowałam dostać się do busa, którym mieliśmy jechać. Nigdy nie miałam dość siły, a tym bardziej gdy ktoś próbował mi wsadzić aparat prosto w oczy. Na szczęście, któryś z chłopaków odepchnął lekko mężczyznę i mogłam schować się w bezpiecznym samochodzie.
Każdy z nas zajęty był swoimi myślami. Ja próbowałam skupić się na dzisiejszym koncercie, który nadszedł niewiadomo kiedy. Nim się zorientowałam śpiewałam z publicznością swoje piosenki z pierwszej płyty. To było coś pięknego, gdy ludzie znali Twoje utwory i dobrze się przy nich bawili nawet jeśli byłaś tylko suportem ich idoli. Uśmiechnięta chodziłam po scenie i dawałam z siebie wszystko, a nawet dwa razy więcej. W końcu zaśpiewałam wszystko co miałam do zaoferowania. Światła zgasły, a wszyscy spodziewali się, że zaraz wyjdą chłopaki z piosenką ‘I Can’t Sleep’. Ja jednak dalej stałam na scenie i uśmiechałam się do publiczności.
- Sądząc po waszych transparentach doskonale wiecie co dzisiaj za dzień i kto obchodzi swoje święty. – Powiedziałam ze śmiechem rozglądając się po hali, gdzie dało się zauważyć kilka transparentów z życzeniami dla Jay’a. – Richie, Chris, Mikel, Izzy i Jay, czy możecie tu przyjść? – spytałam zwracając się za kulisy. Na scenę wszedł zespół na czele z zaskoczonym Jay’em, a ja się tylko uśmiechnęłam. – Happy Birthday to you – zaintonowałam, a zaraz ze mną dołączyli się chłopaki oraz cała hala.
            Spojrzałam na bruneta i widziałam, że się tego nie spodziewał. Patrzył na nas wszystkich z zaskoczeniem. Uśmiechnęłam się do niego, a on to odwzajemnił. Miałam wrażenie, że serce wyskoczy mi zaraz z piersi.
- Happy Birthday to you! – zakończyłam. – Wszystkiego co najlepsze Jay od nas wszystkich. No chłopaki wyskakiwać z prezentu – powiedziałam ze śmiechem, a hala zaczęła bić brawa.
            Chłopaki wręczyli niewielki pakunek, a jubilat każdego z nas do siebie przytulił. Miło było chociaż przez chwilę nie drzeć z nim kotów.
- Pogadamy później? – spytał mnie na ucho.
- Tak. Nie ma problemu – odpowiedziałam z uśmiechem i poklepałam go po ramieniu, aby zniknąć z kulisami.
            Nie przebierałam się, bo w hotelu czekała na nas uroczysta kolacja razem z tortem, a chciałam dobrze wyglądać. Schowałam się garderobie i rozmawiałam ze swoimi tancerzami. To było dziwne, że spędzaliśmy ze sobą tak mało czasu. Jedna próba przed każdym występem i to było wszystko na co sobie pozwalaliśmy. Ja i tak mało uczestniczyłam w ich choreografii. Ja śpiewałam, oni tańczyli i to było wszystko jakoś grało. Po dobrych dziewięćdziesięciu minutach czekania, zgrzani panowie wturlali się do mojej garderoby. Jeszcze raz złożyliśmy wszyscy Jay’owi życzenia. Miło było widzieć uśmiech na jego twarzy. Tancerze postanowili pójść do pobliskiego klubu, a my zdecydowaliśmy się, że idziemy na przepyszną kolację jaką zamówiliśmy dla Khana. Stojąc pod ścianą i czekając, aż wszyscy się zbiorą, obserwowałam Ursulę i Richiego. Blondyn ze wszystkich sił próbował do czegoś przekonać rudowłosą, ale ona uparcie mu odmawiała. Przyglądałam im się dłuższą chwilę. On obejmował ją ramieniem, a ona nie miała nic przeciwko temu. Uśmiechała się do niego i patrzyła prosto w oczy. Zastanawiałam się czy z tego coś będzie. Oboje byli bardzo zwariowani i szaleni, ale wiedzieli co jest ważne. Gdyby tylko Ula nie miała żadnej tajemnicy to wszystko byłoby w porządku. Dało się zauważyć, że coś ukrywa. Jej oczy to zdradzały. I gdy dokładnie się jej przyjrzałam zauważyłam, że mimo tego, że pozwala się objąć blondynowi to jednak trzyma go na dystans. Jakby bała się każdego jego ruchu. To było dziwne. Byłam pewna, że coś ukrywa. Że ma sekret, którego nie chce nikomu zdradzić. Jednak jak przekonać ją do tego aby otworzyła się przede mną lub Patricią? Nie miałam pojęcia. Próbowałam zdobyć jej zaufanie i przyjaźń, ale odbijałam się tylko o twardy mur, który ciężko było przebić.
Zrozumcie, że język może ukryć prawdę, ale oczy - nigdy. [2]
- To idziemy? – spytał Izzy.
- Chyba jedziemy – poprawił go Mikel.
- Ja i Ade przejdziemy się – powiedział Jay.
- Uuuuuuu… Czy jest coś o czym nie wiemy? – spytał Izzy poruszając dwuznacznie brwiami.
- Debil – powiedziałam i pokazałam mu język. – Ale nie mam żadnej kurtki ze sobą – rzekłam do Jay’a.
- Pożyczę ci moją bluzę – powiedział brunet.
- To ja proponuje, abyśmy wszyscy się przeszli – wychylił się Chris.
- Oooo i to jest bardzo dobry pomysł – poparłam go z uśmiechem i przybiliśmy piątkę.
- No dobra. To dzwonię do Marka by kierowca na nas nie czekał – powiedział Mikel.
            Jay podał mi swój sweter, abym nie zmarzła. Do hotelu mieliśmy dobry kawałek drogi. Najpierw wyszli Izzy i Mikel, którzy nagle znaleźli jakiś super temat. Następnie trzy blondynki: Patricia, Chris i Richie, a potem ja i Jay. Jego sweter pachniał tak przyjemnie, że marzyłam o tym, by go sobie zostawić. Szliśmy chwilę w milczeniu. Jednak to mi nie przeszkadzało. Było to lepsze od naszych ciągłych kłótni. Lubiłam go i to trochę bardziej niż powinnam i cieszyłam się jak dziecko gdy był blisko.
Czuję, ze jestem tak daleko od ciebie w tych chwilach,
w których nie chcę, żebyś wierzył, że czekam na ciebie.
Zmuszam się do nadziei, jednak oszukuję tylko samą siebie...
Więc patrzę na ciebie.... [1]
- Chciałeś o czymś porozmawiać – powiedziałam, przerywając ciszę.
- Tak. Chciałem cię przeprosić za moje ostatnie zachowanie. To przed hotelem i w autokarze…
- Nic się stało – przerwałam mu, chociaż prawda była zupełnie inna. Bolało mnie jego zachowanie. Zupełnie nie wiedziałam o co mu chodzi, a dziwnie zależało mi na tym, by mieć z nim poprawne stosunki. – Naprawdę. Nic się nie stało – powtórzyłam.
- Źle się czułem, że naskoczyłem na ciebie bez powodu. W autobusie sam cie zawołałem i naskoczyłem jak szalony.
- Jay, powiedziałam już, że nic się nie stało.
- Ade, cieszę się, że tak mówisz. Jednak bardzo mi głupio, bo sam ci to zaproponowałem, a potem nakrzyczałem jak szalony. Ale ta piosenka, którą przeczytałaś… - Zawiesił na chwilę głos, by po chwili mówić dalej. – Ona jest bardzo osobista…
- Jay nie musisz już nic mówić – kolejny raz mu przerwałam.
            Resztę wiedziałam już sama. Skoro była osobista to znaczyło, że stała za tym kobieta. Kochał kogoś, a mnie sprawiła ta wiadomość dziwny ból. Mogłam się przecież tego spodziewać. Był sporo starszy od nas wszystkich i chciał w końcu ułożyć sobie życie. Jednak to bolało. Gdzieś zakuło mnie w sercu, a do oczu napłynęły mi łzy. Zamrugałam kilka razy powiekami, by tylko się nie rozpłakać. Zastanawiałam się czy ta kobieta jest jego warta? Czy zna go tak dobrze, by dać mu szczęście? Zastanawiałam się jak ona wygląda. Czy jest wysoką blondynką o niebieskich jak niebo oczach? Czy może jest to gorąca brunetka o roziskrzonych oczach? Nie umiałam sobie jej wyobrazić obok niego. Nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że mogę coś do niego czuć, ale chyba tak było. Nie był mi zupełnie obojętny. Był ważny i z każdym dniem stawał się ważniejszy. Nie mogłam się z tym pogodzić dlatego nie dopuszczałam nawet takiej możliwości. Mój świat powoli się zmieniał i nabierał takich kształtów jakich nawet bym nie pomyślała. Bałam się tego, ale wiedziałam, że musze stawić temu czoło.
Ból, który odczuwasz, to ból braku, nie ból utraty. [3]
- Mam nadzieję, że ta piosenka będzie hitem. Mnie się bardzo podobała – powiedziałam szczerze i uśmiechnęłam się.
- Chciałbym, żeby podobała się jednej osobie. Tej, o której ona jest – rzekł patrząc w chodnik.
- Z pewnością tak będzie. Musi to być ktoś wyjątkowy dla ciebie.
- Jest, ale ona jeszcze o tym nie wie.
- Musisz jej koniecznie powiedzieć. Ona musi o tym wiedzieć. W końcu jesteś wyjątkowym facetem… - chciałam mówić dalej, ale przerwał mi Izzy, który chciał abym do niego dołączyła, bo miał mi coś ważnego do powiedzenia.
- Powiem… Kiedyś – wyszeptał sam do siebie i spojrzał w jasno świecące gwiazdy.
_______________________________________________________________
[1] Helene Segara – “Il ya trop de gens qui t'aiment”
[2] Michaił Afanasjewicz Bułhakow
[2] John Maxwell Coetzee
________________________________________________________________
Rozdział wyjątkowo krótki. Ale jakoś tak wyszło, że czasu na pisanie i weny mam jak na lekarstwo. Och, w końcu zaczyna się coś dziać! No, nareszcie. W następnym rozdziale scena, którą mam zaplanowaną od samego początku, obym jej tylko nie zepsuła.
PS Znacie może dobry sposób na poparzenia słoneczne? 

Całuję, Lady Spark 

3 komentarze:

  1. W końcu! Panie, panowie, Jay ma rozum :D przeprosiny udane i przyjęte i sprawił tym wielką radość Ade :) Dalsze wyznania niestety trochę sknocił. Naprawdę, Izzy jest kochany, ale mógłby się zjawić później, no! Kto wie, co powiedziałby Khan o swojej ukochanej ;)
    Ursula jeśli komuś opowie, to chyba nie Richiemu. Skoro jego trzyma na dystans, to coś się tyczy faceta.
    Kolejna zakochana para, no no. Chris wybawca z opresji ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe jak długo ten rozum będzie posiadał :D

      Usuń
  2. Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Odcinek przeczytałam już wcześniej, ale dopiero dzisiaj czuję się i na siłach (przeklęte choróbsko!) i mam więcej czasu, żeby coś konstruktywnego (przynajmniej miejmy taką nadzieję) napisać, a więc...

    Jay! No brawo chłopie! Wreszcie użył do czegoś swojego mózgu, a to znaczy, że jednak mózg ma! Szacun, Khan! Ale i tak jestem na niego wściekła. Przecież to jak z Mazowiecka do Maceraty widać, że ta piosenka jest właśnie o Ade! Ade kocha Jaya, on kocha ją, więc czemu sobie tego nie powiedzą?! Heloł - w końcu dorośli ludzie z nich!

    No proszę a u Patrici i Chrisa też coś tam się zaczyna kiełkować. Podobnie jak u Richa i Ursuli, tylko biedny Mikel i Izzy sami - mogę ich pocieszyć? :D Przecież tak być nie może, oni się czują tacy samotni ;(

    Buźka :*

    OdpowiedzUsuń