wtorek, 29 kwietnia 2014

Rozdział jedenasty – Kolejne kłótnie

„Sława jest sumą nieporozumień, jakie zbierają się wokół nowego nazwiska. [1]”
30 marca 2006 r.
- Wejść! – krzyknęłam z łazienki, gdy usłyszałam pukanie do drzwi hotelowych.
Właśnie rozpakowywałam swoją kosmetyczkę. Chciałam się odświeżyć przed kolacją. Marzyłam tylko o relaksującej kąpieli. Czułam, że moje całe ciało jest spięte, bo kilkugodzinnej podróży. Odłożyłam kosmetyczkę i wróciłam do głównego pokoju.
- Co jest Izzy? – spytałam Amerykanina, który w najlepsze leżał na moim łóżku.
- Czekam na ciebie – usłyszałam w odpowiedzi. Podniosłam prawą brew w geście zdziwienia i czekałam na ciąg. – Wychodzimy – zakomunikował mi jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
- Nigdzie nie idę. Właśnie zamierzałam iść, wziąć gorącą kąpiel.
- Nie marudź mi tutaj, ok.? Idziemy wszyscy.
- Izzy, daruj. Po tej kilkugodzinnej jeździe cała jestem sztywna jakbym kij połknęła. Chce się zrelaksować – marudziłam, gdy Gallegos zakładał mi kurtkę.
- Grzeczna dziewczynka. Trzymaj kartę, bo musisz się potem do pokoju dostać – powiedział dredziarz i wypchnął mnie z pomieszczenia.
- Ale ja już chce się tam dostać – powiedziałam buntowniczo.
- Matko, jaka marudna z ciebie kobieta. Nie możesz po prostu bez marudzenia wyjść z nami na spacer? – spytał Izzy obejmując mnie ramieniem.
- Nie – odpowiedziałam zdecydowanie.
            Podeszłam do rozmawiających dziewczyn. Rozejrzałam się dookoła i zauważyłam, że brakuje tylko Jay’a i Richiego. Patricia i Ursula rozmawiały o jakimś pokazie mody, o którym ja jak to zazwyczaj bywało nie miałam zielonego pojęcia. Poważnie nie miałam ochoty na żaden spacer. Chciałam tylko odpocząć. Mój organizm nie był przygotowany do tak szalonego trybu życia. Z każdym dniem jednak coraz lepiej znosiłam trudny podróży, jednak nie do końca czułam się wypoczęta. Poprawiłam rozpuszczone włosy i zapięłam kurtkę. Postanowiłam na całą resztę poczekać na zewnątrz. Na dworze powoli pojawiała się wiosna. Stawiała bardzo malutkie kroczki, ale w powietrzu czuło się jej pierwsze powiewy. Nie mogłam się doczekać kiedy zrobi się już ciepło i będzie można zrzucić te wszystkie kurtki, swetry i ciepłe buty. Miałam dość chłodu. W końcu cała reszta wyszła również z hotelu.
            Ursula szła gdzieś ze swoją grupą tancerzy, co nie bardzo podobało się Richiemu.
- A ty nie idziesz z nami? – spytał ją.
- Obiecałam im, że pokażę im Zurych. Mój tata stąd pochodzi, więc znam go jak własną kieszeń – wyjaśniła z uśmiechem, a potem zaczęła gonić kolegów i koleżanki, którzy odeszli już spory kawałek.
- Nie przejmuj się – powiedziałam. – Jeszcze z nią pogadasz – dodałam.
- Nie wiem, zupełnie o co ci chodzi – zaprzeczył natychmiast blondyn.
            Pokiwałam tylko głową. Doskonale widziałam jak Stringini patrzył na Ule. Z pewnością nie patrzył na nią ta jak patrzy zwykły kolega. Była między nimi chemia, ale musieli sami do tego dojść. Nikt nie mógł im w tym pomóc. Nie zamierzałam bawić się w swatkę. Byli dorosłymi ludźmi i doskonale wiedzieli czego chcą od życia. Ja miałam własne problemy i zmartwienia. Spacerowałam zupełnie odseparowana od reszty. Dochodziły mnie ich śmiechy, ale nie byłam nimi kompletnie zainteresowana. Chodziliśmy po całym Zurychu. Uwielbiałam zwiedzać inne miasta. Poznawać ich historię, kulturę i zabytki. Stawały się częścią mnie. Gdy byłam mała moją ulubioną rozrywką w każde rodzinne wakacje było zwiedzanie. Nie w moim stylu było wygrzewanie się na plaży – gdy podrosłam moje nawyki uległy sporej zmianie, ale dalej kochałam wędrować po świecie i poznawać nowe rzeczy – czy też chlapanie się w morzu. Historia zawsze była moim konikiem. Tak było i koniec. Gdy podrosłam chętniej dzieliłam czas na opalanie się czy też pływanie w morzu lub oceanie. Jednak dzięki rodzicom rozwijałam swoje zainteresowania.
- Ade! Ade, zaczekaj! – usłyszałam wołanie Mikela, więc stanęłam w miejscu, aż mulat zrówna się ze mną.
- Co tak od nas się odseparowałaś? – spytał.
- A lubię tak sobie sama pochodzić po mieście i pomyśleć – odpowiedziałam z uśmiechem.
- No to spoko. Pochodzisz i pomyślisz sobie dalej jak załatwimy najpierw jedną rzecz.
- Jaką? – spytałam.
- A bo widzisz Jay ma jutro urodziny – powiedział Izzy, który pojawił się niewiadomo kiedy.
- Powiem mu wszystkiego najlepszego – stwierdziłam.
- Nie o to nam chodzi. Chcemy po naszym koncercie wprowadzić na scenę wielki tort i poprosić wszystkich żeby zaśpiewali – wyjaśnił mulat.
- No to zaśpiewamy – zgodziłam się.
- Chociaż w sumie mogłabyś sama ubrać się w taką słodką różową sukienkę jak Marilyn Monore i zaśpiewać mu pięknie „Happy Birthday”, a na koniec zostawić mu na policzku ślad swojej ogniście różowej szminki. Brakuje ci w sumie tylko blond włosów, ale i je byśmy załatwili – stwierdził Izzy.
- Jesteś głupi. Wiesz o tym? – spytałam.
- No co? To nie moja wina, że Khan otwarcie na ciebie leci – bronił się Izzy.
- Co robi? – spytałam, ale nie dostałam odpowiedzi, bo zostałam brutalnie odepchnięta przez jakąś obcą dziewczynę.
            Gdy udało mi się opanować równowagę tak, żeby nie zaliczyć bliskiego spotkania z kostką brukową po której właśnie stąpałam, zauważyłam, że chłopaków otoczyła spora grupka fanek i dziewczyn wcale nie ubywało. Rozejrzałam się z przyjaciółką, która szła między Chrisem, Jay’em i Richiem, ale nigdzie nie mogłam jej znaleźć. Dopiero po dłuższej chwili pojawiła się po drugiej stronie zacnego zgromadzenia fanek.
Sława jest sumą nieporozumień, jakie zbierają się wokół nowego nazwiska. [1]
            Rozmasowałam bark, który ucierpiał w starciu z całą grupą dziewczyn. Jedna z nich próbując dostać się do chłopaków uderzyła mnie łokciem w bark.
- Wszystko w porządku? – spytała mnie Patricia, gdy już do mnie doszła.
- Tak. Któraś z tych wielkich fanek, uderzyła mnie łokciem w bark. Ale ogólnie przeżyłam nalot – odpowiedziałam.
- Czekamy na nich?
- Chcesz stać i marznąć? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie. – Przecież zajmie im to z dwie godziny jak nic – dodałam, patrząc na powiększający się wokół piątki chłopaków tłum.
- Masz rację. W sumie to chyba pół Szwajcarii zleciało do Zurychu na ich koncert – skomentowała Pati ze śmiechem.
- Drugie pół pojawi się jutro. Chodź pójdziemy gdzieś na kawę i poczekamy na nich, albo same trafimy do hotelu – zaproponowałam.
            Długo nie musiałyśmy szukać kawiarni. Weszłyśmy do niewielkiego pomieszczenia urządzonego w stylu retro. W środku było romantycznie i niepowtarzalnie. Dosłownie jakby był to kadr wyjęty ze starego filmu. Zimne tapety świetnie współgrały z ciepłymi meblami rodem wyjętymi z lat 60-tych. Uśmiechnęłam się na ten widok. Zajęłyśmy miejsce przy oknie. Przystojny kelner podszedł do nas i z największą gracją podał nam kartę kaw i deserów. Odszedł na chwilę dając nam czas na zastanowienie się. Wrócił po pięciu minutach  notesem do pisania.
- Czy mogę przyjąć zamówienie pań? – spytał.
- Poproszę gorącą czekoladę z bitą śmietaną – powiedziałam.
- Dwa razy – dodała Patricia.
- Jakieś ciasto sobie panie życzą?
- Nie. Dziękujemy – zadecydowała blondynka.
            Mężczyzna odszedł, a ja mogłam dalej zakochiwać się we wnętrzu tak niepozornie wyglądającej na zewnątrz kawiarni. W środku znalazło się lustro w złotych ramach, kilka kryształowych żyrandoli, lampy z abażurami w kolorze czerwonego wina, drewniane stoliki na wygiętych nogach. Było tak jak lubiłam. Pachniało przeszłością, która wykradała się z każdego kąta tego lokalu. Po dłuższej chwili wrócił kelner z naszym zamówieniem.
- Będą na nas źli? – spytała Patricia.
- Nie powinni. W zasadzie cudem uniknęłyśmy śmierci – powiedziałam chichocząc.
- Racja. Pyszna ta czekolada – zachwyciła się blondynka.
- Ostatni raz tak dobrą piłam, kilka lat temu jak byłam na wakacjach w Londynie u babci – dodałam.
            Wypiłyśmy napój, a blondynka zapłaciła za przyjemność, bo ja nie wzięłam z hotelu portfela. Wyszłyśmy z kawiarni i poszłyśmy za drogowskazami, które pokazywały nam drogę do hotelu. Będąc już blisko, zauważyłyśmy stojących przed budynkiem chłopaków.
- Czekacie na nas? – spytała Patricia.
- A na kogo? Uciekłyście nam – powiedział Izzy.
- Wam nie. Uciekłyśmy od waszych fanek. Jedna uderzyła mnie z całej siły w bark. Groziła nam śmierć na miejscu – uzupełniłam Patricie.
- Mogłyście zaczekać – usłyszałam za sobą głos Khana.
- I marznąć? Żartujesz sobie chyba – odpowiedziałam.
- Wyszliśmy jako grupa – powiedział.
- O co ci chodzi? – spytałam.
- O to, że zachowałyście się nieodpowiedzialnie – odpowiedział.
- Każdy z nas jest dorosły i odpowiada za siebie. Nie odeszłyśmy daleko, bo weszłyśmy do kawiarni ulicę dalej. Zresztą nie muszę ci się tłumaczyć – rzekłam i weszłam do hotelu.
- Jay, co ci odbija? Ponoć od samego rana na nią naskakujesz – usłyszałam jeszcze głos Izzy’ego nim zamknęły się za mną drzwi wejściowe.
________________________________________________________________
[1] Rainer Maria Rilke
______________________________________________________________
Hej i czołem!
Tak Was uwielbiam, że daję rozdział wcześniej :). 
Znowu mi się długo pisało rozdział i w zasadzie jest taki o niczym. W następnym znowu się trochę zadzieje, by w jeszcze jednym przejść do jakiś konkretów w wątku miłosnym Ade.
Nie rozpisałam się dziś.

Lady Spark 

3 komentarze:

  1. A ja wiem dlaczego Jay tak naskoczył na Ade! Przecież to jest tak jasne jak słoneczko - bo się w niej zakochał i się o nią martwił! Tak, tak - on się o nią martwił! Ale Jay tak się nie zachowuje, żeby pokazać kobiecie, że zależy ci na niej! O nie to kobiet trzeba delikatnie i z czułością, a nie tak naskakiwać, jakby walnął ją obuchem w głowę! Pamiętaj Khan - do kobiety trzeba z czułością, z czułością!

    A jak ja się cieszę, że odcinek jest wcześniej i mogę Cię molestować o kolejną część :D Tak, tak!

    A więc będę jak osioł ze Shreka - "A daleko nowy odcinek?" :D Buźka :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jay nie chce się przyznać do swoich uczuć, dlatego tak się zachowuje wobec Ade. Jednak musi zrozumieć, że takim zachowaniem nic nie wskóra, jedynie cały czas tylko pogarsza sytuację. Mam nadzieję, że to się szybko zmieni ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Naprawdę, przejawianie swojego zainteresowania dziewczyną za pomocą krzyczenia na nią i wyżywania się nie jest najlepsze. Nie wiem kto uczył Jaya podrywu -.-
    A Richie i Ursula to niby nic, a za chwilę zaproszenia na ślub będą rozsyłać :P
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń