niedziela, 27 lipca 2014

Rozdział siedemnasty – Wspólne wakacje

„Czego się boję? Ciebie, to znaczy siebie bez Ciebie. [2]
25 sierpnia 2006 r.
Tak. W końcu wymarzone wakacje. To było to o czym marzyłam od dawna. Spanie do południa, plaża, słońce no i woda. Tego ostatniego nie potrzebowałam. Nie zbliżałam się do niej jeśli to nie było konieczne. Zdecydowanie wolałam leżenie na kocu i łapanie promieni słonecznych. Był to nasz trzeci z dziesięciu dni wakacji. Taki mały przerywnik w trasie koncertowej, co przyjęłam z ulgą. Dostali je również panowie z US5 tylko był jeden warunek: musimy pojechać wszyscy razem. Bez problemu się zgodziliśmy. Nie przeszkadzało nam spędzenie kolejnego tygodnia wspólnie. Leżałam właśnie na plecach gdy poczułam, czyjeś wilgotne ręce na moim brzuchu.
- Jay, oszalałeś?! - krzyknęłam na cały głos, gdy zobaczyłam uśmiechniętego Khana. - Jesteś mokry! - zauważyłam inteligentnie.
- A ty sucha - stwierdził i przytulił mnie do siebie powodując, że cały mój strój był mokry.
- Odejdź ode mnie potworze - powiedziałam ze śmiechem. - Jestem przez ciebie mokra.
- Chodź na spacer - powiedział i podał mi rękę żebym wstała.
Do naszych rzeczy wróciła akurat Ursula i powiedziała, że chce teraz trochę wyschnąć, więc możemy spokojnie iść na spacer.
Trzymaliśmy się ze ręce. Szliśmy brzegiem oceanu. Woda delikatnie obmywała nasze stopy. Na taką bliskość wody mogłam się zgodzić. Dalej nie było mowy. Za każdym razem gdy szłam obok Jay'a czułam rozpierające mnie szczęście. Zakochałam się. Pierwszy raz od dawna. Cieszyłam się, że spędzamy wakacje razem. Wiatr rozwiewał moje włosy, ale nie było nam zimno. Odpoczęcie od całego zgiełku było nam potrzebne. Musieliśmy naładować akumulatory. Chłopaki mieli nie długo wydać swoją drugą płytę. Ja miałam wejść do studia nagrywać swoją kolejną i na nowo mieliśmy rzucić się w wir koncertów. Tym razem jednak miałam mieć swoją własną trasę, która nie ograniczałaby się tylko do Niemiec, Austrii i Szwajcarii, ale rozchodziła się na całą Europę. Nie chciałam rozłąki z Khanem, ale taką mieliśmy pracę.
Człowiek wie, że to miłość, kiedy chce przebywać z drugą osobą i czuje, że ta druga osoba chce tego samego. [1]
- Zamilkłaś - powiedział Jay.
- Myślę - odpowiedziałam.
- O czym? - spytał.
- Nie długo nie będziemy mieć dla siebie tyle czasu.
- Wiem. Też mnie to martwi. Jednak wierzę, że to przetrwamy - powiedział i pocałował mnie w czoło.
Czego się boję? Ciebie, to znaczy siebie bez Ciebie. [2]
            Zawsze całował mnie w czoło, gdy wyczuwał mój lęk. Jakby chciał w ten sposób ochronić mnie przed całym złem tego świata. W rozłące bałam się tego, że któreś z nas spotka kogoś nowego, że stracimy nasze uczucie. Jay, był przystojnym mężczyzną, który miał całą masę fanek w całych Niemczech, Austrii czy Szwajcarii. Mógł wybierać i przebierać. Mógł mieć każdą na skinienie palca. Jednak trwał przy mnie. Wspierał mnie. On sam czasem potrzebował mojego wsparcia. Gdy bywały dni, że menagerowie co chwila się go o coś czepiali, wieczorem zaglądał do mojego pokoju by chociaż pomilczeć, by pobyć ze mną przez chwilę i opowiedzieć co mu leży na sercu. Doceniałam to, że otwierał się przede mną. Dzięki temu nie mieliśmy przed sobą żadnych sekretów. Z każdym dniem poznawaliśmy się coraz lepiej, a moja miłość do niego rosła z każdym dniem. Nie wyznałam mu jednak miłości. Bałam się, że mnie wtedy odrzuci. Chociaż ze wszystkich sił starał się mi udowodnić, że nie ma drugiej kobiety, z którą planował by życie ja wolałam być ostrożna.
            Co do dziennikarzy to udało nam się przez około trzy miesiące utrzymać nasz związek w tajemnicy. Wydało się podczas jednej, letniej gali, ale w końcu i tak musiało to nastąpić. Od tego czasu występy przed koncertem US5 nie przebiegały już tak wzorowo, dlatego zdecydowano się skrócić mój suport i dać własną trasę koncertową. Tak było lepiej dla wszystkich, a przede wszystkim dla mnie. Nie znosiłam za dobrze gwizdów i różnych wyzwisk, które padały pod moim adresem. Co prawda w Internecie tego było pełno, ale chłopaki i dziewczyny pilnowali żebym nie brała tego wszystkiego do siebie. Nie dawali mi nawet podstaw abym przez chwilę myślała, że nie zasługuje na Khana. W zespole każdy cieszył się, że nasza dwójka w końcu odnalazła wspólną drogą. Izzy, wariował najbardziej. Był pozytywnie zakręcony i za to go wszyscy uwielbiali. Przede wszystkim był jednak moim najlepszym przyjacielem. Co prawda nie mogłam spędzać z nim tak dużo czasu jak kiedyś, bo Jay mimo, że starał się opanować swoją zazdrość to jeszcze nie do końca mu się to udawało, ale robił postępy. Sama nie chciałam mu dawać powodów do zazdrości, jednak nie chciałam wyrzec się też rozmów z Amerykaninem. Dlatego starałam się znaleźć złoty środek i chyba mi się udawało, bo Khan ze spokojem wszystko przyjmował.
- Nie przejmuj się tak. Wszystko będzie dobrze – powiedział mi do ucha i przytulił mocno do siebie.
- Będę tęsknić – stwierdziłam i spojrzałam w jego brązowe oczy.
            Uwielbiałam kolor jego tęczówek. Były jak czekolada. Tak ciepłe i tak przepełnione miłością do mnie. Cały czas, który spędzaliśmy razem był magiczny, najlepszy w moim życiu. Za nic nie chciałam żeby przeminął i dlatego chwytałam każdą chwilę i zapisywałam głęboko w pamięci, by mieć co  wspominać. Uwielbiałam każdy jego najmniejszy gest, każdy uśmiech, czy drgnięcie mięśni. Był kimś z kim mogłam rozmawiać o wszystkim.
- Ja też – odpowiedział. – Będziemy do siebie dzwonić, a czasem nawet uda nam się spotkać. Zobaczysz, że to przetrwamy – zapewniał mnie.
- Obiecujesz? – spytałam.
- Obiecuję – odpowiedział i pocałował mnie.
Zakochałam się w magii słów, w tym, w jaki sposób mnie dotykał i co mówił, kiedy mnie dotykał. Pociągnął mnie za sobą jak wiatr pociąga nasionka dmuchawca.
Ja - bez woli... on jak żywioł. [3]
Wróciliśmy do naszych znajomych. Stanęłam na brzegu pozwalając aby woda obmywała moje stopy. Jay, chciał wejść dalej, ale trzymał mnie za rękę.
- Chodź - powiedział.
- Dobrze wiesz, że boję się wody - rzekłam z wyrzutem.
- Nie masz czego się bać.
- Chcesz to idź - powiedziałam. - Ja wrócę na koc - odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę koca i Uli. Poczułam, że ktoś mnie odwraca w swoją stronę. To był Jay.
- Ufasz mi? - spytał.
- Ufam, ale co ma to do wody?
- Chodź - powiedział i wziął mnie na ręce.
- Jay, nie zrobisz tego. Jay, puść mnie! Jay, proszę! - krzyczałam mocno trzymając się jego szyi. On nic sobie robił z moich krzyków. - Jay, proszę - serce waliło mi jak szalone.
- Przecież cię trzymam - powiedział mi spokojnie.
- Nie ważne. Chce na brzeg.
- Ade, nie zachowuj się jak dziecko.
- To ty się zachowujesz jak dziecko, bo mnie tu przyniosłeś - powiedziałam i zauważyłam, że oddaliliśmy się trochę od brzegu, a Izzy śmieje się z moich krzyków, a towarzyszy mu w tym nie kto inny jak Chris. - Proszę - dodałam.
- Puszczę twoje nogi...
- Nie! - przerwałam mu.
- Puszczę twoje nogi i obejmiesz mnie nimi w biodrach, dobrze? - spojrzał mi w oczy. Pokiwałam przecząco głową i przylgnęłam do niego jeszcze mocniej. - Będę cię cały czas trzymał, a na dodatek ty zaraz złamiesz mi kark, wiec możesz być pewna, że nie wpadniesz do wody. - Dalej kiwałam przecząco głową. Khan tylko wzniósł oczy do niebie i pocałował mnie. Korzystając z mojej rozproszonej uwagi zrobił to o co mnie prosił. - Widzisz? Mówiłem, że cię nie puszczę.
- Nienawidzę cię - szepnęłam.
- Ade, musisz mi ufać - powiedział patrząc mi w oczy.
- Przecież ci ufam!
- Nie widzę tego. Skoro sądzisz, że mógłbym cię puścić.
- Mój strach jest silniejszy. - Pocałował mnie w czoło i nic nie powiedział. - Możemy już na brzeg? - spytałam.
- Ade, przecież nic ci nie jest.
- Jestem ciężka - powiedziałam, mając nadzieję, że ten argument go przekona.
- Nie prawda. Nie bój się. Cała drżysz.
Faktycznie. Drżałam ze strachu, że mnie puści, a nie umiałam pływać. To, że bałam się wody to było prawdziwe okropieństwo, bo w gorące dni nawet gdy byłam nad wodą nie mogłam się ochłodzić wchodząc do chłodnego zbiornika. Wolałam umierać z gorąca na brzegu.
- Uspokój się - powiedział.
- Jak mam to zrobić, jak otacza mnie woda? - spytałam.
- Uspokój się - powtórzył. - Nie puszczę cię.
- Właśnie on cię nie puści. Gorzej jakby Izzy cię trzymał - usłyszałam za sobą głos Chrisa.
- Widzisz.
Oparłam głowę o ramię Jay'a i już nic nie mówiłam. Modliłam się tylko by jak najszybciej dotrzeć na brzeg. Staliśmy w zasadzie całą grupą w wodzie. Brakowało tylko Uli i Richiego, ale oni woleli pobyć sam na sam na kocu. O ile na plaży w ogóle można być sam na sam.
- Jay, chodźmy już - powiedziałam. - Będą cię ręce boleć.
- Właśnie. Nie wiem czy wiesz, ale ona jest strasznie ciężka Jay. Jutro pewnie nie wstaniesz z łóżka. Nie tylko z powodu noszenia jej na rękach - powiedział Izzy i poruszył dwuznacznie brwiami.
- Gdyby nie fakt, że jesteśmy w wodzie - powiedziałam pod nosem.
- Zawsze możesz do niego iść - powiedział Jay i puścił mnie jedną ręką, co spowodowało mój głośny krzyk.
- Khan!!! Chce stąd wyjść - powiedziałam dobitnie. - Proszę.
W końcu wyniósł mnie na brzeg. Sam wrócił do wody, a ja poszłam na koc.
- Nie przeszkadzajcie sobie - rzuciłam do Ursuli i blondyna. - Zabiorę tylko swoje rzeczy i już mnie nie ma.
- Coś się stało? - spytał Richie.
- Za dużo wody - wymamrotałam pod nosem i zaczęłam iść w kierunku wyjścia.
W pokoju wzięłam chłodny prysznic i usiadłam na łóżku. Drzwi zamknęłam na klucz. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać, zresztą nie spodziewałam się nikogo do wieczora, bo dopiero wtedy chłopaki i dziewczyny wrócą z plaży. Nawet nie wiedziałam kiedy zasnęłam. Gdy wstałam było około godziny osiemnastej. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je, by Jay mógł w każdej chwili wejść do pokoju. Sama włączyłam laptopa i wybrałam jakiś film, który był na wyposażeniu pokoju. Włożyłam słuchawki na uszy i odwrócona tyłem do drzwi oglądałam. W pewnej chwili poczułam, że coś jest kładzione na łóżku. Zauważyłam torbę Jaya. Nie specjalnie miałam ochotę z nim rozmawiać. Byłam na niego trochę zła, że wniósł mnie do wody znając moje obawy. Wróciłam do oglądania. On chyba też był na mnie zły, bo wcale nie zwracał na mnie uwagi. Wziął prysznic, przebrał się i wyjął mokre rzeczy z torby. Westchnęłam. Nie miałam ochoty na kolację, więc zostałam w pokoju. Khan wrócił po godzinie i położył się na łóżku. Byłam wtedy akurat na balkonie i syciłam oczy widokiem. Zaczynałam być na niego coraz bardziej wściekła. Zachowywał się tak jakbym to ja mu coś zrobiła. Nawet nie spytał się jak się czuję. Nic. Zero reakcji. Siedziałam na krześle dopóki nie zrobiło mi się zimno. Było to około trzech godzin. Teraz to on oglądał jakiś film. Wzięłam koszulkę i spodenki w jakich spałam i poszłam do łazienki. Kolejny raz w ciągu całego dnia się wykąpałam i wróciłam do łóżka.
- Możesz mi oddać moją poduszkę? - spytałam gdy zauważyłam, że na niej leży.
Podał mi ją bez żadnego słowa. Położyłam się na swojej połowie i próbowałam zasnąć. Jeśli po powrocie do pokoju byłam zła, to kładąc się spać byłam wściekła. Chciało mi się płakać. Gdybym miała swój pokój to chociaż mogłabym się wypłakać, a nie chciałam, żeby Jay słyszał. W końcu jedna zasnęłam. Obudziłam się około drugiej w nocy i nie mogłam już spać. Słyszałam spokojny oddech Jaya. Wstałam po cichu. Nałożyłam klapki na stopy i sweter na ramiona i wyszłam na taras. Było pięknie. Chłodny wiatr rozwiewał moje włosy. Rozkoszowałam się widokiem. Miałam nadzieję, że do rana i Jay'owi przejdzie złość. Ja już nie byłam zdenerwowana.
- Tu jesteś - usłyszałam jego głos, gdy stanął za mną.
- A gdzie miałabym być, co? - spytałam i odwróciłam się w jego stronę.
- Przepraszam. Nie powinienem był cię zmuszać ani wnosić do wody - powiedział ze skruchą.
- W sumie to mi się nawet podobało - powiedziałam ze śmiechem.
- O ty obłudnico! - powiedział i przyciągnął mnie do siebie. - Może dziś też tak zrobię - rzekł i musnął moje wargi swoimi.
- Nie zrobisz tego.
- Dlaczego nie? Podobało ci się - stwierdził.
- I wpadłam jak śliwka w kompot - zaśmiałam się i pozwoliłam się pocałować.
Pod wpływem jego pocałunków  topniałam. Nie mogłam się na niego dłużej gniewać. Cały czas mnie całując zaprowadził mnie do pokoju. Usiadł na brzegu łóżka, a ja na jego kolanach. Nie miał na sobie koszulki. Mogłam spokojnie podziwiać jego umięśnione ciało. Pocałował mnie w szyje. Westchnęłam, wiedział gdzie jest mój słaby punkt. Pozwoliłam, żeby jego ręce błądziły po całym moim ciele. W końcu zdjął mój sweter i koszulkę w której spałam. Od razu zaczął pieścić mój biust. Jeszcze nigdy nie posunęliśmy się do ostatecznego kroku. Czułam, że dziś go zrobimy. Byłam gotowa. Kochałam go. Całowałam jego szyję zostawiając mokre ślady swoich ust. On nie pozostawał mi dłużny. Czuliśmy się spragnieni swoich ciał. W końcu zniecierpliwiony położył mnie na łóżku i dalej poznawał kawałek po kawałku całe moje ciało. Mój oddech stawał się coraz płytszy. Jay powrócił do moich ust. Całował je gwałtownie i agresywnie, nie pozwalając mi złapać oddechu. Prawą ręką dotykał moich piersi. Jęknęłam cicho. Ostatni raz spałam z mężczyzną przed podjęciem studiów. Gregor był wtedy najważniejszym mężczyzną mojego życia i nie żałowałam tego, że to z nim straciłam dziewictwo. Całowałam szyję Jaya i tors. Próbowałam zapamiętać, które fragmenty jego ciała są najbardziej wrażliwe na mój dotyk. Uniemożliwiał mi to rozpraszając mnie co chwila swoimi pocałunkami. W końcu pozbawił mnie reszty ubrania, a ja nie pozostałam mu dłużna. Ogarnięci namiętnością całowaliśmy się jak szaleni. Pragnęliśmy siebie wzajemnie jak szaleni. W najmniej oczekiwanym wszedł we mnie i zaczął się powoli poruszać. Raz przyśpieszał, a raz zwalniał. To było najwspanialsze uczucie jakiego mogłam doświadczyć. Kochać się z mężczyzną, którego kochałam i dać mu jak najwięcej siebie. Doprowadził mnie na sam szczyt by chwilę później samemu znaleźć się raju. Pocałował mnie jeszcze namiętnie i położył się obok. Oddychaliśmy ciężko. Przytuliłam się do niego i zasnęłam.
Największą rozkoszą nie jest sam seks, ale pasja, która mu towarzyszy. Wtedy seks tylko uzupełnia taniec miłości, lecz nigdy nie jest istotą sprawy. [4]
Rano obudziłam się czując, na swoim biodrze czyjąś rękę. Otworzyłam oczy i zauważyłam, że dalej śpię w ramionach Jay'a. Uśmiechnęłam się, bo nie było nic lepszego od tego uczucia. Brunet spał jeszcze w najlepsza. Był taki kochany. Zawsze gdy otaczała nas cała zgraja dziennikarzy i gdy nie mieliśmy wtedy ochoty na żadne zdjęcia to zasłaniał mnie swoim ciałem. W jego silnych ramionach czułam się tak bardzo bezpieczna. Nie potrzebowałam niczego więcej. Tylko jego. Nie chciałam go budzić, ale poczułam przeogromną chęć pocałowania go. Delikatnie musnęłam jego usta, a on się uśmiechnął i przytulił mnie mocniej.
- Tak mogę być budzony codziennie - powiedział.
- No codziennie to nie będziesz, ale do końca wyjazdu to może - stwierdziłam ze śmiechem.
- Kocham cię - pierwszy raz wypowiedział te dwa magiczne słowa.
Ja swoich uczuć byłam pewna od dłuższego czasu, ale nie chciałam być pierwszą, która je wypowie. Czekałam na jego pierwszy ruch. Gdybym go nie kochała to minionej nocy do niczego by nie doszło. Jednak kochałam go i to nie ulegało wątpliwości. Pocałował mnie. Gdybyśmy stali to pod wpływem tego uczucia, które zawsze mi towarzyszyło podczas takich chwil najprawdopodobniej bym upadła. Nagle ktoś zapukał do drzwi.
- Udajemy, że nas nie ma? - zaproponowałam cicho.
- Odpada. Nie zamknąłem drzwi na klucz - odpowiedział Jay. Sprawdził czy jesteśmy dokładnie przykryci. - Proszę.
W drzwiach ukazał nam się Izzy. Szybko zamknęłam oczy, żeby nie wybuchnąć śmiechem na widok jego miny. Nie wiem czego się spodziewał, ale jego twarz wyrażała zdziwienie z zastania nas w łóżku.
- A wy jeszcze w pokoju? - spytał nie wchodząc do środka tylko stojąc w progu i otwierając szeroko drzwi.
- Czy możesz zamknąć drzwi? - poprosiłam. - Nikt nie musi widzieć tego jak wyglądam w łóżku - powiedziałam nim zorientowałam się co powiedziałam.
- No ja bym nie pogardził - zaśmiał się Amerykanin.
- Nikt z wyjątkiem mnie - powiedział Jay i pocałował mnie, a ja tylko westchnęłam.
- Nie chcę wam przeszkadzać w grze wstępnej...
- To wyjdź - przerwał mu Jay, a ja wtuliłam twarz w ramię Khana żeby nie wybuchnąć śmiechem, on sam z kolei ukrył swoją twarz w moich włosach.
- ... ale już jest grubo po dwunastej. - ciągnął dalej Izzy, niezrażony słowami swojego kolegi z zespołu. - Jednak dziewczyny są mocno zaniepokojone tym, że Ade nie było na śniadaniu. Mówiłem im, żeby wam nie przeszkadzać, ale mnie nie słuchały.
- Izzy po prostu wyjdź - powiedziałam w końcu.
- Wyganiasz mnie? - spytał.
- Dosłownie tak - potwierdziłam, patrząc na niego wzrokiem bazyliszka.
Udając urażonego wyszedł, a ja i Khan wybuchnęliśmy śmiechem. W końcu postanowiliśmy wstać i pójść coś zjeść, bo nasze żołądki się tego domagały. Jay właśnie brał prysznic, a ja układałam włosy, gdy usłyszałam pukanie do drzwi.
- Jay, ktoś przyszedł, nie wychodź w samym ręczniku - powiedziałam i poszłam otworzyć drzwi.
- Co zrobiliście Izzy'emu? - Patricia i Ursula weszły bez pytania do pokoju. - Powiedział, że się do was nie odzywa - na te słowa zaczęłam się głośno śmiać.
- Nic. - Widząc ich niedowierzający wzrok powtórzyłam. - Zupełnie nic. Po prostu trochę się z nim podrażniliśmy - zaśmiałam się.
- Idziecie na plażę? - spytała Ula.
- Nie. Najpierw idziemy coś zjeść, a potem mały spacer. Może później na plazę pójdziemy - Khan wyszedł z łazienki na całe szczęście ubrany.
- No to jak chcecie. Widzimy się na plaży, tak? - spytała Patricia.
- Tak - powiedzieliśmy wspólnie
30 sierpnia 2006 r.
            Wakacje dobiegały końca. Nie cieszyłam się z tego powodu. Naładowałam akumulatory, ale wcale nie chciałam wracać do rzeczywistości. Chciałam zostać tu gdzie byłam w danej chwili i cieszyć się bliskością ukochanego mężczyzny oraz przyjaciół. Nie potrzebowałam niczego więcej do szczęścia. Cieszyłam się tym co mam. Jay, od kilku dni robił mi sesje terapeutyczne i próbował oswoić mnie na nowo z wodą. Szło nam to całkiem nie źle. Już nie krzyczałam za każdym razem, gdy brał mnie na ręce i wchodził ze mną do wody. Gdy był przy mnie wcale się nie bałam. Wiedziałam, że nigdy nie zrobiłby niczego wbrew mnie. Szanował mnie i respektował moje lęki.
            Stałam właśnie na brzegu i czekałam na Khana, który poszedł do pobliskiego baru po drinki. Chłodna woda przyjemnie obmywała moje stopy, co dawało uczucie chłodu na całym ciele. Lekki wiatr rozwiewał moje długie włosy. Już za dwa dni mieliśmy wrócić do Berlina. Nie chciałam tego, ale wiedziałam, że muszę. Musieliśmy wrócić do naszych fanów i koncertowania, wywiadów i sesji. Wrócić do tego wszystkiego co dawało nam możliwość spełniania swoich marzeń i ambicji. Cieszyłam się, że daje ludziom radość, że moja muzyka pozwala im oderwać się od problemów dnia codziennego. Jednak czasami miałam wrażenie, że to nie jest to czemu chciałabym poświęcić całe życie. Bo gdzie w tym wszystkim miejsce na miłość, założenie rodziny, posiadanie dzieci? Cały czas bycie na ostrzale natrętnych dziennikarzy, którzy za nic mają twoją prywatność i to, że nie masz ochoty sprzedawać się do samego końca. Nie chciałam w przyszłości obawiać się wyjścia na najbanalniejszy spacer z własnym dzieckiem, bo w każdej chwili mogłam zostać otoczona przez całą gromadę fotografów, a nie chciałam zabierać mojemu potomstwu możliwości zachowania kompletnej prywatności. Jeśli tylko nie będzie chciało wejść w świat fleszy to nie będę go do tego zmuszać. Uszanuję również decyzję, gdy zdecydują się na karierę w show-biznesie. Zrobię to co zrobili moi rodzice. Będę wspierać w każdej podjętej decyzji, bo tylko ich szczęście będzie dla mnie najważniejsze i nic więcej.
            Nagle poczułam, że ktoś mnie bierze na ręce i wbiega ze mną do wody. Po włosach zorientowałam się, że to był Izzy. Od razu zaczęłam przeraźliwie krzyczeć. Nie ufałam tej dredowanej małpie. Trzymałam się go mocno. Stanął w końcu w wodzie tak, że ta sięgała mu klatki piersiowej, co powodowało, że i ja również zostałam zmoczona.
- Odstaw mnie na brzeg! – zażądałam stanowczym tonem.
- Zemsta jest słodka – powiedział i zrobił ruch jakby chciał mnie puścić.
- Izzzzzy! – krzyknęłam ze strachem. – Izzy, odstaw mnie na brzeg – powiedziałam stanowczo.
- Moja przyjaciółka czegoś się boi. To coś nowego – powiedział z ironią w głosie. Wiedziałam, że żartuje i próbuje się zemścić za to, że został wyrzucony z pokoju, ale mógł wybrać sobie inny sposób, a nie igranie z moim największym lękiem. – A jak bym cię teraz puścił? – spytał i ponownie zrobił ruch, że miałam wrażenie, że mnie upuści.
- Izzzzzzy! – na mój krzyk on tylko się zaśmiał. – Jesteś okropny! I ty śmiesz nazywać się moim przyjacielem? – spytałam oburzona.
- Jakoś przy Jay’u tak nie krzyczysz.
- Bo ja jej nie chce wrzucić do wody – za moim plecami pojawił się nie kto inny jak Khan.
- Dobra, dobra – powiedział Izzy i faktycznie mnie puścił, ale refleks Jay’a sprawił, że złapał mnie nim całkowicie zanurzyłam się w wodzie.
            Przylgnęłam do Khana mocno jakby w obawie, że on też mnie puści. Jednak nie musiałam się tego obawiać, bo brunet ani myślał wrzucać mnie do wody.
- Postaw mnie – poprosiłam cicho, tak żeby stojący obok Gallegos tego nie słyszał.
- Jesteś pewna? – spytał.
- Ale będziesz mnie trzymał? – zapytałam dla pewności.
- Tak.
- To jestem pewna.
            Woda sięgała mnie piersi, a Jay’owi trochę niżej. Trzymając swoje dłonie na moich biodrach dawał mi poczucie bezpieczeństwa. Izzy, na szczęście stał dość blisko, więc gdy wzięłam dobry zamach to porządnie go ochlapałam. Zaczęliśmy się bawić jak małe dzieci. Po chwili dołączyli do nas Patricia, Chris i Mikel. Jay, miał trochę utrudnione zadanie w zabawie, bo jedną ręką cały czas trzymał mnie bym się nagle nie wystraszyła. Jednak mój strach przed wodą przy nim uciekał. Dopóki był w zasięgu mojego wzroku czułam się bezpieczna. Wiedziałam, że nie pozwoli zrobić mi krzywdy. W końcu odeszliśmy od chlapiącej się grupy i spojrzeliśmy sobie w oczy. Ktoś zawołał nas z brzegu. To Ursula i Richie stali z aparatami i chcieli nam zrobić kilka zdjęć. Uśmiechnęliśmy się do nich. Gestami dali znać byśmy porobili trochę innych póz. W sumie z całego wypadu mieliśmy całkiem sporo zdjęć, ale takich w wodzie ani jednego. Na koniec całej zabawy w sesję pocałowaliśmy się. I to było jedno z piękniejszych zdjęć jakie nam kiedykolwiek zrobiono.
________________________________________________________________
[1] Nicholas Sparks
[2] Mathias Malzieu
[3] Janusz Leon Wiśniewski
[4] Paulo Coelho
________________________________________________________________
Cześć i czołem!
Jak się macie?
Uwierzcie mi, że końcówka nie wyszła mi tak jak chciałam, ale nie jest źle. Po prostu musiałam coś dopisać żeby rozdział nie był za krótki. Jeszcze kilka rozdziałów i zakończymy pierwszą część.
Źle się dzieje. Od kilku jeśli nie kilkunastu tygodni nic nie napisałam na to opowiadanie. Myślę o nim i w głowie mam kompletną pustkę. Zostały mi tylko dwa rozdziały do przodu i plus trzeci, który nawet nie jest połowy długości... Dlatego też następny rozdział dopiero za miesiąc. Jeśli uda mi się napisać coś do przodu wcześniej to i również na blogu pojawi się coś przed zapowiedzianym terminem. 

Lady Spark 

2 komentarze:

  1. Ta piosenka, plaża, woda - matko, takich wakacji mi się właśnie zachciało. Miłej beztroski w gronie przyjaciół, tak właśnie jak tutaj nasza Ade i cała wesoła zgraja. A z Jaya jest prawdziwy słodziak! Matko jak on kocha Ade i jak się o nią troszczy - tak przyjemnie się o tym czyta. A wiesz co mnie najbardziej ujęło - to, że on broni ją przed fotografami własnym ciałem - aż sobie to wyobraziłam i nie mogłam powstrzymać uśmiechu.

    A Izzy to musi uważać! Bo jeszcze się Jay wkurzy i za takie akcje to może mieć bardzo niemiłą rozmowę :D

    Ale za to Ci powiem, że ta Ursula to ma gust - kręci z najprzystojniejszym, najzabawniejszy, najcudowniejszym i w ogóle naj naj z ekipy US5! :D

    Ej, ja mam czekać miesiąc? :( Muszę Cię zacząć molestować o pisanie nowych odcinków! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Proszę bardzo jakie te wakacja gorące! Nie tylko od słońca. Oni chyba nie mają już wątpliwości, że się kochają. Pięknie ci wyszło :-) a do tego jakże zabawni koledzy :-P zdjęcia w wodzie jak najbardziej na piękną pamiątkę :-)
    A ja czekam aż trochę Izziemu się przestawi w główce od motylków w brzuchu! :-D

    OdpowiedzUsuń