„Czego się boję? Ciebie, to znaczy siebie
bez Ciebie. [2]”
25 sierpnia 2006 r.
Tak. W końcu wymarzone wakacje. To było to
o czym marzyłam od dawna. Spanie do południa, plaża, słońce no i woda. Tego
ostatniego nie potrzebowałam. Nie zbliżałam się do niej jeśli to nie było
konieczne. Zdecydowanie wolałam leżenie na kocu i łapanie promieni słonecznych.
Był to nasz trzeci z dziesięciu dni wakacji. Taki mały przerywnik w trasie
koncertowej, co przyjęłam z ulgą. Dostali je również panowie z US5 tylko był
jeden warunek: musimy pojechać wszyscy razem. Bez problemu się zgodziliśmy. Nie
przeszkadzało nam spędzenie kolejnego tygodnia wspólnie. Leżałam właśnie na
plecach gdy poczułam, czyjeś wilgotne ręce na moim brzuchu.
- Jay, oszalałeś?! -
krzyknęłam na cały głos, gdy zobaczyłam uśmiechniętego Khana. - Jesteś mokry! -
zauważyłam inteligentnie.
- A ty sucha - stwierdził i
przytulił mnie do siebie powodując, że cały mój strój był mokry.
- Odejdź ode mnie potworze -
powiedziałam ze śmiechem. - Jestem przez ciebie mokra.
- Chodź na spacer -
powiedział i podał mi rękę żebym wstała.
Do naszych rzeczy wróciła
akurat Ursula i powiedziała, że chce teraz trochę wyschnąć, więc możemy
spokojnie iść na spacer.
Trzymaliśmy się ze ręce.
Szliśmy brzegiem oceanu. Woda delikatnie obmywała nasze stopy. Na taką bliskość
wody mogłam się zgodzić. Dalej nie było mowy. Za każdym razem gdy szłam obok
Jay'a czułam rozpierające mnie szczęście. Zakochałam się. Pierwszy raz od
dawna. Cieszyłam się, że spędzamy wakacje razem. Wiatr rozwiewał moje włosy,
ale nie było nam zimno. Odpoczęcie od całego zgiełku było nam potrzebne.
Musieliśmy naładować akumulatory. Chłopaki mieli nie długo wydać swoją drugą
płytę. Ja miałam wejść do studia nagrywać swoją kolejną i na nowo mieliśmy
rzucić się w wir koncertów. Tym razem jednak miałam mieć swoją własną trasę,
która nie ograniczałaby się tylko do Niemiec, Austrii i Szwajcarii, ale
rozchodziła się na całą Europę. Nie chciałam rozłąki z Khanem, ale taką
mieliśmy pracę.
Człowiek wie, że to miłość, kiedy chce przebywać z drugą
osobą i czuje, że ta druga osoba chce tego samego. [1]
- Zamilkłaś - powiedział Jay.
- Myślę - odpowiedziałam.
- O czym? - spytał.
- Nie długo nie będziemy mieć
dla siebie tyle czasu.
- Wiem. Też mnie to martwi.
Jednak wierzę, że to przetrwamy - powiedział i pocałował mnie w czoło.
Czego
się boję? Ciebie, to znaczy siebie bez Ciebie. [2]
Zawsze
całował mnie w czoło, gdy wyczuwał mój lęk. Jakby chciał w ten sposób ochronić
mnie przed całym złem tego świata. W rozłące bałam się tego, że któreś z nas
spotka kogoś nowego, że stracimy nasze uczucie. Jay, był przystojnym mężczyzną,
który miał całą masę fanek w całych Niemczech, Austrii czy Szwajcarii. Mógł
wybierać i przebierać. Mógł mieć każdą na skinienie palca. Jednak trwał przy
mnie. Wspierał mnie. On sam czasem potrzebował mojego wsparcia. Gdy bywały dni,
że menagerowie co chwila się go o coś czepiali, wieczorem zaglądał do mojego
pokoju by chociaż pomilczeć, by pobyć ze mną przez chwilę i opowiedzieć co mu
leży na sercu. Doceniałam to, że otwierał się przede mną. Dzięki temu nie
mieliśmy przed sobą żadnych sekretów. Z każdym dniem poznawaliśmy się coraz
lepiej, a moja miłość do niego rosła z każdym dniem. Nie wyznałam mu jednak
miłości. Bałam się, że mnie wtedy odrzuci. Chociaż ze wszystkich sił starał się
mi udowodnić, że nie ma drugiej kobiety, z którą planował by życie ja wolałam
być ostrożna.
Co
do dziennikarzy to udało nam się przez około trzy miesiące utrzymać nasz
związek w tajemnicy. Wydało się podczas jednej, letniej gali, ale w końcu i tak
musiało to nastąpić. Od tego czasu występy przed koncertem US5 nie przebiegały
już tak wzorowo, dlatego zdecydowano się skrócić mój suport i dać własną trasę
koncertową. Tak było lepiej dla wszystkich, a przede wszystkim dla mnie. Nie
znosiłam za dobrze gwizdów i różnych wyzwisk, które padały pod moim adresem. Co
prawda w Internecie tego było pełno, ale chłopaki i dziewczyny pilnowali żebym
nie brała tego wszystkiego do siebie. Nie dawali mi nawet podstaw abym przez
chwilę myślała, że nie zasługuje na Khana. W zespole każdy cieszył się, że
nasza dwójka w końcu odnalazła wspólną drogą. Izzy, wariował najbardziej. Był
pozytywnie zakręcony i za to go wszyscy uwielbiali. Przede wszystkim był jednak
moim najlepszym przyjacielem. Co prawda nie mogłam spędzać z nim tak dużo czasu
jak kiedyś, bo Jay mimo, że starał się opanować swoją zazdrość to jeszcze nie
do końca mu się to udawało, ale robił postępy. Sama nie chciałam mu dawać powodów
do zazdrości, jednak nie chciałam wyrzec się też rozmów z Amerykaninem. Dlatego
starałam się znaleźć złoty środek i chyba mi się udawało, bo Khan ze spokojem
wszystko przyjmował.
- Nie przejmuj się tak.
Wszystko będzie dobrze – powiedział mi do ucha i przytulił mocno do siebie.
- Będę tęsknić – stwierdziłam
i spojrzałam w jego brązowe oczy.
Uwielbiałam
kolor jego tęczówek. Były jak czekolada. Tak ciepłe i tak przepełnione miłością
do mnie. Cały czas, który spędzaliśmy razem był magiczny, najlepszy w moim
życiu. Za nic nie chciałam żeby przeminął i dlatego chwytałam każdą chwilę i
zapisywałam głęboko w pamięci, by mieć co
wspominać. Uwielbiałam każdy jego najmniejszy gest, każdy uśmiech, czy
drgnięcie mięśni. Był kimś z kim mogłam rozmawiać o wszystkim.
- Ja też – odpowiedział. –
Będziemy do siebie dzwonić, a czasem nawet uda nam się spotkać. Zobaczysz, że
to przetrwamy – zapewniał mnie.
- Obiecujesz? – spytałam.
- Obiecuję – odpowiedział i
pocałował mnie.
Zakochałam
się w magii słów, w tym, w jaki sposób mnie dotykał i co mówił, kiedy mnie
dotykał. Pociągnął mnie za sobą jak wiatr pociąga nasionka dmuchawca.
Ja
- bez woli... on jak żywioł.
[3]
Wróciliśmy do naszych
znajomych. Stanęłam na brzegu pozwalając aby woda obmywała moje stopy. Jay,
chciał wejść dalej, ale trzymał mnie za rękę.
- Chodź - powiedział.
- Dobrze wiesz, że boję się
wody - rzekłam z wyrzutem.
- Nie masz czego się bać.
- Chcesz to idź -
powiedziałam. - Ja wrócę na koc - odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę koca i
Uli. Poczułam, że ktoś mnie odwraca w swoją stronę. To był Jay.
- Ufasz mi? - spytał.
- Ufam, ale co ma to do wody?
- Chodź - powiedział i wziął
mnie na ręce.
- Jay, nie zrobisz tego. Jay,
puść mnie! Jay, proszę! - krzyczałam mocno trzymając się jego szyi. On nic
sobie robił z moich krzyków. - Jay, proszę - serce waliło mi jak szalone.
- Przecież cię trzymam -
powiedział mi spokojnie.
- Nie ważne. Chce na brzeg.
- Ade, nie zachowuj się jak
dziecko.
- To ty się zachowujesz jak
dziecko, bo mnie tu przyniosłeś - powiedziałam i zauważyłam, że oddaliliśmy się
trochę od brzegu, a Izzy śmieje się z moich krzyków, a towarzyszy mu w tym nie
kto inny jak Chris. - Proszę - dodałam.
- Puszczę twoje nogi...
- Nie! - przerwałam mu.
- Puszczę twoje nogi i
obejmiesz mnie nimi w biodrach, dobrze? - spojrzał mi w oczy. Pokiwałam
przecząco głową i przylgnęłam do niego jeszcze mocniej. - Będę cię cały czas
trzymał, a na dodatek ty zaraz złamiesz mi kark, wiec możesz być pewna, że nie
wpadniesz do wody. - Dalej kiwałam przecząco głową. Khan tylko wzniósł oczy do
niebie i pocałował mnie. Korzystając z mojej rozproszonej uwagi zrobił to o co
mnie prosił. - Widzisz? Mówiłem, że cię nie puszczę.
- Nienawidzę cię - szepnęłam.
- Ade, musisz mi ufać -
powiedział patrząc mi w oczy.
- Przecież ci ufam!
- Nie widzę tego. Skoro
sądzisz, że mógłbym cię puścić.
- Mój strach jest silniejszy.
- Pocałował mnie w czoło i nic nie powiedział. - Możemy już na brzeg? -
spytałam.
- Ade, przecież nic ci nie
jest.
- Jestem ciężka -
powiedziałam, mając nadzieję, że ten argument go przekona.
- Nie prawda. Nie bój się.
Cała drżysz.
Faktycznie. Drżałam ze
strachu, że mnie puści, a nie umiałam pływać. To, że bałam się wody to było
prawdziwe okropieństwo, bo w gorące dni nawet gdy byłam nad wodą nie mogłam się
ochłodzić wchodząc do chłodnego zbiornika. Wolałam umierać z gorąca na brzegu.
- Uspokój się - powiedział.
- Jak mam to zrobić, jak
otacza mnie woda? - spytałam.
- Uspokój się - powtórzył. -
Nie puszczę cię.
- Właśnie on cię nie puści.
Gorzej jakby Izzy cię trzymał - usłyszałam za sobą głos Chrisa.
- Widzisz.
Oparłam głowę o ramię Jay'a i
już nic nie mówiłam. Modliłam się tylko by jak najszybciej dotrzeć na brzeg.
Staliśmy w zasadzie całą grupą w wodzie. Brakowało tylko Uli i Richiego, ale
oni woleli pobyć sam na sam na kocu. O ile na plaży w ogóle można być sam na sam.
- Jay, chodźmy już -
powiedziałam. - Będą cię ręce boleć.
- Właśnie. Nie wiem czy
wiesz, ale ona jest strasznie ciężka Jay. Jutro pewnie nie wstaniesz z łóżka.
Nie tylko z powodu noszenia jej na rękach - powiedział Izzy i poruszył
dwuznacznie brwiami.
- Gdyby nie fakt, że jesteśmy
w wodzie - powiedziałam pod nosem.
- Zawsze możesz do niego iść
- powiedział Jay i puścił mnie jedną ręką, co spowodowało mój głośny krzyk.
- Khan!!! Chce stąd wyjść -
powiedziałam dobitnie. - Proszę.
W końcu wyniósł mnie na
brzeg. Sam wrócił do wody, a ja poszłam na koc.
- Nie przeszkadzajcie sobie -
rzuciłam do Ursuli i blondyna. - Zabiorę tylko swoje rzeczy i już mnie nie ma.
- Coś się stało? - spytał
Richie.
- Za dużo wody - wymamrotałam
pod nosem i zaczęłam iść w kierunku wyjścia.
W pokoju wzięłam chłodny
prysznic i usiadłam na łóżku. Drzwi zamknęłam na klucz. Nie miałam ochoty z
nikim rozmawiać, zresztą nie spodziewałam się nikogo do wieczora, bo dopiero
wtedy chłopaki i dziewczyny wrócą z plaży. Nawet nie wiedziałam kiedy zasnęłam.
Gdy wstałam było około godziny osiemnastej. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je,
by Jay mógł w każdej chwili wejść do pokoju. Sama włączyłam laptopa i wybrałam
jakiś film, który był na wyposażeniu pokoju. Włożyłam słuchawki na uszy i odwrócona
tyłem do drzwi oglądałam. W pewnej chwili poczułam, że coś jest kładzione na
łóżku. Zauważyłam torbę Jaya. Nie specjalnie miałam ochotę z nim rozmawiać.
Byłam na niego trochę zła, że wniósł mnie do wody znając moje obawy. Wróciłam
do oglądania. On chyba też był na mnie zły, bo wcale nie zwracał na mnie uwagi.
Wziął prysznic, przebrał się i wyjął mokre rzeczy z torby. Westchnęłam. Nie
miałam ochoty na kolację, więc zostałam w pokoju. Khan wrócił po godzinie i
położył się na łóżku. Byłam wtedy akurat na balkonie i syciłam oczy widokiem.
Zaczynałam być na niego coraz bardziej wściekła. Zachowywał się tak jakbym to
ja mu coś zrobiła. Nawet nie spytał się jak się czuję. Nic. Zero reakcji.
Siedziałam na krześle dopóki nie zrobiło mi się zimno. Było to około trzech
godzin. Teraz to on oglądał jakiś film. Wzięłam koszulkę i spodenki w jakich
spałam i poszłam do łazienki. Kolejny raz w ciągu całego dnia się wykąpałam i
wróciłam do łóżka.
- Możesz mi oddać moją
poduszkę? - spytałam gdy zauważyłam, że na niej leży.
Podał mi ją bez żadnego
słowa. Położyłam się na swojej połowie i próbowałam zasnąć. Jeśli po powrocie
do pokoju byłam zła, to kładąc się spać byłam wściekła. Chciało mi się płakać.
Gdybym miała swój pokój to chociaż mogłabym się wypłakać, a nie chciałam, żeby
Jay słyszał. W końcu jedna zasnęłam. Obudziłam się około drugiej w nocy i nie
mogłam już spać. Słyszałam spokojny oddech Jaya. Wstałam po cichu. Nałożyłam
klapki na stopy i sweter na ramiona i wyszłam na taras. Było pięknie. Chłodny
wiatr rozwiewał moje włosy. Rozkoszowałam się widokiem. Miałam nadzieję, że do
rana i Jay'owi przejdzie złość. Ja już nie byłam zdenerwowana.
- Tu jesteś - usłyszałam jego
głos, gdy stanął za mną.
- A gdzie miałabym być, co? -
spytałam i odwróciłam się w jego stronę.
- Przepraszam. Nie powinienem
był cię zmuszać ani wnosić do wody - powiedział ze skruchą.
- W sumie to mi się nawet
podobało - powiedziałam ze śmiechem.
- O ty obłudnico! -
powiedział i przyciągnął mnie do siebie. - Może dziś też tak zrobię - rzekł i
musnął moje wargi swoimi.
- Nie zrobisz tego.
- Dlaczego nie? Podobało ci
się - stwierdził.
- I wpadłam jak śliwka w
kompot - zaśmiałam się i pozwoliłam się pocałować.
Pod wpływem jego pocałunków topniałam. Nie mogłam się na niego dłużej
gniewać. Cały czas mnie całując zaprowadził mnie do pokoju. Usiadł na brzegu
łóżka, a ja na jego kolanach. Nie miał na sobie koszulki. Mogłam spokojnie podziwiać
jego umięśnione ciało. Pocałował mnie w szyje. Westchnęłam, wiedział gdzie jest
mój słaby punkt. Pozwoliłam, żeby jego ręce błądziły po całym moim ciele. W
końcu zdjął mój sweter i koszulkę w której spałam. Od razu zaczął pieścić mój
biust. Jeszcze nigdy nie posunęliśmy się do ostatecznego kroku. Czułam, że dziś
go zrobimy. Byłam gotowa. Kochałam go. Całowałam jego szyję zostawiając mokre
ślady swoich ust. On nie pozostawał mi dłużny. Czuliśmy się spragnieni swoich
ciał. W końcu zniecierpliwiony położył mnie na łóżku i dalej poznawał kawałek
po kawałku całe moje ciało. Mój oddech stawał się coraz płytszy. Jay powrócił
do moich ust. Całował je gwałtownie i agresywnie, nie pozwalając mi złapać oddechu.
Prawą ręką dotykał moich piersi. Jęknęłam cicho. Ostatni raz spałam z mężczyzną
przed podjęciem studiów. Gregor był wtedy najważniejszym mężczyzną mojego życia
i nie żałowałam tego, że to z nim straciłam dziewictwo. Całowałam szyję Jaya i tors.
Próbowałam zapamiętać, które fragmenty jego ciała są najbardziej wrażliwe na
mój dotyk. Uniemożliwiał mi to rozpraszając mnie co chwila swoimi pocałunkami.
W końcu pozbawił mnie reszty ubrania, a ja nie pozostałam mu dłużna. Ogarnięci
namiętnością całowaliśmy się jak szaleni. Pragnęliśmy siebie wzajemnie jak
szaleni. W najmniej oczekiwanym wszedł we mnie i zaczął się powoli poruszać.
Raz przyśpieszał, a raz zwalniał. To było najwspanialsze uczucie jakiego mogłam
doświadczyć. Kochać się z mężczyzną, którego kochałam i dać mu jak najwięcej
siebie. Doprowadził mnie na sam szczyt by chwilę później samemu znaleźć się
raju. Pocałował mnie jeszcze namiętnie i położył się obok. Oddychaliśmy ciężko.
Przytuliłam się do niego i zasnęłam.
Największą rozkoszą nie jest sam seks, ale pasja, która mu
towarzyszy. Wtedy seks tylko uzupełnia taniec miłości, lecz nigdy nie jest
istotą sprawy. [4]
Rano obudziłam się czując, na
swoim biodrze czyjąś rękę. Otworzyłam oczy i zauważyłam, że dalej śpię w
ramionach Jay'a. Uśmiechnęłam się, bo nie było nic lepszego od tego uczucia.
Brunet spał jeszcze w najlepsza. Był taki kochany. Zawsze gdy otaczała nas cała
zgraja dziennikarzy i gdy nie mieliśmy wtedy ochoty na żadne zdjęcia to
zasłaniał mnie swoim ciałem. W jego silnych ramionach czułam się tak bardzo
bezpieczna. Nie potrzebowałam niczego więcej. Tylko jego. Nie chciałam go
budzić, ale poczułam przeogromną chęć pocałowania go. Delikatnie musnęłam jego
usta, a on się uśmiechnął i przytulił mnie mocniej.
- Tak mogę być budzony
codziennie - powiedział.
- No codziennie to nie
będziesz, ale do końca wyjazdu to może - stwierdziłam ze śmiechem.
- Kocham cię - pierwszy raz
wypowiedział te dwa magiczne słowa.
Ja swoich uczuć byłam pewna
od dłuższego czasu, ale nie chciałam być pierwszą, która je wypowie. Czekałam
na jego pierwszy ruch. Gdybym go nie kochała to minionej nocy do niczego by nie
doszło. Jednak kochałam go i to nie ulegało wątpliwości. Pocałował mnie. Gdybyśmy
stali to pod wpływem tego uczucia, które zawsze mi towarzyszyło podczas takich chwil
najprawdopodobniej bym upadła. Nagle ktoś zapukał do drzwi.
- Udajemy, że nas nie ma? -
zaproponowałam cicho.
- Odpada. Nie zamknąłem drzwi
na klucz - odpowiedział Jay. Sprawdził czy jesteśmy dokładnie przykryci. -
Proszę.
W drzwiach ukazał nam się
Izzy. Szybko zamknęłam oczy, żeby nie wybuchnąć śmiechem na widok jego miny.
Nie wiem czego się spodziewał, ale jego twarz wyrażała zdziwienie z zastania
nas w łóżku.
- A wy jeszcze w pokoju? -
spytał nie wchodząc do środka tylko stojąc w progu i otwierając szeroko drzwi.
- Czy możesz zamknąć drzwi? -
poprosiłam. - Nikt nie musi widzieć tego jak wyglądam w łóżku - powiedziałam
nim zorientowałam się co powiedziałam.
- No ja bym nie pogardził -
zaśmiał się Amerykanin.
- Nikt z wyjątkiem mnie -
powiedział Jay i pocałował mnie, a ja tylko westchnęłam.
- Nie chcę wam przeszkadzać w
grze wstępnej...
- To wyjdź - przerwał mu Jay,
a ja wtuliłam twarz w ramię Khana żeby nie wybuchnąć śmiechem, on sam z kolei
ukrył swoją twarz w moich włosach.
- ... ale już jest grubo po
dwunastej. - ciągnął dalej Izzy, niezrażony słowami swojego kolegi z zespołu. -
Jednak dziewczyny są mocno zaniepokojone tym, że Ade nie było na śniadaniu.
Mówiłem im, żeby wam nie przeszkadzać, ale mnie nie słuchały.
- Izzy po prostu wyjdź -
powiedziałam w końcu.
- Wyganiasz mnie? - spytał.
- Dosłownie tak -
potwierdziłam, patrząc na niego wzrokiem bazyliszka.
Udając urażonego wyszedł, a
ja i Khan wybuchnęliśmy śmiechem. W końcu postanowiliśmy wstać i pójść coś
zjeść, bo nasze żołądki się tego domagały. Jay właśnie brał prysznic, a ja
układałam włosy, gdy usłyszałam pukanie do drzwi.
- Jay, ktoś przyszedł, nie wychodź
w samym ręczniku - powiedziałam i poszłam otworzyć drzwi.
- Co zrobiliście Izzy'emu? -
Patricia i Ursula weszły bez pytania do pokoju. - Powiedział, że się do was nie
odzywa - na te słowa zaczęłam się głośno śmiać.
- Nic. - Widząc ich
niedowierzający wzrok powtórzyłam. - Zupełnie nic. Po prostu trochę się z nim
podrażniliśmy - zaśmiałam się.
- Idziecie na plażę? -
spytała Ula.
- Nie. Najpierw idziemy coś
zjeść, a potem mały spacer. Może później na plazę pójdziemy - Khan wyszedł z
łazienki na całe szczęście ubrany.
- No to jak chcecie. Widzimy
się na plaży, tak? - spytała Patricia.
- Tak - powiedzieliśmy
wspólnie
30
sierpnia 2006 r.
Wakacje
dobiegały końca. Nie cieszyłam się z tego powodu. Naładowałam akumulatory, ale wcale
nie chciałam wracać do rzeczywistości. Chciałam zostać tu gdzie byłam w danej
chwili i cieszyć się bliskością ukochanego mężczyzny oraz przyjaciół. Nie
potrzebowałam niczego więcej do szczęścia. Cieszyłam się tym co mam. Jay, od
kilku dni robił mi sesje terapeutyczne i próbował oswoić mnie na nowo z wodą.
Szło nam to całkiem nie źle. Już nie krzyczałam za każdym razem, gdy brał mnie
na ręce i wchodził ze mną do wody. Gdy był przy mnie wcale się nie bałam.
Wiedziałam, że nigdy nie zrobiłby niczego wbrew mnie. Szanował mnie i respektował
moje lęki.
Stałam
właśnie na brzegu i czekałam na Khana, który poszedł do pobliskiego baru po
drinki. Chłodna woda przyjemnie obmywała moje stopy, co dawało uczucie chłodu
na całym ciele. Lekki wiatr rozwiewał moje długie włosy. Już za dwa dni
mieliśmy wrócić do Berlina. Nie chciałam tego, ale wiedziałam, że muszę.
Musieliśmy wrócić do naszych fanów i koncertowania, wywiadów i sesji. Wrócić do
tego wszystkiego co dawało nam możliwość spełniania swoich marzeń i ambicji. Cieszyłam
się, że daje ludziom radość, że moja muzyka pozwala im oderwać się od problemów
dnia codziennego. Jednak czasami miałam wrażenie, że to nie jest to czemu
chciałabym poświęcić całe życie. Bo gdzie w tym wszystkim miejsce na miłość,
założenie rodziny, posiadanie dzieci? Cały czas bycie na ostrzale natrętnych
dziennikarzy, którzy za nic mają twoją prywatność i to, że nie masz ochoty
sprzedawać się do samego końca. Nie chciałam w przyszłości obawiać się wyjścia
na najbanalniejszy spacer z własnym dzieckiem, bo w każdej chwili mogłam zostać
otoczona przez całą gromadę fotografów, a nie chciałam zabierać mojemu
potomstwu możliwości zachowania kompletnej prywatności. Jeśli tylko nie będzie
chciało wejść w świat fleszy to nie będę go do tego zmuszać. Uszanuję również
decyzję, gdy zdecydują się na karierę w show-biznesie. Zrobię to co zrobili moi
rodzice. Będę wspierać w każdej podjętej decyzji, bo tylko ich szczęście będzie
dla mnie najważniejsze i nic więcej.
Nagle
poczułam, że ktoś mnie bierze na ręce i wbiega ze mną do wody. Po włosach
zorientowałam się, że to był Izzy. Od razu zaczęłam przeraźliwie krzyczeć. Nie
ufałam tej dredowanej małpie. Trzymałam się go mocno. Stanął w końcu w wodzie
tak, że ta sięgała mu klatki piersiowej, co powodowało, że i ja również
zostałam zmoczona.
- Odstaw mnie na brzeg! –
zażądałam stanowczym tonem.
- Zemsta jest słodka –
powiedział i zrobił ruch jakby chciał mnie puścić.
- Izzzzzy! – krzyknęłam ze
strachem. – Izzy, odstaw mnie na brzeg – powiedziałam stanowczo.
- Moja przyjaciółka czegoś
się boi. To coś nowego – powiedział z ironią w głosie. Wiedziałam, że żartuje i
próbuje się zemścić za to, że został wyrzucony z pokoju, ale mógł wybrać sobie
inny sposób, a nie igranie z moim największym lękiem. – A jak bym cię teraz
puścił? – spytał i ponownie zrobił ruch, że miałam wrażenie, że mnie upuści.
- Izzzzzzy! – na mój krzyk on
tylko się zaśmiał. – Jesteś okropny! I ty śmiesz nazywać się moim przyjacielem?
– spytałam oburzona.
- Jakoś przy Jay’u tak nie
krzyczysz.
- Bo ja jej nie chce wrzucić
do wody – za moim plecami pojawił się nie kto inny jak Khan.
- Dobra, dobra – powiedział
Izzy i faktycznie mnie puścił, ale refleks Jay’a sprawił, że złapał mnie nim
całkowicie zanurzyłam się w wodzie.
Przylgnęłam
do Khana mocno jakby w obawie, że on też mnie puści. Jednak nie musiałam się
tego obawiać, bo brunet ani myślał wrzucać mnie do wody.
- Postaw mnie – poprosiłam
cicho, tak żeby stojący obok Gallegos tego nie słyszał.
- Jesteś pewna? – spytał.
- Ale będziesz mnie trzymał?
– zapytałam dla pewności.
- Tak.
- To jestem pewna.
Woda
sięgała mnie piersi, a Jay’owi trochę niżej. Trzymając swoje dłonie na moich
biodrach dawał mi poczucie bezpieczeństwa. Izzy, na szczęście stał dość blisko,
więc gdy wzięłam dobry zamach to porządnie go ochlapałam. Zaczęliśmy się bawić
jak małe dzieci. Po chwili dołączyli do nas Patricia, Chris i Mikel. Jay, miał
trochę utrudnione zadanie w zabawie, bo jedną ręką cały czas trzymał mnie bym
się nagle nie wystraszyła. Jednak mój strach przed wodą przy nim uciekał.
Dopóki był w zasięgu mojego wzroku czułam się bezpieczna. Wiedziałam, że nie
pozwoli zrobić mi krzywdy. W końcu odeszliśmy od chlapiącej się grupy i
spojrzeliśmy sobie w oczy. Ktoś zawołał nas z brzegu. To Ursula i Richie stali
z aparatami i chcieli nam zrobić kilka zdjęć. Uśmiechnęliśmy się do nich.
Gestami dali znać byśmy porobili trochę innych póz. W sumie z całego wypadu
mieliśmy całkiem sporo zdjęć, ale takich w wodzie ani jednego. Na koniec całej
zabawy w sesję pocałowaliśmy się. I to było jedno z piękniejszych zdjęć jakie
nam kiedykolwiek zrobiono.
________________________________________________________________
[1] Nicholas Sparks
[2] Mathias Malzieu
[3] Janusz Leon Wiśniewski
[4]
Paulo Coelho
________________________________________________________________
Cześć i czołem!
Jak się macie?
Uwierzcie mi, że końcówka nie wyszła mi
tak jak chciałam, ale nie jest źle. Po prostu musiałam coś dopisać żeby
rozdział nie był za krótki. Jeszcze kilka rozdziałów i zakończymy pierwszą
część.
Źle się dzieje. Od kilku jeśli nie kilkunastu tygodni nic nie napisałam na to opowiadanie. Myślę o nim i w głowie mam kompletną pustkę. Zostały mi tylko dwa rozdziały do przodu i plus trzeci, który nawet nie jest połowy długości... Dlatego też następny rozdział dopiero za miesiąc. Jeśli uda mi się napisać coś do przodu wcześniej to i również na blogu pojawi się coś przed zapowiedzianym terminem.
Lady
Spark