niedziela, 22 grudnia 2013

Rozdział czwarty – Czas na sławę

„Każdy przecież początek to tylko ciąg dalszy, a księga zdarzeń zawsze otwarta w połowie. [4]
21 luty 2006 r.
            - Pat, ja wychodzę! – krzyknęłam z przedpokoju, gdy zakładałam granatowe, zamszowe botki.
- A gdzie to pędzisz? – blondynka wyjrzała z kuchni.
- Do rodziców na kolację. Jutro zaczynamy trasę i życie w tym całym wielkim świecie, więc chcą zjeść ze mną normalną kolację bez potrzeby zapisywania się w kalendarz – powiedziałam ze śmiechem i szafki wyjęłam fioletowy płaszcz w kratkę, który założyłam.
- No rozumiem. Moi gdzieś wyjechali, więc muszą się obejść bez tego. Miłej kolacji z rodzinką.
- Dzięki – odpowiedziałam i wyszłam z mieszkania.
            Zbiegłam po schodach i dotarłam do auta. Było zimno, ale nie padał śnieg. Już za kilka tygodni miała zawitać do Berlina wiosna. W trakcie tej pory roku wszystko budziło się do życia. Wszystko się zmieniało dookoła nas. W moim życiu też nastała wiosna. Nagle wszystko zaczęło kręcić się wokół muzyki. Nie żałowałam tego. Bałam się tylko, że stracę przez to dobry kontakt z rodziną. Moi rodzice byli wyrozumiali, ale bałam się, że nagły atak mediów może źle się odbić na naszych relacjach. Miałam w posiadaniu jeszcze dwóch starszych braci, którzy byli bliźniakami. Alexander i Dominic byli starsi ode mnie o pięć lat. Podobnie jak ja urodzili się w Londynie. Nie byli wcale do siebie podobni z charakteru. Alexander należał do ludzi, których wszędzie było pełno i co tydzień gdzieś imprezował. Z kolei Dominic był bardziej stonowany i poważny. Miał założoną już rodzinę i był z tego niezmiernie dumny. Mimo, że tak bardzo się różnili od siebie to oddaliby za siebie życie gdyby nastała tak potrzeba. Ja z kolei byłam młodszą, upierdliwą siostrą, którą należało tolerować z powodu więzów krwi, a przynajmniej tak było gdy przeprowadziliśmy się do Berlina. Z czasem różnica wieku stała się mało zauważalna i tworzyliśmy całkiem zgrane trio. Byliśmy po prostu zwykłym rodzeństwem, które miało swoje za uszami i często się kłóciło, ale takie były właśnie uroki. Berlin był miastem, które uwielbiało się korkować. Nie było dnia żebym nie władowała się w żaden korek. Po piętnastu minutach udało mi się skręcić w uliczkę, dzięki której mogłam pojechać krótszą trasą do rodziców. Po trzydziestu minutach dotarłam pod dom rodziców. Wcześniej mieszkali tu moi dziadkowie, jednak od kilku lat już nie żyli. Zginęli w wypadku samochodowym. Był to straszny karambol na autostradzie w Niemczech. Mama długo nie mogła dojść do siebie. Wyrzucała sobie, że spędzała z nimi za mało czasu. Najpierw pięć lat studiów w Londynie, a potem założenie tam rodziny i próba odnalezienia się w tamtejszej rzeczywistości. Po powrocie do Berlina nie wiele się zmieniło. Mama poświęciła się głównie mnie i moim braciom, żebyśmy jak najmniej odczuli skutki przeprowadzki do nowego państwa. Ja jednak sądzę, że dziadkowie nie mieli tego mamie za złe. Cieszyli się, że była szczęśliwa i spełniała się zawodowo oraz prywatnie. Życie jest po prostu kruche i nie doceniamy go tak naprawdę. Wydaje nam się, że jesteśmy niezniszczalni.
            Zaparkowałam samochód na chodniku przed domem i wysiadłam. Z domu dobiegło mnie wesołe szczekanie psa. Hera miała już sześć lat i była traktowana przez moich rodziców jak dziecko. Z uśmiechem na ustach podeszłam do drzwi domu i zapukałam do nich. Otworzyła mi kobieta w średnim wieku, która uśmiechnęła się gdy mnie zobaczyła. Natychmiast zatonęłam w matczynych objęciach. Od razu przypomniały mi się czasy dzieciństwa, kiedy to gdy tylko bracia zrobili mi coś złego i biegłam do niej, a ona przytulała mnie w ten sam sposób. Ostatnio w zasadzie wcale do nich nie wpadałam. Cały swój czas poświęcałam albumowi, potem kręcony był teledysk. Wszystko skumulowało się w jednym okresie czasu. Czułam, że nawaliłam. Czułam, że nie dałam rady być jednocześnie dobrą córką i piosenkarką. Nie chciałam stracić rodziców, ale realizowanie swojego marzenia było tak blisko. Mama spojrzała na mnie i wiedziałam, że wcale nie jest zła, że cieszy z mojego szczęścia. Patrzyła na mnie dokładnie  tak samo jak zawsze patrzyła na nią jej mama. Ze zrozumieniem i wieczną miłością jaką może znać tylko matka.
- Idź do salonu. Zaraz będzie obiad – usłyszałam.
- Dobrze.
            W salonie była reszta rodziny. Tata czytał jakąś gazetę, a moi bracia jak zwykle rywalizowali w jakieś grze na konsoli. Żona Dominica patrzyła na niego z politowaniem, a nowa dziewczyna Alexandra nie do końca wiedziała co się dzieje – chyba pierwszy raz była świadkiem takiej sytuacji.
- Ade – zauważyła mnie Zara i podeszła do mnie. – Dawno cię tu nie było – usłyszałam od niej.
- No jakoś tak wyszło – odpowiedziałam. – Cześć tato – rzekłam gdy z kolei to ojciec postanowił się ze mną przywitać.
            Zawsze chciałam znaleźć sobie mężczyznę, który będzie chociaż w połowie taki jak mój tata, czyli oddany przede wszystkim rodzinie, a potem dopiero pracy. Tata zawsze gdy patrzył na mamę to widać było, że dalej dla niego jest najpiękniejszą kobietą na świecie. Chyba nigdy nie miał myśli o tym by ją zdradzić. Był budowlańcem. Gdy przyjechaliśmy do Berlina by tu otworzyć oddział jego firmy nawet nie było mowy o tym, żeby zostać tu na stałe. Plany początkowe to był rok lub dwa. Dopiero po połączeniu sił z rodzicami Patrici wszystko się zmieniło. Przez pierwsze dwa lata chodziłam do szkoły, gdzie mówiono głównie po angielsku. Chodziła tam również blondynka, ale do innej klasy, więc dopiero dzięki naszym ojcom zaczęłyśmy się przyjaźnić. Mimo, że mieszkałam w Niemczech od dziewięciu lat i jako córka Niemki posiadałam obywatelstwo tego kraju to nie pisałam piosenek w tym języku. Nie umiałam. Próbowałam, ale nie umiałam. Zdecydowanie lepiej się czułam kiedy mówiłam i pisałam po angielsku. Dlatego gdy podczas mojego pierwsze spotkania z US5 Mark i Mike zaczęli do mnie mówić po angielsku nie oponowałam. Tata uśmiechnął się do mnie i pokazał kciuki do góry co znaczyło, że jutro wszystko będzie dobrze.
Kto wybaczał mi każdą złość, każdy błąd
Gdy kryłam wielkie łzy w domu najmniejszy kąt
Co wieczór obraz ten kołysze mnie do snu
Tata młody jak maj i mama wśród bzu. [1]
- To już jutro – powiedziałam.
- Będzie wszystko dobrze – usłyszałam od Alexandra, który ściągnął mi gumkę z włosów.
- Matko czy twoja dziewczyna wie, że jesteś nieprzystosowany do życia w rodzinie? – spytałam ze śmiechem.
- Obawiam się, że nie – powiedział Dominic i objął w pasie Zarę.
- A tak w ogóle to Ade jestem – powiedziałam i podałam brunetce rękę.
- Violetta – szepnęła nieśmiało.
Czas w rodzinnym towarzystwie zleciał bardzo szybko. Do domu wróciłam około północy, co było dość nieodpowiedzialne z mojej strony. Z samego rana mieli przyjechać po mnie Mark i Mike i zawieźć do porannego programu w RTL, gdzie miał zostać przeprowadzony ze mną pierwszy wywiad. Po puszczeniu singla w radio ludzie zaczęli się mną interesować. Każdy chciał wiedzieć kim jestem, jak wyglądam, ile mam lat itp. Już następnego dnia mieli wszystko wiedzieć.
22 luty 2006 r.
            - No wyglądasz olśniewająco – powiedziała Patricia, gdy już skończyła spryskiwać moje włosy kolejnym litrem lakieru.
- Możliwe – zgodziłam się z nią i spojrzałam w lustro.
            Blondynka znała się na tym co robiła. Włosy ułożyła mi delikatne loki, a oczy podkreśliła tylko tuszem do rzęs, którego nałożyła chyba z tonę. Nie wspomniałam o kilogramach podkładu. Efekt był chyba jednak zamierzony. Wyglądałam jak dziewczyna z sąsiedztwa. Miałam na sobie czarną, kopertową bluzkę z dużym dekoltem (nie do końca byłam pewna czy takie noszą dziewczyny z sąsiedztwa, ale Amerykanka się uparła), bluzka miała z boku klamrę, a rękawy były ¾. Do tego ciemne jeansy oraz czarne oficerki. Biżuterię ograniczyłyśmy tylko do złotego łańcuszka z przywieszką w kształcie kokardki. Całość dopełniał czarno – beżowy szalik. Faktycznie wyglądałam dobrze. Bałam się jednak, że coś pójdzie nie tak, że widzowie odbiorą mnie jak niepewną siebie dziewczynę, jak kogoś obcego. Nie chciałam na swój pierwszy wywiad zakładać nie wiadomo czego. Chciałam wyglądać normalnie i Mark oraz Mike przyznali mi rację. Styl na dziewczynę z sąsiedztwa doskonale mi pasował. Ja zresztą nigdy nie lubiłam się wyróżniać Zawsze ubierałam się w sposób modny, ale jednocześnie nie krzykliwy. Czuła, że za chwilę ze zdenerwowania wyjdzie z siebie i stanie obok.
- No już nie denerwuj się. Wszystko będzie dobrze. Będę stała tuż za kamerzystą i dodawała ci otuchy. Nie bój się – powiedziała Pati i przytuliła mnie do siebie.
            Kochałam tę wariatkę jak rodzoną siostrę. Była moją najlepszą przyjaciółką i nie wyobrażałam sobie, żeby ten stan rzeczy mógł się kiedykolwiek zmienić. Byłyśmy ze sobą bardzo blisko. Głównie dlatego zamieszkałyśmy razem oraz miała mnie wspierać w trasie. Ufałam jej jak nikomu innemu. Znała wszystkie moje tajemnice, a ja jej. Gdyby nie ona to najprawdopodobniej nie byłoby tej płyty i tego całego zamieszania.
Niebo zsyła nam przyjaźń po to, żebyśmy mogli się wypowiedzieć i pozbyć tajemnic, które nas gnębią. [2]
- Chodź już. Mark i Mike zaraz będą na dole – usłyszałam głos przyjaciółki.
            Wzięłam od niej kurtkę, którą mi podawała i założyłam. Patricia ubrała się w czarne lateksowe spodnie rurki, szarą bluzkę, która miała asymetryczne wcięcia i brązowe botki na koturnie, które były wiązane z przodu. Sama ubrała swój płaszcz i wyszłyśmy z mieszkania. Blondynka, która miała głowę na karku pamiętała, żeby zamknąć drzwi, bo ja o tym zupełnie zapomniałam. Na dole długo nie czekałyśmy na moich menagerów. Wsiadłyśmy do czarnego audi. Mark i Mike siedzieli z przodu, pierwszy z nich prowadził. Z tyłu siedział również Izzy.
- A on co tu robi? – spytałam, gdy usiadłam pomiędzy Patricią, a chłopakiem.
- Robię za grupę wsparcia – odpowiedział. – Izzy jestem – przedstawił się blondynce.
- Patricia – rzekła dziewczyna.
- Grupę wsparcia? – spytałam zdziwiona.
- Mark i Mike pomyśleli, że dobrze będzie jak ktoś ci powie jak to jest gdy udzielasz pierwszego wywiadu – wyjaśnił.
- Będziemy razem z tobą, ale to na tobie będzie skupiała się cała uwaga. Ty będziesz w centrum kamery – dodał Mike i skręcił w lewo.
            Im więcej mi o tym mówili tym czułam się bardziej spięta. Było mi niewyobrażalnie gorąco, dlatego ściągnęłam kurtkę. Nie wiele to pomogło. Bałam się, że za chwile spłynie mi cały makijaż. Trema zżerała mnie od środka i nie mogłam nic na to poradzić. Zastanawiałam się jak wyduszę z siebie jakiekolwiek słowo podczas wywiadu, skoro w gardle mam totalną pustynie, która nie wiedziała co to woda. W głowie zaczęło mi się kręcić, a wczorajsza kolacja z rodzicami zaczęła przewracać się niebezpiecznie w żołądku. To był mój ostatni posiłek jaki jadłam. Nie byłam w stanie zjeść śniadania. Udało mi się wypić tylko trzy łyki bardzo słodkiej herbaty, a w zasadzie to wmusiła je we mnie Patricia. Stwierdziła, że i tak jestem blada jak ściana, więc może chociaż trochę słodkiego napoju przywróci mi kolor na twarzy. Jak sądzę nie wiele to dało – domyślam się po tej tonie podkładu i pudru jaki mi nałożyła. Obawiałam się, że przed koncertem będzie to ze mnie zeskrobywała szpachelką. Czterdzieści pięć minut później byliśmy pod budynkiem, gdzie był kręcony program śniadaniowy. Nogi miałam jak z waty. Cieszyłam się, że nie założyłam butów na obcasie, bo pewnie nie uszłabym nawet kroku bez upadku. Stałam jak wryta. Dopiero, gdy Izzy popchnął mnie do przodu zaczęłam iść. Przełknęłam głośno ślinę i rozejrzałam się dookoła. Doskonale znałam każdy zakątek Berlina, ale wtedy miałam wrażenie, że jestem na zupełnie innej planecie. Nie poznawałam tego miejsca. Czułam się obco. Weszliśmy do wysokiego budynku. Bez słowa skierowałam się za menagerami do windy. Panowała grobowa cisza.
- Dobra słuchaj, wiem, że się denerwujesz – ciszę przerwał Izzy.
- Yhym – przytaknęłam.
- Znam to uczucie, bo kilka miesięcy temu sam nie wiedziałem jak dam sobie radę z jakimś tam dziennikarzem. Dużo pomógł mi mój charakter, ale ty raczej nie jesteś taką zwariowaną osobą.
- No co ty nie powiesz Wujku Dobra Rado – powiedziała z ironią Patricia.
- Pat… - powiedziałam i wzniosłam oczy ku sufitowi.
- Najlepiej to nie patrz cały czas na dziennikarzy. Znajdź sobie jakiś punkt za kamerą, będzie to wtedy wyglądało jakbyś mówiła do widzów. Ja będę stał za kamerą i dodawał ci otuchy no i będę robił głupie miny. Zobaczysz najgorsze są pierwsze trzy minuty.
- Już dawno pierwsze trzy minuty mam za sobą i wcale nie jest mi lepiej – powiedziałam.
- Pierwsze trzy minuty wywiadu, maleńka. Nie bój się. Nim się zorientujesz będzie po wszystkim – rzekł i objął mnie pocieszająco ramieniem.
- Ade, dobrze wyglądasz. Jak normalna dziewczyna. Taki efekt chcieliśmy osiągnąć. Patricia, dobra robota – powiedział Mark, oceniając mój wygląd.
- Dzięki – rzekła blondynka.
            W końcu wysiedliśmy z windy. Byliśmy na długim korytarzu.
- No jesteście. Za pół godziny zaczynamy. Torian Keller, miło mi – przedstawił nam się średniego wzrostu mężczyzna o blond włosach i niebieskich oczach.
- To jest właśnie Ade, a to jej wizażystka Patricia, a Izzy’ego poznałeś kilka miesięcy temu – powiedział Mark.
- Ade to nasza nowa gwiazda. Coś mi mówi, że już za kilka dni jej teledysk będzie jednym z pierwszych – dodał Mark.
- Nie wątpię. Zawsze macie nosa do gwiazd.
            Milczałam. Nie wiedziałam co mówić. Wszystko działo się za szybko. Cały czas miałam ochotę odwrócić się w stronę windy i uciec. Było jednak za późno, a na dodatek za mną stał Izzy, który chyba wyczuwał moje intencje. Torian zaprowadził nas do poczekalni i podał po szklance wody. Przyjęłam ją z wielka ulgą. Upiłam duży łyk i poczułam się troszeczkę rozluźniona. Dalej jednak byłam przerażona tym całym zamieszaniem jakie panowało wokół mojej osoby. Zaraz obsiadły mnie makijażystki, ale gdy  tylko zobaczyły, że nie mają nic do zrobienia, odeszły ze zbolałą miną. Z kolei Pati triumfowała i było to widać po jej minie. Nigdy nie lubiła gdy ktoś poprawiał jej pracę. Pokiwałam z niedowierzaniem głową. Blondynka nie była osobą łatwą. Jak na Amerykankę przystało była bardzo pewna siebie. Urodziła się w słonecznej w Los Angeles i była otoczona gwiazdami przechadzającymi się obok niej, więc dla niej to wszystko było normalne. Dla mnie jednak nie. Bałam się, że nigdy nie przyzwyczaję się do tego. W końcu nadszedł mój czas. Razem z Markiem i Mikem usiadłam na sofie i czekałam, aż wejdziemy na wizję. Izzy stał dokładnie tam gdzie mówił, za kamerą i właśnie pokazał mi uniesione do góry kciuki, Pati to samo i uśmiechnęła się szeroko. Wzięłam głęboki oddech i przywołałam na twarz delikatny grymas zadowolenia. Podszedł do mnie mężczyzna, który podpiął mi mikrofon.
- Witamy po przerwie. Na naszej kanapie siedzą dobrze znani goście czyli Mikie Michaels i Mark Doller, a między nimi dziewczyna o której wygląd pytają już tysiące ludzi w Niemczech. Witaj Ade – usłyszałam głos prezenterki i dotarło do mnie, że właśnie wszystko się zaczęło.
            Spojrzałam na Izzy’ego i ten kazał mi wziąć głęboki wdech.
Nagle ja, jestem na froncie świateł
Wszystko, ja czuję
Strach i piękno o tej samej porze
I każdego dnia, ja próbuję tylko oddychać
Chcę pokazać całemu światu
Prawdę wewnątrz mnie. [3]
            Zrobiłam tak jak mi kazał.
- Dzień dobry – powiedziałam i uśmiechnęłam się.
- Nie wiem czy wiesz, ale twój singiel ma dopiero dwa tygodnie, a już zrobił wielką furorę. Spodziewałaś się tego? – usłyszałam głos partnera prezenterki.
- I tak i nie. Sama nie wiem, nawet czego oczekiwałam. Jednak chyba bardziej byłam przygotowana na to, że przejdzie bez echa.
- Byłaś nastawiona bardzo pesymistycznie.
- To nie tak, że pesymistycznie, po prostu nie oczekiwałam wielkiego sukcesu. Cieszył mnie każdy pozytywny komentarz, który przeczytałam na jego temat.
- Ade, jest bardzo nieśmiałą osobą. Początkowo nawet nie chciała słyszeć o tym, żeby nagrać piosenkę, a co dopiero płytę. Jednak udało nam się ją przekonać, że taki głos jak jej nie może się zmarnować – powiedział Mark.
- Właśnie, panowie, macie za sobą spory sukces. Jesteście współautorami zespołu US5, czy nie boicie się, że tej dziewczynie się nie uda? – spytała blondynka.
- Ale ona już odniosła sukces. Singiel wspiął się na szczyt list przebojów. Dziś premiera teledysku. To już jest sukces – powiedział Mike.
            Rozmowa była dość długa. Po dwóch kolejnych pytaniach moje nerwy odeszły w niepamięć, a ja mogłam spokojnie skoncentrować się na pytaniach. W tle widziałam Izzy’ego, który robił jakieś głupie miny, które cały czas powodowały uśmiech na mojej twarzy.
- Ade, powiedz kto jest autorem piosenek, na twojej debiutanckiej płycie?
- Sama napisałam każdą piosenkę. Każde słowo, które tam się znalazło jest cząstką mnie. Ta płyta od początku do końca określa mnie jako osobę. Chciałam żeby ludzie przez moje teksty poznali mnie i moje myśli, marzenia i wspomnienia.
- To bardzo odważny krok. Nie wiele młodych gwiazd decyduje się na śpiewanie swoich piosenek. Pozwoliliście na to bez żadnego problemu? – spytał prezenter.
- Na początku mieliśmy małe obiekcje i chcieliśmy jej to wybić z głowy, ale gdy pokazała nam swoje utwory to wtedy zrozumieliśmy, że tej dziewczyny nie można zmieniać, trzeba jej po prostu pomóc – powiedział Mikie.
- Czyli dajecie jej dowolność w tworzeniu piosenek?
- Zdecydowanie tak. Zresztą cały pomysł na trasę koncertową to jest w zasadzie połączenie naszych pomysłów z jej. Ade, może wygląda na nieśmiałą, ale gdy ją się bliżej pozna to wtedy wie się, że jej pomysły nie znają końca.
- Dziś dajesz swój pierwszy koncert. Co czujesz?
- Denerwuje się – powiedziałam ze śmiechem. – Czuję się zestresowana i nawet nie wiem czego mam się spodziewać. Występowanie na różnych uroczystościach to nie to samo co koncert przed halą pełną ludzi, którzy czekają na rozpoczęcie show przez swój ukochany boysband – powiedziałam.
            Pytania były zadawane jeszcze przez dobre dziesięć minut. Pytano mnie o wszystko. O to co robiłam nim zaczęłam śpiewać, o najbliższych. Starałam się nie przekraczać pewnej sfery prywatności, która zarezerwowana jest tylko dla mnie i dla moich najbliższych. Gdy wywiad dobiegł końca, puszczono teledysk, a nam pozwolono zejść z ognia kamer. Pierwsze co zrobiłam to rzuciłam się dredziarzowi na szyję.
- Byłaś genialna! Cudowna! Mówiłem, że dasz radę – powiedział ze śmiechem i podniósł mnie do góry.
-Dzięki Pat, że byłaś ze mną – to jej następnie rzuciłam się na szyję. – Matko jak dobrze, że to koniec.
- O nie moja droga – powiedział Mark. – To dopiero początek.
Każdy przecież początek to tylko ciąg dalszy, a księga zdarzeń zawsze otwarta w połowie. [4]
_________________________________________________________
[1] Urszula Sipińska – „Cudownych rodziców mam”
[2] Antoni Czechow
[3] Ashley Tisdale – „Suddenly”
[4] Wisława Szymborska
_____________________________________________________________
Pierwsza część rozdziału taka trochę słaba, bo pisałam ją po trzech godzinach filozofii, z bolącym gardłem, zapchanym nosem oraz początkującym kaszlem – nic mnie bardziej nie dobiło niż trzy godziny filozofii z profesorem, którego kompletnie nie rozumiem i który myśli szybciej niż mówi i z tego powodu nie kończy zdań. Bossssko. Już widzę sesję.
Druga część zdecydowanie lepiej mi poszła. No może z wyjątkiem wywiadu. Staram się jak tylko mogę ograniczać dialogi, bardziej chce skupić się na opisach – są jednak momenty (takie jak ten wywiad) gdzie dialog jest wręcz rzeczą niezbędną, więc mam nadzieje, że nie będzie Wam to przeszkadzało. Rozdział ma 8 stron… jestem przerażona jego długością. Mam nadzieję, że dotrzecie bez problemu do końca i nie będziecie mieli ochoty mnie za to zabić.
Dziękuję za każde dobre słowo. Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy.

Korzystając z okazji chcę Wam życzyć zdrowych i spokojnych Świąt Bożego Narodzenia, oraz tego byście zawsze spędzali je w rodzinnej atmosferze i przy akompaniamencie przepięknych polskich kolęd. Karpia bogatego i prezentów bez ości! :) 

Lady Spark 

piątek, 6 grudnia 2013

Rozdział trzeci: Męskie rozmowy

„Życie to brutalna, zapierająca dech w piersiach zabawa – jak skakanie ze spadochronem albo niebezpieczna górska wspinaczka. [1]
18 luty 2006 r.
       Jay wychodził właśnie ze swojego pokoju. Poprawił zielony t-shirt, który miał na sobie i skierował się do salonu, gdzie miał już czekać cały zespół. Dzisiejszego wieczora mieli zaprezentować się na otwarciu prestiżowego klubu, gdzie zwykli ludzie mogliby bawić się u boku największych gwiazd. Problemem był tylko wiek części zespołu, ale ostatecznie stwierdzono, że Chris, Richie oraz Mikel mają zakaz tykania jakiegokolwiek innego napoju z wyjątkiem wody, a pozostała dwójka ma uważać, by złe zdjęcia nie dostały się do prasy. Gdy brunet wszedł do salonu siedzieli już tam producenci czyli Mike i Mark i czekali na nich. Mężczyzna przywitał się z nimi.
- Gdzie reszta? – usłyszał pytanie.
- Pewnie jeszcze się szykują.
- Już jestem! – krzyknął Izzy i wskoczył Khan’owi na plecy.
- Złaź ze mnie dredowana małpo! – zawołał Jay ze śmiechem.
            Izzy był największym wariatem w zespole. To on najczęściej wpadał na szalone i nie zawsze mądre pomysły. Już podczas trwania programu w Ameryce jedną nogą był poza zespołem. Przemycił do domu pełnego nieletnich chłopaków alkohol co było surowo zabronione przez producentów. Nigdy wcześniej się tak nie denerwował. Nigdy wcześniej nie sądził, że może być dla niego coś ważniejszego niż zespół. Wtedy właśnie przekonał się, że to co chce robić to śpiewać i tańczyć dla ludzi, dawać im radość. Producenci okazali się łaskawi i zakończyło się na ostrzeżeniu, ale mimo to dalej był tym szalonym, zwariowanym i dla większości fanek ‘niegrzecznym’ mężczyzną. W zasadzie to była cała prawda o nim. Lubił dobrą zabawę, w dobrym towarzystwie. Nie ze wszystkimi od razu w grupie od razu się dogadywał. Miał problem ze złapaniem wspólnego języka z Chrisem, ale starał się. Niemiec był po prostu bardzo zamknięty w sobie i ciężko było przedrzeć się przez obronny pancerz, którym się osłonił. Z kolei najlepiej dogadywał się z Richiem. Razem wymyślali śmieszne kawały, które razem wykonywali. Nie zamierzał tracić życia na bycie poważnym. Chciał rozrywki. Chciał, żeby w jego żyłach ciągle krążyła adrenalina. To dawało mu kopa do pracy, do walki o siebie i o lepsze jutro.
Życie to brutalna, zapierająca dech w piersiach zabawa – jak skakanie ze spadochronem albo niebezpieczna górska wspinaczka. [1]
            Izzy, zeskoczył na podłogę. Usiadł koło Marka i czekał na resztę zespołu. Sława jaką zdobyli była oszałamiająca. Wystarczyło kilka miesięcy. Dwa single by ich płyta rozeszła się jak świeże bułeczki. O to chodziło w tym biznesie. Wiedział o tym. Za kilka tygodni mieli wypuścić kolejny singiel, nagrać teledysk. Co najważniejsze za kilka dni mieli ruszyć w trasę koncertową. Spotkania z fanami i dzielenie się swoją radością to było coś co go nakręcało. Nie mógł już się doczekać.
- A mam takie pytanie. Czy nowo poznana koleżanka również dziś z nami będzie się bawiła? – spytał producentów.
- Nie – odpowiedział Mike, nerwowo zerkając na zegarek.
- Dlaczego? Czy nie powinniśmy się lepiej poznać? – doczekiwał Izzy.
- Świat ujrzy ją dopiero w dniu premiery teledysku. Do tego momentu ma być anonimowa dla świata – wyjaśnił Mark. – No gdzie reszta?
- Blondyneczki pewnie nie mogą się zdecydować, którą bluzkę ubrać, a Mikel jak to Mikel pewnie zgubił się we własnym pokoju – powiedział Izzy, a Jay wybuchnął śmiechem.
- Kogo nazwałeś blondynką? – spytał Richie, gdy wszedł do salonu.
- Ciebie i Chrisa.
- Ta zniewaga krwi wymaga! – zawołał Stringini i zaczął uderzać Izzy’ego w ramię.
            Mężczyźni lub też chłopcy (jak kto woli) zaczęli udawać, że się biją. Towarzystwo zgromadzone w salonie zaczęło się śmiać. W końcu Richie krzyknął:
- Matko! Złamałeś mi paznokieć!
- Dramat! – wtórował mu Izzy.
- Mamo! – blondyn, podbiegł do Jaya i zaczął udawać, że płacze.
- A co tu tak wesoło? – spytał Mikel, który w końcu postanowił zejść na dół.
            On był z kolei największym indywidualistą w zespole. Zawsze wszystko robił sam i gdy nie miał na coś ochoty to po prostu tego nie wykonywał. Był najcięższą jednostką w grupie – jeśli chodzi o charakter. Nie wdawał się w awantury bez powodu, ale też nie pozwolił sobie wejść na głowę. Doskonale zdawał sobie sprawę, że by żyć w dobrej komitywie z pozostałymi członkami zespołu musi starać się do nich dostosować. Musi starać się dostosować, ale jednocześnie nie tracić swojej indywidualności. To było najtrudniejsze w tym wszystkim. Nie wiedział jak da sobie z tym radę. Nie mógł pozwolić żeby jego humory dominowały zespół, ale też nie mógł zatracić tego co czuje. Obawiał się, że nie podoła temu. Właśnie teraz gdy zyskali sławę zaczynało się życie pod presją Chciał tego. Chciał, żeby ludzie kupowali jego muzykę. Potrzebował tego. Potrzebował tego jak tlenu by oddychać. Bez tego umierał. Doskonale wiedział, że muzyka jest całym jego światem. Nie wyobrażał sobie bez niej życia. Bez niej i bez tańca jego życie byłoby nudne.
Lepiej zaliczać się do niektórych, niż do wszystkich. [2]
            Gdy czekali już na ostatniego członka zespołu Chrisa, wymieniali jakieś swoje zdania. Jednak Jay, który był najstarszy w całym zespole nie do końca wiedział czy młodzi panowie tacy jak Chris czy Richie są w stanie wygrać z ciążącą na nich presją. On wiedział czym jest show biznes. Nim trafił do zespołu pomagał Markowi i Mike’owi pisać teksty piosenek. Miał za sobą nawet nie mały sukces. Napisał utwór dla zespołu Overground. Piosenka ‘Schick mir’nen Engel’ była wielkim hitem, strzałem w dziesiątkę. Była numerem 1 na Mediacontrol – Single Charts [3]. Był z nich wszystkich najstarszy i starał się wprowadzić ich w ten wielki świat, ale byli tak różnymi osobowościami, że dogadanie się z każdym z nich było wielkim wyczynem. Jednak nie zrażał się od razu, wiedział, że ktoś musi okiełznać tę hałastrę prawie dorosłych mężczyzn. Na dodatek Mike i Mark postanowili dołączyć do nich młodą dziewczynę, która ze światem gwiazd nie miała wcześniej styczności. To co ją czekało mogło ją sprowadzić na złą drogę jeśli była słaba psychicznie. Jednak Jay znał osoby o silnej psychice, które nie podołały presji innych ludzi i stoczyli się z samej góry na sam dół. Nie było jednej wyznaczonej recepty na to by tego uniknąć. Trzeba było niezwykłej siły woli żeby to wszystko przeskoczyć i nie dać się zwariować.
- To co idziemy? – spytał Chris, który w końcu dołączył do reszty.
- No łaskawie jesteś – dociął mu Izzy.
- A oni znowu zaczynają – wymamrotał Jay i założył bluzę, którą rano zostawił w salonie.
            Na zewnątrz czekała już na nich czarna limuzyna, do której wszyscy wsiedli. Drogę do klubu spędzili w kompletnej ciszy jeśli do kompletnej ciszy można zaliczyć paplaninę Izzy’ego. Jay pokiwał tylko dezaprobatą głową. Czasami zastanawiał się jak on wytrzymał prawie rok z tym człowiekiem pod jednym dachem. Nie do końca to rozumiał, ale chyba jego anielska cierpliwość w końcu na coś mu była dana. Pół godziny później wysiadali w błysku fleszy i pisku fanek z limuzyny. Na ich twarze wypełzł uśmiech zarezerwowany tylko dla dziennikarzy i tych wszystkich dziewczyn. Byli zdecydowaną gwiazdą wieczoru. To dla nich przyszła część tych ludzi. Doskonale wiedzieli, że ¾ nie zostanie wpuszczone ze względu na swój wiek. Klub miał być prestiżowy i nie było mowy o wejściu na podrobiony dowód osobisty czy też na dowód koleżanki. Mieli pracować tu najlepsi ochroniarze jakich tylko Berlin znał. Wszystko miało być zawsze dopięte na ostatni guzik.
- Pamiętajcie, żeby najmłodsi nie pili alkoholu, a wy dwaj nie przesadźcie z nim – powiedział Mark, gdy pozował do zdjęć z całym zespołem i stał obok Jay’a.
- Spoko. Damy radę.
- I pamiętajcie, że za dwie godziny dajecie występ, więc serio uważajcie – zaznaczył Mike.
- Oki, Oki. Możemy iść już potańczyć? – spytał Izzy, gdy znaleźli się wewnątrz klubu.
- Idź i nie grzesz więcej – powiedział Richie i zginął w tłumie wyginających się ciał.
- Dzieciaki – szepnął do siebie Jay.
            Wnętrze klubu utrzymane były w kolorach granatowych z jasnymi dodatkami. Dało się zauważyć sporą ilość stolików przy których można było usiąść i napić się drinka. Tego dnia z wyjątkiem zwykłych gości pełno było gwiazd z całych Niemiec. Zaczynało się robić bardzo tłoczno, więc Jay razem z Chrisem i Mikelem poszli szukać stolika, który był dla nich przeznaczony. W końcu znaleźli. Nawet dobrze nie usiedli, gdy zostali osaczeni przez grupkę fanek, które domagały się autografów i zdjęć. Cierpliwie znosili wszystkie swoje zadania, a Mark i Mike pokazali uniesione kciuki do góry, że tak mają trzymać. Izzy i Richie tańczyli gdzieś na parkiecie. Brunet poszedł do baru i zamówił sobie samą cole. Obserwował całe towarzystwo, które bawiło się świetnie. Pokręcił tylko głową gdy do dwóch Amerykanów dołączyła reszta zespołu. Oparty o bar obserwował wszystkich i popijał napój. W końcu odstawił szklankę i dołączył do reszty.
            Takie okazje zespół miał rzadko. Nie mieli za wiele czasu na chodzenie po klubach. Większość czasu spędzali w trasie koncertowej lub w sali treningowej. Wszystko poświęcili dla tego sukcesu. Całe swoje życie prywatne, na które tak naprawdę nie mieli czasu. Rodziny widywali tylko od święta. Musiały wystarczyć im tylko rozmowy telefoniczne. Jay odganiał się od fanek jak od much. Nie chciał być nie miły, ale te dziewczyny były wręcz natrętne i za dużo sobie pozwalały. W końcu postanowił udać się do stolika zespołu i tam przeczekać do występu. Na szczęście ich stolik został już ogrodzony specjalną taśmą i pilnowany był przez ochroniarzy. Zastanawiał go plan Marka i Mike’a odnośnie tej młodej dziewczyny, którą im przedstawili kilka dni temu. Nawet nie pamiętał jak się nazywała. To, że nie chcieli jej pokazywać nikomu przed pierwszym oficjalnym wywiadem było dość dziwne. Słuchacze nawet nie wiedzieli jak ona wygląda. Sam pseudonim jaki znali było to za mało. Mogło to jednak pójść w dwie strony w dobrą i złą. Mark i Mike nigdy nie zrobili złego kroku w wytwórni, więc najprawdopodobniej wiedzieli co robią.
- Mam dość – powiedział Izzy i usiadł naprzeciwko Jay’a.
- No nie mów – zaśmiał się Brytyjczyk.
- Poważnie ci mówię. Te wszystkie dziewczyny są jakieś napalone. Jakby nie miały swojej godności.
- O tu się z tobą zgodzę. Są bardzo nachalne – rzekł Jay.
- Nie mógłbym być z taką kobietą. Serio. Jak można być z kimś kto dla ciebie zrobiłby wszystko?
- Wiesz, one mają o nas inne wyobrażenie. One kompletnie nie znają ani ciebie ani mnie. Wszystko to co o nas wiedzą to jest tylko powłoka. Gdyby poznały nas naprawdę to najprawdopodobniej nie chciałyby zamienić z tobą ani jednego słowa – powiedział Jay.
- A może z tobą by chciały? – rzucił Izzy.
- Pewnie i nie. Zresztą w większości jestem od nich starszy o jakieś pięć lub sześć lat – jeśli nie więcej – więc to nie moja kategoria wiekowa.
- Moja też nie.
- Serio? Patrząc na twoje zachowanie to odnoszę inne wrażenie – zaśmiał się Khan.
- Wiesz co? Nie zdziw się, jak któregoś razu skopię ci tyłek – stwierdził Gallegos.
- Ooooo już się boję…
- Chłopaki za chwilę zaczynamy występ – powiedział Mikel, który pojawił się niewiadomo kiedy.
______________________________________________________________
[1] Paulo Coelho
[2] Andrzej Sapkowski
[3] Kontrolowanie Mediów – Najlepsze Single
_______________________________________________________________
Początkowo ten rozdział miał wyglądać inaczej, jednak w końcu mnie oświeciło jak ma to wyglądać, żeby uwzględnić propozycję Tea. Cóż mam nadzieję, że to wszystko ma jakiś sens. Ja pisząc to odczuwam wewnętrzny spokój. Chyba tego potrzebowałam. Takiego powrotu za czymś za czym tęskniłam.
Wiem miało nie być dużo US5, ale taki rozdział pisany bardziej z ich perspektywy powinien być, bo przybliży Wam jednocześnie ich postaci.
Wesołych Mikołajek :*

Pozdrawiam, Lady Spark. 

sobota, 23 listopada 2013

Rozdział drugi: Przyjaciółki

„Możemy dotknąć jutra dziś, żeby stworzyć trochę wspomnień, które nigdy nie wyblakną. [2]”
15 luty 2006 r.
            - Podrzucić cię? – spytał Richie gdy wychodziliśmy z Triple M Music.
- Nie, dzięki. Jestem samochodem – odpowiedziałam i zamachałam kluczykami.
- Zmotoryzowana – skomentował Mikel ze śmiechem.
- A jak. Widzimy się za tydzień – powiedziałam i wsiadłam do srebrnego BMW E 90. Zamykając drzwi usłyszałam tylko głos Izzy’ego:
- Czemu ona ma taki samochód, a ja nie?
            Zaśmiałam się głośno, czego nie było słychać na zewnątrz i odjechałam z piskiem opon. Czułam się dziwnie. Wszystko zaczynało mieć nagle swój realny kształt. Przemierzając zatłoczony Berlin uśmiechałam się sama do siebie. Samochód dostałam od rodziców po tym gdy dostałam się na studia medyczne. Byli szczęśliwi, że poszłam w ślady mamy, więc postanowili mi to jakoś wynagrodzić, że wytrzymałam ich presję. Cóż, długo się nie nacieszyli, bo po roku zawiesiłam swoją naukę i wylądowałam w studiu muzycznym by nagrywać swój pierwszy, debiutancki album. Wszystko było w zasadzie dopięte na ostatni guzik. Album był gotowy i czekał tylko na datę premiery czyli na połowę kwietnia. Singiel grany w radiach a teledysk był gotowy  do ujrzenia światła dziennego. Wszystko miało ruszyć za równy tydzień. Cieszyłam się, że zaczynam przygodę życia, ale jednocześnie czułam niepokój, że coś może pójść nie tak. Na dodatek wciągnęłam w to wszystko moją przyjaciółkę Patricię, która również rzuciła z tego powodu studia z tym, że farmaceutyczne. Byłam odpowiedzialna nie tylko za siebie, ale i za zwariowaną blondynkę, która postanowiła być moją charakteryzatorką. Zawsze jej powtarzałam, że powinna wybrać inny kierunek studiów, bo na farmacji będzie się marnowała. Miała prawdziwy talent do tworzenia makijaży oraz fryzur. Zawsze wyglądała nienagannie. Gdy byłyśmy jeszcze w liceum uczęszczała na kilka kursów dzięki, którym była jeszcze lepsza. Wszystko zależało od tego jak sprzeda się mój singiel. Wszystko zależało od jednej piosenki. Jeśli coś by się nie udało, wiedziałam, że nie tylko ja pójdę na dno… za mną również pójdzie Patricia. To była duża odpowiedzialność, o której zaczęłam myśleć dopiero wtedy gdy było za późno na wycofanie się. Wtedy już tylko publiczność mogła mnie pogrzebać.
            W końcu dotarłam pod blok, w którym mieszkałam z Patricią. A w zasadzie od tego dnia miałam mieszkać. Mieszkanie dostałam w spadku po babci. Rodzice zgodzili się, żebym w końcu w jakiś sposób się usamodzielniła. Zastanawiałam się jak dogadam się z tą długonogą blondynką. Była istną wariatką. Wszędzie jej było pełno. Potrafiła robić milion rzeczy na raz. W jednej chwili się śmiać, by w następnej zacząć płakać. Istna woda i ogień w jednym, ale właśnie za to ją kochałam. Uzupełniałyśmy się. Ja byłam bardziej poważna i stonowana, z kolei ona miała w sobie energii za nas dwie.
Przyjaciele - jedna dusza w dwóch ciałach. [1]
            Zaparkowałam samochód i ruszyłam w stronę swojego bloku. Towarzyszył mi tylko głos obcasów. Była mroźna zima. Marzyłam już o wiośnie i lecie, kiedy będzie można zdjąć już ciężki płaszcze i kurtki by ubrać coś lżejszego i bardziej zwiewnego. Mieszkanie znajdowało się na piętrze. Składało się z salonu, dwóch sypialni, z których jedna kiedyś należała do mojego dziadka od strony mamy  i jego brata, oraz łazienki, toalety i kuchni. Ledwo weszłam do przedpokoju i o mały włos, a już leżałabym jak długa. Potknęłam się o coś, tylko klamka, której się złapałam uchroniła mnie od upadku. Spojrzałam w dół, a sprawcą mojego niedoszłego zderzenia z panelami był but. I oczywiście ten but nie należał do mnie. Był to czarny botek na dziesięciocentymetrowym obcasie. Jego właścicielką była moja najlepsza przyjaciółka Patricia, która tego dnia miała się do mnie wprowadzić. Mogłam się spodziewać, że od wejścia zastanę bałagan. Blondynka nie należała do osób, które uwielbiały porządek i ten wcale się ich nie trzymał. Wszędzie walały się jej ubrania, rzeczy i kosmetyki. Włosy stanęły mi dęba mimo, że były związane w ciasny kucyk. Już zaczynałam żałować swojej propozycji. Mimo to dzielnie brnęłam w głąb swojego mieszkania tym razem już patrzyłam pod nogi by znowu o nic się nie potknąć. W salonie mojej przyjaciółki nie było. Na całe szczęście jej ubrania walały się wszędzie z wyjątkiem fortepianu, który stał pod ścianą. Nie znosiłabym jakiś ubrań na tym instrumencie. Gdy skończyłam osiem lat poszłam pierwszy raz do szkoły muzycznej i to był pierwszy instrument, na którym uczyłam się grać. Darzyłam go wielkim uczuciem. To on zapoczątkował moją pasję do muzyki. Wiele wyrzeczeń kosztowało moich rodziców kupienie mi fortepianu. Jednak cztery lata temu w końcu udało im się spełnić moje marzenie i w tym mieszkaniu stanęło moje cudo. Patricia doskonale wiedziała jaki jest on dla mnie cenny. Odłożyłam swoją niebieską torebkę z nadrukiem i skierowałam się do pokoju, który od teraz miał należeć do Pati. Idąc w dobrej chwili zrobiłam unik, bo udało mi się nie dostać po głowie czerwonym materiałem, który jak się mogłam domyślić był sukienką lub spódnicą blondynki.
- Długo masz zamiar robić z mojego mieszkania pobojowisko? – spytałam starając się stąpać po panelach tak, żeby nie nadepnąć na żadne z ubrań. Przechodzenie po polu minowym było łatwiejsze.
- O cześć. Nawet nie usłyszałam jak weszłaś – powiedziała i odwróciła się do mnie z uśmiechem. – Ja to zaraz posprzątam. Po prostu szukam moich zielonych spodni. Są mi natychmiast potrzebne.
- Wychodzisz gdzieś? – spytałam i odsunęłam z kanapy ubrania by móc chociaż na kawałku usiąść.
- Tak. Z ludźmi z roku na imprezę, wiesz moja ostatnia z nimi. Chcesz iść z nami? – spytała i dalej rzucała ubraniami.
- Wiesz, że nie mogę. Mam kompletny zakaz pokazywania się w miejscach publicznych o nie do końca dobrej reputacji do czasu wyjścia singla i teledysku – odpowiedziałam. – Swoją drogą, zupełnie nie wiem czy będzie sens, żebyś układała to znowu do szafy – dodałam, składając jakieś bluzki obok mnie.
- Dlaczego?
- Za tydzień ruszamy w trasę. Zaczynamy od Berlina, ale potem już całe Niemcy, Austria i Szwajcaria – powiedziałam.
- Aaaaaaaaaaa! – to był jeden wielki krzyk. Cud, że bębenki uszne mi nie popękały. – Mówisz serio? – Patricia natychmiast znalazła się przy mnie.
- Serio, serio. Dziś Mark i Mike mi powiedzieli. Przedstawili mi zespół przed, którym będę występować.
- I kto to jest? – Patricia umierała z ciekawości.
- Wiesz co? Oni niedawno zdobyli sławę. Jest piątka chłopaków każdy inny, no z wyjątkiem dwóch blondynków, którzy na upartego mogliby uchodzić za bliźniaków.
- Boysband? – przyjaciółka dla pewności spytała.
- Yhym – przytaknęłam.
- Gosh… Nienawidzę boysbandów – usłyszałam.
- To tylko przejściowe. Mark i Mike są pewni, że mój singiel odniesie sukces, a co za tym idzie i płyta. Gdy tylko tak się stanie przestanę być ich suportem i zacznę samodzielną trasę.
- Uffff. To dobrze, myślałam, że to ma być już tak na stałe. Mam was! – krzyknęła radośnie, gdy w końcu z jednej z wielu walizek wyciągnęła swoje zielone spodnie.
- Moje mieszkanie jest uratowane. Pójdę sobie pograć trochę na gitarze – powiedziałam. – Możesz to wszystko ogarnąć nim wyjdziesz? – spytałam.
- Jasne. Mieszkanie będzie lśniło czystością jak nigdy – zapewniła mnie.
- Powątpiewam – szepnęłam tak żeby mnie nie usłyszała i poszłam do swojego pokoju.
            Usiadłam na łóżku. Z futerału, który stał przy nogach wyjęłam gitarę. Przejechałam delikatnie po jej strunach, a one wydały z siebie najwspanialszy i najdelikatniejszy dźwięki. Z szafki przy łóżku wyjęłam zeszyt z nutami. Miałam tam zapisaną jedną melodię. Chodziła mi ona po głowie dość długo, ale niestety nie mogłam napisać do niej żadnego tekstu. Zaczęłam grać. W myślach słyszałam jeszcze do tego akompaniament fortepianu. Wszystko było zapisane na dwóch kratkach papieru, ale ja nie miałam do tego słów. Ta niemoc doprowadzała mnie do szału. Jednak dalej uparcie grałam z nut i próbowałam coś to tego dopasować. Dźwięki strun to było coś co mnie odprężało, a byłam zestresowana. Coraz mocniej zaczęło do mnie docierać to, że moje życie zaczyna się zmieniać. Nie wiedziałam czy tego chce. Wiedziałam, że chce spróbować. Zobaczyć jak to jest, ale nie wiedziałam czy chce mieć to na stałe. Nie wiedziałam czy chce wszędobylskich dziennikarzy, którzy będą tropić każdy mój ruch i zadawać przedziwne pytania. Nie wiedziałam czy jestem gotowa na krytykę tylu osób. Jednak to była moja szansa, mój czas. Możliwe, że wszystko pójdzie inaczej i poza jedną płytą nic więcej nie wydam i może nie pojadę w żadną samodzielną trasę koncertową. To było możliwe, ale chciałam mieć pewność, że podjęłam ryzyko, że zaryzykowałam i nie będę żałowała straconej szansy.
Przyszłość nadchodzi
Złap ją jeśli potrafisz
Magia jest wszędzie
Kiedy trzymasz to w swoim ręku
Możemy dotknąć jutra dziś,
Żeby stworzyć trochę wspomnień, które nigdy nie wyblakną. [2]
            Uderzałam w struny gitary i grałam cały czas tą samą melodię i liczyłam na to, że słowa same przyjdą, że nagle coś mnie oświeci. Jednak jak na złość w głowie była totalna pustka. Wiedziałam jednak, że słowa w końcu przyjdą. Kołatały mi się gdzieś w głowie tylko nie mogłam ubrać tego w pasujące do siebie zdania. Po dwóch godzinach wygrywania jednej melodii odłożyłam zrezygnowana gitarę. Spojrzałam na szafę, która zajmowała całą długość ściany. Były tam tylko ubrania. Od kilku lat nie wyrzuciłam z nich nic. Wszystko mogło mi się przydać. W przedpokoju stało około pięciu moich walizek i kilka pokrowców na sukienki. Musiałam zabrać część swoich rzeczy, bo w czymś trzeba występować. Nie chciałam nawet żeby wytwórnia kupowała mi nowe ubrania. Miałam swoje, które jeśli dobrze się połączyło mogły wyglądać bardzo dobrze. Postanowiłam zacząć już się pakować. Z przedpokoju wzięłam jedną walizkę i ułożyłam ją na łóżku. Zaczęłam wyjmować spodnie i przeglądać, które wezmę, a które zostawię. Początkowo trasa miała być kilkutygodniowa, ale ostatecznie podpisano umowę, że będę suportem do końca występów US5 w tym sezonie. Układałam je dokładnie na dnie walizki. W trasie będziemy z Patricią wszystko planować. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Proszę – powiedziałam.
- Wychodzę – usłyszałam głos blondynki, która zajrzała do środka.
- Już? – spytałam zdziwiona i spojrzałam na zegarek.
- No troszkę sobie pobrzdąkałaś na tej gitarze – usłyszałam.
- Straciłam poczucie czasu.
- Na pewno nie możesz iść ze mną?
- Nie mogę. Kontrakt. Baw się dobrze. Ja się trochę popakuję. Zupełnie nie wiem jak ja się zmieszczę w te pięć walizek.
- Dasz radę. Lecę. Nie czekaj na mnie – usłyszałam.
- Nie zamierzam – powiedziałam ze śmiechem.
            Blondynka wyszła z mieszkania, a ja wróciłam do swojej czynności, czyli próby upchania wszystkich swoich rzeczy w walizce.
________________________________________________________________
[1 ] Arystoteles
[2] Christina Aguilera - Celebrate the future
________________________________________________________________
Powiedzmy sobie szczerze, że ten rozdział wyszedł mi już lepiej. Nie jest taki przegadany. Jest w nim więcej przemyśleń. To, że Ade spotkała już US5 na swojej drodze nie znaczy, że od razu będzie ich tu nie wiadomo ile. Na samym początku będzie ich trochę mniej. Najbardziej chce pokazać jej życie jako wschodzącej gwiazdy. Wiadomo, że będzie to trochę podkoloryzowane, ale przecież to tylko opowiadanie.
Dziękuję za wszystkie cudowne komenatrze pod pierwszym rozdziałem. Dodaliście mi skrzydeł.
Kocham Was!

Wasza Lady Spark

sobota, 9 listopada 2013

Rozdział pierwszy: Początki

„Teraz stoję tu i ja jestem ciągle tą samą dziewczyną. [2]”
15 luty 2006 r.
            Siedziałam  na czarnej skórzanej kanapie w białym pokoju i czytałam książkę. Za kilka minut miałam spotkać się ze swoimi producentami i menagerami. Mieli tylko skończyć jakąś ważną rozmowę z nowym zespołem i nagrać jakąś piosenkę. Ludzie z Triple M Music odnaleźli mnie w tłumie dziewczyn, które chodzą po całych Niemczech. Śpiewałam właśnie na jakimś festynie i gdy skończyłam podeszło do mnie dwóch mężczyzn, którzy zaoferowali współpracę. Był wtedy wrzesień 2005 roku. Wszystko potoczyło się w zaskakującym tempie. Kontrakt, nagrywanie pierwszej płyty. Nie do końca wiedziałam co się dzieje. Na szczęście była przy mnie moja rodzina, która wspierała każdy mój krok. Czujny jak zawsze tata poprosił o sprawdzenie kontraktu swojego brata, który wyłapał kilka niejasności. Dzięki temu mam chyba najbardziej elastyczny kontrakt w dziejach całej muzyki. To moje teksty znajdują się na płycie, która za półtora miesiąca ukaże się na sklepowych półkach, to ja sama dobieram sobie strój na koncert. Otaczam się ludźmi, których znam i którym ufam. Tylko to się liczyło, że byli ze mną ci, którzy od początku do końca wierzyli w mój sukces. Ja sama nie wysyłałam żadnych płyt demo do wytwórni muzycznych. Dziewczyn jak ja w Niemczech było miliony i wcale nie uważałam, że mój głos jest jakiś wyjątkowy. Śpiewając, nie fałszowałam i to było najważniejsze dla organizatorów różnych festynów. Dzięki takim występom udawało mi się czasem zaoszczędzić trochę centa na własne wydatki i to się liczyło. Jednak gdy nadarzyła się okazja nie mogłam jej odrzucić. Chciałam zaryzykować i zobaczyć jak to jest w wielkim świecie.  
            Nie byłam wcale zdziwiona tym, że zespół jeszcze nie wyszedł z pomieszczenia. Zazwyczaj Mark i Mike przetrzymywali swoich podopiecznych. Ja chociaż dzięki ich ‘zasiedzeniu’ mogłam dłużej poczytać. W końcu jednak drzwi otworzyły się i wyszedł z nich wysoki brunet, który na mój widok uśmiechnął się.
- Ade, wejdź proszę – powiedział i poczekał, aż wstałam i spakowałam książkę do torby.
            Weszłam do średniej wielkości studia muzycznego, w którym stało już pięciu chłopaków, a Mark rozmawiał z nimi. Gdy doszłam jeszcze ja do tego składu to zrobił się lekki tłok. Uśmiechnęłam się delikatnie i poprawiłam kucyka. Za kilka dni miałam ruszyć w swoją pierwszą trasę koncertową. Nie samodzielną, oczywiście. Miałam być suportem przez jakimś zespołem. Od czegoś trzeba było zacząć.
- Wejdź proszę kabiny – usłyszałam Mike’a, który cały czas się do mnie uśmiechał.
            Bez słowa sprzeciwu zrobiłam to o co mnie prosił. Odłożyłam swoją niebieską torebkę z nadrukami na jakąś wieżę, która stała obok mnie i weszłam do pomieszczenia. Poprawiłam beżowy sweterek i założyłam słuchawki na uszy. Nie do końca wiedziałam, czemu piątka facetów ma słuchać tego jak śpiewam. Trochę mnie to krępowało. Nie miałam jeszcze za sobą swojego pierwszego wielkiego występu, więc obecność więcej niż trzech osób, które już dobrze znałam powodowała tremę.
- Ade, zaśpiewasz swój pierwszy singiel? – usłyszałam głos Mark’a.
- Spoks – odpowiedziałam. Usłyszałam pierwsze nuty i zaczęłam śpiewać: Guess this means you're sorry… You're standing at my door… My life would suck without you… [1]
Nagle czas, czuję go jak wiatr
To zmienia wszystko gdzie się ruszę
Ja tylko próbuję się wpasować
Teraz stoję tu
I ja jestem ciągle ta samą dziewczyną
Podążam za sercem
W tym zdumiewająco szalonym świecie. [2]
            W śpiew wkładałam całe swoje serce. Na początku pamiętałam o tym, że słucha mnie pięciu obcych facetów, ale im dalej śpiewałam tym po prostu oni stawali mi się coraz bardziej obojętni. Gdy tylko zaczynałam cokolwiek nucić cały świat tracił dla mnie znaczenie. Mogłam tak całą wieczność. Dopiero gdy mój świat zaczął stawać na głowie zrozumiałam, że chce to robić, bo lubię i mogę sprawić innym przyjemność. Wiele osób z moich przyjaciół stało się wrogami. Starałam się nie przejmować tym i unikać tych, którzy teraz chcieli wbić mi nóż w plecy. To było moje życie i tylko ja mogłam je przeżyć tak jak chciałam. Najważniejsze było dla mnie, że była ze mną moja rodzina i najlepsza przyjaciółka Patricia. To ona miała podczas mojej trasy koncertowej odpowiadać za mój makijaż i fryzury. Miała do tego rękę dziewczyna i ufałam jej pod każdym względem. Nigdy mnie nie zawiodła, a mojej mamie kamień spadł z serca, że nie będę sama.
            Tę piosenkę napisałam bardzo dawno temu. Pod wpływem jakiegoś impulsu. Miałam wtedy bardzo dobry humor i postanowiłam przelać to na papier. Początkowo chciałam żeby to była piosenka o przyjaźni, ale gdy zaczęłam coś brzdąkać na gitarze słowa same zaczęły zalewać moją głowę. Oczywiście w wytwórnia pomogła mi z melodią, dodali inne instrumenty. Jednak tekst został niezmieniony. Właśnie to był warunek kontraktu, który wynegocjował mój wujek. Już na samym początku panowie z wytwórni obiecali mi, że będę mogła nagrywać piosenki z własnymi słowami i muzyką. Jednak gdy wujek zaczął przeglądać kontrakt okazało się, że niczego takie tam nie ma. Była za to cała masa innych klauzul, która strasznie ograniczała mnie nie tylko służbowo, ale i prywatnie. Wujek od kilku lat zajmuje się właśnie kontraktami gwiazd i nie raz i nie dwa miał styczność z czymś takim. Brat taty urzędował głównie w Wielkiej Brytani, ale gdy poprosiłam go o pomoc od razu się zgodził. Otwarcie powiedziałam, że to nie są warunki o jakich rozmawialiśmy i jeśli chociaż w połowie nie zostaną one zmienione to ja rezygnuje, bo nie zatracę sama siebie dla kariery. Musiałam starać chronić siebie. W domu wuja często słyszałam opowieści o tym jak młode gwiazdy staczają się na dno. Moja rodzina też się tego obawiała, jednak ja wiedziałam jaką chce muzykę tworzyć i w którą stronę chcę iść. Na dodatek przemawiał za mną fakt, że gdybym nie zaczęła śpiewać zawodowo, zawsze mogłam wrócić na studia medyczne i kontynuować naukę. Zawsze miałam wyjście i alternatywę.
- My life would suck without you… [1]zakończyłam piosenkę.
- Chodź do nas – usłyszałam.
            Odwiesiłam słuchawki i wyszłam z kabiny. Dopiero gdy wyszłam przypomniałam sobie, że stało tam przecież pięciu obcych mężczyzn, którzy słuchali mojego zawodzenia. Spłonęłam rumieńcem, by go ukryć schyliłam się i udałam, że muszę zawiązać botka. Gdy poczułam już, że moja twarz nabiera normalnego koloru podniosłam się i poprawiłam spodnie. Na twarz przywołałam lekki uśmiech i spojrzałam pytająco na producentów.
- Ade, chcemy ci przedstawić zespół przed którym będziesz grała.
- Spoko – odpowiedziałam i posłałam chłopakom uśmiech.
- Oni sami przed chwilą, dosłownie przed chwilą, zdobyli sławę i uważamy, że to dobry pomysł, żeby cię wypromować szerszej widowni. Na razie tylko w Niemczech, ale uważamy, że za kilka miesięcy rozwiniesz skrzydła dalej – powiedział Mike, a ja usiadłam na krześle, które podał mi jeden z piątki.
- A kiedy to się wszystko zaczyna? – spytałam.
- Za tydzień wypuszczamy teledysk do singla. Wtedy dasz również pierwszy wywiad, a wieczorem koncert – odpowiedział Mark.
- Panowie jak już wiecie to jest Ade i będzie z wam towarzyszyła.
- Ale sama się mogę przedstawić – powiedziałam.
            Wstałam i podałam ręką jednemu z dwóch blondynów.
- Adrianna, ale mówicie Ade – rzekłam.
- Chris, miło cię poznać.
            Następny był niewysoki mężczyzna z dredami oraz masą kolczyków i kilkoma tatuażami.
- Kłaniam się nisko, Izzy – usłyszałam.
- Już cię lubię – powiedziałam ze śmiechem.
- Z wzajemnością – odpowiedział, a ja posłałam mu perskie oko.
            Gdy już formalności mieliśmy za sobą mogłam wrócić do swojego mieszkania i zacząć się powoli pakować.
            Życie czasami nas zaskakuje, a ja tego dnia siedząc na kanapie i Triple M Music nie wiedziałam jeszcze co ono dla mnie ma.
Przeznaczenie zazwyczaj czeka tuż za rogiem. Jakby było kieszonkowcem, dziwką albo sprzedawcą losów na loterię: to jego najczęstsze wcielenia. Do drzwi naszego domu nigdy nie zapuka. Trzeba za nim ruszyć. [3]
_____________________________________________________________
[1] Tłumaczenie : To chyba znaczy, że jest Ci przykro. Stoisz w moich drzwiach…
Moje życie było by do niczego bez Ciebie
Oryginalne wykonanie: Kelly Clarkson
[2] Ashley Tisdale – Suddenly
[3] Carlos Ruíz Zafón
_______________________________________________________________
Wow. Wracam do korzeni. Wracam do początków. Może to szaleństwo, ale od pewnego czasu nie mogę spokojnie spać by nie myśleć o tej historii. Dojrzewała ona we mnie od dawna. Jednak teraz wiem, że czas na nią.
Nawet gdybym miała pisać dla jednej osoby, którą z pewnością będzie Tea, to zrobię to. Dociągnę to do końca. Od pierwszej litery do ostatniej kropki. Muszę. Czas na powrót do korzeni.
Teksty piosenek, które będzie śpiewała Ade, będę dawała Wam po angielsku, a w przypisie ich tłumaczenie i oryginalnego wykonawcę.
Poznajcie Ade i zespół, od którego wszystko się zaczęło.

Zawsze Wasza Lady Spark