niedziela, 27 lipca 2014

Rozdział siedemnasty – Wspólne wakacje

„Czego się boję? Ciebie, to znaczy siebie bez Ciebie. [2]
25 sierpnia 2006 r.
Tak. W końcu wymarzone wakacje. To było to o czym marzyłam od dawna. Spanie do południa, plaża, słońce no i woda. Tego ostatniego nie potrzebowałam. Nie zbliżałam się do niej jeśli to nie było konieczne. Zdecydowanie wolałam leżenie na kocu i łapanie promieni słonecznych. Był to nasz trzeci z dziesięciu dni wakacji. Taki mały przerywnik w trasie koncertowej, co przyjęłam z ulgą. Dostali je również panowie z US5 tylko był jeden warunek: musimy pojechać wszyscy razem. Bez problemu się zgodziliśmy. Nie przeszkadzało nam spędzenie kolejnego tygodnia wspólnie. Leżałam właśnie na plecach gdy poczułam, czyjeś wilgotne ręce na moim brzuchu.
- Jay, oszalałeś?! - krzyknęłam na cały głos, gdy zobaczyłam uśmiechniętego Khana. - Jesteś mokry! - zauważyłam inteligentnie.
- A ty sucha - stwierdził i przytulił mnie do siebie powodując, że cały mój strój był mokry.
- Odejdź ode mnie potworze - powiedziałam ze śmiechem. - Jestem przez ciebie mokra.
- Chodź na spacer - powiedział i podał mi rękę żebym wstała.
Do naszych rzeczy wróciła akurat Ursula i powiedziała, że chce teraz trochę wyschnąć, więc możemy spokojnie iść na spacer.
Trzymaliśmy się ze ręce. Szliśmy brzegiem oceanu. Woda delikatnie obmywała nasze stopy. Na taką bliskość wody mogłam się zgodzić. Dalej nie było mowy. Za każdym razem gdy szłam obok Jay'a czułam rozpierające mnie szczęście. Zakochałam się. Pierwszy raz od dawna. Cieszyłam się, że spędzamy wakacje razem. Wiatr rozwiewał moje włosy, ale nie było nam zimno. Odpoczęcie od całego zgiełku było nam potrzebne. Musieliśmy naładować akumulatory. Chłopaki mieli nie długo wydać swoją drugą płytę. Ja miałam wejść do studia nagrywać swoją kolejną i na nowo mieliśmy rzucić się w wir koncertów. Tym razem jednak miałam mieć swoją własną trasę, która nie ograniczałaby się tylko do Niemiec, Austrii i Szwajcarii, ale rozchodziła się na całą Europę. Nie chciałam rozłąki z Khanem, ale taką mieliśmy pracę.
Człowiek wie, że to miłość, kiedy chce przebywać z drugą osobą i czuje, że ta druga osoba chce tego samego. [1]
- Zamilkłaś - powiedział Jay.
- Myślę - odpowiedziałam.
- O czym? - spytał.
- Nie długo nie będziemy mieć dla siebie tyle czasu.
- Wiem. Też mnie to martwi. Jednak wierzę, że to przetrwamy - powiedział i pocałował mnie w czoło.
Czego się boję? Ciebie, to znaczy siebie bez Ciebie. [2]
            Zawsze całował mnie w czoło, gdy wyczuwał mój lęk. Jakby chciał w ten sposób ochronić mnie przed całym złem tego świata. W rozłące bałam się tego, że któreś z nas spotka kogoś nowego, że stracimy nasze uczucie. Jay, był przystojnym mężczyzną, który miał całą masę fanek w całych Niemczech, Austrii czy Szwajcarii. Mógł wybierać i przebierać. Mógł mieć każdą na skinienie palca. Jednak trwał przy mnie. Wspierał mnie. On sam czasem potrzebował mojego wsparcia. Gdy bywały dni, że menagerowie co chwila się go o coś czepiali, wieczorem zaglądał do mojego pokoju by chociaż pomilczeć, by pobyć ze mną przez chwilę i opowiedzieć co mu leży na sercu. Doceniałam to, że otwierał się przede mną. Dzięki temu nie mieliśmy przed sobą żadnych sekretów. Z każdym dniem poznawaliśmy się coraz lepiej, a moja miłość do niego rosła z każdym dniem. Nie wyznałam mu jednak miłości. Bałam się, że mnie wtedy odrzuci. Chociaż ze wszystkich sił starał się mi udowodnić, że nie ma drugiej kobiety, z którą planował by życie ja wolałam być ostrożna.
            Co do dziennikarzy to udało nam się przez około trzy miesiące utrzymać nasz związek w tajemnicy. Wydało się podczas jednej, letniej gali, ale w końcu i tak musiało to nastąpić. Od tego czasu występy przed koncertem US5 nie przebiegały już tak wzorowo, dlatego zdecydowano się skrócić mój suport i dać własną trasę koncertową. Tak było lepiej dla wszystkich, a przede wszystkim dla mnie. Nie znosiłam za dobrze gwizdów i różnych wyzwisk, które padały pod moim adresem. Co prawda w Internecie tego było pełno, ale chłopaki i dziewczyny pilnowali żebym nie brała tego wszystkiego do siebie. Nie dawali mi nawet podstaw abym przez chwilę myślała, że nie zasługuje na Khana. W zespole każdy cieszył się, że nasza dwójka w końcu odnalazła wspólną drogą. Izzy, wariował najbardziej. Był pozytywnie zakręcony i za to go wszyscy uwielbiali. Przede wszystkim był jednak moim najlepszym przyjacielem. Co prawda nie mogłam spędzać z nim tak dużo czasu jak kiedyś, bo Jay mimo, że starał się opanować swoją zazdrość to jeszcze nie do końca mu się to udawało, ale robił postępy. Sama nie chciałam mu dawać powodów do zazdrości, jednak nie chciałam wyrzec się też rozmów z Amerykaninem. Dlatego starałam się znaleźć złoty środek i chyba mi się udawało, bo Khan ze spokojem wszystko przyjmował.
- Nie przejmuj się tak. Wszystko będzie dobrze – powiedział mi do ucha i przytulił mocno do siebie.
- Będę tęsknić – stwierdziłam i spojrzałam w jego brązowe oczy.
            Uwielbiałam kolor jego tęczówek. Były jak czekolada. Tak ciepłe i tak przepełnione miłością do mnie. Cały czas, który spędzaliśmy razem był magiczny, najlepszy w moim życiu. Za nic nie chciałam żeby przeminął i dlatego chwytałam każdą chwilę i zapisywałam głęboko w pamięci, by mieć co  wspominać. Uwielbiałam każdy jego najmniejszy gest, każdy uśmiech, czy drgnięcie mięśni. Był kimś z kim mogłam rozmawiać o wszystkim.
- Ja też – odpowiedział. – Będziemy do siebie dzwonić, a czasem nawet uda nam się spotkać. Zobaczysz, że to przetrwamy – zapewniał mnie.
- Obiecujesz? – spytałam.
- Obiecuję – odpowiedział i pocałował mnie.
Zakochałam się w magii słów, w tym, w jaki sposób mnie dotykał i co mówił, kiedy mnie dotykał. Pociągnął mnie za sobą jak wiatr pociąga nasionka dmuchawca.
Ja - bez woli... on jak żywioł. [3]
Wróciliśmy do naszych znajomych. Stanęłam na brzegu pozwalając aby woda obmywała moje stopy. Jay, chciał wejść dalej, ale trzymał mnie za rękę.
- Chodź - powiedział.
- Dobrze wiesz, że boję się wody - rzekłam z wyrzutem.
- Nie masz czego się bać.
- Chcesz to idź - powiedziałam. - Ja wrócę na koc - odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę koca i Uli. Poczułam, że ktoś mnie odwraca w swoją stronę. To był Jay.
- Ufasz mi? - spytał.
- Ufam, ale co ma to do wody?
- Chodź - powiedział i wziął mnie na ręce.
- Jay, nie zrobisz tego. Jay, puść mnie! Jay, proszę! - krzyczałam mocno trzymając się jego szyi. On nic sobie robił z moich krzyków. - Jay, proszę - serce waliło mi jak szalone.
- Przecież cię trzymam - powiedział mi spokojnie.
- Nie ważne. Chce na brzeg.
- Ade, nie zachowuj się jak dziecko.
- To ty się zachowujesz jak dziecko, bo mnie tu przyniosłeś - powiedziałam i zauważyłam, że oddaliliśmy się trochę od brzegu, a Izzy śmieje się z moich krzyków, a towarzyszy mu w tym nie kto inny jak Chris. - Proszę - dodałam.
- Puszczę twoje nogi...
- Nie! - przerwałam mu.
- Puszczę twoje nogi i obejmiesz mnie nimi w biodrach, dobrze? - spojrzał mi w oczy. Pokiwałam przecząco głową i przylgnęłam do niego jeszcze mocniej. - Będę cię cały czas trzymał, a na dodatek ty zaraz złamiesz mi kark, wiec możesz być pewna, że nie wpadniesz do wody. - Dalej kiwałam przecząco głową. Khan tylko wzniósł oczy do niebie i pocałował mnie. Korzystając z mojej rozproszonej uwagi zrobił to o co mnie prosił. - Widzisz? Mówiłem, że cię nie puszczę.
- Nienawidzę cię - szepnęłam.
- Ade, musisz mi ufać - powiedział patrząc mi w oczy.
- Przecież ci ufam!
- Nie widzę tego. Skoro sądzisz, że mógłbym cię puścić.
- Mój strach jest silniejszy. - Pocałował mnie w czoło i nic nie powiedział. - Możemy już na brzeg? - spytałam.
- Ade, przecież nic ci nie jest.
- Jestem ciężka - powiedziałam, mając nadzieję, że ten argument go przekona.
- Nie prawda. Nie bój się. Cała drżysz.
Faktycznie. Drżałam ze strachu, że mnie puści, a nie umiałam pływać. To, że bałam się wody to było prawdziwe okropieństwo, bo w gorące dni nawet gdy byłam nad wodą nie mogłam się ochłodzić wchodząc do chłodnego zbiornika. Wolałam umierać z gorąca na brzegu.
- Uspokój się - powiedział.
- Jak mam to zrobić, jak otacza mnie woda? - spytałam.
- Uspokój się - powtórzył. - Nie puszczę cię.
- Właśnie on cię nie puści. Gorzej jakby Izzy cię trzymał - usłyszałam za sobą głos Chrisa.
- Widzisz.
Oparłam głowę o ramię Jay'a i już nic nie mówiłam. Modliłam się tylko by jak najszybciej dotrzeć na brzeg. Staliśmy w zasadzie całą grupą w wodzie. Brakowało tylko Uli i Richiego, ale oni woleli pobyć sam na sam na kocu. O ile na plaży w ogóle można być sam na sam.
- Jay, chodźmy już - powiedziałam. - Będą cię ręce boleć.
- Właśnie. Nie wiem czy wiesz, ale ona jest strasznie ciężka Jay. Jutro pewnie nie wstaniesz z łóżka. Nie tylko z powodu noszenia jej na rękach - powiedział Izzy i poruszył dwuznacznie brwiami.
- Gdyby nie fakt, że jesteśmy w wodzie - powiedziałam pod nosem.
- Zawsze możesz do niego iść - powiedział Jay i puścił mnie jedną ręką, co spowodowało mój głośny krzyk.
- Khan!!! Chce stąd wyjść - powiedziałam dobitnie. - Proszę.
W końcu wyniósł mnie na brzeg. Sam wrócił do wody, a ja poszłam na koc.
- Nie przeszkadzajcie sobie - rzuciłam do Ursuli i blondyna. - Zabiorę tylko swoje rzeczy i już mnie nie ma.
- Coś się stało? - spytał Richie.
- Za dużo wody - wymamrotałam pod nosem i zaczęłam iść w kierunku wyjścia.
W pokoju wzięłam chłodny prysznic i usiadłam na łóżku. Drzwi zamknęłam na klucz. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać, zresztą nie spodziewałam się nikogo do wieczora, bo dopiero wtedy chłopaki i dziewczyny wrócą z plaży. Nawet nie wiedziałam kiedy zasnęłam. Gdy wstałam było około godziny osiemnastej. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je, by Jay mógł w każdej chwili wejść do pokoju. Sama włączyłam laptopa i wybrałam jakiś film, który był na wyposażeniu pokoju. Włożyłam słuchawki na uszy i odwrócona tyłem do drzwi oglądałam. W pewnej chwili poczułam, że coś jest kładzione na łóżku. Zauważyłam torbę Jaya. Nie specjalnie miałam ochotę z nim rozmawiać. Byłam na niego trochę zła, że wniósł mnie do wody znając moje obawy. Wróciłam do oglądania. On chyba też był na mnie zły, bo wcale nie zwracał na mnie uwagi. Wziął prysznic, przebrał się i wyjął mokre rzeczy z torby. Westchnęłam. Nie miałam ochoty na kolację, więc zostałam w pokoju. Khan wrócił po godzinie i położył się na łóżku. Byłam wtedy akurat na balkonie i syciłam oczy widokiem. Zaczynałam być na niego coraz bardziej wściekła. Zachowywał się tak jakbym to ja mu coś zrobiła. Nawet nie spytał się jak się czuję. Nic. Zero reakcji. Siedziałam na krześle dopóki nie zrobiło mi się zimno. Było to około trzech godzin. Teraz to on oglądał jakiś film. Wzięłam koszulkę i spodenki w jakich spałam i poszłam do łazienki. Kolejny raz w ciągu całego dnia się wykąpałam i wróciłam do łóżka.
- Możesz mi oddać moją poduszkę? - spytałam gdy zauważyłam, że na niej leży.
Podał mi ją bez żadnego słowa. Położyłam się na swojej połowie i próbowałam zasnąć. Jeśli po powrocie do pokoju byłam zła, to kładąc się spać byłam wściekła. Chciało mi się płakać. Gdybym miała swój pokój to chociaż mogłabym się wypłakać, a nie chciałam, żeby Jay słyszał. W końcu jedna zasnęłam. Obudziłam się około drugiej w nocy i nie mogłam już spać. Słyszałam spokojny oddech Jaya. Wstałam po cichu. Nałożyłam klapki na stopy i sweter na ramiona i wyszłam na taras. Było pięknie. Chłodny wiatr rozwiewał moje włosy. Rozkoszowałam się widokiem. Miałam nadzieję, że do rana i Jay'owi przejdzie złość. Ja już nie byłam zdenerwowana.
- Tu jesteś - usłyszałam jego głos, gdy stanął za mną.
- A gdzie miałabym być, co? - spytałam i odwróciłam się w jego stronę.
- Przepraszam. Nie powinienem był cię zmuszać ani wnosić do wody - powiedział ze skruchą.
- W sumie to mi się nawet podobało - powiedziałam ze śmiechem.
- O ty obłudnico! - powiedział i przyciągnął mnie do siebie. - Może dziś też tak zrobię - rzekł i musnął moje wargi swoimi.
- Nie zrobisz tego.
- Dlaczego nie? Podobało ci się - stwierdził.
- I wpadłam jak śliwka w kompot - zaśmiałam się i pozwoliłam się pocałować.
Pod wpływem jego pocałunków  topniałam. Nie mogłam się na niego dłużej gniewać. Cały czas mnie całując zaprowadził mnie do pokoju. Usiadł na brzegu łóżka, a ja na jego kolanach. Nie miał na sobie koszulki. Mogłam spokojnie podziwiać jego umięśnione ciało. Pocałował mnie w szyje. Westchnęłam, wiedział gdzie jest mój słaby punkt. Pozwoliłam, żeby jego ręce błądziły po całym moim ciele. W końcu zdjął mój sweter i koszulkę w której spałam. Od razu zaczął pieścić mój biust. Jeszcze nigdy nie posunęliśmy się do ostatecznego kroku. Czułam, że dziś go zrobimy. Byłam gotowa. Kochałam go. Całowałam jego szyję zostawiając mokre ślady swoich ust. On nie pozostawał mi dłużny. Czuliśmy się spragnieni swoich ciał. W końcu zniecierpliwiony położył mnie na łóżku i dalej poznawał kawałek po kawałku całe moje ciało. Mój oddech stawał się coraz płytszy. Jay powrócił do moich ust. Całował je gwałtownie i agresywnie, nie pozwalając mi złapać oddechu. Prawą ręką dotykał moich piersi. Jęknęłam cicho. Ostatni raz spałam z mężczyzną przed podjęciem studiów. Gregor był wtedy najważniejszym mężczyzną mojego życia i nie żałowałam tego, że to z nim straciłam dziewictwo. Całowałam szyję Jaya i tors. Próbowałam zapamiętać, które fragmenty jego ciała są najbardziej wrażliwe na mój dotyk. Uniemożliwiał mi to rozpraszając mnie co chwila swoimi pocałunkami. W końcu pozbawił mnie reszty ubrania, a ja nie pozostałam mu dłużna. Ogarnięci namiętnością całowaliśmy się jak szaleni. Pragnęliśmy siebie wzajemnie jak szaleni. W najmniej oczekiwanym wszedł we mnie i zaczął się powoli poruszać. Raz przyśpieszał, a raz zwalniał. To było najwspanialsze uczucie jakiego mogłam doświadczyć. Kochać się z mężczyzną, którego kochałam i dać mu jak najwięcej siebie. Doprowadził mnie na sam szczyt by chwilę później samemu znaleźć się raju. Pocałował mnie jeszcze namiętnie i położył się obok. Oddychaliśmy ciężko. Przytuliłam się do niego i zasnęłam.
Największą rozkoszą nie jest sam seks, ale pasja, która mu towarzyszy. Wtedy seks tylko uzupełnia taniec miłości, lecz nigdy nie jest istotą sprawy. [4]
Rano obudziłam się czując, na swoim biodrze czyjąś rękę. Otworzyłam oczy i zauważyłam, że dalej śpię w ramionach Jay'a. Uśmiechnęłam się, bo nie było nic lepszego od tego uczucia. Brunet spał jeszcze w najlepsza. Był taki kochany. Zawsze gdy otaczała nas cała zgraja dziennikarzy i gdy nie mieliśmy wtedy ochoty na żadne zdjęcia to zasłaniał mnie swoim ciałem. W jego silnych ramionach czułam się tak bardzo bezpieczna. Nie potrzebowałam niczego więcej. Tylko jego. Nie chciałam go budzić, ale poczułam przeogromną chęć pocałowania go. Delikatnie musnęłam jego usta, a on się uśmiechnął i przytulił mnie mocniej.
- Tak mogę być budzony codziennie - powiedział.
- No codziennie to nie będziesz, ale do końca wyjazdu to może - stwierdziłam ze śmiechem.
- Kocham cię - pierwszy raz wypowiedział te dwa magiczne słowa.
Ja swoich uczuć byłam pewna od dłuższego czasu, ale nie chciałam być pierwszą, która je wypowie. Czekałam na jego pierwszy ruch. Gdybym go nie kochała to minionej nocy do niczego by nie doszło. Jednak kochałam go i to nie ulegało wątpliwości. Pocałował mnie. Gdybyśmy stali to pod wpływem tego uczucia, które zawsze mi towarzyszyło podczas takich chwil najprawdopodobniej bym upadła. Nagle ktoś zapukał do drzwi.
- Udajemy, że nas nie ma? - zaproponowałam cicho.
- Odpada. Nie zamknąłem drzwi na klucz - odpowiedział Jay. Sprawdził czy jesteśmy dokładnie przykryci. - Proszę.
W drzwiach ukazał nam się Izzy. Szybko zamknęłam oczy, żeby nie wybuchnąć śmiechem na widok jego miny. Nie wiem czego się spodziewał, ale jego twarz wyrażała zdziwienie z zastania nas w łóżku.
- A wy jeszcze w pokoju? - spytał nie wchodząc do środka tylko stojąc w progu i otwierając szeroko drzwi.
- Czy możesz zamknąć drzwi? - poprosiłam. - Nikt nie musi widzieć tego jak wyglądam w łóżku - powiedziałam nim zorientowałam się co powiedziałam.
- No ja bym nie pogardził - zaśmiał się Amerykanin.
- Nikt z wyjątkiem mnie - powiedział Jay i pocałował mnie, a ja tylko westchnęłam.
- Nie chcę wam przeszkadzać w grze wstępnej...
- To wyjdź - przerwał mu Jay, a ja wtuliłam twarz w ramię Khana żeby nie wybuchnąć śmiechem, on sam z kolei ukrył swoją twarz w moich włosach.
- ... ale już jest grubo po dwunastej. - ciągnął dalej Izzy, niezrażony słowami swojego kolegi z zespołu. - Jednak dziewczyny są mocno zaniepokojone tym, że Ade nie było na śniadaniu. Mówiłem im, żeby wam nie przeszkadzać, ale mnie nie słuchały.
- Izzy po prostu wyjdź - powiedziałam w końcu.
- Wyganiasz mnie? - spytał.
- Dosłownie tak - potwierdziłam, patrząc na niego wzrokiem bazyliszka.
Udając urażonego wyszedł, a ja i Khan wybuchnęliśmy śmiechem. W końcu postanowiliśmy wstać i pójść coś zjeść, bo nasze żołądki się tego domagały. Jay właśnie brał prysznic, a ja układałam włosy, gdy usłyszałam pukanie do drzwi.
- Jay, ktoś przyszedł, nie wychodź w samym ręczniku - powiedziałam i poszłam otworzyć drzwi.
- Co zrobiliście Izzy'emu? - Patricia i Ursula weszły bez pytania do pokoju. - Powiedział, że się do was nie odzywa - na te słowa zaczęłam się głośno śmiać.
- Nic. - Widząc ich niedowierzający wzrok powtórzyłam. - Zupełnie nic. Po prostu trochę się z nim podrażniliśmy - zaśmiałam się.
- Idziecie na plażę? - spytała Ula.
- Nie. Najpierw idziemy coś zjeść, a potem mały spacer. Może później na plazę pójdziemy - Khan wyszedł z łazienki na całe szczęście ubrany.
- No to jak chcecie. Widzimy się na plaży, tak? - spytała Patricia.
- Tak - powiedzieliśmy wspólnie
30 sierpnia 2006 r.
            Wakacje dobiegały końca. Nie cieszyłam się z tego powodu. Naładowałam akumulatory, ale wcale nie chciałam wracać do rzeczywistości. Chciałam zostać tu gdzie byłam w danej chwili i cieszyć się bliskością ukochanego mężczyzny oraz przyjaciół. Nie potrzebowałam niczego więcej do szczęścia. Cieszyłam się tym co mam. Jay, od kilku dni robił mi sesje terapeutyczne i próbował oswoić mnie na nowo z wodą. Szło nam to całkiem nie źle. Już nie krzyczałam za każdym razem, gdy brał mnie na ręce i wchodził ze mną do wody. Gdy był przy mnie wcale się nie bałam. Wiedziałam, że nigdy nie zrobiłby niczego wbrew mnie. Szanował mnie i respektował moje lęki.
            Stałam właśnie na brzegu i czekałam na Khana, który poszedł do pobliskiego baru po drinki. Chłodna woda przyjemnie obmywała moje stopy, co dawało uczucie chłodu na całym ciele. Lekki wiatr rozwiewał moje długie włosy. Już za dwa dni mieliśmy wrócić do Berlina. Nie chciałam tego, ale wiedziałam, że muszę. Musieliśmy wrócić do naszych fanów i koncertowania, wywiadów i sesji. Wrócić do tego wszystkiego co dawało nam możliwość spełniania swoich marzeń i ambicji. Cieszyłam się, że daje ludziom radość, że moja muzyka pozwala im oderwać się od problemów dnia codziennego. Jednak czasami miałam wrażenie, że to nie jest to czemu chciałabym poświęcić całe życie. Bo gdzie w tym wszystkim miejsce na miłość, założenie rodziny, posiadanie dzieci? Cały czas bycie na ostrzale natrętnych dziennikarzy, którzy za nic mają twoją prywatność i to, że nie masz ochoty sprzedawać się do samego końca. Nie chciałam w przyszłości obawiać się wyjścia na najbanalniejszy spacer z własnym dzieckiem, bo w każdej chwili mogłam zostać otoczona przez całą gromadę fotografów, a nie chciałam zabierać mojemu potomstwu możliwości zachowania kompletnej prywatności. Jeśli tylko nie będzie chciało wejść w świat fleszy to nie będę go do tego zmuszać. Uszanuję również decyzję, gdy zdecydują się na karierę w show-biznesie. Zrobię to co zrobili moi rodzice. Będę wspierać w każdej podjętej decyzji, bo tylko ich szczęście będzie dla mnie najważniejsze i nic więcej.
            Nagle poczułam, że ktoś mnie bierze na ręce i wbiega ze mną do wody. Po włosach zorientowałam się, że to był Izzy. Od razu zaczęłam przeraźliwie krzyczeć. Nie ufałam tej dredowanej małpie. Trzymałam się go mocno. Stanął w końcu w wodzie tak, że ta sięgała mu klatki piersiowej, co powodowało, że i ja również zostałam zmoczona.
- Odstaw mnie na brzeg! – zażądałam stanowczym tonem.
- Zemsta jest słodka – powiedział i zrobił ruch jakby chciał mnie puścić.
- Izzzzzy! – krzyknęłam ze strachem. – Izzy, odstaw mnie na brzeg – powiedziałam stanowczo.
- Moja przyjaciółka czegoś się boi. To coś nowego – powiedział z ironią w głosie. Wiedziałam, że żartuje i próbuje się zemścić za to, że został wyrzucony z pokoju, ale mógł wybrać sobie inny sposób, a nie igranie z moim największym lękiem. – A jak bym cię teraz puścił? – spytał i ponownie zrobił ruch, że miałam wrażenie, że mnie upuści.
- Izzzzzzy! – na mój krzyk on tylko się zaśmiał. – Jesteś okropny! I ty śmiesz nazywać się moim przyjacielem? – spytałam oburzona.
- Jakoś przy Jay’u tak nie krzyczysz.
- Bo ja jej nie chce wrzucić do wody – za moim plecami pojawił się nie kto inny jak Khan.
- Dobra, dobra – powiedział Izzy i faktycznie mnie puścił, ale refleks Jay’a sprawił, że złapał mnie nim całkowicie zanurzyłam się w wodzie.
            Przylgnęłam do Khana mocno jakby w obawie, że on też mnie puści. Jednak nie musiałam się tego obawiać, bo brunet ani myślał wrzucać mnie do wody.
- Postaw mnie – poprosiłam cicho, tak żeby stojący obok Gallegos tego nie słyszał.
- Jesteś pewna? – spytał.
- Ale będziesz mnie trzymał? – zapytałam dla pewności.
- Tak.
- To jestem pewna.
            Woda sięgała mnie piersi, a Jay’owi trochę niżej. Trzymając swoje dłonie na moich biodrach dawał mi poczucie bezpieczeństwa. Izzy, na szczęście stał dość blisko, więc gdy wzięłam dobry zamach to porządnie go ochlapałam. Zaczęliśmy się bawić jak małe dzieci. Po chwili dołączyli do nas Patricia, Chris i Mikel. Jay, miał trochę utrudnione zadanie w zabawie, bo jedną ręką cały czas trzymał mnie bym się nagle nie wystraszyła. Jednak mój strach przed wodą przy nim uciekał. Dopóki był w zasięgu mojego wzroku czułam się bezpieczna. Wiedziałam, że nie pozwoli zrobić mi krzywdy. W końcu odeszliśmy od chlapiącej się grupy i spojrzeliśmy sobie w oczy. Ktoś zawołał nas z brzegu. To Ursula i Richie stali z aparatami i chcieli nam zrobić kilka zdjęć. Uśmiechnęliśmy się do nich. Gestami dali znać byśmy porobili trochę innych póz. W sumie z całego wypadu mieliśmy całkiem sporo zdjęć, ale takich w wodzie ani jednego. Na koniec całej zabawy w sesję pocałowaliśmy się. I to było jedno z piękniejszych zdjęć jakie nam kiedykolwiek zrobiono.
________________________________________________________________
[1] Nicholas Sparks
[2] Mathias Malzieu
[3] Janusz Leon Wiśniewski
[4] Paulo Coelho
________________________________________________________________
Cześć i czołem!
Jak się macie?
Uwierzcie mi, że końcówka nie wyszła mi tak jak chciałam, ale nie jest źle. Po prostu musiałam coś dopisać żeby rozdział nie był za krótki. Jeszcze kilka rozdziałów i zakończymy pierwszą część.
Źle się dzieje. Od kilku jeśli nie kilkunastu tygodni nic nie napisałam na to opowiadanie. Myślę o nim i w głowie mam kompletną pustkę. Zostały mi tylko dwa rozdziały do przodu i plus trzeci, który nawet nie jest połowy długości... Dlatego też następny rozdział dopiero za miesiąc. Jeśli uda mi się napisać coś do przodu wcześniej to i również na blogu pojawi się coś przed zapowiedzianym terminem. 

Lady Spark 

niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział szesnasty – Pierwsze przeszkody

„Jestem po prostu zazdrosnym facetem. [2]
30 maja 2006 r.
            Siedziałam właśnie z Patricią w salonie i oglądałyśmy jakiś serial. Od dobrych kilku dni byłyśmy w Berlinie, bo chłopaki z US5 mieli dalej nagrywać swoją drugą płytę. Ja, podczas, gdy oni spędzali całe dnie w studio nagraniowym, odpoczywałam i ładowałam akumulatory przed kolejną częścią trasy. Od kilku dni moja skóra nie była katowana tonami makijażu, a włosy nie były torturowane przez układanie ich w najróżniejsze uczesania. Mogłam się w końcu wyspać, czego nie można było powiedzieć o panach. Z samego rana jechali do studia, potem mieli jeszcze trening w sali, bo musieli nauczyć się nowych układów. Z Jay’em prawie wcale się nie widziałam. Zazwyczaj wracał tak zmęczony, że jadł coś na szybko i kładł się spać. Brakowało mi go, ale wiedziałam, że taką mamy pracę. Nie było sentymentów czy taryfy ulgowej. Praca na maksymalnych obrotach. Za tydzień z kolei mieliśmy wznowić trasę koncertową, więc pocieszyłam się myślą, że wtedy będę go miała dla siebie. Podczas tych kilku wolnych dni udało mi się sporo czasu spędzić z rodziną, którą bardzo kochałam. Pracując tak intensywnie, nawet nie zauważyłam kiedy na dworze nastał maj, pojawiła się wiosna i wszystko obudziło się do życia. Dopiero po kilku dniach w Berlinie doszłam do takiego wniosku, który Patricia skomentowała głośnym śmiechem. Cóż czasami już nic nie mówiła na temat mojego zapłonu. Z kolei ja nie komentowałam jej wieczornych spacerów z Watrinem. On z kolei najmniej tracił sił podczas całych dni ciężkiej pracy i każdego wieczora zabierał blondynkę na spacer. Gdy tylko próbowałam z nią o tym porozmawiać natychmiast ucinała temat, mówić, że są tylko przyjaciółmi, ale raz po raz rumieniła się, gdy tylko, ktoś wspomniał jego osobę. Wiedziałam co się święci, ale znałam blondynkę na tyle, że wiedziałam, iż nie ma sensu próbować drążyć tematu póki ona sama nie będzie gotowa go rozpocząć. Czekałam, więc cierpliwie i uśmiechałam się delikatnie pod nosem.
            Nawet nie orientowałam się w fabule oglądanego serialu. Po prostu leciał, bo leciał. Ja byłam skupiona na swoich myślach, a Patricia przeglądała jakieś czasopismo. Najprawdopodobniej dalej myślałabym o wszystkim i o niczym, gdybym nie dostała SMS-a od Khana.
‘Za 15 minut jestem po ciebie’ – tak brzmiała jego treść.
- O nie – jęknęłam.
- Co się stało? – spytała Patricia beznamiętnym tonem.
- Jay będzie po mnie za piętnaście minut – odpowiedziałam.
- No to chyba musisz się naszykować – doradziła mi inteligentnie.
- Nie chce mi się – stwierdziłam ze śmiechem.
‘Zostaniemy u mnie?’ – wystukałam z nadzieją.
- Może zostaniemy u mnie – rzekłam, czekając na wiadomość.
- Leń – rzuciła tylko blondynka.
‘Pójdziemy spacerkiem do mnie’ – odpisał.
- Spaceru mu się zachciało – mruknęłam pod nosem i wstałam z kanapy.
            Zniknęłam w swoim pokoju i szybko wybrałam coś do ubrania [opis]. Kończyłam właśnie wiązać włosy w wysoką kitkę, gdy usłyszałam, że dzwoni. Odrzuciłam połączenie i wrzuciłam telefon do torebki. Nie szykowałam się zbytnio. Podkładem i korektorem zakryłam tylko cienie pod oczami i kilka niedoskonałości skóry. Ubrałam kurtkę i wyszłam z mieszkania. Zjechałam windą i wyszłam z bloku. Czekał już na mnie. Ubrany był w ciemne spodnie, jasne trampki, zieloną bluzkę i czarną, skórzaną kurtkę. Uśmiechnął się gdy mnie zobaczył i podszedł do mnie. Pocałował mnie na powitanie. Westchnęłam lekko i odwzajemniłam pocałunek. Od miesiąca miałam wrażenie, że żyłam w niebie. Zawsze gdy mnie dotykał czułam to samo przyjemne uczucie, a jego usta doprowadzały mnie do szaleństwa, a zawsze gdy spojrzałam w jego brązowe oczu czułam, że cały świat traci znaczenie.
Dotykał mnie wszędzie i przywracał czucie, przez jego dotyk stawałam się na powrót. [1]
            Złapał mnie za rękę i spokojnym krokiem poszliśmy w stronę mieszkania chłopaków, które od mojego było oddalone około dwudziestu minut drogi. Cieszyłam się, że trzymaliśmy się za rękę. Niby taka banalna rzecz, a mnie dawała poczucie ogromnej bliskości z tym mężczyzną. Nie bał się pokazać, że jesteśmy ze sobą blisko, że coś nas łączy. Media jeszcze nic nie wychwyciły, ale to była tylko kwestia czasu. Jay opowiadał, że potrzebują jeszcze dwóch dni i płyta będzie gotowa, a co za tym idzie miał mieć więcej czasu dla mnie. Nie wymagałam do niego codziennych spotkań, długich, telefonicznych rozmów. Wystarczyło, że w ciągu dnia albo sam napisał pierwszy SMS-a albo odpisał na mojego. To wszystko. Rozumiałam jego pracę. Rozumiałam, aż za dobrze. Może właśnie dlatego nasz związek nie był jeszcze wystawiony na ciężką próbę, chociaż mieliśmy dość wybuchowe charaktery. Szybko się denerwowaliśmy gdy coś nie szło po naszej myśli. Wpadaliśmy w złość z byle powodu. Nasza relacja wymagała od nas wiele samodyscypliny i samozaparcia. Musieliśmy czasami chodzić na kompromis, chociażby w sprawie gdzie pójdziemy na spacer lub, w której kawiarni napijemy się kawy.
- Obejrzymy wspólnie jakiś film? – spytał.
- Jeśli to nie będzie tylko horror to zawsze – odpowiedziałam i zapięłam kurtkę, bo zrobiło się trochę chłodno.
- A już miałem taki plan – zaśmiał się i objął mnie ramieniem.
            W jego ramionach czułam się bezpiecznie. Dawał mi poczucie, ze nic mi nie grozi, że jestem dla niego najważniejsza i zawsze będzie mnie bronił. Widziałam w jego brązowych oczach rodzące się do mnie uczucie. Nie ukrywał tego. Pozwalał temu sobą zawładnąć. Pozwalał by to było w nim i go wypełniało. Nie tamował tego. Weszliśmy do mieszkania, a chłopaki siedzieli w kuchni i o czymś rozmawiali.
- Co tu tak wesoło? – spytał Jay.
- Ade, czemu nam nie powiedziałaś, że miałaś taką sesję? Chętnie bym poszedł cię wspierać – powiedział Richie.
- O co wam chodzi? – spytałam, a oni pokazali mi gazetę sesją zdjęciową, którą miałam w dniu, w którym zaczęłam być z Jay’em. Zupełnie o niej zapomniałam. Owszem zautoryzowałam wywiad i wyrzuciłam to z głowy. – Matko zapomniałam o tym! – krzyknęłam.
- Jak mogłaś zapomnieć o takiej sesji?! – spytał Chris z oburzeniem za co dostał ode mnie po blond czuprynie. – Nie mów, że tego nie widzisz.
- Ślepa nie jestem. Widzę
            Faktycznie wyglądałam seksownie? Nawet nie wiedziałam czy to jest dobre określenie tych zdjęć. Była w nich magia i moc. Byłam na nich taka odważna a zarazem nieśmiała. Nie odsłaniałam wiele ciała. Wszystko w nich było idealne. Makijaż, fryzura, strój i oświetlenie. Była to najlepsza sesja w jakiej kiedykolwiek brałam udział. Podobałam się sama sobie co nie zdarzało się często. Zazwyczaj podchodziłam krytycznie do swoich zdjęć. Narzekałam, że albo za dużo obróbki graficznej albo za mało. Tu odnosiłam wrażenie, że nie było jej wcale, chociaż z pewnością usnęli niedoskonałości mojej skóry, wyrównali kolory. Zrobili to jednak tak bardzo delikatnie, że nie miałam do czego się przyczepić. Stałam jak sparaliżowana. Wszyscy na mnie patrzyli. Powinnam być do tego przyzwyczajona, ale dalej dla mnie to było dziwne uczucie. Jednak w końcu zaczęło mi wracać czucie w kończynach. Mogłam być dumna z tej sesji. Mogłam być dumna ze swojego ciała i tego jak wyglądałam. Mogłam, ale nie byłam. Niepewnie uniosłam wzrok na Khana. Stał wmurowany i wpatrywał się w zdjęcie, gdzie byłam w samej koronkowej bieliźnie. Ono miało w sobie najwięcej seksu. Stałam na nim tyłem, ale odwracałam się i spoglądałam w obiektyw z lekkim, zalotnym uśmiechem, który zachęcał do flirtu.
- Jay, wszystko w porządku? – spytałam, widząc, że patrzy na to zdjęcie.
- Tak. W porządku. – Jeszcze w życiu nie słyszałam, żeby do kogokolwiek mówił takim tonem. Zimny dreszcz przebiegł mnie po plecach. – W porządku – powtórzył i nie zaszczycił mnie spojrzeniem.
A moje serce mocno biło
Zacząłem tracić kontrolę. [2]
- Jay, ja kompletnie zapomniałam o tej sesji. Wyleciało mi z głowy – mówiłam do mężczyzny, który już szedł do swojego pokoju.
- Jasne – prychnął na mnie jak wściekły kot. – Ade, przestań. Jestem zły. Rozumiesz to? Zły – powiedział, gdy weszłam za nim do pokoju.
- Jay, przepraszam, że ci nie powiedziałam. Miałam taki zamiar, ale zupełnie o tym zapomniałam.
- Przestań. Każdy facet w Niemczech będzie wiedział jak wyglądasz nago!
- Przesadzasz. Nie jestem na tych zdjęciach bez ubrania – powiedziałam, broniąc się.
- Ale tak to wygląda 0 stwierdził i rzucił gazetę na stół i usiadł na łóżku.
[…] zazdrość podobna jest do teriera, którego nie strząśniesz już z nogi, kiedy raz się w nią wgryzie. [3]
            Milczał. Wpatrywał się w podłogę. Rozumiałam, że mógł być zły. Zdjęcia były dość intymne, ale z drugiej strony nie pozowałam bez ubrań. I naprawdę zapomniałam o tej sesji. Byłam tak zaabsorbowana tym co się dzieje w związku moim i Khana oraz przy promocji płyty, że szybko wyrzuciłam to z głowy. Nie spodziewałam się tego. Widziałam, że był wściekły, że najchętniej wyrzuciłby mnie z pokoju. Nie wiedziałam co robić. Nie chciałam się z nim kłócić. Chciałam rozwiązać to z nim pokojowo, w końcu nie była to niewiadomo jak wielka rzecz, by robić o nią karczemną awanturę. Jednak znałam Jay’a już jakiś czas i wiedziałam, że jego charakter jest tak wybuchowy, że rzeczą niemożliwą było przywrócenie nastroju i atmosfery miłego wieczoru. Postanowiłam jednak spróbować. Usiadłam obok niego i dotknęłam jego ręki, ale natychmiast ją zabrał. To nie był dobry znak. Odczekałam chwilę i ponowiłam gest. Chciałam go tylko uspokoić byśmy mogli porozmawiać, ale znowu się odsunął. Zaczynałam tracić cierpliwość. Gdyby chociaż chciał porozmawiać, ale on uparcie milczał. Był zazdrosny. Przyznał to, ale nie miał o co. Należałam tylko do niego i w życiu nie zgodziłabym się na takie zdjęcia gdybym tylko podejrzewała, że tak bardzo go to rozłości. Ja sama nie widziałam w tych zdjęciach nic złego.
- Jay, porozmawiajmy – powiedziałam i czekałam na odpowiedź. Milczał, nie zaszczycił mnie nawet spojrzeniem. Miałam nieodpartą ochotę krzyczeć na niego, ale wiedziałam, że to nic nie da. To ja z naszej dwójki musiałam być spokojniejsza, chociaż i moja cierpliwość zaczynała się kończyć. – Jay, proszę – powtórzyłam, ale znowu z jego strony nie było nawet najmniejszej reakcji. – Dobra. Wiem, że jesteś zły, staram się to zrozumieć. Jednak skoro nie chcesz ze mną rozmawiać to nie będę zabierać ci więcej czasu. Jak się opanujesz to zadzwoń – rzuciłam na odchodnym i wyszłam z jego pokoju.
            W kuchni w biegu chwyciłam swoją torebkę i opuściłam mieszkanie chłopaków nawet nie zaważając na ich wołania. Byłam zła, ale nie umiałam sprecyzować o co dokładnie. Nie wiedziałam, który moment w zachowaniu Khana mnie denerwował bardziej. W torebce wyszukałam telefon, a w tej samej chwili zadzwonił do mnie Izzy. Nie miałam najmniejszej ochoty na rozmowę z kimkolwiek, więc wyłączyłam całkowicie telefon. Zatrzymałam zbliżającą się taksówkę, a gdy upewniłam się, że jest wolna podałam kierowcy adres. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju. Cała się trzęsłam ze złości, a w moich oczach lśniły łzy. Próbowałam załagodzić naszą pierwszą kłótnię, a on zaczął grać obrażonego księcia. Odliczyłam potrzebną kwotę taksówkarzowi i wysiadłam z samochodu jak oparzona. Zrezygnowałam z windy i wbiegłam po schodach na swoje piętro. Był to nie lada wyczyn. Trzasnęłam głośno drzwiami, jednak to też nie przyniosło oczekiwanej ulgi. Weszłam do salonu i ze starty gazet, które dziś ze sklepu przyniosła Patricia wyjęłam, tę która mnie interesowała. Patricia, była w łazience, bo brała prysznic – słyszałam szum wody. Jeszcze raz przyjrzałam się zdjęciom i doszłam do wniosku, że Jay po prostu przesadził. Owszem kilka było dość zmysłowych, ale żadne z nich nie było, aż tak wyzywająca jak zarzucał Khan. Byłam nie tyle zła, że on się zdenerwował, bo to jeszcze byłam w stanie zrozumieć, ale fakt, że nie słuchał tego co mam do powiedzenia był denerwujący. Przecież mogliśmy porozmawiać spokojnie, a on udawał, że kompletnie nie ma mnie w pokoju.
- Dureń – powiedziałam głośno i rzuciłam gazetę na stół.
- Ty już w mieszkaniu? Krótki był ten spacer – powiedziała Patricia, gdy weszła do salonu.
- Bo to był spacer i kłótnia. Taki wiesz komplet – powiedziałam z ironią i zdjęłam kurtkę.
- Co?
- Wiedziałaś, że wyszła ta gazeta? – spytałam głupio i podałam jej egzemplarz. Doskonale znałam odpowiedź. Przecież skoro czasopismo było w mieszkaniu to mogła je kupić tylko blondynka, która uwielbiała takie rzeczy. Ja z kolei unikałam ich jak ognia. Nie znaczyło to, że nie czytałąm ich wcale, ale z pewnością nie kupowałam ich tonami.
- Tak. Sądziłam, że wiesz.
- Nie wiedziałam. Zapomniałam o tej cholernej sesji zdjęciowej. Tyle się działo, że po zautoryzowaniu wywiadu kompletnie wyrzuciłam to z głowy.
- Ale o co Jay się wściekł? – spytała.
- Jak sądzisz? Jasne, że o zdjęcia, bo przecież nie o to, że dementuje plotki o swoim związku z Izzym – odpowiedziałam.
- Serio? Aż tak? – dopytywała się Patricia. – Wyszłaś na nich tak naturalnie i zmysłowo, a przede wszystkim seksownie.
- I o to seksownie się najbardziej rozchodzi – dodałam. – Idę do siebie. Do jutra – rzuciłam i zamknęłam się w swoim pokoju.
            Bez zmywania makijażu przebrałam się w piżamę, licząc na to, że jutro Khanowi przejdzie i porozmawiamy. Miałam nadzieję, że i mnie przejdzie złość na niego. Miałam ochotę go udusić. Telefon pozostawiłam wyłączony. Domyślałam się, że Izzy próbuje w jakikolwiek sposób się do mnie dodzwonić i dowiedzieć się co się stało, a na rozmowę, z którymkolwiek panów nie miałam ochoty. Położyłam się w kompletnych ciemnościach. Nim się zorientowałam zaczęłam płakać. Było mi przykro. W głębi duszy sądziłam, że Jay’owi spodoba się sesja, że będzie ze mnie dumny. Nie mogłam spać. Martwiłam się i byłam zła. Targały mną przeróżne emocje. Raz chciałam zadzwonić do Khana i spróbować z nim porozmawiać, by za chwilę dojść do wniosku, że on powinien próbować się ze mną skontaktować, a to z kolei prowadziło do opcji włączenia telefonu, a to kompletnie nie wchodziło w grę. Nie miałam pojęcia ile tak myślałam i płakałam, aż w końcu zasnęłam.
            Obudziła mnie dość głośna rozmowa, która toczyła się tuż za moimi drzwiami. Chciałam sprawdzić godzinę na telefonie, ale przypomniałam sobie, że go wyłączyłam. Zerknęłam więc na zegar wiszący na ścianie, po prawej stronie. Była siódma. Zaklęłam szpetnie pod nosem, bo mój organizm miał wrażenie, że spał tylko trzy godziny. Chciałam pójść spać dalej, ale głośno prowadzony dialog nie dawał takiej szansy.
- Jay mówię ci, że musiała zamknąć się od środka – usłyszałam głos przyjaciółki.
Już wiedziałam, kto przerwał mi sen. Najwidoczniej Khan postanowił ze mną porozmawiać. Nagle się przestraszyłam. Jeszcze dzień wcześniej nie przyszła mi do głowy myśl że sesja może doprowadzić do naszego zerwania, ale po przebudzeniu się i uderzającej myśli, że Jay stoi za drzwiami o godzinie siódmej rano, natychmiast zaczęłam się nad tym zastanawiać. Wystraszyłam się, bo przecież to nie był powód. No, przynajmniej nie dla mnie, ale nie wiedziałam jak dla niego. W końcu to był tylko mężczyzna, więc myślał zdecydowanie inaczej niż ja.
Usłyszałam pukanie do drzwi. Nakryłam kołdrą głowę i udawałam, że śpię. W zasadzie nawet nikt by się nie zorientował, że nie śpię, bo podczas ożywionej rozmowy, która toczyła się w przedpokoju nie zdradziłam, że już nie śpię. Pukanie się powtórzyło, tylko tym razem było mocniejsze i głośniejsze. Liczyłam, że jeśli będę cicho to i tak nikt się nie zorientuje i Jay sobie pójdzie. Jednak intruz nie dawał za wygraną. Wiedziałam, że w końcu będziemy musieli porozmawiać, więc wstałam i otworzyłam drzwi. Stał tam Jay.
- Jeśli tak bardzo pragniecie się kłócić za moimi drzwiami to chociaż wybierzcie sobie bardziej ludzką porę – powiedziałam ostro.
- Musimy porozmawiać – rzekł Jay.
- Teraz? – spytałam.
- Tak, teraz – upierał się.
- Wejdź – powiedziałam, co i tak nie było potrzebne, bo w moim pokoju znalazł się od razu gdy spytałam ‘teraz’. Postanowiłam pograć trochę zło o jego zachowanie. Nie zamierzałam poddawać się tak łatwo. – O czym chcesz rozmawiać?
- Płakałaś – bardziej stwierdził fakt, niż spytał.
- O czym chcesz rozmawiać? – powtórzyłam pytanie.
- Ade, przepraszam. Zachowałem się głupio, ale gdy zobaczyłem te zdjęcia w gazecie poczułem się ogromnie zazdrosny i zagrożony. Sam nie wiem dlaczego, bo przecież nie mam powodów, ale sama myśl, że inni mężczyźni będą mogli zobaczyć twoje ciało w gazecie doprowadza mnie do szału. – Powiedział na jednym wdechu, a ja powstrzymywałam się przed wybuchnięciem śmiechem. – Powiesz coś? – spytał.
Nie chciałem cie zranić
Przykro mi, że doprowadziłem cie do płaczu
Nie, nie chciałem cie zranić
Jestem po prostu zazdrosnym facetem. [2]
- Zastanawiam się co mam powiedzieć. Jay nie możesz reagować tak na każde moje zdjęcie w gazecie. To tak jak ja bym się wściekała o to, że uśmiechasz się do jakiejś fanku lub robisz sobie z nią zdjęcie – powiedziałam.
- Wiem, ale jestem o ciebie zazdrosny. Gdy dużo czasu spędzałaś z Izzym, aż mnie skręcało od środka.
Czułem się niepewnie
Przecież mogłaś przestać mnie kochać. [2]
- Mam się bać? To wygląda na chorobliwą zazdrość – powiedziałam.
- Nie. Pracuję nad tym – rzekł i wyciągnął do mnie ręce, by posadzić mnie na swoich kolanach. – Obiecuję – szepnął mi do ucha, a mnie po plecach przeszedł przyjemny dreszcz.
- Jeśli coś jest nie tak musimy ze sobą rozmawiać, a nie tak jak wczoraj udawać, że nie ma tematu. Byłam na ciebie wściekła, ale nie dlatego, że zdenerwowałeś się o zdjęcia, ale o sam fakt, że nie chciałeś porozmawiać.
- Przepraszam. Masz ochotę na śniadanie?
- A ty nie masz być w studio? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Dopiero o dziewiątej – rzekł.
- Mam, ale ty robisz – wróciłam do tematu jedzenia.
- Spryciula! Naleśniki? – zaproponował.
- Najpierw to – powiedziałam i go pocałowałam. Od razu odwzajemnił pocałunek. Zaczynałam się w nim zakochiwać coraz mocniej. Bałam się tego. On sam niewiele mówił o swoich uczuciach, a jeśli już to tylko, że jestem dla niego ważna. Bałam się momentu, w którym on jednak dojdzie do wniosku, że to jednak nie to. Starałam się o tym nie myśleć. Uwielbiałam, gdy mnie całował. Jego usta były tak miękkie, a zarost przyjemnie drapał moją skórę.
- To było nawet lepsze od śniadania – powiedział ze śmiechem.
            On poszedł do kuchni, a ja postanowiłam się ogarnąć. Cieszyłam się, ż między mną a nim wszystko w porządku. Byliśmy ze sobą krótko, więc to było logiczne, że musieliśmy się dotrzeć. Nikt nie mówił, że od razu się dopasujemy. Wyszłam z łazienki i skierowałam się do kuchni. Jay stał przy kuchence i smażył naleśniki. Podeszłam i przytuliłam się do jego pleców.
________________________________________________________________
[1] Wojciech Kuczok
[2] Casey James – „Jealous Guy”
[3] Nicholas Evans
______________________________________________________________
No dobra pokłócili się o głupotę, ale przecież o coś musieli. Jestem zadowolona z tego rozdziału. Nawet długościowo przypomina pierwsze wpisy, więc jest się z czego cieszyć.
Dziękuje za Wasze słowa.
Kocham Was.
Lady Spark